Potykacze
Infracienkie
To trochę jak psi instynkt. Nie wiesz, gdzie iść, ale ufasz ciekawości, stopom i oczom, które chcą się „zawłóczyć”. Bez mapy, bez zaliczania wymienianych w przewodnikach „must see”. Choćby jeden dzień takiego chodzenia jest potrzebny, żeby poczuć tkankę miasta. Po takim dniu fajnie spojrzeć na układ urbanistyczny, porównać ideę z realnością. Zobaczyć w tym miejską alchemię.
Światowy Kongres Miejski w Katowicach (World Urban Forum) był świetną okazją do refleksji nad potrzebami, pragnieniami i zaniedbaniami przestrzeni miast. W jednej aglomeracji możemy zestawić obok siebie przestrzenie wizualnie zabałaganione, z marnowanym potencjałem historycznym i te, w których nowe inwestycje wpłynęły na zmianę myślenia o przestrzeni w ogóle. Zwłaszcza, że przestrzenie te odgrywają również niemałą rolę edukacyjną. Poruszając się po nich, natrafiając na „kąski”, które przyciągają uwagę, obok których chcemy się zatrzymać, uczymy się i zapamiętujemy, niczym szczury w labiryncie podczas badań reakcji hipokampu na nowość. To siła potykaczy – rzeźb, nieoczywistych przestrzeni, instalacji. Niektóre z takich dzieł z czasem kształtują tożsamość miejsca.
Po erze kultu pamięci i identyfikowaniu miast przez pryzmat narodowych pomników, buduje się powoli krajobraz humanistyczny. Krajobraz, w którym znaczenie ma ekologia, projekty przyjazne ludziom, środowisku, twórczości i inkluzji społecznej. Potykanie się o odkrywcze fragmenty przestrzeni bywa ożywcze, kiedy trafiamy na rzeźby lub nieoczywiste miejsca doświadczeń i frustrujące, kiedy wywracamy się o pozostawioną na chodniku hulajnogę, fatalnie umieszczoną planszówkę (wystawę plenerową) lub reklamowy baner na fasadzie któregoś z zabytków. Zarządzanie przestrzenią publiczną z dbałością o każdy szczegół to nie lada wyzwanie dla wszystkich.
Coraz więcej publicznych przestrzeni projektowanych jest z intencją społeczną, o silnym nacechowaniu edukacyjnym na tematy związane z ekologią, integracją społeczną, historią społeczną i sytuacją polityczną na świecie. Z myślą o potrzebach osób, które żeby w pełni zrozumieć, potrzebują doświadczyć. Ikonosfera miasta może być, i w wielu miejscach jest, częścią zmiany społecznej. Wywiera wpływ na kolejne pokolenie – dzieci, które uczą się przez odkrywanie krajobrazu, przyswajanie jego elementów jako treści oczywistych, zastanych.
Miło patrzeć, jak miasto, w którym się żyje, zmienia się na lepsze. Takie, z którego nie chce się uciekać i można planować czas wolny. Miło patrzeć, kiedy przestrzeń wspólna przestaje być niczyja, a zaczyna być ważna społecznie. Takiej dojrzałości trzeba życzyć małym i dużym miastom. Są odbiciem naszej mentalności, stylu życia i czasów, w których żyjemy. Można je czytać na wiele sposobów i niczym „Grę w klasy” Cortazara, przełożyć na wiele opowieści.
Dagmara Stanosz