DZIKIE ŻYCIE

Dobra produkcja pierwotna, dobra bioróżnorodność

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Niestety albo na szczęście nauka o Przyrodzie jest naprawdę trudna. Trzeba połączyć logikę i dyscyplinę nauk ścisłych z intuicją i doświadczeniem płynącym z bezpośredniego uczestnictwa w badaniach. Ciągle słyszymy o zalewie fake newsów i o tym jak potrzebna jest umiejętność oddzielenia prawdy od fałszu.

Po ustąpieniu pandemii zaczęło się wreszcie normalne życie naukowe – konferencje, seminaria i bezpośrednie spotkania, które dają możliwość żywej dyskusji i wymiany poglądów. Miałem okazję brać udział w dwóch takich spotkaniach, które między innymi miały rozprawić się z fałszywym przekazem, że oto załamała się produkcja pierwotna w Bałtyku, fitoplankton (mikroglony) wymarł i dlatego mamy kryzys rybołówstwa i załamanie ekosystemu. Legenda wzięła się stąd, że jeden niedouczony działacz rybacki coś przeczytał, zobaczył obraz satelitarny naszego morza, z którego wynikało, że nie ma tam fitoplanktonu (zdjęcie było z początku stycznia, czyli ze środka zimy). Moi bardzo kompetentni koledzy od analiz zdjęć satelitarnych włożyli sporo wysiłku, żeby w artykule naukowym i na konferencji pokazać, że przez ostatnie dwadzieścia lat – kiedy mamy dostęp do danych – biomasa fitoplanktonu i jego produkcja utrzymuje się na stałym poziomie, mimo, że wszystkie państwa bałtyckie ograniczyły znacznie zrzut biogenów (azotu i fosforu) z rzek. Niestety, na zakończenie solidnego wywodu naukowego, pojawiła się konkluzja, że „produkcja pierwotna Bałtyku jest bardzo dobra”. Tak nie można. Da się powiedzieć, że jest „wysoka” albo „niska”, ale przymiotnik „dobra” jest nie do obrony. Dobra dla kogo? Dla pelagicznych ryb jak najbardziej, dla osiadłych zwierząt żyjących na głębokim dnie – wcale, bo rozkładające się glony opadając po zakwicie zabierają im tlen. W każdym rejonie Bałtyku efekty będą inne, inne też będą organizmy, które w różny sposób zareagują.

Niedawno na kamiennych rafach i wrakach w Zatoce Gdańskiej pojawiły się duże ilości dawniej rzadkich gąbek. Można powiedzieć, że to ładne, podoba się nam lub nie, ale nie da się tego określić jako „dobre” lub „złe” dla ekosystemu. Różnorodność w systemie naturalnym jest jaka jest, tylko jej niszczenie przez człowieka jest na pewno złe. Fot. Piotr Bałazy, IOPAN
Niedawno na kamiennych rafach i wrakach w Zatoce Gdańskiej pojawiły się duże ilości dawniej rzadkich gąbek. Można powiedzieć, że to ładne, podoba się nam lub nie, ale nie da się tego określić jako „dobre” lub „złe” dla ekosystemu. Różnorodność w systemie naturalnym jest jaka jest, tylko jej niszczenie przez człowieka jest na pewno złe. Fot. Piotr Bałazy, IOPAN

Ten sam problem pojawił się na międzynarodowym spotkaniu poświęconym różnorodności biologicznej w europejskich morzach. Tym razem socjo-ekonomiści zaproponowali, żeby wreszcie po dekadach badań zdecydować się na jakiś wskaźnik, który pokaże wyraźnie, które obszary morza mają „dobrą” lub „złą” różnorodność – i jeszcze żeby oznaczyć to trzema kolorami jak w analizach chemicznych środowiska: czerwony oznacza złą, pomarańczowy – ostrzeżenie i zielonym – dobrą. Wskaźników pomiaru różnorodności są setki – od bardzo prostych (np. liczba gatunków na 50 losowo znalezionych zwierząt) do skomplikowanych algorytmów i pomiarów opartych na badaniach molekularnych. Wszystkie są sprawdzone i wartościowe, ale tylko dla konkretnego kontekstu. Nie ma uniwersalnej miary na cały obszar Europy, bo mamy tu super ubogie, bardzo zdrowe i naturalne ekosystemy oparte na zaledwie kilkunastu gatunkach i skomplikowane, niestabilne systemy z tysiącami zmieniających się elementów. Każdy system (siedlisko) trzeba analizować oddzielnie i zrozumieć jak działa i jak się zmienia.

Powyższe przekonania uczonych biorą się moim zdaniem z ich izolacji od kontaktu z prawdziwą Przyrodą. Dla kogoś, kto widzi świat żywy jako kolumny cyfr w programie lub piksele na zdjęciach, organizm żywy jest kartezjańskim mechanizmem, który ma się zachowywać zgodnie z tzw. Siłami Wymuszającymi (ang. drivers), czyli podstawowymi parametrami fizyko-chemicznymi. Stąd nieudane próby modelowania występowania ryb czy ssaków morskich. Ostatnio zresztą pojawiła się ciekawa figura retoryczna. Otóż modele nie mają pokazać, gdzie występują badane gatunki, tylko gdzie „powinny się znajdować”, niestety „głupie” ryby nie czytają publikacji naukowych i popłynęły gdzie indziej. Bardzo często nakłada się na to kolejny grzech opisywania Przyrody – teleologia, czyli przekonanie, że gatunki mają swoją rolę i służą innym.

Korzystając z czasu końca pandemii, mówię publicznie – sorry, Przyroda (dzika) jest niedeterministyczna, stochastyczna i losowa, niczemu nie służy i do niczego nie dąży. Po prostu jest. Doświadczenia i emocje przenoszone z ogródka, akwarium, pola uprawnego czy plantacji desek zwanej lasem mają się nijak do prawdziwej Przyrody.

Prof. Jan Marcin Węsławski