DZIKIE ŻYCIE

Droga topolowa w krajobrazie mazowieckiej wsi oczami Władysława Reymonta

Wojciech „Lutygozd” Wochna

„Droga była… pocięta gęstymi pręgami cieniów, jakie rzucały czarniawe pnie topoli, które stały z obu jej stron” (Władysław Reymont, „Chłopi”, Jesień I i Zima I). To właśnie Reymont (w „Chłopach”) zwrócił baczniejszą uwagę na zjawisko występowania topól w krajobrazie dawnej mazowieckiej wsi. A że był uważnym podpatrywaczem wiejskich obrazów, można z pewnością przyjąć, że przedstawienia zawarte w chłopskiej powieści zostały zaczerpnięte z otaczającej go rzeczywistości. Zatem cóż takiego przekazał Reymont o topolowej drodze?

Droga przebiegała przez wieś i ciągnęła się dalej aż do boru i dalej przezeń do miasta. Była drogą „piaszczystą” (Jesień I), „wzgórzastą” (tamże), „wielką” (Zwiesna I); przebiegała jakby przez rzeczną kotlinę: „…wyschłe łożyska strumieni… i nad nimi rzędy potężnych topoli… wspinały się na wzgórza…” (Jesień I). Ale wieś położona wokół niej nie tworzyła ulicowego rozpołożenia (układu). Jest to o tyle ważne, że chłopskie chałupy nie znajdowały się w bezpośredniej bliskości drzew rosnących wzdłuż drogi. Niemniej wokół niej występowały główne ośrodki życia wsi: kościół, pogrzebnisko (cmentarz), te położone nieco w polu, dalej przydrożny krzyż (na rozstaju dróg), graniczne kopce, kuźnia, no i w końcu karczma. Zatem owa droga tworzyła niejako krwiobieg wiejskiej osady i bynajmniej ani jej kierunek (wschód – zachód), ani jakość (piaszczystość, szerokość), ani w końcu rzędy topól ciągnących się po obu jej stronach nie określały znaczenia topolowej drogi dla wsi. Po prostu w oczach pisarza wyróżniała ją potrzeba przemieszczania się chłopów, dotarcia do tych wszystkich miejsc. Dlatego Reymont nazywając topolową drogę, nie skupiał swej uwagi na krajobrazie, na jej uwarunkowaniach i połączeniu topól z drogą, lecz na znaczeniu drogi jako takiej1. Mimo to zauważył i opisał kilka istotnych szczegółów, ukazujących szczególność topolowej drogi oraz także samej topoli.


Droga pod Remiszewicami. Fot. Wojciech „Lutygozd” Wochna
Droga pod Remiszewicami. Fot. Wojciech „Lutygozd” Wochna

Potężne topole rosły rzędami po obu stronach drogi (zob. Jesień I). Możliwość obsadzania drogi z obu jej stron była uwarunkowana szerokością drogi oraz wielkością (korzeni) drzew. Może tylko szerokie drogi posiadały dwa rzędy drzew. Do tego należy uwzględnić odmianę topoli. Reymont wprawdzie jej nie określił, lecz należy sądzić, że rozchodziło się o topolę czarną: „Czarniawymi pniami topoli…” (Zima I), a ta odmiana odznacza się nieco mniej rozłożystą głową (koroną) niż w przypadku topoli białej, co pozwala na gęstsze jej zwarcie. I właśnie ta odmiana (gatunek) staje się odpowiednia do obsadzania drogi po obu jej stronach. Należy wykluczyć tu topolę włoską (piramidalną) o jeszcze mniejszej rozłożystości głowy, mimo że ta odmiana poczęła być wprowadzana w Polsce już w XVIII w. i właśnie obsadzano nią drogi i ścieżki w zieleńcach2. Zresztą Reymont nie omieszkałby zwrócić na nią uwagę, gdyby to ona miała „zaśmiecać” wiejski krajobraz. Natomiast kolejną poszlaką przemawiającą za topolą czarną jest brak występowania na nich jemioły, czego nie da się powiedzieć o topoli białej czy o różnych innych mieszańcach tej odmiany. Reymont w ogóle nie zauważa występowania jemioły. Dalej pisarz wskazuje jeszcze na kilka istotnych zjawisk, jak na ich powalenie przez wichurę czy burzę śnieżną: „Na wielkiej drodze [wichura] wyrwała cosik ze dwadzieścia topoli…” (Zima I). I rzeczywiście topole czarne ze swoim rozłożystym układem korzeni stają się podatne na wykroty. Również narażone są na łamanie się konarów ze względu na kruchość drewna, a bywa, że i pnie ulegają złamaniom, szczególnie jeśli uszkadza je próchnica przy odziomku, co jest zjawiskiem nierzadkim. Właśnie występowanie łamania się i wykrotów tych drzew spowodowało w XX w. wycofywanie tej odmiany z przydrożnych nasadzeń. W czasie pisania powieści łamanie i wywracanie się drzew nie stanowiło dużego zagrożenia dla uczestników ruchu, w końcu była to tylko wiejska droga, po której przemieszczały się jedynie zaprzęgi. Kolejnym spostrzeżeniem były nielubiane wrony, mające swe gniazda w głowach tych drzew: „Starsze [dzieci] … zwijały się na topolowej [drodze], skrabiąc się na drzewa i spychając wronie gniazda…” (Zwiesna VII). Jednak z przyczyny dawania schronienia tym ptakom topole nie były złowrogo postrzegane przez chłop(c)ów. Reymont jeszcze zwraca uwagę na pewien szczegół: wiosną topole wyróżniały się „miodowym zapachem… pąków” (Zwiesna IV). Pąki tego drzewa nie stanowią jednak pożytku dla pszczół, nie stanowią surowca do wyrobu miodu, zatem nie przyciągały one uwagi mieszkańców.

Opisując występowanie topól, pisarz wskazał na różnorodność siedlisk. To że ta odmiana bardzo dobrze odnajduje się na żyznych i wilgotnych siedliskach, nie dziwi, lecz pisarz nie omieszkał wskazać na wszędobylskość tej rośliny: „piaszczyste… drogi i nad nimi rzędy potężnych topoli…” (Jesień I). Również na piaszczystych stanowiskach mogły bujnie rozwijać się te drzewa. Ta wielka zaleta tych roślin na pewno była jedną z przyczyn wprowadzania ich wzdłuż dróg.

Najwyraźniej topole pochodziły z nasadzeń, lecz nie pomysłu chłopa. Obsadzana była nimi rządowa ziemia (należącą do Skarbu Państwa). Zatem ich wprowadzenie zależało od odpowiednich państwowych urzędów. Dlatego chłop nie oczekiwał z nich dla siebie jakiegoś pożytku, choć pożytki mogły być rozmaite: deszczółki do płotów, gospodarcze deski, trumny dla biedoty, zdobnicze czy użytkowe wyroby oraz przede wszystkim drewno na opał, którego wieś bardzo potrzebowała. Poza tym chłop nie cenił sobie topolowego drewna, bo też niewiele było z niego ciepłoty (kalorii). Do tego można jeszcze doliczyć duży wysiłek w porżnięciu grubej kłody na szczapy.

Ale Reymont poza rzędami przydrożnych topól wskazał jeszcze jedno miejsce ich występowania: przykościelny gościniec: „Wjechał [ksiądz] na szeroki gościniec [plebanii], obsadzony z obu stron ogromnymi topolami” (Jesień I). Tyle że ów gościniec należy potraktować jako drogę. Tak więc na innych stanowiskach topole już nie występowały3. Utwierdza to w przekonaniu, że użytkowa wartość topolowego drewna nie była w cenie.

Dlaczego zatem urzędy widziały pożytek z topoli czarnej jako przydrożnego drzewa? Zapewne nie przyrodnicze, a tym bardziej pięknościowe (estetyczne) względy rozstrzygały o wprowadzaniu tej odmiany, lecz po prostu ochronne. Chodziło o zabezpieczenie drogi przed zawiejami śnieżnymi i tworzącymi się śnieżnymi zaspami: najzwyczajniej topole spełniały zadanie opłotków4. Dlatego były nasadzane w dość dużym zwarciu (gęsto), a właśnie nienadmiernie rozrastająca się głowa tych drzew, pozwalała na ściślejsze ich zagęszczenie. Ponadto ze względu na swoje „talerzowate”, rozłożyste korzenie utrwalały powierzchnię ziemi. Reymont wyraźnie zauważa piaszczystość drogi oraz jej nachylenie, wszak droga przebiegała przez wzgórki, co przy obfitych ulewach prowadziłoby do wypłukania ziemi i zwyczajnie niszczenia drogi. Wiejskie drogi końca XIX w. nie były bite, tak więc korzenie topoli wplecione w drogę zabezpieczały ją, stawały się rzeczywistym utrwalaczem tejże, choć oczywiście czyniły ją także pionowo pogiętą (wyboistą). Dodatkowo wchłaniały nadmiar wody, czyli niejako osuszały (drenowały) ją. Jednak ten wzgląd topolowych korzeni nie do przekonuje pisarza: „…droga bardzo jeszcze błotna, bo obsadzona rzędami wielgachnych topoli…” (Wiosna III). Reymont nie wykazuje istnienia przydrożnych rowów, zatem ich po prostu nie było, tak więc ich zadanie przejmowały korzenie dużych drzew, mogące pochłonąć większą ilość wody. Wydaje się, że właśnie te względy skłoniły urzędników do wprowadzania tych drzew do wiejskiego krajobrazu jako drzew mających zabezpieczyć drogę i niejako oszczędzić ciągłych jej napraw. A że czasami pojawiały się szkody w postaci połamanych konarów czy nawet drzew, nie piętrzyło to trudności w ich uprzątnięciu, gdyż chętnych na drewno nie brakowało we wsi. Na pewno nie pozwalano na zbutwienie drzew, zresztą droga i pole musiały być oczyszczone. Niestety Reymont nie wyjawił dalszych dziejów wykrotów na topolowej drodze. Dla niego topole były tylko pobocznym wątkiem w powieści.


Droga pod Remiszewicami. Fot. Wojciech „Lutygozd” Wochna
Droga pod Remiszewicami. Fot. Wojciech „Lutygozd” Wochna

Można jeszcze zapytać: Gdzie doświadczył Reymont tego wszystkiego? Jak wyżej, utrwalenie w powieści przydrożnych topól nie było czczym wymysłem pisarza, lecz myśl topolowej drogi zrodziła się u niego wskutek naocznego doświadczenia. Niestety nie da się jednoznacznie przypisać tego doświadczenia określonemu miejscu, określonej drodze, ale nie jest to konieczne, gdyż bardziej chodziłoby tu o zjawisko tworzące wiejski krajobraz. Wydaje się, że obsadzanie dróg topolami w XIX w. należało do zasad tworzenia i ochrony tychże, tak więc nie mogło zabraknąć takiej drogi także na Dnie Wolbórki, skąd Reymont czerpał obrazy do swej powieści.

1) Reymont osobiście doświadczył sadzenia topól przez swego ojca przy drodze prowadzącej przez młyńską osadę; te jednak były wprowadzane w 80. latach XIX w.: „Ta aleja [topól] nad stawem przez dziadka [tj. Józefa Rejmenta, ojca Reymonta] sadzona…”5, zatem o ogromnych drzewach za czas pisania „Chłopów” mowy być raczej nie mogło; niemniej ta okoliczność wskazuje na powszechność wprowadzania topól wzdłuż dróg, czego Józef Rejment był tylko przykładem.

2) W 40. latach XIX w. były tworzone nowe drogi w Łaznowie6. Wzdłuż właśnie tych dróg nasadzano topole7. Reymont znał Łaznów, nie raz wałęsał się po tej okolicy, jeszcze w latach 80. zajeżdżał z rodziną do kościoła czy był obecny przy odśnieżaniu torowiska w pobliżu tej drogi. Wówczas łaznowskie topole liczyły ok. 40-45 lat i mogły być rzeczywiście już dość okazałe.

3) Topolami była również wysadzona, przynajmniej częściowo, droga przecinająca przystanek w Wolbórce, z którego pisarz wielokroć korzystał, ponieważ przez niemal dwa lata pracował jako pomocnik dozorcy wolbórkowskiego odstępu na Drodze Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej.

Wszystkie powyższe rozpoznania nie dają się jednoznacznie przypisać topolowej drodze w „Chłopach”. Mogą być co najwyżej natchnieniem i wzorcem do podjęcia wątku nakreślenia takiej drogi przez pisarza. Niemniej jasno widać, że topole na Dnie Wolbórki i zapewne w innych „mazowieckich dnach” współtworzyły jej XIX-wieczny krajobraz, który Reymont na swój sposób wplótł do chłopskiej powieści.

Dziś pozostało już niewiele dróg topolowych, bo i z rzadka pozostały nieutwardzone, piaszczyste i pogięte wiejskie drogi, po których tylko rzadko przemieszczałyby mało obciążone pojazdy (zaprzęgi). Zatem Reymont utrwalił kolejny obraz przyrody dawnej wsi, który dziś zdaje się odchodzić do przeszłości.

Wojciech „Lutygozd” Wochna

Wojciech „Lutygozd” Wochna – z wykształcenia leśnik, filozof i językoznawca, z zamiłowania przyrodnik, regionalista, znawca religii rodzimej, słowianolub, akademik, pisarz i naukowiec, zamieszkały na Dnie Wolbórki.

Przypisy:
1. Reymont w całej swej powieści sztywno trzymał się określenia topolowa droga, co już podpowiada, że topole były jedynie dodatkiem do drogi, a ujął je dlatego, bo takie były drogi. Sam już nie dociekał, dlaczego właśnie topolami była obsadzona droga, a właściwie drogi, gdyż także i inne drożyny łączące się z tą główną, były obsadzone topolami: „…piaszczyste… drogi i nad nimi rzędy potężnych topoli… ” (Jesień I).
2. Zobacz: Mała encyklopedia leśna, Warszawa 1991, s. 537; także Otwarta Encyklopedia Leśna, w: encyklopedia.lasypolskie.pl, hasło: topola).
3. Przy rozpatrywaniu występowania przydrożnej topoli pomija się osikę jako leśną odmianę tejże, o której Reymont rozprawia, lecz w złożeniu z rosnącym w pobliżu sosnowym borem.
4. Reymont wielokrotnie opisywał swoje śnieżne doświadczenia, czy w swoim służbowym Dzienniku: „Na wiorście 112”, czy opowiadaniu Zawierucha, czy w końcu w samych Chłopach.
5. Halina Makowiecka-Sobańska, Wolbórka Rejmentowska. Podróż sentymentalna w przeszłość, Warszawa 2001, s. 31. Ta sama twórczyni mówi o „smugach cienia topoli czarnych”: też, s. 86, rosnących nad młyńskim stawiskiem; zob. zdjęcie: Smugi cienia…
6. Powstanie nowych dróg w Łaznowie było spowodowane przeniesieniem wsi i koniecznością założenia drogi przebiegającej w poprzek niej, wzdłuż której występowały rzędy topól z dala od chałup.
7. Helena Stolarsczanka, Pamiętnik (rkp.), Łódź-Widzew 1915, brak strony; wspomnienie dotyczy 1910 r.: „Gdy przejeżdżaliśmy przez drogę [ciągnącą się od Łaznowa], wysadzoną topolami…”.