DZIKIE ŻYCIE

Ból głowy po Katarze

Paweł Kociel

Największe imprezy sportowe, skupiające rywalizację zawodowców, to obecnie globalne biznesy, które ich właścicielom, sponsorom i organizatorom mają zapewnić maksymalizację zysków. Czy zatem ich organizację można pogodzić z kwestiami ochrony środowiska naturalnego? Wiele do tych rozważań wniósł zakończony niedawno mundial w Katarze, który miał być pierwszym neutralnym klimatycznie.

Największe imprezy sportów zawodowych, takie jak: Igrzyska Olimpijskie letnie i zimowe (organizowane przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski MKOl), Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej FIFA (fr. Fédération Internationale de Football Association) mężczyzn (od niedawna również kobiet) czy Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej UEFA (the Union of European Football Associations), ale też kilka innych mniejszego kalibru, np. Mistrzostwa Europejskie – europejskie zawody multidyscyplinarne, odbywają się cykliczne co cztery lata, skupiają na sobie uwagę setek milionów, a nawet miliardy kibiców i telewidzów. FIFA poinformowała, że aż 3 miliardy 572 milionów ludzi oglądało transmisje z poprzedniego mundialu w 2018 r. To biznesy przynoszące krociowe zyski, którym podporządkowane jest kilkuletnie planowanie. FIFA prowadzi swoje finanse w czteroletnich cyklach, które wyznaczają turnieje finałowe o mistrzostwo świata. Jak podaje portal „Business Insider”  ten sposób liczenia zysków podyktowany jest faktem, że aż 95 procent przychodów FIFA związanych jest właśnie z mundialem. W ostatnim opublikowanym raporcie obejmującym lata 2015-2018 poinformowano, że działalność FIFA przyniosła 6,4 mld dolarów amerykańskich przychodów, z czego ok. 5,4 mld USD przypadło na mundialowy rok 2018. Gra idzie o gigantyczne pieniądze. FIFA (podobnie jak inni właściciele najważniejszych zawodów sportowych) zarabia przede wszystkim na sprzedawaniu na cały świat praw telewizyjnych do transmisji turniejów. Ważne są wpływy z biletów wstępu na zawody, ale bardziej istotną pozycją pod względem wpływów finansowych są szeroko rozumiane prawa marketingowe – umowy sponsoringowe i udzielanie firmom praw do wykorzystywania znaków towarowych imprez. Ogromne zainteresowanie kibiców z całego świata sprawia, że przy piłkarskich mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich chcą być obecne największe globalne marki, gdyż stanowi to dla nich znakomitą okazję by szeroko promować swój biznes. Kluczowe dla dalszego, niezakłóconego rozwoju biznesowych projektów, zarówno organizacji-właścicieli praw do turniejów, jak i sponsorów globalnych zawodów sportowych, jest pozytywne postrzeganie przez miliardy ludzi na świecie największych imprez sportowych i związanych z nimi emocji.

Międzynarodowy Stadion Khalifa. Fot. Gilbert Sopakuwa, flickr.com
Międzynarodowy Stadion Khalifa. Fot. Gilbert Sopakuwa, flickr.com

Biznes a przyroda

Kwestie związane z ochroną środowiska naturalnego, tak jak inne podnoszone globalnie problemy np. społeczne, są tymi, od których nie sposób uciec. Są pośrednio ważne dla sponsorów imprez sportowych, którzy dbając o swój dobry wizerunek, chcą wiązać się jedynie z pozytywnie postrzeganymi wydarzeniami. A to co jest ważne dla sponsorów musi być także istotne dla FIFA czy MKOl, które obok deklarowanych celów statutowych działalności chcą również zarabiać pieniądze. To dlatego organizacje coraz częściej akcentują potrzebę ochrony klimatu. Coraz częściej mówi się o potrzebie budowy energooszczędnych obiektów sportowych, które zasilane są choćby częściowo energią słoneczną lub też gromadzą deszczówkę na bieżące potrzeby użytkowników obiektów sportowych, a nawet mieszkańców sąsiednich budynków. Częściej jednak tego typu zabiegi są po stronie tych, którym przyznano prawa do organizacji dużych imprez – ich gospodarzy (sportowych federacji krajowych i udzielających im gwarancji państw), którzy odpowiedzialni są za budowę wymaganej infrastruktury do przeprowadzenia imprez sportowych i przyjęcia licznych rzesz kibiców.

Same organizacje sportowe to stowarzyszenia, które posiadają dużą niezależność od państw, w których mają swoje siedziby. Ich praktycznym (niedeklarowanym) celem jest maksymalizacja zysków. Dbają więc o swój wizerunek w takim zakresie, w jakim daje się to pogodzić z zarabianiem pieniędzy. Owszem nierzadko prowadzą programy społeczne o globalnym charakterze w ramach wdrażania strategii społecznej odpowiedzialności biznesu np. razem z partnerami sponsorującymi sport (np. działania promujące ochronę środowiska wśród dzieci z Republiki Południowej Afryki – gospodarza mundialu w 2010 r., będące wspólnym dziełem FIFA i firmy Hisense).

Cele środowiskowe to jednak margines działalności dużych organizacji sportowych. Są one oczywiście mocno akcentowane, by zdobyć przychylność części światowej opinii publicznej, ale ich realny wydźwięk jest niemal czysto symboliczny. Większą skutecznością w tym temacie (w zakresie lokalnym) mogą pochwalić się mniejsze, lokalne stowarzyszenia sportowe jak np. angielski klub Forest Green Rovers F.C., który uchodzi za najbardziej ekologiczny klub piłkarski na świecie, na skutek licznych działań podejmowanych na rzecz zachowania walorów środowiska naturalnego.

Efekt skali

Duże wydarzenia sportowe skupiają ogrom uczestników, nie tylko z grona sportowców, ale przede wszystkim masy kibiców i turystów. Wiele osób przyjeżdżających do danego państwa przy okazji organizowanej na jego terytorium imprezy sportowej nie uczestniczy z powodu braku biletów wstępu w wydarzeniach sportowych na trybunach aren, ale np. zasila zastępy widzów w strefach kibica czy po prostu chce być w tym czasie w pobliżu stadionów, by poczuć „atmosferę turnieju”. Do tego należy doliczyć niemałe grono oficjeli i jeszcze więcej gości sponsorów rozgrywek. Szczególnie te dwie ostatnie grupy potrzebują wielu miejsc w ekskluzywnych hotelach i indywidualnych transferów przed wydarzeniami i po nich. Do tego największe imprezy wiążą się z kumulacją lotów (połączenia rejsowe, liczne czartery oraz loty wielu mniejszych samolotów np. kategorii private jet), co oczywiście ma negatywny wpływ na klimat. To ten sam problem, który dotyczy wszystkich globalnych spotkań, nawet konferencji klimatycznych (COP).

Czy skala takich przedsięwzięć nie determinuje tego, że muszą one odciskać znaczne piętno na środowisku naturalnym? Według szacunków organizatorów na mundial rozgrywany w grudniu 2022 r. w Katarze przyjechał nieco ponad milion kibiców (choć spodziewano się nieco większej liczby). Czy w takim razie największe imprezy sportowe mogą być zorganizowane w sposób przyjazny dla klimatu?

Według FIFA z pewnością tak. Tyle, że mamy tu do czynienia z czysto PR-ową zagrywką. Prezydent FIFA Gianni Infantino wielokrotnie i w wielu kwestiach mijał się z prawdą. Nie inaczej było 5 czerwca 2022 r. w Światowym Dniu Ochrony Środowiska. Przed ostatnim mundialem w Katarze włodarze światowego futbolu komunikowali, że będzie to impreza neutralna klimatycznie. Czy mieli do tego jakieś podstawy?

Wstępna analiza przeprowadzona przez szwajcarską agencję na zlecenie FIFA informowała o emisji 3,6 mln ton ekwiwalentu CO2 związanej z organizacją piłkarskich mistrzostw w Katarze. Zdecydowanie największy udział w tej liczbie mają podróże (szczególnie lotnicze), budowa infrastruktury stadionowej i tej związanej z zakwaterowaniem. Dla porównania o dwa miliony mniej ludna, w porównaniu z Katarem, Czarnogóra wyemitowała w całym 2021 r. 1,8 mln ton dwutlenku węgla (według wyliczeń Global Carbon Project). Emisje Kataru związane z mundialem byłaby jeszcze większe gdyby zamiast wybudowanych ostatecznie ośmiu, powstało jak planowano dwanaście stadionów. Czy włodarze FIFA widzą problem w oddziaływaniu na klimat ich imprezy? Oczywiście FIFA jest „w pełni świadoma, że zmiany klimatyczne są jednym z najpilniejszych wyzwań naszych czasów” i wierzy, „że każdy z nas musi podjąć natychmiastowe i zrównoważone działania w celu ochrony klimatu” (Źródło: „Die Welt”). W rzeczywistości, zamiast społecznej odpowiedzialności korporacji, mamy mydlenie oczu i spychologię. Grunt, że kasa się zgadza.

W dodatku wyliczenia Szwajcarów mają znamiona greenwashingu. Analizując emisje siedmiu stadionów katarskich mistrzostw świata (ósmy został wybudowany z myślą o rozbiórce po rozegranych meczach i faktycznie już w finalnej fazie mistrzostw, po zakończeniu użytkowania Stadionu 974, ruszyły na tym obiekcie prace rozbiórkowe), uderza to, że wyliczenia emisji uwzględniły jedynie 70 dni użytkowania, zamiast zakładanego czasu eksploatacji wynoszącego 60 lat. Dlatego stowarzyszenie Carbon Market Watch szacuje, że ślad cieplny nowo wybudowanych stadionów może być nawet ośmiokrotnie wyższy. Z kolei naukowcy z uniwersytetu w Lancaster, którzy również przyjrzeli się szwajcarskim danym, uzyskali co najmniej trzykrotnie wyższą wartość emisji liczoną dla całego mundialu. Inne szacunki mówią o tym, że ślad węglowy turnieju w Katarze był prawdopodobnie nawet osiem razy większy niż zakładano! Problemem będzie też utrzymanie energochłonnych, klimatyzowanych stadionów po imprezie. Co więcej w sytuacji katarskich aren ujawni się najpewniej ten sam problem, co w przypadku obiektów niemal wszystkich ostatnio organizowanych dużych imprez sportowych (włącznie z polskimi stadionami Euro 2012). Trudno jest sobie wyobrazić, jak tak duże obiekty miałyby być w pełni wykorzystywane po mistrzostwach, szczególnie w tak małym państwie jak Katar, gdzie mecze ligowe gromadzą dużo skromniejszą widownię niż pojemność wybudowanych aren.

A miało być tak pięknie

Rozwiązania przyjazne środowisku naturalnemu miały być jednym ze znaków firmowych piłkarskich mistrzostw świata w Katarze (MŚ). Neutralne klimatycznie technologie budowy stadionów, ponad 90 procent materiałów użytych do ich budowy pochodzących z odzysku, deklarowane niskie zużycie energii, a w trakcie mistrzostw zeroemisyjny transport dla kibiców – mundial odbył się na niewielkim obszarze w związku z czym kibice podróżujący między poszczególnymi stadionami mogli korzystać z autobusów elektrycznych, zamiast jak ma to zwykle miejsce z wysoce emisyjnego transportu lotniczego. Tak miało to wyglądać według zapowiedzi katarskich organizatorów.

Warto zaznaczyć, że piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze były dopiero pierwszą dużą imprezą sportową, której organizatorzy zobowiązali się do przeprowadzenia turnieju neutralnego dla klimatu. Jeśli był to jeden z rzeczywistych celów MŚ, to w tym względzie odniesiono skutek odmienny od zamierzonego.

Wygląda na to, że nawet jeśli wśród zamierzeń związanych z organizacją dużych imprez sportowych pojawiają się kwestie redukcji emisji powiązanych z przygotowaniem i przeprowadzeniem takiego turnieju, to zwykle ograniczają się one do zastosowania pojedynczych rozwiązań technologicznych mających na celu zmniejszenie śladu węglowego, ale skala imprezy i jej rozmach powodują coraz większą energochłonność, a co za tym idzie większą emisję i postępujący wpływ na środowisko naturalne tego typu wydarzeń. Rozrastające się imprezy sportowe przynoszą skutek odwrotny od deklarowanego (poszanowania przyrody) i nie pozostają bez wpływu na klimat.

Co wygra na mundialu w 2026 roku?

Plusem dla środowiska wobec organizacji mistrzostw w Katarze miało być po raz pierwszy skoncentrowanie imprezy na tak małym obszarze, czyli zupełnie inaczej niż podczas wcześniejszego mundialu w 2018 r. w Rosji, czy piłkarskiego Euro 2020 r. rozgrywanego na stadionach w wielu państwach europejskich – od portugalskiej Lizbony po azerskie Baku.

Kolejne piłkarskie mistrzostwa świata, jakie mają zorganizować wspólnie USA z Meksykiem i Kanadą, będą powrotem do ogromnych odległości dzielących stadiony i transportu lotniczego. Co gorsza (z punktu widzenia wzrostu śladu węglowego) w turnieju zaplanowanym na 2026 rok zwiększono liczbę uczestniczących w nim drużyn (z 32 do 48), a w związku z tym liczbę meczów (z 64 do 108), co zapewne spowoduje znaczny wzrost liczby kibiców. Mniejszym obciążeniem dla środowiska powinno być to, że mecze północnoamerykańskiego mundialu odbędą się na już istniejących obiektach, użytkowanych na co dzień przez kluby piłki nożnej i futbolu amerykańskiego. Będzie to 16 stadionów, co z kolei jest dwukrotnie większą liczbą w stosunku do liczby aren MŚ w Katarze.

Śladami Kataru

O ile północnoamerykański mundial na razie nie budzi większych kontrowersji, to na horyzoncie pojawiają się pomysły, które na pierwszy rzut oka mają mało wspólnego z rozsądkiem. Oto potężny i równie majętny sąsiad Kataru – Arabia Saudyjska, pozazdrościł swoim pobratymcom z Półwyspu Arabskiego i również zapragnął piłkarskiego mundialu. Mimo zakładanego w najbliższych latach rozwoju technologicznego już dziś można stwierdzić, że podobnie jak MŚ w Katarze, saudyjski mundial będzie dużym wydatkiem nie tylko finansowym, ale i energochłonnym, a co za tym idzie pozostawi po sobie duży ślad węglowy i kolejne, nikomu niepotrzebne, duże, klimatyzowane stadiony w środku pustyni. Ból głowy po Katarze może niestety trwać w najlepsze.

Jeśli powyżej opisane przymiarki Saudyjczyków ktoś postrzega jako absurd, to co można powiedzieć o pomyśle zorganizowania przez Arabię Saudyjską Zimowych Igrzysk Azjatyckich? Niedorzeczność? Niekoniecznie, otóż rząd Arabii Saudyjskiej poinformował, że zorganizuje edycję tej imprezy przypadającą na 2029 rok. Kandydatura tego pustynnego państwa była bowiem jedyną oficjalnie zgłoszoną. Nieważne, że śnieg w tym kraju pada raz na około 80 lat, a pierwszy reprezentant Arabii Saudyjskiej zadebiutował dopiero na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich (ZIO) w 2022 r. (był nim narciarz alpejski Fayik Abdi). Jeśli pieniędzy masz jak lodu nic nie stoi na przeszkodzie, aby zawody, których koszt szacuje się na (bagatela!) pół biliona dolarów (igrzyska w Soczi kosztowały ponad 50 mld USD), miały odbyć się w celowo zbudowanym na tę okazję kurorcie. Na pewno przeszkodą nie będą względy środowiskowe. Trojena – miejsce, gdzie powstają pierwsze w Arabii stoki narciarskie, a docelowo miasto, ma stanowić centrum Igrzysk, już dziś reklamowana jest bowiem jako wzorcowy przykład zrównoważonego życia w zgodzie z naturą. Nawet jeśli okaże się to nieprawdą, uruchomiona zostanie machina PR kreująca pozytywny wizerunek przedsięwzięcia. Znów zapewne padną deklaracje na temat przyjaznego charakteru imprezy dla klimatu. Grunt jednak, że na igrzyskach kosztem środowiska i planety znów zarobią ci co zawsze.

Zresztą Zimowe Igrzyska Azjatyckie mają być tylko przygrywką dla organizacji w Arabii Saudyjskiej ZIO! Jak do tego ma się fakt, że przed konferencją klimatyczną w Glasgow w 2021 r., MKOl. zapowiedział, że od 2030 r. gospodarze igrzysk mają być nie tylko neutralni pod względem emisji do środowiska, ale także klimatycznie „pozytywni”? W założeniu gospodarze tych ogromnych przedsięwzięć sportowych mają więc redukować więcej dwutlenku węgla niż wytwarzają. Już na pierwszy rzut oka widać, że ścierają się tu kwestie nie do pogodzenia. Czas pokaże, którą drogę wybiorą dążący od lat do rozlicznych zysków biznesmeni spod szyldu sportu.

Pekin przetarł drogę

Stolica Chin – Pekin jest pierwszym miastem, które gościło zarówno letnie (w 2008 roku), jak i zimowe igrzyska olimpijskie (w 2022 roku). W obu przypadkach Chińczycy nie liczyli się z kosztami.

Już w 2008 r. władze ChRL próbowały zaimponować światu rozmachem, wydając na letnie igrzyska w Pekinie rekordowe 42 miliardy USD. Niechlubny i budzący niesmak rekord najdroższych igrzysk został szybko pobity przez skorumpowaną putinowską administrację, która na ZIO w 2014 r. w czarnomorskim kurorcie Soczi wydała astronomiczne ponad 50 miliardów USD, niszcząc przy okazji budowy infrastruktury sportowej na igrzyska wcześniej chronione tereny cenne przyrodniczo.

Dla odmiany Chińczycy deklarowali, że ZIO w 2022 r. w Pekinie nie pochłoną więcej niż 4 mld USD. Byłyby to najtańsze igrzyska od co najmniej dwóch dekad. Ich realny koszt, już po zawodach, ujawnił „Business Insider”, który opublikował dokładne wyliczenia na kwotę 38,5 mld USD, czyli prawie dziesięć razy więcej niż przed igrzyskami deklarowali Chińczycy.

Także inne stwierdzenia płynące z Pekinu przed zawodami zostały po ich zakończeniu równie bezwzględnie zweryfikowane. Po tym jak wzrosło zaniepokojenie światowej opinii publicznej o to, jaki wpływ na środowisko będzie miał sztuczny śnieg, ze strony organizatorów z Państwa Środka padły zapewnienia zasilenia igrzysk wyłącznie energią wiatrową, wodną i słoneczną, mimo że do elektryfikacji prawie dwóch trzecich swojej gospodarki Chiny wykorzystują na co dzień węgiel.

Koszt środowiskowy zorganizowanych w Pekinie ZIO odkryły raporty autorstwa naukowców z Loughborough University z Wielkiej Brytanii oraz zespołów Sport Ecology Group i Protect Our Winters. Ponad 100 generatorów śniegu i 300 armatek śnieżnych pracowało bez ustanku, aby pokryć stoki narciarskie pekińskich ZIO sztucznym śniegiem. Pierwszy raz w historii tej gigantycznej imprezy ZIO odbyły się w całości na sztucznie wytworzonym śniegu. Te ogromne ilości sztucznego śniegu niezbędnego do rozegrania wielu zawodów wygenerowały olbrzymie zapotrzebowanie na wodę (185 mln litrów) i energię elektryczną. A działo się to w rejonie, gdzie opady są na niskim poziomie i który zmaga się z niedoborami wody. Aby sztuczny śnieg lepiej zamarzał, zastosowano chemiczne dodatki, które nie pozostają bez wpływu na bioróżnorodność. Sztuczny śnieg, bardziej kontuzjogenny dla samych sportowców, dłużej topnieje, co zakłóciło także wegetację roślin. Gdzie więc są zyski? Trafiają do nielicznych. Tam, gdzie niszczona jest przyroda, tracą na tym zwykli ludzie, a brak zrównoważonego rozwoju prędzej czy później odbije się na kondycji społeczeństwa.

Sportwashing versus środowisko

Czy zatem organizację dużych imprez sportowych można pogodzić z kwestiami ochrony środowiska naturalnego? Patrząc na przytoczone przykłady brzmi to jak utopijny postulat mający wiele wspólnego z greenwashingiem, a także z nowym zjawiskiem opisywanym jako „sportwashing”. To pojęcie szeroko opisał Karim Zidan z „The Guardian”, który wskazał, że państwa takie jak: Chiny, Katar i Arabia Saudyjska, które były krytykowane za łamanie praw człowieka, wykorzystają prestiżowe wydarzenia sportowe do polepszenia swojego publicznego wizerunku na arenie międzynarodowej. To samo dotyczy Rosji – organizatora przytoczonych powyżej ZIO w Soczi w 2014 r. oraz piłkarskiego mundialu cztery lata później. Zresztą mimo nowego pojęcia, nie jest to nowe zjawisko wywodzące się z pogranicza polityki i sportu, przeciwnie – znane jest od wielu dekad. Liczne przykłady tego zjawiska opisałem w pracy „Sport jako czynnik stosunków międzynarodowych” czy w artykule „Sportowcy niczym dywizje” opublikowanym na łamach magazynu „Sportplus”.

Czy organizacja dużych wydarzeń sportowych jest nie do pogodzenia z dbałością o środowisko naturalne? Jest to zagadnienie z obszaru rozważań na temat tego, czy rozwój globalnego kapitalizmu nie stoi w sprzeczności z zachowaniem walorów klimatu Ziemi, co zostało gruntownie przeanalizowane w książce Jasona Hickela „Mniej znaczy lepiej. O tym jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat”.

Lepiej, czyli jak?

Od lat w świecie sportu toczy się dyskusja na temat dalszej drogi, jaką powinno podążać się organizując duże imprezy sportowe. Z jednej strony mamy do czynienia z dużymi pieniędzmi państw o nie do końca pozytywnej reputacji, które przyjmując u siebie prestiżowe imprezy sportowe budują sobie publicity. Wysyłając w świat pozytywny obraz związany z organizacją sportowego święta, tuszują za jego pomocą wiele problemów wewnętrznych. Ogromne środki finansowe wydawane na przygotowania do najważniejszych zawodów sportowych (a wcześniej nierzadko także na przekupienie delegatów wybierających gospodarzy tych imprez, o czym szeroko donoszą agencje i tytułu prasowe) mają pokryć aspiracje tych państw do bycia w światowymi liderami. Wszelkie przeszkody, jak np. kwestie środowiskowe, mają być w tym starciu usunięte na drodze do jedynie słusznego celu.

Z drugiej strony coraz częściej pojawia się pogląd nawołujący do rozwagi i organizacji nawet największych imprez sportowych z poszanowaniem środowiska naturalnego, praw człowieka oraz z ograniczonym rozsądkiem budżetem imprezy, czego przykładem były choćby Igrzyska Olimpijskie w Tokio, przeniesione z powodu pandemii koronawirusa z 2020 na 2021 rok. Tyle tylko, że takie roztropne postępowanie wymagałoby odmawiania praw do organizacji igrzysk tym, którzy nie mają ku temu warunków m.in. naturalnych i infrastrukturalnych, a nie tylko finansowych, jak ma to miejsce obecnie.

W tym ujęciu ZIO nie powinny trafiać do miejsc, w których są problemy z naturalnym śniegiem. Tyle tylko, że obecnie takie problemy są niemal powszechne. Wraz z postępującymi zmianami klimatu na wielu szerokościach geograficznych skraca się sezon zimowy. W niektórych regionach globu, śnieg transportuje się helikopterami, aby uniknąć konieczności zamknięcia stoków. Nawet w trakcie zimy na zboczach alpejskich gór, nie wspominając o tamtejszych dolinach, coraz częściej zdarza się, że śniegu po prostu brakuje. Mimo to lepiej jest korzystać z miejsc z tradycjami sportowymi, oferującymi podstawowe warunki niż budować zamki na piasku. Nawet petrodolary nie sprawią bowiem, że np. taki tor bobslejowy stanie się w perspektywie lat przydatną atrakcją na pustyni. A jest to obiekt bardzo drogi w budowie i użytkowaniu.

Stąd ważną kwestią jest to, by korzystać z już istniejącej infrastruktury, modernizując ją, ewentualnie budować nową tylko tam, gdzie znajdzie ona pełne zastosowanie także po zakończeniu sportowego święta.

Przeciwieństwem tej drogi będzie wydatkowanie przez Arabię Saudyjską na projekty związane z ZIO połowy rocznego PKB. Dodajmy, że nawet w tym bogatym państwie są dzielnice biedy i wiele innych potrzeb, na które można z większym pożytkiem społecznym wydatkować te środki. Jaki jest więc cel zimowych igrzysk na pustyni? Potęgą w sportach zimowych Arabowie raczej nie zostaną. Motywacje saudyjskich szejków są inne – obok wspominanego sportwashingu chodzi o rozpropagowanie Trojeny – miejsca, które ma przyciągać na jałową dziś pustynię rzesze bardzo bogatych turystów. Jeśli ten plan się powiedzie Saudyjczycy wraz z Katarczykami, jak już planują, będą chcieli zorganizować także letnie igrzyska olimpijskie. Celowi przyciągnięcia turystów z całego świata do bogatych państw Zatoki Perskiej (Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie) od lat towarzyszy wiele nieszablonowych projektów infrastrukturalnych powstających za pieniądze z wydobycia ropy naftowej. Temu służy także sport i jego największe święta. Niemniej w kwestii organizacji imprez sportowych potrzeba otrzeźwienia.

Wodzenie za nos

Często słychać głosy mówiące o tym, że organizacja dużych imprez sportowych w miejscach dotąd niekojarzonych z danym sportem służy rozwojowi tej dyscypliny w nowym regionie świata. Tak między innymi tłumaczono potrzebę organizacji piłkarskich MŚ w Katarze. FIFA od lat szafuje argumentem o potrzebie rozwoju futbolu na całym świecie. Pobieżnie patrząc trudno z takimi stwierdzeniami dyskutować.

Tego rodzaju uzasadnianie to jednak wytrychy, które są bardzo wygodne do osiągania zgoła innych celów – realizacji interesów elit, bez oglądania się na potrzeby społeczeństwa i przyrody. Irracjonalne pomysły mają bowiem na celu wyciśnięcie jak najwięcej ze sportowych biznesów, bez liczenia się z kosztami i argumentami innych.

Niestety dzisiejsi decydenci – delegaci organizacji sportowych, są często korumpowani przez bajecznie bogatych kandydatów do organizacji najważniejszych imprez sportowych. Nie jest tajemnicą, że w ten sposób Katar i Rosja zapewniły sobie prawo organizacji piłkarskich mundiali, a to drugie państwo także ZIO w Soczi. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że macki Katarczyków sięgały nawet do instytucji unijnych. Ten atak na europejską demokrację jest symptomatyczny. Tylko bowiem silne instytucje i demokratyczne społeczeństwa są w stanie przeciwstawić się autokratyzmowi i zbyt daleko posuniętym zakusom. Tyle, że federacje sportowe to niezależne od państw organizacje quasi-demokratyczne. W tej sytuacji nadzieją na pozytywną zmianę są postawa i zaangażowanie demokratycznych, obywatelskich społeczeństw.

Recepta na przyszłość

O tym jakie będą kolejne globalne imprezy sportowe zadecyduje więc siła głosu społeczeństw obywatelskich, w tym także ich zdolność do bojkotu zawodów sportowych organizowanych w niedemokratycznych państwach lub z brakiem poszanowania dla środowiska naturalnego. Już dziś w świecie kibiców są obecne postawy, które nie godzą się z wizją współczesnego sportu narzucaną przez biznes (np. ruch Against Modern Football).

Oczywiście nie będą to łatwe decyzje, gdyż na takim podejściu mogą ucierpieć sportowcy, którzy cały cykl kilkuletnich przygotowań układają pod te najbardziej prestiżowe imprezy. Niestety wśród federacji sportowych przekazujących prawa do organizacji zawodów sportowych trudno szukać gwarancji tego, że kwestie klimatyczne czy praw człowieka będą rzeczywiście wartością decydującą o wyborze organizatorów prestiżowych imprez. Takim czynnikiem dla tych stowarzyszeń są dziś zyski, nawet jeśli pochodzą one z nie do końca czystych źródeł. Siłą kibiców i społeczeństw jest natomiast oddziaływanie na decydentów i sponsorów. Bez zainteresowania kibiców żadne z największych imprez sportowych nie mają racji bytu.

Paweł Kociel

Paweł Kociel – z wykształcenia politolog – specjalista z dziedziny stosunków międzynarodowych i międzynarodowych stosunków sportowych. W latach 2007-2013 redaktor miesięcznika „Sportplus”. Miłośnik gór, natury i piwnego rzemiosła.