DZIKIE ŻYCIE

Tygrzyk – pająk w skórze osy

Tomasz Buczek

Jakoś trzydzieści lat temu mój znajomy, powróciwszy z badań torfowisk węglanowych w okolicach Chełma, podekscytowanym głosem opowiedział mi o obserwacji tygrzyka. Spostrzegłszy zakłopotanie, wyjaśnił, że chodzi o pająka, będącego wówczas osobliwością po wschodniej stronie Wisły. Dzisiaj jeśli ktoś z entuzjazmem mówi o spotkaniu tygrzyka to nie z powodu rzadkości występowania, lecz z powodu wyjątkowej urody gatunku.

Pierwsza obserwacja tygrzyka w obecnych granicach Polski pochodzi z Galicji z 1874 r. Kluczowe dla rozszerzania zasięgu były ostatnie trzy dekady, podczas których nasz bohater nie próżnował. W 1995 r. tygrzyk był na tyle rzadki, że znalazł się na liście gatunków prawnie chronionych, lecz w 2011 r. został wykreślony z tej, bądź co bądź, niechlubnej listy. Obecnie jest jednym z najpospolitszych pająków środowisk łąkowych, torfowisk czy suchych muraw stepowych. Jako że tygrzyk reprezentuje faunę śródziemnomorską, jego ekspansję ku północnym krainom tłumaczy się ocieplaniem klimatu.


Para tygrzyków w trakcie godów. Fot. Tomasz Buczek
Para tygrzyków w trakcie godów. Fot. Tomasz Buczek

Żaden z krajowych pająków nie dorównuje urodą i rozmiarami przedstawicielkom tygrzyka. Wymieniam je przede wszystkim dlatego, że 99,9 procent obserwacji gatunku dotyczy samic. Osiągają one 25 mm długości a wraz z długimi smukłymi odnóżami drugie tyle. Przesiadując zwykle na środku pajęczyny, odważnie prezentują urodę: olbrzymi odwłok i kończyny w żółto-czarne poprzeczne pasy oraz mniejszy szarobrązowy głowotułów połyskujący licznymi srebrzystoszarymi włoskami. Występowanie czarnych i żółtych pasków może być mimikrą – upodobnieniem do żądlących os. Dzięki ubarwieniu samic tygrzyk zasłużył sobie na angielską nazwę Wasp Spider. Niezależnie od ewolucyjnych interpretacji zestawienie barw jest znanym drapieżnikom komunikatem „nawet nie próbuj! jestem jadowita!”. Mniej przekonujące teorie przypisują barwie tygrzyc zapewnienie kamuflażu w otwartych środowiskach łąkowych lub znaczenie w wabieniu ofiar.

Osiągające ledwie jedną piątą rozmiaru samic, samce wyglądają przy nich jak bokserzy wagi piórkowej przy zawodniczkach wagi superciężkiej. Są przy tym smuklejsi i mniej kontrastowo ubarwieni, brązowi z delikatnymi żółtymi paskami wzdłuż odwłoka.


Samica tygrzyka czatująca na zdobycz w sieci z charakterystycznym zygzakiem (z grubszych pasm pajęczyny). Fot. Tomasz Buczek
Samica tygrzyka czatująca na zdobycz w sieci z charakterystycznym zygzakiem (z grubszych pasm pajęczyny). Fot. Tomasz Buczek

Nie zapomnę jednej przygody z tygrzykiem w roli głównej. Moją uwagę przykuła dorodna samica przesiadująca na charakterystycznej dla tego gatunku pajęczynie, którą wyróżnia pogrubiony wieloma nićmi bielejący szew, biegnący od centrum pionowo ku dołowi. Pułapka była rozpięta na źdźbłach traw i turzyc, około 40 centymetrów nad ziemią. Przygotowałem aparat z obiektywem makro i rozpocząłem sesję fotograficzną. Pierwsze kilka zdjęć w pełnym sierpniowym słońcu... żółto-czarne paski wyglądały wyśmienicie. Po chwili przy zachmurzonym niebie światło wyeksponowało połysk szarych włosków. Oddaliłem nieco obiektyw by uchwycić odrobinę więcej tła i wówczas w kadrze pojawiła się sylwetka samca. Był po drugiej stronie pajęczyny. Samiec zbliżał się do wybranki i oddalał, jakby chciał przyzwyczaić ją do swojej obecności lub by zbyt szybko nie dać się skonsumować. Słowo konsumpcja nabiera w tym przypadku dwojakiego znaczenia. Nie miałem wówczas świadomości, jakim fartem było obserwować ich razem. Fotografowałem je to z jednej, to z drugiej strony pajęczej sieci, ustawiając ostrość to na niego, to na nią. Z niewiadomej przyczyny nie doszło do miłosnej kulminacji. By nie podzielić losu większości przodków i nie stać się posiłkiem samicy, samiec czym prędzej czmychnął. Tym samym, dołączył do „klubu 20”, bo tylko tylu samcom na stu udaje się uniknąć tragicznego losu. Socjobiolodzy tłumaczą kanibalizm płciowy ofiarowaniem ciała zapewniającym samicy energię do złożenia jaj. Taki pogląd kłóci się z możliwościami łowieckimi samic tygrzyków zadowalających się okazalszymi posiłkami, jak koniki polne czy ważki. O wiele bardziej prawdopodobne jest wyjaśnienie, że bycie posiłkiem następuje na skutek wydłużania kopulacji, poprzez którą samiec zapewnia sobie wyłączność zapłodnienia. Potwierdza to również fakt, że samce, którym udało się ujść z życiem po krótszej kopulacji pozostawiają w narządach rodnych wybranek kopulator, jako swego rodzaju zatyczkę eliminującą możliwość spółkowania z innymi samcami. Bezdusznym językiem biologii powiedzielibyśmy, że to strategia zapewniająca samcom sukces w promocji własnych genów. Śmierć staje się okupem za wyłączność, konieczną ofiarą po długotrwałej wędrówce w poszukiwaniu partnerki. Samice nawet nie udają niedostępnych. Dzięki wydzielanym feromonom wytyczają samcom wiodącą w ich objęcia zapachową ścieżkę. Dla ułatwienia samcom odnalezienia drogi do pajęczyny, niczym Ariadna Tezeuszowi, opuszczają do ziemi wspinaczkową nić.

Historia życia tygrzyków na tym się nie kończy, lecz właśnie się rozpoczyna. Wszak z zapłodnionych jaj wykluje się nowe pokolenie. Niełatwo wskazać w którym momencie rozpoczynają się, a kiedy kończą cykle przyrody. Gdy nadchodzi jesień, troskliwa matka umieszcza jaja w zawieszonym nisko nad ziemią kulistym w kokonie o średnicy około 2 cm. Zanim nastanie zima wykluje się z nich nawet 400 maleńkich pajączków, które w stanie hibernacji przetrwają do przełomu kwietnia i maja. Po wybudzeniu część wyruszy pieszo w poszukiwaniu własnego miejsca na Ziemi. Inne dostawszy się na szczyt suchych roślin, wspólnie wybudują sieć, która uniesie je ku terra incognita. Powiemy z rozczuleniem – wiosenne tygrzykowe babie lato. W języku nauki to przykład aeronautycznych zdolności gatunku, zdolności które umożliwiają tygrzykom szybką ekspansję na terenach Polski.

Przyroda kolejny raz zaskakuje. Odkrywamy ją na nowo, każdy dla siebie. Być może najłatwiej byłoby o tym i owym przeczytać w Wikipedii czy na stronach, gdzie zapaleńcy przyrodnicy dzielą się swoimi obserwacjami i wrażeniami. Jednak nawet najmniejsze, lecz dokonywane samodzielnie odkrycia przynoszą o wiele więcej radości, a za towarzyszący dreszczyk emocji można by wiele oddać. To one zapadają w pamięć a nie dziesiątki przestudiowanych stron i setki przeglądanych fotografii. Nie wstydźmy się naszych małych odkryć  i dzielenia się nimi.

Tomasz Buczek

Tomasz Buczek – nauczyciel biologii w jednym z lubelskich liceów. Z zamiłowania ornitolog. Autor licznych popularnych i naukowych wydawnictw z zakresu faunistyki, ekologii i ochrony ptaków, w ostatnim czasie także chomika europejskiego. W wolnych chwilach fotograf przyrody.