DZIKIE ŻYCIE

Widziałam jak narodził się wieloletni program liczenia ptaków Białowieskiego Parku Narodowego

Wanda Wesołowska

Inspiratorem podjęcia badań nad ptakami Puszczy Białowieskiej w latach 70. ubiegłego wieku był Ludwik Tomiałojć (1939-2020). Sam od dłuższego czasu był zainteresowany procesami synurbizacji ptaków, prowadził badania nad miejskimi populacjami gołębia grzywacza. Obserwował też zachowania ptaków w lasach silnie zmienionych przez człowieka, m.in. w Anglii. Być może wtedy właśnie powstała myśl, że warto zobaczyć, czy takie same zwyczaje mają ptaki w lasach niezaburzonych. Na miejsce takich badań wybrał Białowieski Park Narodowy, który stanowi do dzisiaj ostatni fragment pierwotnych lasów niżowych, jakie niegdyś pokrywały nasz kontynent. Do udziału w tym przedsięwzięciu namówił dwóch absolwentów biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, którzy właśnie rozpoczęli pracę w siedleckiej Wyższej Szkole Nauczycielskiej: Wiesława Walankiewicza (1949-2020) i Tomasza Wesołowskiego (1950-2021). I tak, po rocznym rekonesansie, wiosną 1975 r. wystartował program monitoringu ptaków lęgowych Puszczy Białowieskiej. Z wielkim mozołem, w trudnych warunkach terenowych i przy niemiłej marcowej pogodzie wyznaczono początkowo dziesięć, ale ostatecznie pozostało ich siedem, dużych (po 25-30 ha) powierzchni próbnych zlokalizowanych w różnych typach lasu – w borze, łęgu, grądzie. Powierzchnie te otrzymały swoje nazwy, mówiące o ich położeniu w Puszczy (np. Centralna), o wrażeniu jakie robił pokrywający je las (np. Marzenie), czy o wysiłku włożonym w ich wytyczenie (np. Katorga). Te zwyczajowe nazwy utrzymały się do dziś, choć oczywiście w publikacjach naukowych były potem sygnowane tylko pierwszą literą.


Zespół założycielski monitoringu ptaków Białowieskiego Parku Narodowego (od lewej: Tomasz Wesołowski, Ludwik Tomiałojć, Wiesław Walankiewicz), 1975 r. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej
Zespół założycielski monitoringu ptaków Białowieskiego Parku Narodowego (od lewej: Tomasz Wesołowski, Ludwik Tomiałojć, Wiesław Walankiewicz), 1975 r. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej

W trakcie znakowania powierzchni miało miejsce pewne zabawne zdarzenie. Mianowicie Tomasz Wesołowski (mój wówczas niedawno poślubiony mąż) zgubił w lesie obrączkę ślubną, która zsunęła mu się z palca w trakcie operowania teodolitem (obrączka została w lesie na zawsze). Gdy się o tym dowiedziałam, zrozumiałam że mam potężną rywalkę – samą Puszczę. I rzeczywiście, przez wszystkie następne lata Tomasz kilka wiosennych miesięcy spędzał w Puszczy.

Pewnie nie każdy wie, jak wyglądają prace w terenie. Skład zespołów ptaków badano metodą kartograficzną. Wymaga to odbycia na każdej powierzchni dziesięciu liczeń ptaków w trakcie sezonu lęgowego. Na planach nanosi się znaki pokazujące miejsce stwierdzenia poszczególnych gatunków, notuje ich zachowania, położenie gniazda itp. Laik może pomyśleć, że to przyjemny spacerek po lesie umilony słuchaniem ptasich trelów. Nic bardziej błędnego, to ciężka harówka fizyczna w trudnych warunkach terenowych, gdzie czasami problemem jest znalezienie miejsca dla postawienia nogi, woda nieraz chlupie w butach, a często trzeba jeszcze dźwigać potrzebny sprzęt. Jeżeli dodamy do tego wymóg zerwania się na długo przed świtem (ptaki najbardziej aktywne są o brzasku) i konieczność co najmniej kilkukilometrowego dojazdu rowerem na powierzchnię po puszczańskich wertepach, to nie wygląda to już tak różowo. A i pogoda nieraz dobrze daje w kość. To tylko zbieranie obserwacji w terenie, potem jest jeszcze mnóstwo pracy biurowej, aby opracować wyniki. Sprzęt stosowany przy badaniach w tamtych latach też bywał oryginalny. Oczywiście używane były lornetki, drabiny, miarki i inne proste przyrządy, ale też wymyślna „aparatura” własnego pomysłu, jak przedziwne pułapki umożliwiające schwytanie ptaka wylatującego z dziupli (oczywiście tylko celem zaobrączkowania), oryginalne chwytacze pozwalające na bezpieczne wyjęcie piskląt z gniazd (też tylko dla założenia im obrączek – często kolorowych, pozwalających potem na zidentyfikowanie poszczególnych osobników), czy kombinacje zasilanych bateriami lampek połączonych z lusterkiem na giętkiej rączce pozwalające na obejrzenie wnętrza dziupli. Zasadą przy doborze sprzętu było że „to musi działać” oraz że ptaki nie mogą przy tym ucierpieć.


Tomasz Wesołowski i Ian Niuton (z lewej), jeden z największych brytyjskich ornitologów, w Białowieskim Parku Narodowym. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej
Tomasz Wesołowski i Ian Niuton (z lewej), jeden z największych brytyjskich ornitologów, w Białowieskim Parku Narodowym. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej

Badania miały w założeniu trwać 5 lat. Jednak ich wyniki okazały się na tyle odkrywcze, wniosły tyle nowego w zrozumienie funkcjonowania pierwotnych ekosystemów leśnych, że postanowiono je kontynuować. W tym roku właśnie minęło 47 lat nieprzerwanego trwania liczeń ptaków w BPN. Oczywiście skład zespołu ornitologów prowadzących cenzusy zmienił się z czasem, prof. Ludwik Tomiałojć w pewnym momencie przestał brać udział w badaniach terenowych (choć do końca współpracował przy ocenach liczebności), Wiesiek Walankiewicz poświęcił się badaniom biologii muchołówek. Z czasem zespół powiększył się o kilka nowych osób (Dorota Czeszczewik, Marta Maziarz, Cezary Mitrus, Patryk Rowiński, Grzegorz Hebda, Grzegorz Neubauer), a ostatnio skład grupy znów się nieco zmienia. Prof. Tomasz Wesołowski został liderem tej grupy i jego staż w badaniach zgrupowań ptaków w BPN wynosił pełne 47 lat. W pracach wzięła też udział przez te lata niezliczona rzesza studentów i wolontariuszy, w sumie kilkadziesiąt osób. Wszyscy wynieśli stąd niezapomniane wrażenia i sporą porcję wiedzy o przyrodzie. Co pięć lat ukazywała się publikacja relacjonująca wyniki cenzusu. Praca podsumowująca 45-letni okres badań ukaże się w najbliższych miesiącach.

Oprócz monitoringu, każdy z członków zespołu prowadził swoje własne badania nad poszczególnymi gatunkami ptaków czy procesami biologicznymi zachodzącymi w puszczy. Tomasz najpierw kilka lat poświęcił świstunce leśnej, a potem przez ponad 30 lat zajmował się szarytką (sikorą ubogą). Ale nie tylko, zajmował się też pasożytami ptaków, notował dane o losach dziupli i ptakach kolejno je zasiedlających, zbierał dane o gniazdach niemal wszystkich gatunków ptaków puszczańskich, w ogóle interesowały go różnorodne zależności ekologiczne między organizmami tworzącymi las. Z pewnością czuł i rozumiał las, a lata przebywania w nim nauczyły Go – jak sam mówił – wielkiej pokory wobec przyrody.

Lata badań w Puszczy pokazały, że pierwotne lasy europejskie są podobne do pierwotnych lasów tropikalnych. W obu obserwować można niezwykłe bogactwo gatunkowe (ale poszczególne gatunki występują w małych zagęszczeniach), a jednym z najważniejszych czynników kształtujących te ekosystemy jest drapieżnictwo. Wyniki badań w Puszczy Białowieskiej stały się głośne w świecie. Spowodowało to, że na przestrzeni lat pielgrzymowali tu przyrodnicy, a szczególnie ornitolodzy, z niemal całego świata. Ilościowe badania ptaków w BPN są jednymi z najdłużej prowadzonymi nieprzerwanie badaniami ornitologicznymi w świecie, a na pewno jedynymi prowadzonymi na tak szeroką skalę.

Jaka w tym wszystkim była moja rola? Nazwałabym to obserwacją uczestniczącą. Niemal każdego roku, choćby na krótko, przyjeżdżałam do Puszczy Białowieskiej. Czasem dostawałam drobne zadania do wykonania – obserwacje ptaków karmiących młode, pomiary drzew itp. Niestety do wykonywania indywidualnych poważniejszych zadań zupełnie się nie nadawałam. Należę do tych osób, które błądzą w lesie po obejściu dookoła pierwszego drzewa. Przy jakichkolwiek samodzielnych peregrynacjach po lesie cała moja uwaga była skupiona na dokładnym zapamiętywaniu punktów orientacyjnych, by potem wrócić po swoim śladzie. Ale te moje pobyty w Puszczy na zawsze pozostaną w pamięci. Takich chwil, jak wielogodzinna obserwacja niepłochliwego puszczyka mszarnego, polującej sóweczki, podziwianie ogromnych wykrotów, jak spotkanie z borsukiem, który nieomal dotknął mnie nosem, czy śledzenie wzrokiem krążących wysoko ponad konarami martwego dębu jerzyków, nie da się zapomnieć. Doskonale pamiętam uczucie, jakie ogarnęło mnie, gdy przysiadłam na długą chwilę na pniu ogromnego powalonego jesionu. Poczułam się wtedy taką maleńką cząstką tego otaczającego mnie piękna, poczułam jedność z Puszczą i wszechogarniający wewnętrzny spokój.

Podczas moich spacerów po Puszczy miały też miejsce spotkania z jeszcze jednym tutejszym mieszkańcem. W wilgotnych miejscach można spotkać ślimaki bursztynki. Wiele z nich bywa zarażonych przywrą Leucochloridium paradoxum. Sporocysty tego pasożyta wnikają w czułki ślimaka, które bardzo nabrzmiewają i pulsują kolorowymi prążkami, łudząco przypominając gąsienice, co w konsekwencji przywabia ptaki, a te dziobiąc fałszywe gąsienice zarażają się przywrą i umożliwiają jej zamknięcie cyklu życiowego. Obserwacja tego fenomenu, tych pulsujących czułków ślimaka zawsze mnie fascynowała. Pewną rodzinną rocznicę uczciliśmy z Tomkiem „popełnieniem” wspólnej pracy dotyczącej właśnie tej przywry.


Wanda i Tomasz Wesołowscy przy bramie Białowieskiego Parku Narodowego. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej
Wanda i Tomasz Wesołowscy przy bramie Białowieskiego Parku Narodowego. Fot. Archiwum rodzinne Wandy Wesołowskiej

Wszyscy członkowie pierwszego białowieskiego tria, którzy przed blisko pół wiekiem zaczynali tu swoją przygodę życia wiele czasu poświęcili też obronie białowieskich lasów przed zakusami leśnej mafii, przed złymi głupimi ludźmi, którzy na Puszczę patrzyli tylko przez perspektywę mamony, jaką można by uzyskać przerabiając tutejsze wiekowe drzewa na deski. Ornitolodzy walczyli o zachowanie tego najcenniejszego obiektu przyrodniczego Polski, podejmowali starania, by cała Puszcza została objęta ochroną w parku narodowym. Robili to z całym zaangażowaniem, nie bacząc na sypiące się na nich obelgi. Na razie ich starania nie zostały uwieńczone sukcesem, a zagrożenie Puszczy przez dzikie hordy nie zmalało.

Choć trudno w to uwierzyć, wszyscy trzej inicjatorzy liczeń ptaków BPN odeszli od nas w ostatnim roku. Ich duch jednak pozostał w Puszczy i strzec będzie tego wyjątkowego, cudownego miejsca przed barbarzyńcami. Ich następcy poprowadzą dalej rozpoczęte przez nich dzieło i mocno wierzę, że nie tylko będą kontynuować monitoring ptaków, ale doprowadzą do przyznania Puszczy należnego jej miejsca wśród skarbów przyrody, że będzie ona cała objęta najwyższą formą ochrony, że zostanie zachowana dla tych, którzy przyjdą po nas.

Prof. Wanda Wesołowska

Prof. Wanda Wesołowska – zoolog, arachnolog, specjalistka w zakresie taksonomii pająków skaczących Afryki i Bliskiego Wschodu. Wieloletnia pracowniczka Katedry Bioróżnorodności Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Prof. Ludwik Tomiałojć – biolog, ornitolog, ekolog, publicysta, autor wielu książek, badacz Puszczy Białowieskiej oraz obrońca przyrody, który wielokrotnie wspierał działania ekologicznych organizacji pozarządowych. Wieloletni pracownik Muzeum Przyrodniczego Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.
Prof. Tomasz Wesołowski – zoolog, badacz ptaków i Puszczy Białowieskiej, wieloletni pracownik Instytutu Zoologicznego i Pracowni Biologii Lasu Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Wieloletni członek Rady Naukowej Białowieskiego Parku Narodowego, autor kilkuset prac naukowych. Obrońca Puszczy Białowieskiej.
Prof. Wiesław Walankiewicz – ornitolog, profesor Instytutu Biologii Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, badacz i obrońca Puszczy Białowieskiej. Aktywny działacz Koła „Podlasie” Polskiego Klubu Ekologicznego.