Fałszywe świadectwo w Świętokrzyskim Parku Narodowym
W ostatnich tygodniach doszło do kilku istotnych wydarzeń w sprawie bezprawnych planów zmniejszenia powierzchni Świętokrzyskiego Parku Narodowego o fragment Łyśca. To kolejna próba wskazania, że kwestia Łyśca nie dotyczy „sprawiedliwości dziejowej” dla Oblatów, ale lobbingu biznesowego, w wyniku którego ucierpi Skarb Państwa, przyroda ŚPN oraz cały system ochrony przyrody w Polsce.
Właściciele Łyśca otworzyli konferencję
15 września 2021 r. odbyła się konferencja związana z obchodami 70-lecia ŚPN. Bez wątpienia 70-lecie ŚPN to ważne wydarzenie nie tylko lokalnie, ale też w skali całego kraju. Niestety, obchody związane są z głębokim kryzysem ochrony przyrody w ŚPN, który dotyczy również całego polskiego sytemu ochrony przyrody.
Będąc wykonawcą unikalnych, nigdy wcześniej nie wykonywanych na Łyścu badań przyrodniczych, zgłosiłem wniosek o udział w konferencji jako słuchacz oraz prelegent. Chciałem zaprezentować najbardziej aktualne dane naukowe zebrane przez ekspertów kilku dziedzin przyrodniczych. Niestety odmówiono mi udziału w konferencji. W ten sposób odebrano uczestnikom konferencji możliwości uzyskania wiedzy, która ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia kryzysu w ŚPN. Udziału odmówiono w charakterze słuchaczy także kilku innym przyrodnikom i działaczom społecznym.
Sprawa jest na tyle ważna, że Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i Stowarzyszenie Społeczno-Przyrodnicze MOST zamanifestowały swoją obecność w inny sposób. W Szklanym Domu w Ciekotach odbyła się pikieta, w której wzięło udział około 40 osób z różnych środowisk. Dołączyli do niej działacze KOD, Obywatele RP, Razem, Anarchistyczne Kielce, Polska2050.
Mieliśmy plan wejść na publicznie dostępny teren Szklanego Domu w Ciekotach, gdzie odbywała się konferencja. Straż Parku Narodowego zamknęła jednak przed nami bramę, uniemożliwiając dostanie się na teren Szklanego Domu.
Jeszcze w trakcie konferencji jej organizator, dyrektor ŚPN, Jan Reklewski interweniował u Policji, aby nas uciszyła. Wiemy, że dyrektor był mocno zaniepokojony, skarżył się, że wszystkie te sprawy zorganizowała grupa „badaczy trawników”. W ten sposób dyrektor określił grupę naukowców, którzy za zgodą ministra klimatu i środowiska przeprowadzili najdokładniejsze jak dotąd badania przyrodnicze na Łyścu. Mimo prób zdyskredytowania strony społecznej przez dyrektora, część prelegentów w czasie swoich konferencyjnych wystąpień ostro skrytykowała plany zmniejszenia ŚPN.
Z perspektywy trwającego w ŚPN kryzysu, wymowny jest fakt, że mowę inaugurującą konferencję wygłosił prowincjał zakonu Oblatów. To jasny przekaz, kto jest rzeczywistym właścicielem Łyśca i całego ŚPN. Prowincjał w swoim wystąpieniu tłumaczył się, że „zakonnicy zostali źle zrozumiani”. Nie, zostali bardzo dobrze zrozumiani, stąd nasza demonstracja.
W czasie demonstracji odczytane zostały apele oraz wykład, którego nie pozwolono mi wygłosić na konferencji. Jeden z uczestników demonstracji ogłosił także, że złożył zawiadomienie do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektora ŚPN. Zarzuty dotyczą między innymi nieumiejętności zarządzania Parkiem, tolerowania łamania prawa ochrony przyrody w Parku przez Oblatów oraz planów posadowienia na szczycie Łysicy wieży widokowej, która może doprowadzić do jej zniszczenia. Doniesienie złożono w oparciu o Art. 231. Kodeksu Karnego (Nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego). Czyn ten jest zagrożony karą do 3 lat więzienia.
Na koniec demonstracji Policja wylegitymowała i spisała kilkoro jej uczestników. Parę dni później dowiedzieliśmy się od Policji, że dyrektor ŚPN zgłosił nas jako zakłócających konferencję i Policja rozpoczęła przesłuchania.
Druga konferencja w tajemnicy
28 września br. w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim w Kielcach odbyła się konferencja prasowa. Wzięli w niej udział wojewoda świętokrzyski Zbigniew Koniusz, dyrektor ŚPN Jan Reklewski, superior zakonu Oblatów Marian Puchała oraz przedstawiciele kilku gmin świętokrzyskich.
Konferencja nie została wcześniej ogłoszona, nie zaproszono na nią ważnych mediów, naukowców, działaczy społecznych ani przedstawicieli społeczności lokalnej. Zorganizowanie konferencji w tak ważnej dla polskiego systemu ochrony przyrody sprawie po cichu, jest co najmniej dziwne.
W czasie konferencji superior zakonu Oblatów powiedział wprost, że chodzi mu o przejęcie zabudowań przyklasztornych z przyległymi działkami bo „potrzebuje sal konferencyjnych”. Powiedział też o dziejowej sprawiedliwości, której się domaga. Ta sprawiedliwość ma polegać na „zwróceniu” zakonowi zabudowań na Łyścu wraz z ziemią. Wypowiedź Puchały jest otwartym przyznaniem się, że to zakonnicy lobbują za wyłączeniem terenu z granic parku narodowego w celu uzyskania terenu, a nie odzyskania go. Takie działanie należy ocenić jako zwykłą, biznesową działalność lobbingową, ale również wywieranie nacisku na aparat państwowy. Warto rozważyć, czy nie jest to podżeganie do popełnienia przestępstwa. To też dowód na uwikłanie obecnego rządu w związki z Kościołem Katolickim. Relacje patologiczne, gdyż prowadzące do złamania polskiego prawa, które obowiązuje wszystkich, także zakonników.
Na specjalną uwagę zasługuje wystąpienie wojewody świętokrzyskiego Zbigniewa Koniusza. Przedstawiciel rządu w województwie świętokrzyskim brawurowo przyznał, że nie zna stanowisk naukowców, w tym Rady Naukowej ŚPN w sprawie Łyśca. Starał się zdeprecjonować problem, pytając czy na Łyścu „są jakieś wartości kulturowe, czy tam są jakieś bezcenne rośliny?”, oraz ironizował mówiąc „trawnik na Łyścu nadal będzie rósł”.
Dyrektor ŚPN posunął się do oskarżenia nas o kłamstwo i manipulację. Stwierdził, że przyrodniczy raport, który zleciło Stowarzyszenie MOST, aby rozpoznać wartości przyrodnicze Łyśca jest zmanipulowany.
W czasie konferencji strona rządowo-kościelna odkryła karty. Nie mają znaczenia fakty historyczne, naukowe oraz prawo ochrony przyrody. Wojewoda, zakonnik i dyrektor ŚPN oraz ministerstwo zbudowali maszynę do mielenia prawa w Polsce. Jeśli uda się ją zastosować w przypadku ŚPN, może się to udać również innych miejscach w kraju.
Źródła kryzysu i kilka faktów
Przyczyną obecnej sytuacji są bezpardonowe naciski i lobbing ekonomiczny wywierane przez zakonników z Łyśca na obecny rząd i ministerstwo klimatu i środowiska. Oblaci domagają się „oddania” im wszystkich budynków przyklasztornych wraz z działkami. Mówią o dziejowej sprawiedliwości i o tym, że zaborca rosyjski wyrzucił zakonników z klasztoru. Do forsowania swoich nieprawdziwych tez angażują polityków ministerstwa, posłów, samorządowców i wiernych. W rzeczywistości zakonnicy chcą rozwinąć na szeroką skalę i bez ograniczeń wynikających z Ustawy o ochronie przyrody, działalność biznesową polegająca na organizacji imprez masowych, uruchomieniu hotelu i prawdopodobnie realizacji innych zamierzeń budowlanych. W ostatnich latach udowodnili to, organizując lub goszcząc na Łyścu skandaliczne, niszczące dla ŚPN „wydarzenia religijne” z udziałem tysięcy motocykli, orkiestr dętych itp. O tej sprawie szerzej pisałem we wrześniowym „Dzikim Życiu” w artykule „Szczyt chciwości w Świętokrzyskim Parku Narodowym”.
Wymienię jeszcze raz fakty, ponieważ w ostatnim czasie dochodzi do ich zakłamania:
- klasztor na Łyścu w XII wieku zbudowali Benedyktyni i prowadzili go do 1819 r. Kościół utracił zabudowania w 1819 r. na mocy dekretu prymasa, działającego na podstawie bulli papieża Piusa VII. Kościół odsprzedał budynki klasztorne, uzyskując gratyfikację finansową, a klasztor Benedyktynów uległ kasacie. Od tego momentu klasztor stał się własnością Królestwa Polskiego, a później II i III Rzeczypospolitej. Tak jest do dziś, co potwierdzają ogólnodostępne dokumenty. W 2002 r. Komisja Majątkowa rządowo-kościelna potwierdziła, że nie ma podstaw, by oddawać budynki klasztorne. Mowa o odzyskiwaniu niesprawiedliwie utraconych ziem i własności jest kłamstwem i manipulacją.
- znaczna część klasztoru, którą Oblaci zajęli przed II wojną światową, weszła w ich posiadanie przez zasiedzenie. Nie jest to jednak m.in. budynek Muzeum ŚPN, dawne więzienie.
- obecny dyrektor ŚPN Jan Reklewski jako jedyny dyrektor w całej historii Parku stwierdził, że enklawa na Łyścu bezpowrotnie utraciła swoje wartości przyrodnicze i kulturowe, oraz, że nie ma tam żadnych cennych gatunków, a także, że nie ma tam przedmiotów ochrony ŚPN. Fakty są takie, że teren ten nie utracił swoich wartości przyrodniczych ani kulturowych, a tym bardziej nie utracił ich bezpowrotnie. Występuje tam kilkadziesiąt cennych, chronionych, rzadkich i zagrożonych gatunków. Naukowcy zbadali ponad 5 ha na Łyścu, w tym 1,35 ha, które Oblaci chcą zawłaszczyć i wyniki badań jednoznacznie potwierdzają bardzo wysoką wartość przyrodniczą tego małego kawałka ŚPN. W dodatku pełni on ważne funkcje dla przyrody parku jako bezleśna, poddana wpływom antropogenicznym enklawa. Występują tu gatunki synantropijne, nigdzie indziej nie stwierdzone na terenie ŚPN.
Ponadto przedmioty ochrony ŚPN nigdy nie występują na całej powierzchni parku, w każdym jego metrze kwadratowym, ani nawet niekoniecznie w każdym hektarze. Dyrektor Reklewski mówił o zmianach „urbanizacyjnych”, które rzekomo doprowadziły do utraty wartości na Łyścu. Przede wszystkim nie chodzi o zmiany urbanizacyjne, lecz zmiany antropogeniczne. Zmiany antropogeniczne na Łyścu sięgają początkami pierwszych ludzkich aktywności w tym miejscu. Pierwszą taką zmianą jest przedchrześcijański wał kultowy, który jest zabytkiem archeologicznym. Zresztą cała wierzchowina Łyśca objęta jest ochroną konserwatorską, co oznacza, że w całości prezentuje najwyższe wartości kultury. Choć na Łyścu miało miejsce niemieckie bombardowanie klasztoru w 1939 r., straty nie były duże i w 1950 r. zdecydowano się powołać w tym miejscu park narodowy.
Gdyby argumentacja Reklewskiego powielana przez ministrów, samorządowców, Oblatów, wojewodów i innych miała racjonalne podstawy, to ze wszystkich parków narodowych w Polsce powinno się natychmiast usunąć wszelkie zabudowania, pola, łąki, drogi, parkingi, kościoły i inne obiekty związane z działalnością człowieka. Nawet szlaki turystyczne, wiaty, wieże widokowe, ławki i kosze na śmieci. Ale tego się nie robi, ponieważ byłoby to pozbawione jakichkolwiek podstaw prawnych i zdrowego rozsądku.
Kryzys w ŚPN został wywołany w czasach ministra Jana Szyszki. Już wtedy poseł Przemysław Gosiewski spotykał się z Oblatami i obiecywał, że Łysiec zostanie podarowany zakonnikom. Argumenty prawne i naukowe ówczesnej dyrekcji ŚPN nie robiły na nim wrażenia, zwyczajnie je ignorował. Po śmierci Gosiewskiego, a potem Szyszki, do sprawy wrócił minister środowiska Henryk Kowalczyk oraz partyjny nominat na stanowisku dyrektora ŚPN Jan Reklewski, który wcześniej był pracownikiem ministerstwa środowiska. Dotychczasowi dyrektorzy ŚPN utracili swoje stanowiska, ponieważ nie byli zwolennikami obdarowywania Oblatów majątkiem Skarbu Państwa wbrew obowiązującemu prawu. Od czasów obietnic składanych przez Gosiewskiego wiadomo, że rząd dąży do usunięcia kawałka Łyśca z granic ŚPN, aby ten teren mógł się dostać nienasyconym Oblatom.
Próbowano to zrobić wmawiając Polakom, że zakonnikom teren ten się należy, że klasztor został siłą odebrany, a obecnie, że utracił bezpowrotnie wartości przyrodnicze i kulturowe. To nie odniosło skutku. Ostatnim zabiegiem jest próba przeforsowania rozwiązania polegającego na manipulacji, że jak się doda jakiś las do parku narodowego, to można z ŚPN usunąć jakiś inny, ważny fragment.
Osoby odpowiedzialne za najważniejsze dobra przyrodnicze i kulturowe w Polsce dezinformują i łamią prawo, nie odpowiadają na pytania obywateli. Dzieje się to za plecami wszystkich Polaków, tych religijnych i niereligijnych, katolików, agnostyków, buddystów i ateistów. Wszystkich. Jan Reklewski i kolejni ministrowie środowiska chcą zmanipulować i okłamać wszystkich Polaków, także tych, na których poparcie liczą. Bo wszystkich nas uważają za ciemną masę, którą można sterować. Nie pozwolimy na takie traktowanie obywateli i obywatelek, oraz doprowadzanie do dewastacji środowiska przyrodniczego Polski.
PS. Tuż przed oddaniem tekstu do druku, 2 października Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała wywiad z franciszkaninem o. Stanisławem Jaromim. Jedno z pytań dotyczyło sprawy na Łyścu. Jaromi odpowiedział: „To kolejny przykład ekologicznej porażki. Wbrew opiniom przyrodników i duchowi Laudato si’, klasztor chce wykroić dla siebie kawałek parku narodowego. Bardzo mocno bym chciał przy okazji zaapelować i prosić, żeby niezależnie od swoich racji i argumentów, jednak wycofali się z tego pomysłu. Argumentów jest wiele. Chociażby takie, że Park Narodowy to jest najwyższa forma ochrony przyrody w Polsce. Od 30 lat z inicjatywy księdza Macieja Ostrowskiego i Papieskiej Akademii Teologicznej robiliśmy coroczne sympozja pod hasłem »Sacrum i przyroda» zawsze we współpracy i na terenie jakiegoś parku narodowego. Uczestnicy odwiedzili liczne nasze parki. Sam pamiętam ciekawe spotkania w Ojcowskim, Gorczańskim, Tatrzańskim, Pienińskim czy Magurskim Parku Narodowym. Byliśmy też w Świętokrzyskim Parku Narodowym. Ostateczny argument by o tym powiedzieć wyłonił się niedawno – dzwonili do mnie przyrodnicy, profesorowie, jednocześnie zaangażowani katolicy. I mówią, że dla nich jest to zgorszenie, to co tam się dzieje na Świętym Krzyżu. I to zgorszenie, które niestety wywołują ludzie Kościoła, zakonnicy. Nie tędy droga! Nie czyńmy świata gorszym ale (mimo trudności i samoograniczeń) jednak trochę lepszym, jako wspólny nasz dom”. Pełen tekst pod adresem: ekai.pl/o-jaromi-ofmconv-jak-swiat-ma-byc-zdrowy-jesli-my-nie-chcemy-by-ziemia-byla-goscinnym-domem-dla-wszystkich.
Łukasz Misiuna