Białe zwierzęta bardzo często są głuche
Infracienkie
„Białe zwierzęta są bardzo często głuche”. Od razu zainteresował mnie ten tytuł książki czeskiej pisarki Ivany Myskovej. Oczywisty i nieoczywisty. Zainteresował nie tylko z powodu zajmowania się kulturą Głuchych i językiem migowym. Zainteresował, bo odczytuję niuanse znaczeń w moim języku i nadaje im własne interpretacje. Słyszący bywają „głusi na”. Na siebie nawzajem, potrzeby innych itd. A jedni i drudzy, tak samo bywamy pogubieni, ekscentryczni, odklejeni od rzeczywistości. I o takich „nas” jest ta książka.
Że głusi są Głusi przez duże G, powtarzam z uporem maniaka. To język łączy ich w grupę i język ich wyklucza, spycha w osamotnienie. To nie dobrowolny eskapizm, ale systemowe podzielenie światów z braku świadomości tego, jaką moc mają znaki, dzięki którym poznajemy i tłumaczymy rzeczywistość. Konsekwencje nietrudno sobie wyobrazić.
Łatwiej jest zmarginalizować potrzeby mniejszości niż zmienić systemowe rozwiązania, tym bardziej kiedy niewielu się skarży, a nawet jeśli, to ich język nie jest słyszany. Głusi nie zawsze też rozumieją słowo pisane z powodu braku właściwej edukacji dwujęzycznej. To złożony temat, który na szczęście staje się coraz bardziej widzialny. Kluczem do zrozumienia tej grupy jest język, a nie niepełnosprawność.
A więc białe zwierzęta bardzo często są głuche, co znaczy, że nie rozumieją. Patrzę z moim synem na glify Majów, hieroglify Egipcjan, inskrypcje na macewach w hebrajskim, sanskryt, pismo arabskie, cyrylicę, chińską kaligrafię. I tak samo jak on nie rozumiem nic. Wiem tylko to, czego nauczyłam się w swoim języku. Znam konteksty. Poza tym nie mam dostępu do tajemnic tych światów.
Przyglądanie się temu, jak dziecko nazywa doświadczenia – od pierwszych znaków i dźwięków – naukę pisania, czytania i naukę języków obcych, jest fascynującą podróżą. A ten etap, na którym w swoim języku czytamy między wierszami, łapiemy dwuznaczności, wyczuwamy ironię, jest odkryciem mocy, jaką daje nam język, ale i pułapek nad lub niedointerpretacji. A potem przychodzi pies z butem w zębach, co w psim języku jest jednoznaczne – na spacer. To jest równoległy świat, w którym rzucenie miską jest poproszeniem o wodę, a nie brakiem manier.
Sposobów komunikacji jest wiele, ale białe zwierzęta bardzo często są głuche… I nie rozumieją. Może gdyby było inaczej nie istniałaby literatura, sztuka, w której opowiadamy o sobie. Herman Hesse nie napisałby „Wilka stepowego”, Jakob Wasserman „Zagadki Kacpara Hausera”, a bohaterowie Dostojewskiego by nie istnieli. Może nie wzruszałby nas przypadek wieloryba wydającego dźwięki w częstotliwości 52 HZ, najbardziej samotnego na świecie, bo nie słyszanego przez inne.
Cud albo psikus natury, odkrycie dla naukowców, inspiracja pisarzy i artystów wizualnych. Blue 52 – najbardziej osamotniony wieloryb na świecie, wydający infradźwięki niesłyszalne dla innych zwierząt został odkryty po raz pierwszy w wodach okolic Alaski. Stał się inspiracją dla pisarzy, a Joshua Zeman nakręcił na jego temat film dokumentalny, który w tym roku trafi do kin.
Od 24 lipca w Muzeum Śląskim na wystawie „Głusza” będzie można zobaczyć animację Klaudii Wysiadeckiej i Katarzyny Stefańskiej „Blue 52” wyróżnioną nagrodą publiczności na Toruńskich Spotkaniach Kultury Studenckiej. Stając się metaforą życia na pograniczu dwóch światów, słyszących i niesłyszących, w poruszający i wielowarstwowy sposób oddaje prawdę o tym, że w całej zawiłości języków, relacji, uczuć, i więzi – białe zwierzęta bardzo często są głuche… na siebie.
Dagmara Stanosz