DZIKIE ŻYCIE

Rygoć, czyli błocenie butów

Tomasz Związek

Czasem jest tak, że przemierzając dzikie ostępy nie można oderwać się od myślenia. Z jednej strony zachwycam się okolicznym krajobrazem, chłonę go całym sobą, ale i tak zgiełk codziennych myśli powraca. Uderza niczym młot w kuźni. Wali, stuka i puka. Ciąży w głowie. A każdy krok jest coraz gorszy. Myśli nawracają, kłębią się, zbierają, są coraz intensywniejsze i nie dają spokoju. Pierwsze minuty każdego wyjścia są zazwyczaj bardzo trudne. Z jednej strony czuję przypływ adrenaliny. Czuję, że przede mną minuty, na które czekam często przez wiele dni. Z drugiej widzę, że mój organizm nie wie jak się zachować. Staram się odnaleźć w nowej sytuacji, znaleźć klucz do rozgryzienia tej nowej aktywności, w którą go wprowadzam. Najgorsze jest pierwsze dwadzieścia minut. Potem jest już zdecydowanie lepiej, bo wtapiam się w krajobraz. Powoli staję się jego częścią i daję się mu ponieść błocąc buty wieloma warstwami.

Ilustracja 1. Łąki nad Bugo-Narwią to magiczne miejsce. Szczególnie kiedy są przykryte mgłami. Fot. Tomasz Związek
Ilustracja 1. Łąki nad Bugo-Narwią to magiczne miejsce. Szczególnie kiedy są przykryte mgłami. Fot. Tomasz Związek

Fenomenologiczne uczestnictwo w krajobrazie

Przez wiele lat będę wspominał wyjście do Puszczy Kampinoskiej, które odbyłem ze swoim przyjacielem Aleksandrem w styczniu 2020 r. Było sporo poniżej minus 20 stopni, a my mieliśmy do przejścia prawie 30 km pieszo. Mróz, wszechobecna cisza, przedzieranie się po zasypanych śniegiem znakowanych szlakach, przejście przez skanalizowaną Łasicę, majestatyczny Dąb Powstańców 1863 roku za opuszczoną wsią Bieliny, szybki posiłek i gorąca herbata z termosu na postoju (w myśl idei „nie śpiesz się, ale jedz szybciej”) i wreszcie… buty, które odmówiły posłuszeństwa na ostatnich 800 metrach trasy. To wyjście bardzo mocno siedzi w mojej głowie. Zmusza do stawiania wielu pytań, inspiruje do podejmowania kolejnych nizinnych wypraw. Kampinoski spacer był dla mnie przełomowy nie tylko ze względu na fantastyczne warunki pogodowe i krajoznawcze. Ciągle zmusza mnie do tego, by pójść dalej w próbie rozumienia krajobrazu i jego dynamiki, by szukać pewnych jego stałych elementów, które są znakami minionego czasu.

Napiszę wprost – absolutnie nie potrafię chodzić dla samego chodzenia. Zawsze chodzę i poszukuję śladów minionego czasu, zawsze staram się zrozumieć przeszłość zakorzenioną w danym miejscu i czasie. Jestem przekonany, że większa świadomość minionych czasów pozwoli nam (ludziom) lepiej żyć dziś i w bardziej świadomy sposób przeżyć dzień jutrzejszy. Stąd podoba mi się koncepcja splątywania krajobrazu w ramy fenomenologiczne. To przestrzeń, w której uczestniczymy i którą aktywnie kształtujemy, a nie jedynie ją oglądamy1. Patrząc w sposób fenomenologiczny, dotykając i literalnie będąc w krajobrazie, ożywiamy go. Przywracamy przeszłość, która w naszej aktywności łączy się z teraźniejszością i zmierza ku przyszłości. W takim postrzeganiu bardzo pomagają buty, które pozwalają przeżyć krajobraz i splątać się z nim. A im bardziej te buty będą umorusane, to tym lepiej dla nas i pełności doświadczenia, jakie czerpiemy z obcowania z krajobrazem. Zgodnie z zasadą, że turyści dzielą się na czystych i szczęśliwych.

Ilustracja 2. Fragment mapy Karola Perthéesa z dzisiejszymi łąkami nad Bugo-Narwią. Miejsce przechowywania Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa
Ilustracja 2. Fragment mapy Karola Perthéesa z dzisiejszymi łąkami nad Bugo-Narwią. Miejsce przechowywania Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa

Mapa – świat nie z tego świata

Biorąc się za fenomenologiczne patrzenie na krajobraz warto pamiętać, że dystans i daleka, wręcz holistyczna, perspektywa pozwalają na pewną dozę obiektywności w naszym postrzeganiu otaczającej rzeczywistości. Stąd namiętnie studiuję dawne mapy, bo – jak pisała w swoim ostatnim wierszu Wisława Szymborska – „rozpościerają mi na stole świat nie z tego świata”2.

Ostatnio bardziej niż zwykle chłonę łąki nad Bugo-Narwią [ilustracja 1]. To niesamowity obszar, który zdaje się trwać w zawieszeniu od setek lat. Obszar idealny do tego, by brudzić sobie na nim buty. Pierwsze przedstawienie kartograficzne tego miejsca, do którego udało mi się dotrzeć to mapa nadwornego kartografa Stanisława Augusta Poniatowskiego – Karola Perthéesa. Mapa, która nie należy do zbyt kartometrycznych. Zamiast na pomiarach terenowych powstała na bardzo szczegółowych ankietach parafialnych przesyłanych Perthéesowi przez proboszczów z całego obszaru ówczesnej Rzeczypospolitej. Wszystkie opisy parafialne dotyczące ziem koronnych spłonęły razem z warszawskim Archiwum Głównym przy ulicy Długiej podczas ostatniej wojny światowej. Do dziś zachowały się jednak szkice, które znajdują się w Kijowie. Szkice te są pośrednim ogniwem między tekstem a mapą. Przy niektórych z nich przepisane zostały opisy parafialne, stąd czasem udaje się uzyskać nie tylko wgląd w to jak wyglądał pewien obszar, ale także poznać stan okolicznego środowiska na moment sporządzania opisu parafii, czyli drugą połowę XVIII wieku.

Łąki nad Bugo-Narwią zostały zaprezentowane na mapie Perthéesa jako miejsce nieskażone ludzką obecnością [ilustracja 2]. To istne sanktuarium dzikości, miejsce trudno dostępne, nieprzyjazne dla ludzi, trudne do zamieszkania i okiełznania. Podmokłe łąki, wypełnione wodą, liczne starorzecza Bugo-Narwi stanowiły przez setki lat o surowości tego obszaru. To miejsce, puste, bezkresne i nieznane, które nowożytni kartografowie mogliby opisać prostą i zrozumiałą dla wszystkich etykietą – Hic sunt Dracones. Tu są smoki.

Brudząc swoje buty w tym miejscu zawsze myślę o elementach składających się na miniony krajobraz. Stąd za wszelką cenę staram się poznać dzieje tej mojej okolicy patrząc na dawne mapy, czy wyszukując jej opisy w różnych archiwach. Bo już jakoś tak jest, że jedna mapa rozbudza chęć zobaczenia kolejnych. To uzależnia. Raz udało mi się znaleźć bardzo ciekawy zabytek kartograficzny, czyli „Plan dóbr rządowych Góra położonych w Obwodzie Warszawskim Guberni Mazowieckiej”3. Jest to kopia wykonana w 1840 r. z mapy wyrysowanej w 1826 r. Mapa ta prezentuje prawie całe obszary łąkowe położone nad Bugo-Narwią [ilustracja 3].

Ilustracja 3. Fragment Planu dóbr rządowych Góra… Miejsce przechowywania: Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie
Ilustracja 3. Fragment Planu dóbr rządowych Góra… Miejsce przechowywania: Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie

Jej lekturę zaczynamy od wschodniego skraju w okolicach dzisiejszego starorzecza Bugo-Narwi nazwanej Klucz. Nie znajdziemy na niej asfaltowej drogi biegnącej ze wsi Olszewnica Stara w kierunku Sikor, będącej niegdyś kolonią mennonicką zwaną Kępą Kikolską. Dzisiejsza droga wrzyna się w krajobraz idąc wpierw przez dębowo-sosnowy las, by potem wkraczać w łąki przerzedzone kanałami odwadniającymi. Z lewej strony rozpościera się bezkres łąk i kęp drzew. Z prawej stadniny, deweloperskie osiedla łanowe, pojedyncze zabudowania i wreszcie domy letniskowe otaczające Jezioro Klucz niczym Wielki Mur.

W przeszłości na północ od Krubina rozpościerał się obszar mokradeł i zarosłych (nieużytkowanych już częściowo w XIX w.) łąk. Na jego północnym skraju znajdowały się mennonicka kolonia. Rozrzucone bez ładu zagrody powtykane były między łąkami, zaroślami i pasami kanałów melioracyjnych wykonanych przez nowych osadników. Z jednej strony przemieszane domostwa, z drugiej pastwiska i podmokłe tereny. Pełna symbioza człowieka i przyrody w jednym miejscu. Do dziś obszar ten kipi dzikim życiem. Późnym popołudniem można spotkać tam łosze z młodymi, które nie są zbytnio przyzwyczajone do obecności człowieka. Z kolei na terenie dawnej kolonii znajdują się monumentalne topole podgryzane przez tutejsze bobry. Można tu także spotkać dzięcioły zielone. Można podróżować wytyczonym szlakiem pieszym, ale równie dobrze iść na przełaj i dać ponieść się temu miejscu. Jego magia polega między innymi na tym, że w pewnym momencie będziemy w stanie w pełni wtopić się w dzikość, gdyż nie doświadczymy żadnych śladów człowieka. To też jedno z tych niewielu miejsc, w których można usłyszeć wszech obezwładniającą ciszę.

Ilustracja 4. Płyta nagrobna z cmentarza mennonickiego w Sadach w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego. Fot. Tomasz Związek
Ilustracja 4. Płyta nagrobna z cmentarza mennonickiego w Sadach w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego. Fot. Tomasz Związek

Strażnicy pamięci

Jedną z fenomenologicznych koncepcji odczytania krajobrazu jest szukanie tzw. „strażników pamięci”4, czyli obiektów które albo doświadczyły czasu i kontaktu z dawnymi wydarzeniami i/lub społecznościami, albo są wyróżniającymi się elementami tego krajobrazu zapisującymi w sobie wydarzenia i procesy obecne oraz przyszłe [ilustracje 4, 5]. Będzie to więc z jednej strony sosna, na której wedle lokalnej legendy, wieszano uczestników jednego z powstań narodowo-wyzwoleńczych (przykład z Puszczy Kampinoskiej); majestatyczna aleja drzew biegnących groblą do dawnej leśniczówki (przykład z rezerwatu Zimna Woda pod Garwolinem), miejsce po dawnej kapliczce (przykład z okolic Broku nad Bugiem), z drugiej strony starorzecze, w którego wodach gaszą pragnienie krowy. Punkty te pozwalają nam kotwiczyć narrację o dawnej przestrzeni. Tu wielką pomocą w ich identyfikacji są m.in. dawne mapy. „Strażnicy” umożliwiają nam zatrzymać się przy nich, odpocząć i poddać refleksji. Każde z tych miejsc można byłoby potraktować jako niezależne archiwum przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W każdym z nich zapisuje się jakaś historia. Na przykład drzewa zapisują karty swojego życia w wymiarze zewnętrznym (ten jest nam lepiej znany, bo widzimy ślady po głowieniu, żywiczeniu czy pożarach), jak i wewnętrznym (ten poznają w zasadzie tylko specjaliści, którzy analizują na przykład serie przyrostów rocznych słoi drewna). Podobnie jest z wodą. Idąc nad torfowisko czy jezioro obserwujemy dzisiejszą roślinność, stan wody, jej jakość czy ślady zwierzyny znajdujące się na około. Czasem możemy nawet i wydobyć z takiego obiektu jakiś artefakt przeszłości. Jednak dopiero drobiazgowa analiza danych zawartych w osadach biogenicznych pozwala nam uchwycić prawdziwą dynamikę zmian związanych z samym zbiornikiem, jak i jego otoczeniem. Stopień percepcji otaczającego rzeczywistości wymaga więc nie tylko świadomości istnienia wielowarstwowości otaczającego krajobrazu. Wymaga także przekroczenia pewnego progu dostępności tego ukrytego świata ze strony obserwatora.

Ilustracja 5. Zgryzy bobrowe na terenie dawnej mennonickiej kolonii Kępa Kikolska. Fot. Tomasz Związek
Ilustracja 5. Zgryzy bobrowe na terenie dawnej mennonickiej kolonii Kępa Kikolska. Fot. Tomasz Związek

Śledziłem ostatnio słowa występujące w gwarze kurpiowskiej, bo jak wiadomo Kurpie, zarówno Zieloni5, jak i Biali6, byli ściśle spleceni przede wszystkim z dwoma elementami krajobrazu – lasami i łąkami. Jednym ze słów, które wbiło mi się w głowę była rygoć, znacząca tyle co ‘bagnista, mokra ziemia’7. To niesamowite w jaki sposób język jest kształtowany przez warunki środowiskowe poszczególnych społeczności. Powstaje więc pytanie, które każdy z nas powinien sobie uczciwie zadać. Ile słów określających otaczającą przyrodę znam? Ile z nich używam? Czy potrafię odróżnić bór od lasu, czy wiem co dokładnie znaczy słowo puszcza, czy wiem czym był gaj, knieja, łaz lub zapust? Jaki jest więc mój stosunek do otaczającego świata? Warto przełamać się i zacząć w bardziej świadomy sposób chodzić po okolicznym dla nas krajobrazie. Wykonać pewną pracę, zainteresować się miejscem, które nas intryguje; poznać jego losy i wejść w aktywną relację. To pozwala nie tylko lepiej zakorzenić się w danym miejscu, ale przede wszystkim pozwala znaleźć refugium, które będzie naszą ostoją w trudnych chwilach. Które będziemy poznawać i smakować za każdym razem podążając tymi samymi ścieżkami o różnych porach dnia i w różnych miesiącach. Fenomenologiczne odkrywanie krajobrazu powala nam także odkryć samych siebie. A w dzisiejszych czasach pełnych gonitwy zadań i myśli ten moment przystanięcia i spojrzenia w bezkresny krajobraz; ta szansa na usłyszenie ciszy, poczucie zimnego powietrza na policzku i konkretne ubłocenie butów są cenniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Tomasz Związek

Tomasz Związek – doktor nauk humanistycznych, historyk środowiska, pracownik Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w Warszawie, członek Europejskiego Towarzystwa Historii Środowiskowej (ESEH), wielbiciel długich leśnych wędrówek. Mieszka między trzema puszczami – Kampinoską, Białą i Kamieńczykowską. Ostatnio opublikował monografię „Krajobrazy szesnastowiecznej Polski. Las – ziemia – woda – ruda darniowa. Powiat kaliski i Wielkopolska w tle” (Warszawa 2022).

Przypisy:
1. J. Wylie, Landscape, Oxon 2007 (seria Key Ideas in Gegography), gdzie nawiązanie głównie do rozważań M. Marleau-Ponty’iego.
2. W. Szymborska, Mapa, szymborska.org.pl/szymborska/wiersze/mapa/ [dostęp 29.12.2022].
3. Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, Zbiór kartograficzny, sygn. 277-12.
4. W. Skrobot, Wartość przestrzeni: zintegrowana przestrzeń nieizolowana w ujęciu fenomenologicznym, Ostróda 2014; D. Gałązka, W. Skrobot, A. Szarzyńska, Wzgórza Dylewskie: geologia, krajobraz, antropologia przestrzeni, Olsztyn 2017.
5. Czyli żyjący na terenie Puszczy Zagajnicy na północnym Mazowszu.
6. Czyli zamieszkujący Puszczę Białą, znajdującą się w widłach Narwi i Bugu.
7. Zobacz: „Słownik kurpiowsko-polski” na stronie Związku Kurpiów (www.zwiazekkurpiow.pl).