DZIKIE ŻYCIE

Piękno ekologii

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

W jakimś amerykańskim podręczniku z lat 70. napisano, że ekologia to nauka o pojedynczych przypadkach (science of case studies). To podkreślenie faktu, że praktycznie nie ma tu żadnych ogólnych reguł. To rezultat ogromnej złożoności układów składających się ze zróżnicowanego środowiska fizycznego i jeszcze większej bioróżnorodności. Ilość możliwych połączeń i zależności w takim układzie jest niepoliczalna. Zależności obserwowane w jednym obszarze nie muszą sprawdzać się w innym. To przyprawia o ból głowy administratorów i zarządzających środowiskiem, ale budzi zachwyt naukowców. Kłopoty zaczynają się, gdy wprowadzane są regulacje środowiskowe, które mają być uniwersalne. W ostatnim wzmożonym zainteresowaniu Bałtykiem, otrzymałem wiele próśb o podpisanie apeli, przyłączenie się do protestu czy zajęcie stanowiska. We wszystkich przypadkach chodziło o problemy, które zaobserwowano na morzach europejskich – zwykle na Morzu Śródziemnym czy na Atlantyku – i teraz zgłoszono je jako ważne również dla Bałtyku. Interesujące, że równocześnie powtarzał się apel o „zatrzymanie spadku różnorodności”, jak i „zatrzymanie napływu gatunków inwazyjnych”. To dwa prawdziwe problemy, w różnym stopniu dotyczące różnych obszarów, ale w żadnym stopniu nie dotyczą one Bałtyku.


Połowa z widocznych (i tych niewidocznych pod wodą) na tym zdjęciu roślin i zwierząt to gatunki obce dla Bałtyku ale co z tego? Niczemu nie zaszkodziły a walka z nimi jest walką z naturalną zmiennością ekosystemu. Za to kamienny nasyp na półwyspie od strony Zatoki – to zbrodnia przeciwko środowisku, mechaniczne zniszczenie naturalnych siedlisk (trzcinowiska i podmokłe łąki). Takie konstrukcje niszczą fundament bioróżnorodności, czyli zróżnicowaną, naturalną przestrzeń do życia i nie poprawiają niczego – bo od Zatoki fale półwyspowi nie grożą. Fot. Jan Marcin Węsławski
Połowa z widocznych (i tych niewidocznych pod wodą) na tym zdjęciu roślin i zwierząt to gatunki obce dla Bałtyku ale co z tego? Niczemu nie zaszkodziły a walka z nimi jest walką z naturalną zmiennością ekosystemu. Za to kamienny nasyp na półwyspie od strony Zatoki – to zbrodnia przeciwko środowisku, mechaniczne zniszczenie naturalnych siedlisk (trzcinowiska i podmokłe łąki). Takie konstrukcje niszczą fundament bioróżnorodności, czyli zróżnicowaną, naturalną przestrzeń do życia i nie poprawiają niczego – bo od Zatoki fale półwyspowi nie grożą. Fot. Jan Marcin Węsławski

Zatrzymanie spadku różnorodności to złożony problem, bo nie tylko chodzi o wymieranie gatunków, ale o zmianę proporcji pomiędzy liczbą gatunków i liczebnością populacji. W stawie gdzie jest 5 ryb, ale każda z innego gatunku, różnorodność jest wyższa niż w podobnym zbiorniku, gdzie ryb jest 500, ale z dwóch gatunków. W Bałtyku, który jest morzem przechodzącym kolejny etap ewolucji, skład gatunkowy wciąż rośnie. Od początku XX w. przybyło w nim około 200 gatunków, ale nie ubył żaden. Zupełnie inną dyskusją jest ocena – czy to dobrze? Nie ma też żadnej zasady, która powie nam „ile gatunków ma być”? Odpowiedzią jest „tyle, ile się zmieści” system wyreguluje się sam i nigdy nie wiemy, jak to zrobi. Spadek różnorodności jest prawdziwym problemem na bielejących rafach koralowych czy niszczonych przez przemysł tropikalnych ekosystemach płytkowodnych, albo wrażliwych ekosystemach głębokiego dna narażonych przez górnictwo morskie.

Z tym łączy się drugi, często powtarzany apel o powstrzymanie gatunków obcych. Są miejsca i ekosystemy, gdzie ten problem jest prawdziwy i należałoby mu zaradzić. W morzu najbliższym przykładem jest zastąpienie na Morzu Północnym rodzimej ostrygi gatunkiem podobnym pochodzącym z Pacyfiku, który rośnie szybciej i ma grubszą skorupę, przez co jest mniej opłacalny w eksploatacji. Od kilkunastu lat trwają dyskusje i próby poradzenia sobie z tym problemem, ale obecnie okazało się, że „nowa” ostryga przez swoją aktywność wspomaga również wzrost rodzimego gatunku, a w dodatku stała się istotnym czynnikiem wiązania węgla z atmosfery.

Na Bałtyku nowe gatunki zwykle przez pierwszy moment od swego pojawienia się budziły obawy: „na pewno coś zniszczą albo wyprą gatunki rodzime”. Ale nic takiego się nie stało. Nowe gatunki zadomowiły się lepiej lub gorzej (w sensie liczebności populacji), i wykazały zaskakujące nowe dopasowania do nowego obszaru.

Szkoda energii społecznej – mobilizowania emocji i szkoda podejmowana wysiłków, które są niewłaściwie skierowane. Sorry, ale ekologia to trudna nauka i nie ma tu rozwiązań technicznych.

Prof. Jan Marcin Węsławski