DZIKIE ŻYCIE

Wskrzeszanie gatunków – logika synekdochy w dobie antropocenu

Martyna Dziadek

„Wskrzeszamy ptaka Dodo!” – tak mógłby brzmieć nagłówek niniejszego artykułu. I wówczas wskaźniki clickbaitów poszybowałyby błyskawicznie w górę. Dlaczego? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w niniejszym artykule.

Rozpocznijmy od przywołania kilku fundamentalnych faktów – epoka stabilnego holocenu dobiegła końca. Był to czas, w którym wahania temperatury były praktycznie zerowe. Można śmiało powiedzieć, że żadna epoka w dziejach Ziemi nie dostarczała tak spokojnych i zrównoważonych warunków do rozwoju ludzkiego osadnictwa. Naukowcy twierdzą, że to właśnie dzięki owej stabilności holocenu, narodziło się wówczas rolnictwo1. Łatwo było bowiem zaobserwować cykliczność pór roku oraz przewidzieć tym samym warunki do uprawy poprzez obserwacje pewnych prawidłowości przyrody – myślenie probabilistyczne mogło rozkwitać w pełni.

Okładka książki Ursuli K. Heise
Okładka książki Ursuli K. Heise

W wyniku działalności człowieka, polegającej na nadmiernej eksploatacji „zasobów” (jakże poetyckie określenie przyrody!), weszliśmy w nową epokę: epokę antropocenu, w której główną siłą geologiczną, zmieniającą ekosystem, stał się anthropos. Nazwę tę zaproponował chemik Paul Crutzen w 2000 r. i od tamtego momentu w nauce nastąpił istny boom semantyczny, wykorzystujący różne konfiguracje z sufiksem „cen”: kapitałocen (akcentujący rolę kapitału i najbogatszego 1% ludzkości jako aktorów odpowiedzialnych za zmiany klimatu), plantacjocen (wskazujący na to, jak model plantacji umożliwił akcelerację kapitału poprzez pracę opartą na wyzysku i monokulturach) i wiele innych kombinacji, próbujących wyjaśnić przyczyny oraz odnaleźć odpowiednią semantykę dla nowej epoki. Niezależnie jednak od terminu, który wybierzemy, nie ulega wątpliwości, że zmiany, jakie zachodzą aktualnie w przyrodzie, są niespodziewane i znaczące na skalę planetarną.

Wyznaczenie osobnej jednostki stratygraficznej związane jest z przekroczeniami tzw. „granic planetarnych”, spowodowanych nadmierną eksploatacją, związaną bezpośrednio ze znacznym przyspieszeniem produkcji od czasów rewolucji przemysłowej. Czym są owe granice? Grupa badawcza „Stockholm Resilience Centre”, pod przewodnictwem Johana Rockströma, wyznaczyła dziewięć granic planetarnych, których nie powinniśmy przekroczyć, aby nie zachwiać planetarnej równowagi. Wśród nich znajdują się m.in. poziom zakwaszenia oceanów, zanieczyszczenia powietrza, uszkodzenie warstwy ozonowej, poziom przekształcenia gruntów czy utrata bioróżnorodności. I to właśnie tej ostatniej chciałabym poświęcić więcej uwagi. Bowiem zmienną warunkującą poziom zaniku bioróżnorodności jest (aktualnie alarmujący!) wskaźnik wymierania. Liczba gatunków, które wymierają rokrocznie, przekroczyła bezpieczną granicę stabilności – nastąpił czas nazywany szóstym wymieraniem2.

Denialiści klimatyczni często pytają: „No i co z tego? To nie pierwsze wymieranie w dziejach Ziemi”. Jednak tym razem przyczyną kolejnego wymierania nie jest ani darwinowskie rozumienie ewolucji, w myśl której jedne gatunki wymierają, gdyż nie są odpowiednio przystosowane, ani teoria zderzenia z meteorytem. Szóste wymieranie jest bezprecedensowe, gdyż po raz pierwszy odpowiedzialny jest za nie człowiek, który ekstraktywistycznie traktował środowisko, widząc w nim nie tyle połączony i delikatny ekosystem, co kopalnię zasobów, które należy jak najlepiej wykorzystać.

W poszukiwaniu utraconej bioróżnorodności

W tak naszkicowanym kontekście z widmem antropocenu hasło: „wskrzeszamy ptaka dodo” może brzmieć co najmniej jako wyraz wielkodusznej i nieco tragicznej heroiczności. Tragicznej, gdyż przywodzącej na myśl uśpionego demiurga, który bezskutecznie próbuje nie tyle stworzyć, co wskrzesić stworzony uprzednio bioróżnorodny świat na nowo.

Podobny głos zabierają przedstawiciele firmy Colossal Bioscences, którzy zadeklarowali w lutym 2023 r., że zamierzają wskrzesić ptaka dodo i w trybie błyskawicznym pozyskali miliony dolarów na realizację tego przedsięwzięcia. To nie pierwszy raz, kiedy amerykański start-up kieruje podobny komunikat w stronę świata nauki oraz mediów.

Dwa lata temu, czyli w 2021 r., ta sama firma zadeklarowała, że zamierza wskrzesić mamuta włochatego (Mammuthus primigenius)3, a rok później – wilkowora tasmańskiego (Thylacinus cynocephalus). Dlaczego akurat mamut włochaty, wilkowór oraz ptak dodo? Te dwa ostatnie gatunki mają pewien wspólny mianownik – ich wyginięcie zostało spowodowane przez człowieka. Ptak dodo wymarł w wyniku kolonizacji wyspy Mauritius przez Holendrów w XVII wieku. Kolonizatorzy nie tylko kłusowali na te patki, ale także przywieźli ze sobą na statkach drapieżniki (szczury oraz świnie), które także przyczyniły się do zmniejszenia populacji nielotów dodo, a w końcu do ich całkowitego wyginięcia. Podobnie działo się z wilkoworem tasmańskim, który zamieszkiwał z kolei obszary kontynentalnej Australii, Nowej Gwinei oraz Tasmanii. W wyniku kolonizacji, której również towarzyszyło kłusownictwo oraz napływ nowych drapieżnych gatunków, populacja wilkowora tasmańskiego zaczęła gwałtownie spadać. Można zatem powiedzieć, że zarówno wilkowór, jak i ptak dodo, stały się tym samym symbolami wymierania, spowodowanymi przez kolonizację i modernizację, które charakteryzowało ekstraktywistyczne podejście do środowiska i tym samym zubożenie jego bioróżnorodności. Innymi słowy, oba te gatunki stały się metonimią – rozumianą jako zależność między konkretem, a abstrakcyjnym pojęciem – wymierania spowodowanego działaniem człowieka.

Wybiórcza reprezentacja

Nie ulega wątpliwości, że wybranie przez Colossal Bioscences symboli wymierania gatunków, jakimi niewątpliwie są zarówno ptak dodo, jak i wilkowór tasmański, wiąże się z medialnym chwytem reprezentacji. O skuteczności owego chwytu może zaświadczyć fakt, że firma w trybie błyskawicznym pozyskała ogromne sumy dofinansowań oraz zyskała grono wielu inwestorów, a także zdobyła uwagę influencerów i celebrytów. Dlaczego tak bardzo interesuje nas ptak dodo, wilkowór tasmański oraz mamut włochaty?

Siłą przyciągania jest tutaj „logika synekdochy”, która sprawia że stawiamy znak równości między jednym gatunkiem (np. znamienny niedźwiedź polarny dryfujący na krze) a powszechnie rozumianymi „zagrożonymi gatunkami”. Co więcej, synekdocha jako klasyczna figura pars pro toto, dzięki której część zastępuje całość w imaginarium społeczno-kulturowym, ma wymiar wielkoskalowy: wymarcie ptaka dodo czy wilkowora tasmańskiego oznacza także bardziej abstrakcyjne pojęcie „zaniku bioróżnorodności” czy „wymierania”. O logice owej wybiórczej reprezentacji w kontekście wymierania gatunków pisała Ursula K. Heise w książce „Imagining Extinction: The Cultural Meanings of Endangered Species”. Według badaczki narracje dotyczące gatunków zagrożonych oraz tych, które już wymarły, oscylują wokół tych reprezentacji, określanych przez nią mianem „bohaterów” (ang. hero) czy też „gatunków flagowych” (ang. flagship species), czyli większych ssaków czy też ptaków, które kulturowo cenimy. Heise takie gatunki nazywa charyzmatycznymi (ang. charismatic animals). Logika synekdochy działa zatem następująco: jeden gatunek zastępuje w imaginarium społecznym pewną całość w kontekście wymierania. Widać to dobrze na przykładzie niedźwiedzia polarnego na krze – kiedy widzimy ten obraz w prasie lub sieci, od razu łączymy je z pojęciem wymierania wszystkich gatunków i, szerzej, z kryzysem klimatycznym. Oczywiście nie ma niczego złego w szerzeniu informacji o ociepleniu klimatu. Jednak owo skupianie uwagi na charyzmatycznych, wielkich ssakach, które stały się męczennikami kolonizacji, sprawia, że w diegezie całego ekosystemowego asamblażu nie dostrzegamy innych aktorów, którzy ten system tworzą i, niestety, także wymierają.

Wskrzeszanie a kryzys ekologiczny

Zdaje się, że firma Colossal Bioscence świadomie wybiera kulturowo-społecznie cenione i charyzmatyczne zwierzęta z wielkiego repertuaru wymarłych gatunków, aby zdobyć uwagę mediów i inwestorów. Dowodzi temu ostatnia rozmowa w ramach programu Goldman Sachs Talks, podczas której Ben Lamm (CEO firmy) został zapytany o to, czy zamierza jako pierwszego wskrzesić mamuta. Współtwórca Colossal odpowiedział jednak: „Nie wiem, czy wskrzesimy go jako pierwszego, ale jako pierwsze to ogłosiliśmy”4. To znaczące rozróżnienie. Proszę sobie wyobrazić alternatywną rzeczywistość, kiedy amerykański start-up ogłasza światu, że zamierza przywrócić do „żywych” wymarły gatunek orchidei (Govenia floridana). To nie robi już tak wielkiego wrażenia na opinii publicznej.

Wskrzeszenie ptaka dodo, wilkowora tasmańskiego czy też mamuta włochatego rezonuje w imaginarium społecznym mocniej. Biotechnologiczna firma wie o tym doskonale i celowo wybiera flagowe symbole wymierania gatunków, aby rozbudzić wyobraźnię i pozyskać fundusze, które łatwiej przecież zdobyć na „efektowny” cel. Co ciekawe, amerykańska firma wybiera głównie te gatunki, których wymarcie spowodowane było udziałem człowieka. Dlaczego? Ponieważ tutaj również może zadziałać logika synekdochy, jednak w nieco zmienionej konfiguracji. Skoro ptak dodo czy wilkowór tasmański stanowią symbol zniszczenia bioróżnorodności przez człowieka, to na tej samej zasadzie jego wskrzeszenie może zostać uznane jako tryumf samego anthropos nad odwróceniem owego zgubnego procesu wymierania gatunków. Potwierdzają to słowa CEO firmy, Bena Lamma, który deklaruje, że nigdy wcześniej „ludzkość” nie miała tak wielkiej mocy sprawczej, aby wskrzeszać wymarłe gatunki, jednak teraz „uzdrowienie Ziemi” stanie się możliwe, dzięki mocy człowieka i technologii. Tutaj oczywiście należałoby zadać pytanie, na ile wskrzeszanie charyzmatycznych gatunków, takich jak wilkowór tasmański, nie zasłania holistycznego zaniku bioróżnorodności, które postępuje w zatrważającym tempie i które obejmuje także mniejsze gady, płazy, bakterie i grzyby. Jednak firma Colossal Biosciences zdaje się nie dostrzegać także innego problemu. Wskrzeszanie gatunków nie dzieje się przecież w próżni. Aby mamut włochaty mógł powrócić do żywych, konieczne jest stworzenie mu odpowiedniego do życia biotopu. I tutaj natrafiamy na największy paradoks, jaki kryje się za ideą wybiórczego wskrzeszania – równie wybiórcze spojrzenie na kryzys klimatyczny. Przedstawiciele firmy Colossal Bioscences w medialnych narracjach mówią wyłącznie o zaniku bioróżnorodności, jednak kryzys klimatyczny to także pozostałe osiem granic planetarnych. Przekroczenie większości z nich jest już alarmujące i widać to w ekosystemie. Zdaje się, że Ben Lamm udaje, że epoka stabilnego holocenu wcale nie dobiegła końca, lecz została nieco zachwiana i można ją „uzdrowić” dzięki wskrzeszeniu kilku flagowych gatunków z przeszłości. Nic bardziej mylnego. Zmiany klimatyczne sprawią, że coraz trudniej jest przewidzieć, co przyniesie przyszłość, a masowe wymieranie dzieje się przecież każdego dnia – tu i teraz.

Martyna Dziadek

Martyna Dziadek – doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie przygotowuje rozprawę o roślinno-ludzkich relacyjnościach w kontekście kryzysu ekologicznego. Współpracuje z Wydawnictwem Znak. W czasie wolnym – którego zawsze jest zbyt mało – praktykuje długodystansowe górskie wędrówki, jogę i uważne spacery po lesie.

Przypisy:
1. Jared Diamond, Evolution. Consequences and Future of Plant and Animal Domestication, „Nature” 2002, vol. 297, no. 5585, s. 1287.
2. Elizabeth Kolbert, Szóste wymieranie. Historia nienaturalna, tłum. T. Grzegorzewska, P. Grzegorzewski, Warszawa 2022.
3. theguardian.com/science/2021/sep/13/firm-bring-back-woolly-mammoth-from-extinction
4. goldmansachs.com/intelligence/talks-at-gs/ben-lamm.html