DZIKIE ŻYCIE

Kolumbia: to nie jest kraj dla obrończyń przyrody

Krystyna Lewińska

W Kolumbii odnotowano, przynajmniej do tej pory, prawie 76 tysięcy gatunków roślin i zwierząt. To znaczy, że ze wszystkich dziesięciu gatunków na świecie, jeden mieszka w Kolumbii. Selwa amazońska, dwa parki narodowe i dziesięć rzek mają tu swoje prawa, jak ludzie. Niestety w tym kraju regularnie ginie najwięcej aktywistek_ów klimatycznych.

Luz walczyła w obronie ziemi, która należała do społeczności rdzennych i rolniczych. 17 stycznia 2022 r. jej ciało znaleziono na brzegu rzeki Meta.

Carlota pracowała w regionie Magdalena Medio, feministka, antykapitalistka. 24 marca 2020 r. grupa uzbrojonych mężczyzn zaatakowała ją na progu własnego domu.

Guillermo, rolnik i obrońca praw człowieka, sprzeciwiał się projektom wydobywczym. Zginął w maju 2022 r.1

Krzyż poświęcony liderom społecznym, którzy zginęli w obronie rzeki Cauca. Fot. Krystyna Lewińska
Krzyż poświęcony liderom społecznym, którzy zginęli w obronie rzeki Cauca. Fot. Krystyna Lewińska

Nad rzeką Cauca, znad której przesiedlono większość mieszkańców, rozmawiam z W. „W końcu się przyzwyczajasz, to takie znieczulenie. Zginąć możesz w każdej chwili” – słyszę, zresztą nie pierwszy raz tutaj. „A wiesz, dlaczego Kolumbia tak cierpi? – zwraca się do mnie. Bo jest bogata. Mamy tu przecież wszystko – i po to przyjeżdżają. Spójrz zresztą na te góry”. Przed nami rzeka płynie między majestatycznymi andyjskimi zboczami. „Wszędzie już tam mają licencje. Licencje? Tak, będą wydobywać. Te góry już są stracone”.

W drugim z najbardziej bioróżnorodnych krajów na świecie można znaleźć nie tylko głośne, kolorowe ary, przestrzenne mokradła i fluorescencyjny plankton. Jest tu także złoto, szmaragdy, węgiel. Ten ostatni wydobywany także dla nas – po rosyjskiej agresji na Ukrainę wciąż trzymamy się go kurczowo. Destrukcja łąk paramos, mokradeł i tropikalnych lasów zaczyna się tu. Temat pojawił się już na łamach „Dzikiego Życia” (wywiad z Marią Fernandą Herrerą Palomo z października 2018 r.2, jednak kolumbijska społeczność aktywistyczna zasługuje na to, by do niej wracać.

W niniejszym artykule nie prezentuję raportu, który obejmowałby kompleksowo problemy kolumbijskiej dzikiej przyrody i zawiłe relacje między interesami politycznymi, ekonomicznymi i środowiskowymi. Jako antropolożka, zamiast opisywać szczegółowo zjawiska zachodzące w przyrodzie dopytuję o motywacje, obawy i nadzieje. Przez ostatnie pół roku miałam okazję spotkać się z przedstawicielkami różnorodnych ruchów: miejskich i wiejskich, rzecznych, leśnych i górskich. Z przeprowadzonych przeze mnie rozmów wyłania się szkicowy, nieco wyrywkowy portret zbiorowy, który może być wprowadzeniem i zachętą do baczniejszego śledzenia tego co dzieje się w tym olbrzymim państwie.

Odrobina historii. Czy bojówki ochroniły lasy?

Aby opowiedzieć o współczesnej Kolumbii i zrozumieć sytuację działaczek należy przybliżyć kontekst historyczno-polityczny. Mówimy wszak o kraju, który od ponad półwiecza nie doświadczył pokoju. Tę opowieść można zacząć znacznie wcześniej, jednak to, co niezbędne jest przyjrzenie się wzlotowi, upadkowi i odrodzeniu nielegalnych grup zbrojnych. Mam tu na myśli oddziały partyzanckie, między innymi głośny FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) czy wciąż działająca ELN (Narodowa Armia Wyzwolenia) oraz grupy, które obiecywały je zwalczać, zwane zbiorczo Paramilitares.

Najwyższe palmy na świecie palmy woskowe, które rosną między innymi w Dolinie Cocory, mogą być zagrożone przez plany wydobywcze i presję turystyczną. Fot. Krystyna Lewińska
Najwyższe palmy na świecie palmy woskowe, które rosną między innymi w Dolinie Cocory, mogą być zagrożone przez plany wydobywcze i presję turystyczną. Fot. Krystyna Lewińska

Na czym polega rola sił zbrojnych, których działania stanowią zbiorową traumę Kolumbijek i Kolumbijczyków w losie przyrody? Wspomniana wyżej ochrona to skutek, który dziś przypisywany jest grupom partyzanckim ze względu na obierane przez nich siedziby – obozowiska leśne. W ten sposób niektóre obszary zachowały swoją charakterystykę zamiast, na przykład, zostać zamienione w pastwiska3. Nie była jednak celem samym w sobie, a strategicznym wykorzystaniem trudno dostępnych terenów, które pozwalały łatwiej się ukryć.

Osobny akapit należy się siłom paramilitarnym. Gdy oficjalnie je rozwiązano, podobnie jak najsilniejszą z partyzantek, w Kolumbii miał zapanować pokój. Jednak wytrenowanym wojskowym, znającym dobrze lasy i mieszkańców wsi, przyzwyczajonym do przemocy i wymuszeń, trudno było znaleźć nowe, równie intratne zajęcie. Świeżo zdemilitaryzowani (z obu zresztą stron) bojówkarze szybko zaczęli kontrolować tereny wiejskie. Ta sama opowieść powtarza się w różnych regionach: tam, gdzie nie dociera rząd, to oni są prawem. Oczekują haraczu i wsparcia w nielegalnym handlu. Ich potęgę zrozumiały też korporacje. choć trudno udowodnić to oficjalnie, moi rozmówcy są zgodni: gdy trzeba, żeby ktoś zniknął, lub przynajmniej porządnie się wystraszył, to doświadczone terenowo gangi wykonują brudną robotę.

Nie taka zielona transformacja

Jakie jest najważniejsze zagrożenie dla kolumbijskiej przyrody? Zadaję czasem to pytanie aktywistkom, ponieważ interesuje mnie, na co położą główny nacisk. Czy jest to deforestacja Amazonii? Kopalnie w La Guajira? Wydobycie ropy? Wszystko to skandaliczne nadużycia. Jednak pod „zieloną latarnią” najciemniej. Oto Kolumbia ogłasza światu: ponad 70% naszej energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, a będzie jeszcze więcej. Jak osiągnąć ten imponujący wynik? Sekretem „sukcesu” są hydroelektrownie. Najważniejsze rzeki Kolumbii poprzecinane są zaporami, które bezpowrotnie zmieniły olbrzymie tereny i wpłynęły na życie ludzi i zwierząt, które dotychczas je zamieszkiwały.

Jeden ze sztandarowych przykładów takich tragicznych w skutkach budowli to mieszcząca się w Antioqui zapora i elektrownia Hidroituango. Duma regionu. Odpowiedzialne za inwestycję przedsiębiorstwo EPM świetnie dba o swój wizerunek. „Jest tak, jak obiecaliśmy” – chwali się na plakatach, które pojawiły się w Medellin (stolicy Antioqui) z okazji zakończenia kolejnego etapu prac. „Rzeki to życie!” – wyraża swoje zaangażowanie w muzeum Parque Explora. Doprawdy gorzki żart ze strony firmy, która całkiem dosłownie zabiła rzekę.

„Żyliśmy tu nad rzeką, łowiliśmy ryby. Gdy przyszli ci z EPM, obiecywali rozwój. Miejsca pracy. Teraz wiemy, że to fałszywy rozwój. Ryb jest coraz mniej, nie słychać ptaków. Czujesz jak tu zimno? To przez olbrzymie lustro wody, kiedyś klimat był zupełnie inny. Jak mamy uprawiać ziemię, skoro nikt nie wie kiedy spodziewać się deszczu a kiedy słońca?”. Aktywistki domagają się odszkodowań i wprowadzenia zasad ochrony środowiska, jednak nagłaśnianie spraw niewygodnych zarówno dla korporacji, jak i krajowych planów energetycznych to ryzykowne zajęcie. „Straciliśmy już wielu przyjaciół” – opowiada M. „Wiemy jednak, że to co robimy, jest słuszne”.

Most na rzece Cauca zniszczony przez powódź, która była wynikiem błędu w konstrukcji zapory. Fot. Krystyna Lewińska
Most na rzece Cauca zniszczony przez powódź, która była wynikiem błędu w konstrukcji zapory. Fot. Krystyna Lewińska

Walka o przyrodę to walka chłopska i rdzenna

Aktywistki, które poznaję w Kolumbii, nie mają wątpliwości, że szacunku dla środowiska naturalnego nie da się oddzielić od dobrostanu ludzi. Intersekcjonalność, czyli świadomość tego, w jaki sposób krzyżują się różnorodne tożsamości i opresje należy do kluczowych pojęć, które mogą opisywać tutejsze działania w imię sprawiedliwości klimatycznej. Przeciwko wielkim inwestycjom protestują w Kolumbii osoby najbardziej narażone na ich skutki: rolniczki, przedstawiciele społeczności rdzennych. Utrata bioróżnorodności, nieoczekiwane przemieszczanie się zwierząt, przesunięcia stref klimatycznych – wszystko to sprawia, że dotychczasowy sposób życia staje się niemal niemożliwy.

O takiej walce opowiada mi Camilo Ochoa, dziennikarz społeczny działający w obronie Serrania de los Yariguies, pasma górskiego w regionie Santander. Grupa, do której należy, sprzeciwia się rozszerzaniu wpływów międzynarodowej korporacji wydobywczej Colcco, kolejnej z tych, które wypisują „zrównoważony rozwój” na sztandarach. „Ludzie piją tu wodę pełną rtęci i chorują” – oburza się Camilo. „Nikt nic z tym nie robi. Wielu ludzi już się stąd wyniosło, część endemicznej fauny też”. Istnieją tu paramos (charakterystyczne andyjskie formacje roślinne), oficjalnie chronione, trudno jednak liczyć na przychylną aktywistom decyzję CAS, lokalnego urzędu ochrony środowiska. Wiesz kto jest w takiej radzie? Camilo wymienia po kolei: to przedstawiciele regionu (1 osoba), prezydenta (1), ministerstwa środowiska (1), burmistrzów z danego terenu (4), sektora prywatnego (2), organizacji pozarządowych (2) i ludności rdzennej (1). Tych, którym zależy na środowisku jest trzech. Jesteśmy więc zawsze w mniejszości.

„Mamy tu żyzne gleby. Nie chcemy zamienić tego terenu w klasyczny rezerwat, a raczej w rodzaj rezerwatu wiejskiego. Pozwoli to na zrównoważone uprawy, uniemożliwiając jednocześnie na działalność wydobywczą”. Jednak zanim to się stanie, członkowie ruchu muszą być czujni. Złamane obietnice, omijanie konsultacji czy nielegalne poszerzanie terenu eksploatacji są na porządku dziennym. W styczniu 2023 r., po zakończeniu ostatniego protestu, dostali zapewnienie, że licencja dla firmy Colcco może zostać unieważniona. Niestety, na razie nic z niego nie wynika.

Dbamy o siebie nawzajem

„Boisz się czasem?” – odważyłam się wreszcie zapytać Camilo. Sprzeciw wobec potężnej korporacji to nie tylko problemy prawne, ale stawianie na szali własnego życia. „Oczywiście, że się boję. Ale co mamy zrobić? Boimy się bronić, ale boimy się też uciekać. Bo i dokąd? Jak mamy zginąć, zróbmy to chroniąc naszą ziemię”.

Kto zabija aktywistów? Obrońcy rzeki Cauca nie mają wątpliwości. „Paramilitares pomogli w wysiedlaniu jeszcze zanim powstał ten projekt, dziś pracują dla nowych właścicieli. Obserwują nas, widzą kiedy poruszamy się sami. Zawsze musimy być czujni” to rolnicy z północnej części regionu. Przeciwnicy kopalni także nie mają złudzeń: „Oni mają duże możliwości, potrafią infiltrować. W każdej grupie mogą być jacyś informatorzy”.

„To co robicie, żeby przetrwać?”. „Dbamy o siebie nawzajem. Państwo nas nie obroni – nawet, jeśli oferuje program wsparcia dla liderów społecznych, to ochroniarze, którzy – zapewnia – często są uwikłani w relacje z bojówkami. Czy to nie absurd? Trzymamy się więc grup, w których pracujemy i informujemy się nawzajem o każdym kroku. Moi przyjaciele zawsze wiedzą kiedy i dokąd wychodzę”.

Protesty przeciwko kopalni Colcco. Fot. Carlos Hernandez
Protesty przeciwko kopalni Colcco. Fot. Carlos Hernandez

Młodzi w miastach, czyli nowy aktywizm

A jak wygląda sytuacja w mieście? Rozmowa z bogotanką Hasly Bohorquez pokazuje, że kolumbijski aktywizm ma wiele twarzy. 19-letnia działaczka Viernes por el Futuro (kolumbijskiej wersji Fridays For Future) jest bardzo świadoma swojego przywileju. „Mieszkam w mieście, nie dotyczy mnie wiele z tych problemów, z którymi borykają się społeczności wiejskie. Czuję się zobowiązana, żeby zrobić coś dla ziemi, na której żyjemy” – mówi Hasly. Grupa, w której działa skupia się przede wszystkim na edukacji i nagłaśnianiu zagrożeń. Czy się boją? „Zdarza się, że komuś przeszkadzamy. Bywało, że dostajemy pogróżki, ktoś atakuje nas w Internecie. Ale tu, w stolicy, gdy działamy w większej grupie, nie doznajemy takich represji jak osoby, które bronią własnych terenów”.

Część kolumbijskich aktywistów wiąże nadzieje z wybranym w zeszłym roku prezydentem Gustavo Petro i wiceprezydentką Francią Marquez, wieloletnią aktywistką. „Jak dotąd powtarzaliśmy ciągle to samo, ale nikt nas nie słuchał” – mówi Hasly. „Teraz uczestniczymy w forach, spotkaniach, nasze działania są wspierane”. Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta było podpisanie porozumienia z Escazu, regionalnego Porozumienia dotyczącego Informacji, Partycypacji Publicznej i Sprawiedliwości w Kwestiach Środowiska w Ameryce Łacińskiej i Karaibach, które było blokowane przez poprzedni rząd. Aktywiści nie porzucają jednak czujności. Oficjalne porozumienia i obietnice bywały ignorowane w przeszłości, szczególnie gdy wchodziły w grę duże interesy.

„Co chcielibyście żeby usłyszeli czytelnicy i czytelniczki z Polski?” – pytam na zakończenie. Dla Camila przede wszystkim, że to Europa jest odpowiedzialna za swoją energię. „Na naszej ziemi możemy produkować żywność lub wydobywać węgiel. To, że w Europie kończą się zasoby nie znaczy, że powinniśmy tu rezygnować z naszych upraw lub niszczyć dżunglę, by tworzyć nowe uprawy. Ziemia, z rzekami, drogami i górami jest żywym organizmem”. Ostatnie zdanie wypowiada rdzenny aktywista ze społeczności Kogi. Ochrona przyrody może też mieć znaczenie duchowe, ale to już kolejna historia.

Krystyna Lewińska

Krystyna Lewińska – (ona/jej) antropolożka, aktywistka, zajmuje się prawami człowieka i pozostałej przyrody, aktualnie przygląda się ruchom społecznym w Kolumbii i dzieli się swoimi doświadczeniami w projekcie „Drogi wolne” (instagram.com/drogi.wolne).

Przypisy:
1. Dane zaczerpnięte z raportów publikowanych przez Global Witness.
2. W Kolumbii za węgiel płaci się krwią, dzikiezycie.pl/archiwum/2018/pazdziernik-2018/w-kolumbii-za-wegiel-placi-sie-krwia-rozmowa-z-maria-fernanda-herrera-palomo.
3. elespanol.com/ciencia/medio-ambiente/20160930/159484762_0.html