DZIKIE ŻYCIE

Przerażający eksperyment

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Od lat 40. ubiegłego wieku do roku 2020 światowa produkcja tworzyw sztucznych wzrosła od zera do 367 mln ton rocznie. Obecnie znajdziemy na rynku około 350 tysięcy produktów chemicznych; 1500 z nich pojawia się co roku jako nowości. I tylko niewielki ułamek z nich został zbadany pod kątem bezpieczeństwa. Poza tym fakt, że mamy do czynienia z interakcjami substancji między sobą, rzetelne testowanie ich wpływu na ludzkie zdrowie staje się praktycznie niemożliwe. Zakładamy, że syntetyzowane związki chemiczne są neutralne dla naszego zdrowia – ich wycofanie natomiast wymaga twardych dowodów na ich szkodliwość. Wygoda i naiwny optymizm bierze górę nad przezornością. Wygląda na to, że obecnie jako ludzkość przeprowadzamy na sobie bezprecedensowy eksperyment aplikując naszym ciałom tysiące substancji chemicznych, które nigdy nie występowały w przyrodzie. Przeprowadzamy też eksperyment na biosferze pompując do środowiska niezliczone związki, które stopniowo przenikają do wody, gleby i powietrza. A ostatecznie wchłaniane są przez nas i kumulują się w naszych tkankach zmieniając często niezauważalnie funkcjonowanie naszego organizmu. Dzisiaj substancje te znajdują się wszędzie wokół nas. Są w środkach czystości, kosmetykach, jedzeniu, nawozach czy ubraniach. Trudno byłoby wskazać taki obszar, gdzie ich w ogóle nie ma.

Chemiczne jedzenie. Fot. artursfoto, pixabay.com
Chemiczne jedzenie. Fot. artursfoto, pixabay.com

Na przykład, w tym, co jemy, występują przeciwutleniacze, barwniki, aromaty, środki konserwujące, środki spulchniające, emulgatory, polepszacze smaku, regulatory kwasowości, suplementy witamin i minerałów oraz inne substancje oznaczone symbolem E. Faszerowanie jedzenia chemią zaczyna się w momencie stosowania nawozów sztucznych i środków ochrony roślin w przypadku upraw, a antybiotyków, hormonów wzrostu, sterydów i modyfikowanej genetycznie paszy w hodowli zwierząt. Tak „wzbogacone” produkty wędrują do chemicznej obróbki, gdzie w procesie przetwarzania dodawane są kolejne substancje mające polepszyć smak, wygląd, zapach, teksturę oraz wydłużyć okres przydatności do spożycia. Na koniec pakowane jest to wszystko w plastik, styropian lub puszkę, z których to opakowań przenikają kolejne substancje do naszego jedzenia. To, co kupujemy w sklepie zwykle wygląda ładnie, kolorowo, świeżo i zachęcająco. Niestety często to tylko pozory.

Człowiek jest ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego. A to oznacza, że kumuluje wszelkiego rodzaju toksyny, które odkładały się w tkankach organizmów na wcześniejszych poziomach drabiny troficznej, poczynając od roślin, poprzez roślinożerców, a na drapieżnikach kończąc. Zjadając mięso, przede wszystkim ryb oraz zwierząt hodowanych przemysłowo, wchłaniamy spore porcje nagromadzonych w ich tkankach chemikaliów. Znacznie więcej niż wtedy, gdy jemy tylko rośliny.

Poza tym, że przyjmujemy sporą dawkę chemii z jedzeniem, to wdychamy, wcieramy, kremujemy, nakładamy czy w inny jeszcze sposób narażamy się na kontakt z substancjami chemicznymi. Nasze mieszkania są prawdziwymi emitorami toksyn. Meble, dywany, wykładziny, panele podłogowe, sprzęty oraz odświeżacze powietrza czy środki czystości uwalniają niewidoczne dla nas zagrożenie. Nawet, jeśli te dawki są minimalne, to wiele z tych substancji kumuluje się i daje objawy po wielu latach. W przypadku związków hormonalnie czynnych w ogóle nie można mówić o dawce minimalnej. Już niewielka ilość może bowiem wywołać poważne następstwa, podczas gdy większa ilość może nie dawać widocznych objawów.

Innym zagrożeniem są związki (PFAS). To duża grupą syntetycznych związków chemicznych, które zawierają wiązania węgiel – fluor. Takie wiązania uznaje się za jedne z najsilniejszych w chemii organicznej, dlatego PFAS tak trudno się rozkładają i z łatwością trafiają do środowiska, gdzie mogą się przemieszczać na znaczne odległości. Ich specyfika sprawia, że niekiedy nazywa się je „wiecznymi” chemikaliami.

Ze względu na swoją trwałość PFAS cieszą się dużą popularnością w przemyśle, ale też w wyrobach codziennego użytku. Wykorzystywane są głównie do wytwarzania powłok i produktów odpornych na ciepło, wodę lub plamy. Większość z nich jest łatwo rozprzestrzeniana daleko od źródła ich uwolnienia – znaleźć możne je w powietrzu i wodzie. Dodatkowo mają zdolność bioakumulacji w organizmach żywych. Narażenie na PFAS wiąże się ze zmniejszoną odpornością, zaburzeniami hormonalnymi, dysfunkcją tarczycy, podwyższonym poziomem cholesterolu, zwiększonym ryzykiem niektórych rodzajów raka i przyczynia się do wystąpienia zaburzeń endokrynologicznych czy uszkodzeń wątroby.

W badaniach, które ukazały się na łamach „Environmental Science & Technology” naukowcy dowodzą, że „wieczne” chemikalia można spotkać również w mleku karmiących matek. Okazało się, że związki te znajdowały się we wszystkich analizowanych próbkach ludzkiego mleka.

To, że zaczynamy się zastanawiać czy karmienie piersią jest zdrowe samo w sobie wskazuje na poziom szaleństwa, jaki osiągnęliśmy rozwijając ludzką cywilizację opartą na chemii.

Planetarna granica zanieczyszczenia chemicznego jest piątą z dziewięciu, które według naukowców zostały przekroczone (pozostałymi są: globalne ocieplenie, niszczenie dzikich siedlisk, utrata różnorodności biologicznej oraz nadmierne zanieczyszczenie azotem i fosforem).

Komisja Europejska zobowiązała się w swojej strategii dotyczącej chemikaliów do stopniowego wycofywania wszystkich PFAS w całej Unii Europejskiej w nadchodzących latach, „chyba że [PFAS] okażą się niezbędne dla społeczeństwa”. No tak, zawsze jest jakiś dobry powód, by zatruwać siebie i świat wokół.

Ryszard Kulik

Szkoła Integralnej Ekopsychologii – IV edycja 2024 rok

Kurs obejmuje 12 zjazdów łączących proces wewnętrznej przemiany na poziomie wiedzy, emocji i świadomości z działaniem na rzecz przyrody i świata.
Informacje i zapisy: kulik@us.edu.pl