W stronę architektury regenerującej. Rozmowa z Kacprem Kępińskim i Adrianem Krężlikiem
Podporządkowanie Ziemi potrzebom człowieka możemy obserwować codziennie i wszędzie. Miasta i budynki, sieci wodociągów, autostrad i kolei, przesunięte linie brzegowe, sztuczne wyspy i jeziora, działania górnicze, monokultury to trwałe i widoczne przekształcenia, które towarzyszą rozwojowi cywilizacji. Przyroda ze współgospodarza Ziemi stała się środowiskiem, w którego środku stoi człowiek.
Wystawa „Antropocen”, przygotowana przez Narodowy Instytut Architektury, będzie od lipca br. prezentowana w Miejskich Galeriach Sztuki w Łodzi. Analizuje ona tytułowy antropocen w kontekście architektury i urbanistyki – dziedzin, których sedno stanowi przekształcanie zastanego środowiska. Krajobraz, bioróżnorodność, woda, zanieczyszczenia, zmiany klimatyczne, przekształcenia gruntów: według twórców ekspozycji nie ma obszaru, który pozostawałby poza wpływem architektury. Równocześnie – jak twierdzą – posiada ona ogromny potencjał w budowaniu sprawiedliwych relacji człowieka z przyrodą.
O wyzwaniach, przed jakimi stoi współczesna architektura w kontekście zmian klimatycznych i kryzysu bioróżnorodności, rozmawiam z kuratorami wystawy „Antropocen” – architektami Kacprem Kępińskim i Adrianem Krężlikiem.
Marta Czyż: Są jeszcze na Ziemi obszary, których antropocen nie dotknął?
Adrian Krężlik: Nie. Człowiek jest dziś we wszystkich miejscach na świecie. Możemy jednak spojrzeć na tę obecność z dwóch różnych perspektyw: lokalnej i globalnej. W skali lokalnej prawdopodobnie istnieją jakieś pojedyncze skrawki świata, które trochę udają, że nie zostały dotknięte przez człowieka. Albo do nich nie dotarliśmy, albo są tak skutecznie chronione przez prawo, że nie mamy na nie faktycznego wpływu. Natomiast w skali globalnej antropopresja występuje we wszystkich miejscach na Ziemi. I nie mówię tu tylko o lądach, ale również o oceanach. Wzrost temperatury, ocieplenie klimatu, zakwaszenie gleby, zanieczyszczenia – to wszystko niczym sieć naczyń połączonych wpływa na ekosystemy i ich ciągłość. Wszędzie.
Kacper Kępiński: Istotą antropocenu jest właśnie to, że zmiany, które niesie człowiek, mają charakter globalny. Nasz wpływ przestał się wiązać z koniecznością naszej obecności gdziekolwiek. Człowiek nie musi być obecny w konkretnym miejscu, by wpływać tam na podniesienie się temperatury lub poziomu morza. Przed zmianami wywołanymi przez człowieka nie ma ucieczki, nigdzie. Podobnie jest z architekturą, przed którą z kolei nie może uciec człowiek. Potrzebujemy jej, aby funkcjonować, dlatego jest tak ważna.
Trwała, użyteczna i... szkodliwa? No właśnie. Tam, gdzie zjawia się człowiek, od razu pojawia się architektura. W tekście wprowadzającym do wystawy „Antropocen” piszecie: „architektura trwała, użyteczna, piękna i… niezwykle szkodliwa”…
KK: Jedną z głównych przyczyn kryzysu klimatycznego jest stężenie dwutlenku węgla w atmosferze. Z kolei jednym z głównych emitentów dwutlenku węgla do atmosfery jest właśnie architektura: budynki, przemysł budowlany, materiały budowlane, ich powstawanie i utylizacja. To dlatego przed architekturą stawiamy zadania ograniczenia negatywnego wpływu człowieka na środowisko, ale też regeneracji czy naprawiania błędów z przeszłości. To jest ogromne pole do działania – globalnie budynki odpowiadają za ponad 30%, a w dużych miastach nawet 80% sumy wszystkich emisji! Nie chodzi tu wyłącznie o budownictwo i przemysł – często na emisyjność mają przecież wpływ decyzje projektowe, architektoniczne, niekiedy czysto estetyczne. Architektura ma narzędzia do takiego budowania, które nie tylko mniej szkodzą środowisku, ale mogą też wspierać rozwój bioróżnorodności i wpływać pozytywnie na mikroklimat miasta.
W jaki sposób?
KK: Na przykład wprowadzając rozwiązania, które zostawiają miejsce naturze. Architekci czy urbanistki mają tendencję do planowania i strefowania, wyznaczania pól do konkretnych funkcji. Tymczasem natura nie potrafi i nie chce poddawać się tym regułom. Odpowiedzią mogą być nisze, które nie są zaprojektowaną zielenią ogrodową czy skwerami, tylko przestrzenią, w której oddajemy pole naturalnym procesom przyrodniczym, nasionom roślin niesionym przez wiatr oraz ptaki i swobodnie migrującym zwierzętom. Nie wiemy, jak bardzo rozwinie się to miejsce, ale wiemy, że na pewno będzie bardziej odporne i bardziej zróżnicowane od wszystkiego, co architekci mogliby w tym miejscu zaproponować. Na wystawie „Antropocen” mamy tego znakomity przykład – instalację „Renatura” Kaspra Jakubowskiego. Pokazuje ona rośliny pionierskie, które wzrastają na gruntach wcześniej zabudowanych, niektóre z nich są w stanie przeżyć w temperaturze od -20 do +60 stopni Celsjusza i rosnąć na dachach bez gleby. To są rośliny, które mają moc wprowadzania bioróżnorodności w miejsca, których projekt tego nie przewidywał.
Czyli czasami zamiast projektować specjalne strefy dla przyrody wystarczy przyrodzie nie przeszkadzać?
KK: Właśnie. To zaskakujące, jak szybko natura potrafi sobie poradzić ze stratami wyrządzonymi przez człowieka lub z obszarami, które człowiek najpierw zdewastował, a później porzucił. Ten proces odzyskiwania przez przyrodę takiego obszaru może zadziać się nawet w 10 czy 15 lat i wcale nie jest procesem skomplikowanym.
Przykładem są przywołane na wystawie naturalny park Văcăreşti w Bukareszcie i krakowski Zakrzówek, półdziki teren powstały po zalaniu wodą nieczynnego kamieniołomu. Nagle okazuje się, że bez ludzkiej ingerencji w ciągu dwóch dekad zaczynają na tym terenie występować gatunki roślin bądź zwierząt chronionych prawem. Gatunki zagrożone wyginięciem! To się dzieje tylko dlatego, że nie przeszkadzamy.
AK: Ale warto też zwrócić uwagę na pozytywne przykłady dobrej, mądrej architektury. W trakcie pracy nad wystawą okazało się, że mamy ich naprawdę wiele. Wcale nie trzeba wymyślać wszystkiego od początku, czasem wystarczy poszukać dobrych rozwiązań w budynkach już istniejących. Na wystawie pokazujemy biurowiec 2226, zrealizowany przez pracownię Baumschlager-Eberle w 2013 r. w austriackim mieście Lustenau. Jego projektanci chętnie przywołali stare rozwiązania, a technologie, szczególnie te z okresu boomu na instalacje grzewcze i wentylację, potraktowali z rezerwą. Biurowiec działa bez systemów ogrzewania, wentylacji i klimatyzacji, wykorzystuje jedynie pasywne rozwiązania architektoniczne, których pracą steruje program. To inteligentny budynek, dobrze wykorzystujący energię cieplną wytwarzaną przez ludzi i sprzęt. Ten przykład udowadnia, że funkcjonalna i piękna architektura możliwa jest bez energochłonnych systemów klimatyzacji i ogrzewania. W trakcie pracy nad wystawą okazało się, że 2226 [nazwa budynku oznacza temperaturę pomiędzy 22 a 26 °C – dopisek MC] to prototyp i jest on już powtarzamy w kilku miejscach w Europie.
Takich realizacji jest więcej i wcale nie musieliśmy ich długo szukać. Pytanie tylko brzmi – skoro mamy tyle dobrych przykładów, dlaczego nic z tym nie robimy? Dlaczego ciągle budujemy w ten sam sposób, wiedząc, że możemy robić to lepiej?
Dlaczego się nie uczymy? A może raczej: dlaczego nie chcemy się uczyć?
AK: Cały czas próbuję sobie na te pytania odpowiedzieć. I ciągle nie znam odpowiedzi. Najprostszym wyjściem byłoby stwierdzić, że architektura jest po prostu kolejnym narzędziem do pomnażania czyjegoś kapitału. Ale to nie do końca prawda. Na taki stan rzeczy wpływa bowiem cały wachlarz elementów: złożoność procesów projektowych i inwestycyjnych, złożoność cyklu życia budynków, brak wiedzy, problem w dostępie do odpowiedzialnych materiałów, prawo budowlane. Również edukacja młodych architektów, którzy nie poznają dobrych przykładów architektury, tylko przykłady ikoniczne. W ich zawodowym kodeksie wartości często nie ma troski o środowisko czy innego człowieka, bo nikt im takiej wartości w czasie edukacji nie przekazał. Taki architekt czy architektka nie będą szukać rozwiązań przyjaznych przyrodzie, bo taka potrzeba w ogóle nie została w nich ukształtowana. Nawet nie wiedzą, gdzie zacząć szukać. Potrzebujemy ogromnego wysiłku intelektualnego – nie tylko my architekci, ale też osoby związane z budownictwem, procesami inwestycyjnymi i legislacyjnymi – by wspólnie zacząć zwracać uwagę na tę inną, nie antropocentryczną optykę.
KK: Myślę, że dużo zależy od prawa i warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. Jeśli mówimy o uzależnieniu architektury od kapitału to należy sobie uświadomić, że jest to też kwestia regulacji prawnych i wieloletniego lobbingu ze strony choćby producentów materiałów budowlanych czy inwestorów, których interesy przełożyły się na przepisy. Często rozwiązania niekorzystne dla środowiska są po prostu wymagane przez prawo. A jeśli chodzi o edukację… Gdy studiowałem architekturę, uczono nas o wielu, często bardzo wymyślnych rozwiązaniach czy detalach, jak ukryte klamki i licowane ościeżnice, ale nikt nas nie uczył, jaki mają one wpływ na środowisko. Nie przyszło nam nawet do głowy, by o to pytać! Efekt jest taki, że dopiero od niedawna w konkursach architektonicznych zaczynają się pojawiać kryteria środowiskowe. Budynki są oceniane pod względem kompozycyjnym, ekonomicznym, konstrukcyjnym, ale nie pod względem środowiskowym! To jest według mnie otwarte pole do działania. Często się słyszy, że środowisko architektoniczne nie ma narzędzi, by efektywnie wpływać na rzeczywistość, ale przeciwnie – ma! Te osoby organizują przecież konkursy architektoniczne na budynki publiczne i mają ogromny wpływ na to, co znajdzie się w regulaminach i kto zasiada w sądach konkursowych. A taki regulamin i takie jury decyduje później o tym, co się będzie budować. Na tym, moim zdaniem, polega odpowiedzialność zawodowa architektek i architektów.
A na czym polega architektura regenerująca? Taki podtytuł nosi książka pod Waszą redakcją, która została wydana przy okazji wystawy.
AK: Architektura regenerująca to taka architektura, która nie tylko naprawia to, co zostało zniszczone, ale daje z siebie coś więcej. W toku pracy nad wystawą i książką nie znaleźliśmy przykładu jednego budynku, który jako całość pełniłby funkcję regenerującą. Istnieją natomiast elementy, które podążają w tym kierunku. Weźmy choćby siedzibę Ambasady RP w Nowym Dehli, wspomniany już biurowiec 2226 czy zielone dachy w Zurychu – wszystkie te przykłady to rozwiązania, które zużywają znacznie mniej energii, restaurują przyrodę i przywracają habitaty. Mamy więc konstelację rozwiązań, którą należałoby zacząć powoli składać. Ale my dopiero uczymy się ją składać. Lecz ciągle mamy dużo niewiadomych. Nie wiemy na przykład, co stanie się za 50 lat z materiałami budowlanymi, których dziś używamy? Jak się zestarzeją? Jaki będzie ich wpływ na zmiany klimatyczne czy zakwaszenie oceanów? Samo pojęcie regeneracji oznacza też, że nie chcemy jedynie robić „mniej źle”. „Mniej źle” możemy robić już dzisiaj, na przykład redukując o 10% emisję dwutlenku węgla nowo projektowanego budynku. Mówiąc o architekturze regenerującej, wychodzimy z zupełnie innej perspektywy: chcemy nie tylko redukować, ale produkować. Na przykład zaprojektować taki budynek, który będzie produkował czyste powietrze.
KK: Jednym z głównych postulatów naszej wystawy jest ponowne użycie istniejących budynków. Dziś chętnie mówimy w Polsce o adaptacjach, choćby w przypadku warszawskiej Elektrowni Powiśle, dawnych browarów i manufaktur. Tymczasem są to najczęściej wyburzenia z odtworzeniem. Powstają zupełnie nowe budynki, które mają wyglądać jak stare, wykorzystywany jest jakiś ułamek często zabytkowej materii, a przecież zupełnie nie o to chodzi. Ponowny użytek jest możliwy od pojedynczego elementu budynku czy nawet gruzu z budynku, po całą budowlę. Ważne przy tym jest ograniczanie niepotrzebnych działań i modyfikacji, jak najmniejsza ingerencja i jak najszersze korzystanie z już istniejących elementów, dyspozycji przestrzennej i funkcjonalności. Program i funkcja to elementy, które w każdym projekcie starzeją się najszybciej – żelbetowe konstrukcje, stalowe kratownice i ceglane mury mogą służyć przez wieki bardzo różnym celom, musimy tylko wykazać się elastycznością w podejściu do naszych wymagań względem przestrzeni pracy i życia, zrezygnować z części komfortu, zaakceptować nową estetykę i niedoskonałości.
Myślę, że nigdy nie stworzymy budynku, który będzie regeneracyjny pod każdym względem i na każdym obszarze. Ale możemy projektować w skali urbanistycznej, skupiając się na całej strukturze, a nie tylko punktowych działaniach. Poszczególne obiekty mogą działać regeneracyjnie na różnych polach – od retencji wody po wytwarzanie prądu, a ich działanie może się bilansować w szerszym kontekście. Być może regeneracyjna powinna być przede wszystkim urbanistyka, a architektura jest jedynie jej narzędziem.
Uderzająca na wystawie jest wyłącznie ludzka, antropocentryczna perspektywa. Co prawda przywołujecie na niej dużo pozytywnych przykładów, choćby odzyskiwania przez architekturę bioróżnorodności, ale nadal dzieje się to w granicach i na skalę wyznaczone przez człowieka. Z jednej strony, tęsknimy za naturą i za dzikością, ale z drugiej strony boimy się utracić nad nimi kontrolę.
AK: Zawsze tak było. Jak spojrzymy na statut pierwszego narodowego parku, Parku Yellowstone w Stanach Zjednoczonych, to przeczytamy tam, że został on założony, by człowiek mógł się cieszyć spotkaniem z naturą. Park miał być miejscem przyjemności dla człowieka, niczym więcej. I tak jest do dziś – nie udaje nam się wyjść poza myślenie o sobie samych. Choć i tak uważam, że tworzenie parków narodowych, zamykanie ich przestrzeni, nawet jeśli czynione z czysto antropocentrycznej perspektywy, jest nadal najbardziej skutecznym sposobem ochrony przyrody przed człowiekiem.
Jest nadzieja, że antropocen kiedyś się skończy? Myślicie o tym, co będzie dalej?
AK: Mam nadzieję, że chthulucen!* Bardzo chciałabym, żebyśmy się wzięli rzeczywiście do roboty zamiast bez końca analizować to, co nam nie wyszło. I żebyśmy zaczęli dbać o wszystkie istoty, jakie mamy wokół siebie.
KK: Będzie, a właściwie już jest katastrofa. Pytanie tylko, jaką skalę przyjmie. Musimy przestać być egoistami, a zacząć myśleć i projektować przestrzeń przyjazną dla gatunków pozaludzkich. Musimy też jak najszybciej wziąć odpowiedzialność za nasze działania i przestać udawać, że coś nie zależy od nas. A więc odpowiedzialność i symbiocen!
Dziękuję za rozmowę.
Kacper Kępiński – architekt, krytyk architektury, kurator wystaw architektonicznych. Kierownik Działu Projektów Zewnętrznych i Wystaw w Narodowym Instytucie Architektury i Urbanistyki. Współzałożyciel stowarzyszenia Przestrzeń-Ludzie-Miasto oraz członek rady Fundacji Instytut Architektury. Stały współpracownik kwartalnika „Autoportret” oraz redaktor portalu „Architektura&Biznes”. Współprowadzi zajęcia z projektowania w ramach „Inclusive Housing Studio” na Wydziale Architektury VUT w Brnie. Współkurator stałej wystawy architektury „Przekroje” w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Adrian Krężlik – architekt, doktorant na Wydziale Architektury Uniwersytetu w Porto programu MIT Portugal, wykładowca School of Form, założyciel Dosta Tec, firmy, która zajmuje się projektowaniem regenerującym. W swojej pracy zawodowej i badawczej łączy współczesne technologie z tradycyjnymi. Bada sprawozdawczość i wpływ projektowania na środowisko i przyrodę. Wcześniej pracował m.in. w Zaha Hadid Architects, Rojkind Arquitectos i rozwijał software oparty na sztucznej inteligencji w Berlinie.
*Chthulucen – termin proponowany przez biolożkę i filozofkę feministyczną Donnę Haraway jako alternatywa dla antropocenu na określenie geologicznej i historycznej epoki, rozpoczynającej się od wzrostu wpływu człowieka na ziemską geologię i ekosystemy z uwzględnieniem filozoficzno-społecznej perspektywy ziemskich istot innych niż ludzkie (źródło: Wikipedia).