Bliskie spotkania z wężami
Kocham przyrodę. Odkrywam i kontempluję ją najczęściej podczas bliższych i dalszych pieszych wycieczek, w samotności lub z rodziną. Na początku natura kojarzyła mi się z drzewami, łąkami, parkami, polami, rzekami. Wiedziałem, że w lesie żyją niedźwiedzie, a na łące żaby, ale nigdy nie przeszła mi przez głowę myśl, że mógłbym np. stanąć oko w oko z wilkiem albo innym dużym drapieżnikiem, a już zupełnie irracjonalna wydawała mi się możliwość spotkania jakiegoś węża. Jednakże ilość czasu spędzanego na wędrówkach i przebywanie w biotopach charakterystycznych dla różnych gatunków zwierząt stopniowo weryfikowały moje wyobrażenia.
Zacząłem spotykać różnych przedstawicieli krajowej fauny, lecz w tym artykule chciałbym skupić się tylko na wężach. Gady te od zawsze wzbudzały we mnie grozę, lecz zanim zacząłem częściej eksplorować tereny przyrodnicze, zbyt wiele o nich nie rozmyślałem. Dopiero podczas coraz liczniejszych eskapad do lasu czy na łąkę zrozumiałem, że muszę zdobyć o tych zwierzętach choćby podstawową wiedzę: jak się zachować i czego (oraz jakich gatunków) się obawiać, gdy je spotkam. Pozwoliło mi to poczuć się pewniej, bowiem niewiedza może być źródłem lęku.
W Polsce występuje zaledwie kilka gatunków węży. Dotychczas najczęściej spotykałem żmije oraz zaskrońce. Natrafiałem na żmije mające różny kolor skóry, nigdy nie widziałem odmiany melanistycznej, a więc całej czarnej, bez wyraźnie zaznaczonej wstęgi kainowej. Poniżej przedstawiam kilka najbardziej zapadłych mi w pamięć sytuacji, w których miałem okazję natknąć się na różne gatunki węży.
Tatry Zachodnie, wrzesień 2005 r.
To pierwszy „kontakt”, choć tak naprawdę (na szczęście) jego brak, ze żmijami. Wędrowałem ze swoją dziewczyną, a obecnie żoną, z Doliny Kościeliskiej na Przysłop Miętusi. Przy podejściu łąkami w pewnym momencie pojawił się znak i tablica ostrzegawcza z napisem: „Uwaga, w tym rejonie występują żmije zygzakowate. Prosimy o zachowanie ostrożności i niezbaczanie ze znakowanego szlaku”. Przechodząc tamtędy, po lewej stronie w wysokich trawach słychać było wyraźne syczenie. Ów dźwięk zdawał się polifoniczny, co sugerowało, że wydobywał się z wielu paszcz. Doskonale słyszalne przenikające się nawzajem głosy skutecznie zmotywowały nas do jak najszybszego opuszczenia okolicy żmijowiska. Choć gołym okiem nie widzieliśmy żadnego gada, to poczuliśmy się wyjątkowo nieswojo.
Masyw Śnieżnika, maj 2008 r.
Tym razem wyjazd z żoną w Sudety Wschodnie, konkretnie w Masyw Śnieżnika. Podczas jednej z wycieczek zapuściliśmy się w okolice Pasterskich Skał koło Idzikowa a stamtąd tzw. Złodziejską Ścieżką wracaliśmy do Międzygórza. Był to nieznakowany odcinek trasy, prowadziła nim momentami słabo widoczna trawiasta ścieżka. Podnóże Masywu Śnieżnika, niedaleko szczyt Iglicznej, okolica bardzo ekspresyjna, łatwo można tracić czujność. Szliśmy szybko i nie zawsze patrzyliśmy pod nogi.
W pewnym momencie ocknąłem się o krok od sporej wielkości żmii koloru oliwkowego. Dzielił nas dosłownie jeden krok, wąż już podnosił głowę do góry przygotowując się do obrony. Uff, momentalnie się spociłem. Skończyło się na strachu, ale nigdy nie zapomnę tej chwili, być może przed ukąszeniem uratowały mnie ułamki sekund. Jak dotąd nie znalazłem się w życiu w tak ryzykownej sytuacji z przedstawicielem jadowitej herpetofauny. Co prawda miałem na sobie długie spodnie i wysokie buty trekkingowe, ale wolałbym nie sprawdzać, czy skutecznie mnie ochronią. Po czasie trzeba obiektywnie przyznać, że żmija „zagrałaby” uczciwie gdyby ukąsiła. Zapewne przekroczyłem granicę komfortowego dla obu stron dystansu. Miałem sporo szczęścia. Po ochłonięciu wykonałem „pamiątkowe” zdjęcie napotkanego mieszkańca tych terenów, zachowując w pełni bezpieczną odległość. Fotografia nie należy do poprawnych technicznie, ale ciągle żywe emocje zrzuciły aspekty jakościowe na dalszy plan.
Powyższe zdarzenie potwierdza zasadę, którą wielu ludzi neguje, a zgodnie z którą żmije atakują naprawdę rzadko i tylko w obronie własnej. Barwne opowieści – a takie też słyszałem – o żmijach goniących ludzi przez kilometr należy włożyć między bajki. Do wypadków dochodzi zazwyczaj kiedy próbuje się drażnić gada albo przypadkowo nadepnie. Wyjątkową ostrożność należy zachować na śródleśnych polanach i w chłodne jesienne poranki kiedy mogą leżeć odrętwiałe na ścieżce. Wybierając miejsce na piknik, warto prześledzić okolicę, ponieważ żmije jako przedstawiciele zmiennocieplnych lubią wygrzewać się w słonecznych miejscach. Pokąsania mogą się również zdarzyć podczas grzybobrania lub zbierania owoców leśnych oraz w czasie noclegów w stodołach, gdzie groźne węże mogą być przywożone razem z sianem.
Lasy Koneckie, wrzesień 2008 r.
Całodniowa wycieczka z Sielpi do Kuźniaków, w rodzinnych stronach żony. Trasa wiodła przez piękne leśne ostępy, sielskie krajobrazy, malutkie wioski, a w końcowym odcinku przez Pasmo Dobrzeszowskie Gór Świętokrzyskich. Pierwsze 5 kilometrów przebiegało bez niespodzianek. Dopiero w okolicy leśniczówki Salachowy Bór naszą uwagę przykuł charakterystyczny wydłużony kształt przesuwający się wolno w poprzek szerokiego leśnego piaszczystego duktu. Gdy podeszliśmy bliżej, potwierdziły się przypuszczenia – była to żmija odmiany brązowej (a więc najbardziej popularna), średnich rozmiarów. Szybkie zdjęcie i poczuliśmy się prawie jak starzy znajomi. Serce zabiło nieco mocniej, ale bez gwałtownych uniesień, wszak do Walentynek było jeszcze daleko ;-).
Kielce, marzec 2009 r.
Samotna eskapada żółtym szlakiem pieszym dookoła Kielc. W okolicy rezerwatu przyrody „Sufraganiec”, na północnych rubieżach miasta, znalazłem się w trudnym orientacyjnie terenie. Nie byłem pewien, którędy wiedzie prawidłowa droga, dlatego wypróbowałem dwie możliwości. Okazało się, że zszedłem ze szlaku i przez chwilę kroczyłem wśród wypłowiałych jeszcze o tej porze roku traw. Poruszałem się ostrożnie i dzięki temu w porę zauważyłem poruszającą się żmiję koloru szarego. Ona też mnie zobaczyła i znieruchomiała. Wykorzystałem bezpieczny moment i wykonałem zdjęcie. Popatrzyliśmy przez chwilę na siebie i każdy odszedł w swoją stronę.
Lasy Palędzkie, październik 2010 r.
Całodniowa wycieczka z małżonką przez lasy i miejsca pamięci narodowej w zachodnich okolicach Poznania. Idąc w pięknej jesiennej scenerii wśród sosnowego lasu niedaleko Jeziora Lusowskiego napotkaliśmy zaskrońca zwyczajnego. Najczęściej węże te są płochliwe. Ale ten zachował się inaczej, poza tym okazał się wyjątkowo fotogeniczny i pięknie zaprezentował swoje smukłe ciało w całej okazałości, żółte plamy za skroniami i okrągłą źrenicę. To zdecydowanie nasze najładniejsze zdjęcie węża wykonane w naturze.
Góry Świętokrzyskie, kwiecień 2014 r.
Wędrowałem samotnie szlakiem pieszym koloru niebieskiego z Kielc do Chęcin. Najpierw tuż za Słowikiem, a przed czekającym mnie podejściem na Górę Patrol, spotkałem ładnego zaskrońca. W ostatniej chwili zdążyłem go sfotografować, bo już czmychał w las. Ale to nie koniec atrakcji tego dnia. Byłem przygotowany raczej na spotkanie żmii w tych okolicach, a tymczasem pod koniec wycieczki spotkała mnie niespodzianka. Po zwiedzeniu jaskini Piekło, na ostatnim odcinku szlaku do Chęcin, w terenie leśnym pierwszy raz w życiu ujrzałem gniewosza plamistego. Sporej wielkości wąż niemal stapiał się ze ściółką. Nie ufał mi zbytnio, bowiem dość szybko zaczął wycofywać się w zarośla.
Opisane wyżej przykłady nie wyczerpują oczywiście wszystkich spotkań z wężami jakie dotychczas miałem na szlaku. Jeszcze co najmniej kilkukrotnie widziałem spłoszonego zaskrońca, choćby na terenie Nowego Zoo w Poznaniu, czy też młode żmije szybko uciekające w trawach, gdy nieświadomie zbliżałem się do nich wielkimi krokami. Kto wie, co mnie jeszcze czeka? Może dane będzie kiedyś zobaczyć największego i jednocześnie najrzadszego polskiego węża, czyli węża Eskulapa?
Zachęcam do eksploracji przyrody, również tej dzikiej i kryjącej niekiedy pewne niebezpieczeństwa. Nie da się tego uniknąć całkowicie, ale wystarczy stosować się do kilku prostych zasad, by zminimalizować ryzyko przykrych zdarzeń. Życzę satysfakcji i wielu przygód!
Bartosz Świątek
Bartosz Świątek – wielkopolanin, miłośnik przyrody, gór, Polski, uczestnik licznych rajdów i maratonów pieszych. Jako mąż i ojciec zaraża rodzinę swoimi pasjami, od małego wprowadzając dzieci w świat przyrody, literatury, umiłowania piękna i rozbudzając ich ciekawość świata. Szachista, autor książki „Życie jak partia szachów”. Autor artykułów o tematyce krajoznawczej, przyrodniczej i szachowej.