Piołun
Infracienkie
„15 maja 2014 roku szłam przez warszawską starówkę i drżałam jak z chłodu. Było piękne, słoneczne popołudnie, koło katedry Świętego Jana uliczni muzykanci grali jakąś przyjemną melodię, wokół śmiali się zakochani, nawoływali turyści, przemykały na rolkach nastolatki z lodami – ja patrzyłam na ten miły, przytulny, nieskończenie domowy świat stołecznego śródmieścia jak przez ścianę łez: na Donbasie rosyjscy najemnicy już wyłapywali ludzi na ulicach i rozcinali im brzuchy za ukraińską flagę, pierwsi przedstawiciele europejskiej prawicy, którzy poparli rosyjską aneksję Krymu, lada chwila mieli wygrać wybory do Parlamentu Europejskiego, ja sama przyjechałam do Warszawy ( w tamtych tygodniach jeździłam wołać w głos ze wszelkich międzynarodowych trybun!) na konferencję międzynarodową poświęconą opozycji demokratycznej w Europie Środkowo-Wschodniej w czasach zimnej wojny i rano, wysłuchawszy dobrodusznego wystąpienia prezydenta Komorowskiego o tym, jakie sukcesy przyniosło Polsce podążanie drogą demokracji »i jaka szkoda, że Ukraina wybrała inną drogę« (verbatim), o mało nie popłakałam się nad tą dziecięco niewzruszoną wiarą polskich elit, że potwór nie wylezie spod łóżka, jeśli się dostatecznie mocno zamknie oczy – a na pobliskim skwerku, na który wyszłam, by rozchodzić ucisk własnych myśli, pokazywano na wielkich tablicach fotografie van de Polla z Warszawy 1934 roku, na którym tak samo, tylko osiemdziesiąt lat wcześniej, śmiali się zakochani – czy to jak cienie, czy to jak czarno-białe obrazy rentgenowskie dzisiejszych żywych – i znienacka ogłuszyła mnie, niczym bokserski hak w szczękę, fraza z anotacji na pierwszej w szeregu tablicy: » to był ostatni taki rok«. (…) I szłam Nowy Światem, i drżałam z powodu tego odkrycia, że wszyscy ci ludzie wokół jeszcze nic nie wiedzą”1.
To zaledwie trzy zdania. Fragment wstępu „Do polskiego czytelnika” napisany przez Oksanę Zabużko 10 lutego 2020 r. w Kijowie. O tym, co miało się wydarzyć dwa lata później, wiemy już wszyscy. 24 lutego 2022 r. potwór wylazł spod łóżka. Dla ludzi żyjących blisko, znających Rosję, wiadomo było, że to kwestia czasu – że wylezie, że wejdą, że wybiorą odpowiednie dekoracje, że będzie rzeź, że to nie będzie normalne. Nomen omen, tuż po „magicznym numerycznie” dniu 22.02.2022 zatrzęsło i trzęsie światem.
Bezprecedensowa pomoc, jaką Polacy udzielają Ukraińcom, wymyka się wszelkim politycznym i historycznym dywagacjom. Duch solidarności, polskiej i europejskiej, bo wsparcia udzielają obywatele z różnych krajów, jest nadzieją tych czasów, czasów zwykłych ludzi nie oczekujących oklasków. Patrząc na to, co dzieje się na północnym-wschodzie i granicy polsko-białoruskiej, na tę patową niekonsekwencję prawa, wybiórczość humanitarną, a wraz z nią wypieranie niewygodnych głosów, trudno nie czuć się zagubionym. To czas sprawdzania naszego człowieczeństwa, solidarności, ale i czas niepewności, chaosu, podwójnych standardów w przestrzeganiu praw człowieka, czas strachu.
Gdy Janina Ochojska punktuje rząd za obłudę, pokazując w mediach, że „król jest nagi”, w zagubionych decydentach rodzi się bunt i absurdalny w oskarżeniach o „putinizm” kontratak na prezeskę Polskiej Akcji Humanitarnej. Oddolne działania, aktywność wolontariuszy, samoorganizacja i otwartość na każdą formę pomocy, na ile kto może, to działania bezcenne i świadectwa bycia ponad polityczno-historyczną układanką. Mimo tego, a może nawet tym bardziej od decydentów oczekuje się myślenia strategicznego i skuteczności systemowych rozwiązań pomocowych.
Każda wojna jest piekłem i ma wiele narracji. Obok narracji militarnej, politycznej, jest ta zwyczajnie ludzka – matek, dzieci, ludzi którzy muszą sobie z tym piekłem radzić i ludzi, którzy widząc piekło, czują się w obowiązku pomagać. Problem w tym, że militarno-polityczna narracja Rosji jest nieprzewidywalna w ruchach, ale cykliczna. Kiedy cichnie jedna wojna, słychać już tykanie bomb szykowanych na drugą. Wiadomo przecież, że wejdą, że Europa przymknie oczy, a potwór wylezie spod łóżka. Smak piołunu jest już widocznie wpisany w tę część Europy i jak pokazały wydarzenia ostatnich miesięcy, rozsiewa się dalej. Mimo zróżnicowania funkcjonujemy w globalnej wiosce, jesteśmy od siebie zależni – ekologicznie, gospodarczo, politycznie, nuklearnie. Już katastrofa w Czarnobylu w 1986 r. uzmysłowiła nam znaczenie zależności, a pieczątka o przyjęciu płynu Lugola w książeczce zdrowia naznaczyła pokolenie, które dzisiaj staje wobec problemu globalnych zagrożeń w niespotykanej wcześniej skali. I wydaje się, że świat po 24 lutego 2022 r. nie może już przymykać oczu, grozić palcem, nie pamiętać o głosach takich jak ta wypowiedź Czeczenki z Groznego w 1999 roku:
„Częściej mam ochotę wykrzyczeć światu: »Czemu siedzicie wszyscy cicho i potulnie się gapicie, jak nas szlachtują niczym bydło?«. Nie mogę pojąć tego zachowania. Kiedy jeszcze mieliśmy telewizję, w dziennikach zawsze było pełno informacji o rozwiązywaniu kolejnych konfliktów na świecie: w Kosowie, Afryce, Izraelu, Iraku. Zwoływano narady, grono mędrków próbowało znaleźć sposób zakończenia sporu. Tylko z małą Czeczenią było inaczej: pogrożono Rosjanom palcem raz czy dwa, ci to kompletnie zignorowali i spokojnie kończyli rzeź. I wszystko jest dalej cacy. Więc mówię bardzo wyraźnie: nic nie jest cacy”2.
Wszyscy dziś wiemy, że nic nie jest cacy. Jesteśmy świadkami zbrodni wojennych i kryzysu humanitarnego. Ten piołun pijemy wszyscy.
Dagmara Stanosz
Przypisy:
1. Oksana Zabużko, Planeta Piołun, Warszawa 2022
2. Petra Prochazkova, Ani życie, ani wojna. Czeczenia oczami kobiet, Warszawa 2005