DZIKIE ŻYCIE

Przesilenie Zimowe – dążenie do światła, uhonorowanie ciemności

Monika Stasiak

Rytuały dla Ziemi

Połowa listopada. Idziemy przez Sudety Wałbrzyskie. Czas marszu nie wytrzymał konfrontacji z tym podanym na drogowskazach. Wracamy do Sokołowska już po ciemku. W czerniejącym lesie nad naszymi głowami widać błędne ogniki czołówek. My także zapalamy swoje. Chcemy uniknąć wywrotki na biegnących w poprzek ścieżki listwach odprowadzających wodę. Spowitego wieczornym mrokiem lasu się nie obawiamy. Nie naraziliśmy się niczym potężnemu Duchowi Gór, Karkonoszowi. Nie mamy powodów do strachu.

Kiedy miałam jakieś 14-15 lat, najchętniej chodziłam do lasu właśnie w nocy. Moja mama (uznawana, najwyraźniej, za bardziej odpowiedzialną ode mnie) była na wieść o tym zasypywana pytaniami w rodzaju: „A nie boisz się o nią?!”, „Sama? W nocy? Do lasu? A jak coś się jej stanie?”. Nie: „Czy nie boisz się, kiedy chodzi wieczorem na imprezy / po mieście / wzdłuż ruchliwej drogi?”, ale właśnie do lasu, bo przecież to tam właśnie mogą czyhać wilki, gwałciciele i Licho wie co.

Grudniowe odrodzenie słońca niesie ze sobą symbolikę nadziei po długim okresie ciemności. Fot. Monika Stasiak
Grudniowe odrodzenie słońca niesie ze sobą symbolikę nadziei po długim okresie ciemności. Fot. Monika Stasiak

W doświadczeniu człowieka współczesnego las i noc są tym, czego należy się bać. Noc bez latarni, świateł domów, iluminacji sklepów jest nieoswojona, nieprzenikniona i groźna. Musi być oświetlana, rozświetlana, doświetlana z każdej możliwej strony. Miejskie drzewa wymagają kolorowych reflektorów u podstawy pnia albo oplatających gałęzie LED-owych łańcuchów. Parki, by zyskać na atrakcyjności, muszą być pełne postaci z bajek mieniących się różnobarwnymi diodami. Mamy latarnie, lampy, światełka, klimatyczne lampiony. Wszystko, co pozwoli zagłuszyć niemiłe poczucie, że gdzieś poza naszym panowaniem rozpościera się Noc.

Z nocy jesteśmy systemowo okradani. Trudno nam wyobrazić sobie, jak może wyglądać prawdziwa ciemność, bo większość z nas nie ma szansy jej zaznać. Szacunek dla majestatu długiej, grudniowej nocy i praw, którymi się rządzi, zastąpiliśmy potrzebą kontroli.

Pełne pożółkłych traw nadrzeczne łąki wydają się być opustoszałe, ale życie pulsuje w nich podskórnie i czeka na swój czas. Fot. Monika Stasiak
Pełne pożółkłych traw nadrzeczne łąki wydają się być opustoszałe, ale życie pulsuje w nich podskórnie i czeka na swój czas. Fot. Monika Stasiak

Tymczasem przerwa w dopływie światła jest czymś, czego potrzebują rośliny odpoczywające po wysiłku fotosyntezy, owady (zarówno te aktywne w dzień i odpoczywające w nocy, jak i te, którym niezmącone światło gwiazd i księżyca ułatwia orientację), żerujące nocą ptaki czy ssaki. Oczy wielu z nich nie tolerują brutalności, z jaką wdziera się do nich sztuczne światło. Potrzebują ciemności. Podobnie zresztą jak my, których organizm poddany ciągłej ekspozycji na sztuczne światło nie ma się kiedy regenerować. Badacze zajmujący się ochroną ciemnego nieba wskazują tu przykład ludzi zamieszkujących za kołem podbiegunowym, wśród których to nie noc polarna, ale polarny dzień zbiera żniwo w postaci zwiększonej liczby samobójstw. Nawet jednak nie sięgając aż po tak odległe przykłady, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że świecące całą noc za naszym oknem latarnie albo otulające nas nawet w późnych godzinach nocnych promieniowanie laptopów i smartfonów, nie koresponduje ze sposobem funkcjonowania, do którego zaprogramowała nas ewolucja i zgodnie z którym funkcjonowali nasi przodkowie i przodkinie.

W kontekście obrzędowym ciemność ma wymiar podwójny – święty i niebezpieczny zarazem. Przez nią można dostąpić wiedzy i osiągnąć wtajemniczenie. Przez nią zstępuje się także do krainy snu, który jest bratem śmierci. Ona skrywa w sobie możliwość kontaktu z tym, co zaświatowe, a tam może czekać na nas wielkie poznanie, skarby i mądrość, ale też zagrożenie zdrowia i życia. Bohaterowie i bohaterki baśni często zmierzają do celu swej podróży przez gęsty las, studnię albo jaskinię. Po drodze czekają na nich niebezpieczeństwa i pokusy, ale także sojusznicy – rośliny i zwierzęta, które wskazują im właściwy kierunek, doradzają, chronią przed złym. Tylko ten, kto zmierzy się z ciemnością lasu jak Wasylisa, może dostąpić spotkania z wielką opiekunką Przemiany – Babą Jagą, wyjść zwycięsko ze spotkania z nią i powrócić do domu, dźwigając zatkniętą na kiju czaszkę o płonących oczodołach. „Mądra Wasylisa” to baśń inicjacyjna, związana z głęboką wewnętrzną przemianą głównej bohaterki. Motyw zstąpienia w noc pojawia się jednak także w prawdziwych ceremoniach inicjacji, w czasie których ciemność bywa obok odosobnienia, nagości czy nakazu milczenia atrybutem tego, co nie-ludzkie, bezforemne, z czego dopiero po czasie może wyłonić się nowy człowiek.

Krótki pochmurny dzień, cisza, stonowane kolory – przedzimie tam, gdzie nie docierają latarnie i świetlne dekoracje jest zupełnie inne niż w mieście. Fot. Monika Stasiak
Krótki pochmurny dzień, cisza, stonowane kolory – przedzimie tam, gdzie nie docierają latarnie i świetlne dekoracje jest zupełnie inne niż w mieście. Fot. Monika Stasiak

Jakie znaczenia towarzyszą ciemności w trakcie przesilenia zimowego? Dziś znacznie trudniej nam je odtworzyć z uwagi na to, o czym pisałam wcześniej: noc nie ma w sobie nawet części tej tajemnicy, którą miała przed erą powszechnej elektryfikacji. Możemy w nią wejrzeć, prześwietlić ją na wylot i z satysfakcją stwierdzić, że nie ma się czego bać. Warto jednak w ramach ćwiczenia wyobraźni cofnąć się do czasu, w którym nie istnieją jeszcze uliczne lampy, kieszonkowe latarki, nie wspominając już o rozświetlonych centrach handlowych czy przemykających ulicami samochodach. Palące się po zmierzchu światła pochodzą z domów albo z karczmy. Wystarczy jednak udać się poza obręb wsi i już spowija nas nieprzejrzana ciemność. Taki stan będzie trwał jeszcze długie miesiące. Świece są drogie, nie sposób palić ich długo w noc, więc swoją aktywność należy podporządkować rytmowi słońca. Kiedy grudniowy poranek jest szczególnie pochmurny, a dzień powoli wlewa swe światło w życie wsi, można nabrać poczucia, że noc nigdy już nie ustąpi. W tych praktykach zimowania ludzie stają się podobni niedźwiedziom albo innym hibernującym ssakom. Zrobić tylko to, co niezbędne. Oszczędzać zasoby energetyczne. Spać. Czekać na światło.

Czekanie to także strategia nasion skrytych w głębi ziemi. Na pierwszy rzut oka, wszystko, co żyje, znika wraz z ostrzejszymi podmuchami zimy. Kwiaty i zioła więdną, ptaki odlatują, a drzewa stoją ogołocone z liści, miotane wiatrem i przysypane śniegiem. Jednak głęboko, pod pokrywą śniegu i zwiędłych traw, skryte między warstwami gleby, pulsuje życie. Ziemia jest matką, w brzuchu której nasiona oczekują na swój czas. Czułą opiekunką, która chroni je przed zimnem i pozwala doczekać wiosny. Niedźwiedzicą, która pod koniec długiego zimowego snu wyda na świat młode.

Tę symbolikę ziemi jako łona matki prawdopodobnie wykorzystywała na poziomie obrzędowym  neolityczna świątynia-grobowiec New Grange w zachodniej Irlandii. Pokryty warstwami ziemi i trawy kopiec o średnicy 85 metrów, zawiera w środku komnatę, do której prowadzi kilkunastometrowy wąski korytarz. W dzień przesilenia zimowego przez umieszczony w górnej części kopca otwór, słońce wschodząc wpada tak, że napełnia swym blaskiem wnętrze. Niesie życie i jasność tym, którzy znajdują się w środku. Daje wyraźny znak, że po raz kolejny się udało, że z ciszy i ciemności zimowej nocy znowu odrodziło się światło.

Zimowy, zaśnieżony krajobraz to błogosławieństwo dla ludzi i przyrody, które w ostatnich latach staje się wyjątkiem w trakcie zbyt ciepłych zim. Fot. Monika Stasiak
Zimowy, zaśnieżony krajobraz to błogosławieństwo dla ludzi i przyrody, które w ostatnich latach staje się wyjątkiem w trakcie zbyt ciepłych zim. Fot. Monika Stasiak

Pierwotnie uznawano New Grange przede wszystkim za grobowiec. Poczyniona w latach 60. przez Michaela J. O’Kelly’ego obserwacja jego związku z zimowym przesileniem pozwala widzieć w tym miejscu także łono Matki Ziemi, w którym ludzie mogli niczym nasiona w glebie, w ciszy i ciemności czekać na powrót słońca. Tak pojmowana ciemność nie jest więc śmiercią i nicością, ale oczekiwaniem. Jest gotowością zestrojenia się z żyjącą i czującą przyrodą po to, by móc tym wyraźniej doświadczyć zachwytu nad powracającym światłem.

A że zachwyt towarzyszył nie tylko proto-Celtom, mówią również tradycyjne polskie pieśni kolędnicze, w których odnowione Słońce bywa przyrównywane do złotego pucharu lub kielicha. Złotą bryłę wykopują z ziemi zwierzęta – posłańcy tego, co zaświatowe, żeby można było zanieść ją do kowala (złotnika), który z kolei wykuje z niej kielich. Z niego zaś pijać będzie według pieśni Pan Jezus chodzący po kolędzie, który prawdopodobnie zastąpił w tej roli dawne bóstwo solarne1.

Pochody kolędnicze były więc niesieniem dobrej nowiny o zmartwychwstałym (czy też wykopanym spod ziemi i wykutym na nowo) słońcu, wraz z którą niosło się do domów życzenia dobrobytu, płodności i obfitości. Bo Słońce to życie – jego powracający blask niesie ze sobą obietnicę wschodzących nasion, soków krążących w roślinach szybciej, drzew wypuszczających liście, powracających z południa ptaków. Słońce to nadzieja, że świat nie osunie się w wieczną noc, ale będzie obracał się dalej – ku światłu, wegetacji, trwaniu zamieszkujących go istot. Droga do światła prowadzi jednak po Jungowsku, przez ciemność.

Zimowanie nie wymaga pośpiechu a cierpliwego zawierzenia się przyrodzie i jej procesom. Fot. Monika Stasiak
Zimowanie nie wymaga pośpiechu a cierpliwego zawierzenia się przyrodzie i jej procesom. Fot. Monika Stasiak

Dla mnie zimowe przesilenie to czas na konfrontowanie się z ciemnością – nie tylko tą fizyczną, której na szczęście mam za oknem w swoim miejscu nad rzeką wystarczająco, ale i tą wewnętrzną – z poczuciem niemocy, słabości, beznadziei. Danie im wyrazu pozwala na dojście do głosu emocjom, które za nimi stoją, a które płyną ze zniszczenia przyrody, katastrofy klimatycznej, krzywdy, jaka dzieje się istotom ludzkim i pozaludzkim (lista jest otwarta, bo każdy z nas odczuwa te rzeczy inaczej). I tutaj pomocna będzie zarówno wizja ciemności jako nicości i śmierci, jak też ciemności jako oczekiwania. Pierwsza pomaga uprawomocnić ból, gniew i strach, które odczuwamy oraz uhonorować stratę, jaka się poprzez nie wyraża. Daje nam przyzwolenie na to, żeby odczuwać żałobę po ukochanym lesie, topniejących lodowcach albo myszołowie potrąconym przez auto. Uczucia są prawdziwe. Strata jest prawdziwa. Mrok, którego doświadczamy jest prawdziwy.

Z kolei wizja ciemności jako oczekiwania pozwala mieć nadzieję, że poza tym, co mroczne, przytłaczające, niszczące jest jednak światło. Być może na razie go nie widzimy, może musi minąć jeszcze trochę czasu. Ale kiedy już je dostrzeżemy – choćby najmniejszy promień, będzie nam łatwiej do niego dążyć tak, jak nasiona dążą cierpliwie przez warstwy gleby ku słońcu. Powoli, bez zachłystywania się, ostrożnie. A jednocześnie w zaufaniu i otwartości na to, co przyniesie ten proces. Może w międzyczasie zorientujemy się też, że jesteśmy jednym z wielu nasion i że inne także dążą do tego samego światła co my, nawet gdy często oznacza to brnięcie przez ciemność.

Monika Stasiak

Przypisy:
1. „A cóż te wieprzocki robić będą? / Tam pod jedliną ryły bedo / Ryły, ryły i wyryły / I wyryły złote bryły
Dzież my to złoto podziejamy? / Do złotnika zaniesiamy / Uleją nam złoty kielich / Złoty kielich, złotą flaszkę
Któż tam kielicham pijał będzie? / Sam Pan Jezus po kolandzie”. Tekst i interpretacja za: Mikołaj Jarmakowski, Bóg się szerzy. Śladami symboliki najstarszych kolęd Lubelszczyzny, Muzeum Mitologii Słowiańskiej, muzeumslowianskie.pl/wydawnictwa/bog-sie-szerzy/.