DZIKIE ŻYCIE

Zagospodarowanie wielkiej dziury? O wyobraźni w transformacji energetycznej

Hanna Schudy

Czasami jeden obraz mówi więcej niż tysiąc słów. Niby banalne, ale obraz też może zaboleć bardziej niż tysiąc słów. O obrazy w historii toczono boje, niektóre niszczono, innych zakazywano. W przeważającej mierze cenzura dobrze wpływała na artystów, szczególnie w krajach, gdzie zagwarantowana jest jako taka wolność. 

Od kilku miesięcy kopalnia Turów nie schodzi z pierwszych stron gazet. Problem Turowa stał się przedmiotem prawnej batalii międzynarodowej. Milionowe kary są naliczane, negocjacje miały się skończyć już wielokrotnie, a mieszkańcy „Trójstyku” wciąż żyją w niepewności. Jak długo jeszcze potrwa wydobycie w odkrywce Turów? Na to pytanie polski rząd ma jedną odpowiedź – do 2044 r. Jednak nawet, gdyby przyjąć tę perspektywę, należałoby już teraz organizować rzeczywistość „po”. Tak się jednak nie dzieje, gdyż owo „po” jest w Bogatyni i okolicach tematem tabu.

W przypadku przyszłości Turowa: kopalni i elektrowni PGE Turów do dzisiaj nikt z zarządu spółki skarbu państwa ani władz lokalnych Bogatyni, nie powiedział słowa na temat, jak będzie wyglądać region „trójstyku” granic po zakończeniu wydobycia i spalania węgla brunatnego. Zamiast planowania transformacji, rząd i władze Bogatyni upierają się przy niemożliwym – wydobyciu w Turowie do 2044 r., a może nawet dłużej. Jedynymi osobami, które wyartykułowały, chociaż wizualnie, coś na temat przyszłości są dzieci z Opolna-Zdroju.

Zdroje wyobraźni

Pod takim hasłem latem 2021 r. w Opolnie-Zdroju, byłej miejscowości uzdrowiskowej, położonej tuż nad krawędzią odkrywki Turów, odbyła się końcowa wystawa pleneru artystycznego – 50-lecie pleneru „Ziemia Zgorzelecka 1971”. Ten pierwotny plener uważany jest za pierwszy w Polsce, a może i na świecie, w którego haśle przewodnim znalazła się „ochrona środowiska”. Wtedy plener współtworzyli artyści wrocławscy, tacy jak: Jerzy Ludwiński, Konrad Jarodzki, Natalia LL czy Leon Podsiadły, i to w ścisłej współpracy z kopalnią Turów. W 1971 r. w Opolnie-Zdroju powstały prace głównie konceptualne, performance, zatem nie został po nich prawie żaden fizyczny ślad w przestrzeni. Wtedy w Opolnie-Zdroju część zabytkowej zabudowy na tzw. starym Opolnie jeszcze istniała, funkcjonował też zabytkowy basen, który później stopniowo niszczał, a następnie spłonął.

W 2021 r., 50 lat później, plener odbywał się pod czujnym okiem kopalni. Ochrona kopalni krążyła cały czas swoim wielkim, białym samochodem. To wszystko, także w nagromadzeniu konfliktów sprawiło, że Opolno-Zdrój stało się miejscem / obszarem inspiracji dla sztuki krytycznej. Miejsce jest bowiem wielowymiarowe – spotyka się tu piękno krajobrazu z supersprawczością człowieka na skalę metamorfozy księżycowej. Mamy styk trzech granic, zarzewie konfliktu międzynarodowego, podupadającą architekturę Górnych Łużyc, domy przysłupowe, zniszczenia infrastruktury, które nijak nie pasują do statusu jednej z najbogatszych gmin w Polsce, którą jest  Bogatynia.

W 2021 r. pojawił się w okolicy nie tylko konflikt o wodę, ale też twórczy ferment. Przez ponad 3 miesiące we wsi „stacjonowali” artyści z ASP Wrocław przy asyście Muzeum Współczesnego Wrocław. W sierpniu do Opolna-Zdroju przyjechało też Biuro Usług Artystycznych z Warszawy (BUP) – zorganizowano równoległy plener „Opolno 2071”. Przenieśli się zatem w przyszłość. BUP zaproponował pracę wyobraźnią, aby pomyśleć o uzdrowisku, które odżywa na nowo, gdzie funkcjonuje kawiarnia „Wypoczęty Kuracjusz”, gdzie nie ma konfliktu, nie ma organizacji ekologicznych, ludzie przytulają się do drzew, śpiewają piosenki, wspólnie z mieszkańcami uprawiają żywność i przygotowują napary z lipy. Wydaje się, że region przyjazny jest właśnie takim inicjatywom – ludzie nie chcą patrzeć na swoje miejsce jak na źródło konfliktów, nie chcą też sztuki, która problematyzuje, raczej takiej, która zabawia. Na miejscu doszło więc do sporu także na poziomie meta – jaka jest rola sztuki i kultury w miejscach, gdzie rządzi koncern energetyczny, a ludzie pozbawieni perspektyw boją się pomyśleć o jakiejkolwiek zmianie.

Sztuka, czyli co?

Wydaje się, że działania artystyczne i sami artyści, którzy przyjechali do Opolna-Zdroju zostali, delikatnie mówiąc, zinstrumentalizowani. Ciekawe warsztaty, wspólne jedzenie, oglądanie widoków itp. przykryło afery, realne problemy ekologiczne. Ba! słowa: „ekologia”, „woda”, „węgiel”, „odkrywka” zgrzytały. Ludzie chyba liczyli na to, że obecność artystów w wakacje oznaczać będzie darmową opiekę nad dziećmi i zabawy kredkami. Niestety nawet zabawy kolorami okazały się zbyt wywrotowe.

Powodowało to dylematy, ale trudno było mówić o ich rozwiązywaniu. Raczej dochodziło do niewerbalnego wypraszania co niektórych niewygodnych osób czy też do niszczenia efektów pracy artystów. W tym momencie pojawia się pytanie: jak działać w miejscu gdzie funkcjonuje monopol zatrudnienia, gdzie wszyscy spoza kombinatu skazani są niejako na jego plany i zaniechania, gdzie funkcjonuje zorganizowana grupa przestępcza zajmująca się dystrybucją i produkcją narkotyków, gdzie były komendant policji czy burmistrz zostali oskarżeniu o udział w procederze? Jak zatem ma się zachowywać i jaką wolność ma artysta, także jako posłaniec przywożący złe wiadomości. Czy posłuch znajdzie raczej ten, kto będzie snuł opowieści, że w przyszłości sytuacja się poprawi, pracownicy kombinatu wciąż będą zarabiać dużo więcej niż cała reszta, która zostawiona sobie, pozbawiona pieniędzy na transformację (1 mld zł) w ciągu następnych lat będzie się przyglądać „delikatnym wzgórzom” byłego uzdrowiska?

Co dalej z dziurą?

Nie wszyscy dali się jednak uwieść pracy miłej i radosnej. Jednym z działań wywrotowych okazały się warsztaty „Co dalej z dziurą”. Artystka Wiktoria Kruk poprosiła najmłodszych mieszkańców, aby namalowali obrazy do tematu „Jak wyobrażasz sobie zagospodarowanie tej wielkiej dziury”. Powstały kolorowe obrazy, wizje dzieci, które będą żyć w Opolnie-Zdroju czy Bogatyni, kiedy kopalnia będzie już tylko cieniem przeszłości. Powstały obrazy w większości pozytywne, choć nie brakowało też obaw o toksyczne i palące ciecze w wyrobisku, węże pożeracze, dziury w dziurze. Pojawiła się też „dupa” – ale czy to dziwne skojarzenie z dziurą?


Kilkumetrowy kret z reflektorami w oczach
Kilkumetrowy kret z reflektorami w oczach

Bardzo szybko, w kawiarnianej atmosferze, Dominik Podsiadły „samozwańczy asystent pleneru” i Konrad Góra, poeta od śmierci, wydawca książek i żywności oraz współzałożyciel wydawnictwa papierwdole, postanowili wydać te obrazy w formie kalendarza. We wstępie zamieszczono zdanie, że te malowane kredkami wizje są jak dotąd jedynym wyrazem przyszłości, o którym nie chcieli się wypowiedzieć kandydaci na burmistrza Bogatyni w czerwcu 2021 r.

Nie wiadomo co było bardziej wywrotowe – same obrazki czy słowa o milczeniu władz. Tuż po premierze kalendarza w Opolnie-Zdroju, podczas równoległego pleneru organizowanego przez BUP, doszło do ocenzurowania kalendarza. Po prostu zostały wyrwane z niego kartki z opisem kontekstu. To jedynie rozochociło wydawcę, a efekty drugiego wydania zdobią już ściany nie tylko mieszkańców Bogatyni, ale też Wrocławia, Warszawy, Krakowa czy Torunia.

Kalendarz Bezdni

Obecnie papierwdole wydał już drugą edycję kalendarza. We wstępie Konrada Góry można przeczytać: „Przyrodzoną dystynkcją kalendarza jest jego wyrywność: czy w puli dnia i nocy, czy miesiąca, a w końcu i roku, każdy blankiet minionego czasu wolno nam oderwać, zużyć do celów energetycznych, jako i wkładkę do butów, jako i stelaż do papierowego samolociku: danemu tu kalendarzowi wzmiankowana wyrywność – skłonność do przeskoku, skrótu, przerażenie bliskością – przytrafiła się w mechanice falstartu”.


Wszystko pod zastaw
Wszystko pod zastaw

Władze lokalne zapewne uznały, że ze sztuką skutecznie walczy się niszczeniem jej materialnych przejawów, ale chyba zapomnieli, że te stare jak świat zagrywki, prowadzą raczej do jej rozkwitu. Góra pisze, że mieszkańcy oburzeni wypominaniem im swoistego „mutyzmu” dostrzegli w kalendarzu „nie rozbrykanego ogiera na łące pod chylącym się a przeraźliwie świeżym lasem, nie prace ich własnych dzieci, a muła do wagoników z urobkiem; końcem końców są w tym na zawsze aktualnym kalendarzu już tylko byłymi adresatami – niebyłymi zaś nadawcami – zostanie po nich tyle, że ich nie ma”.

Kto zwyciężył w potyczce? Gmina Bogatynia nie ma pieniędzy na transformację, kary do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej rosną każdego dnia o pół miliona euro, nie widać końca sporu z Czechami, a mieszkańcy uwodzeni są wydobyciem do 2044 r. lub straszeni nagłym upadkiem kombinatu. „Kalendarz bezdni” za to przeżył tournée po Polsce. Był we Wrocławiu, w Krakowie, w Toruniu i w Warszawie, gdzie spotkanie z twórcami kalendarza poprowadzi Filip Springer. Podczas tych spotkań o charakterze literacko-artystyczno-aktywistycznym oprócz Opolna-Zdroju dyskusja dotyczyła siły kultury czy sztuki w ratowaniu miejsc zjadanych przez przemysł wydobywczy. Na każdym spotkaniu odbiorcy proszeni byli o namalowanie własnej wizji przyszłości wielkiej dziury. Efekty ich pracy chcemy wysłać do Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z nadzieją, że te wizje przyspieszą negocjacje polsko-czeskie. Trzeba przyznać, że wyobraźnia Polaków to nasz skarb narodowy. Pomysły na zagospodarowanie wielkiej dziury są zdumiewające, a przykładem jest chociażby gigantyczny kret z podświetlanymi oczami, bajkowy plac zabaw albo wielki grób dla wszystkich ofiar pandemii Covid w Polsce. Rozmiary odkrywki są tak duże, że miejsca na to wszystko na pewno nie zabraknie.

Hanna Schudy