DZIKIE ŻYCIE

Wieszczy odyniec połabskich Słowian

Wojciech „Lutygozd” Wochna

Ze starożytności… pochodzi świadectwo, że ilekroć grożą im [tj. Lutykom] srogie przykrości długiej wojny domowej, wychodzi ze wspomnianego jeziora potężny odyniec z pianą połyskującą na białych kłach i na oczach wszystkich tarza się z upodobaniem w kałuży wśród straszliwych wstrząsów1

Thietmar, Kronika, VI 24
Współczesna płaskorzeźba Marko Mamića przedstawiająca Rad(o)gosta (РАДГОСТА) z rzędu „Słowiańscy bogowie i bóstwa”, oparta na przekazie Thietmara i innych kronikarzy i mitologów. Rad(o)gost jawi się tu nie jako leśna przestrzeń, lecz jako człekokształtny bóg Słowian. Górne pole z lewej strony dwusiecznego topora, dzierżonego przez tegoż boga, ukazuje kiendroza z riednego gozdu, będącego jego przymiotem (atrybutem). Fot. Petar Petrović
Współczesna płaskorzeźba Marko Mamića przedstawiająca Rad(o)gosta (РАДГОСТА) z rzędu „Słowiańscy bogowie i bóstwa”, oparta na przekazie Thietmara i innych kronikarzy i mitologów. Rad(o)gost jawi się tu nie jako leśna przestrzeń, lecz jako człekokształtny bóg Słowian. Górne pole z lewej strony dwusiecznego topora, dzierżonego przez tegoż boga, ukazuje kiendroza z riednego gozdu, będącego jego przymiotem (atrybutem). Fot. Petar Petrović

Ten słynny przekaz o dziku (odyńcu, a właściwie kiendrozie) Thietmara z Międzyborza z początku XI w. jest w zasadzie jedynym, który ukazuje ten rodzaj zwierza jako znaczący dla zabobonnych wierzeń zachodnich Słowian. Ale jest on także ciekawy pod względem przyrodniczym, przy czym obie te rzeczywistości, świata wierzeń i świata przyrody, są tu ze sobą splecione, przenikają się. Zatem warto przyjrzeć się szczególnie przyrodniczym względom tego przekazu, które pod tym kątem nie były jak dotąd rozpatrywane przez naukę2.

Już sama nazwa dzika zasługuje na wyjaśnienie, gdyż rzuca światło na środowisko życia tego zwierza. Dzika pierwotnie nazywano leśny wieprz. Widać z tego, że był on kojarzony z leśnym środowiskiem i w nim też przebywał; też w nim miał swoje żerowiska. Jednak z czasem zaczęto wołać na niego dziwy (dziki) wieprz/świnia. Skąd ta zmiana? Najwyraźniej upatrywano w ówczesnych lasach pewną dziwość/dzikość. Dawniejsze słowo dziwina było rozumiane jako puszcza, czyli przestrzeń pozbawiona ludzi. Widać z samego nazewnictwa, że dawniejsze lasy pozostawiano samym sobie, a one tworzyły niejako ogromne mateczniki dla wszelkiej zwierzyny. W końcu ze słownego złożenia dzika świnia urobiono skrótowiec dzik, czyli mieszkaniec lasu żyjący w przestrzeni niezmienionej ludzką ręką. Oczywiście rodzi się jeszcze pytanie, dlaczego właśnie temu zwierzowi przypadła taka nazwa, a nie jeleniowi czy innemu stałemu mieszkańcowi pustkowia? Być może właśnie przekaz Thietmara daje wskazówkę dla powyższej wykładni, upatrując w dzikiej świni właśnie dzikości, wyrażającej się toczeniem piany z pyska.

O czym zatem donosi zamierzchła przeszłość (antiquitas) Słowian, najpewniej Lutyków (Lutyców), zamieszkujących leśne obszary położone w pobliżu jeziora Dołeńskiego (k. niegdysiejszego Wustrowa czy dzisiejszej Nowej Brandenburgi (niem. Neubrandenburg)? Należy wyjaśnić, że zamierzchła przeszłość czy starożytność oznacza czas sięgający poza ludzką pamięć, a to może oznaczać ledwie ponad 25 lat, przy czym stwierdzenie Thietmara nie musi odpowiadać rzeczywistości, bowiem chodzi tu jedynie o zasłyszany przekaz. Ową przestrzeń położoną na południu od owego jeziora, a o nią tu chodzi (zob. obraz), Thietmar nazywa Riedegost. To słowo do dziś przysparza trudności badaczom w jego wykładni, lecz najpewniej wyraża ono riedny gozd, czyli podmokły liściasty las, pewno dębowo-bukowy3, właśnie taki, jaki odpowiada dzikom, zasobny w ożywcze nasiona, w liczne błotne kąpieliska4. Tak więc opowieść o występującym tu dziku (odyńcu) nie może dziwić. Ale tenże gozd był szczególną przestrzenią. Dziejopis nieco wcześniej zauważa, że ową przestrzenią była silva magna et ab incolis intacta et venerabilis (wielki las, nietknięty ludzką ręką i otoczony szacunkiem). Wszystkie występujące zwierzęta na takiej połaci również musiały być szanowane, na pewno nie łowione. To zjawisko zdaje się potwierdzać zachowanie kiendroza, który pozwalał rzeszom ludzi (multis) na przyglądanie się sobie, nie wyczuwając zagrożenia z ich strony, a wszak dziki wykazują się dużą nieufnością wobec człowieka.

Odtworzony obszar riednego gozdu z XII w.; obraz wykonał Ehrhardt Grafik-Design
Odtworzony obszar riednego gozdu z XII w.; obraz wykonał Ehrhardt Grafik-Design

Teraz skąd wiadomo, że był on odyńcem (aper)? Ten rodzaj zwierza odznacza się odmiennością wyglądu płci (tzw. dymorfizmem). Poza występującym szczecińcem (pędzlem) u samca widoczny staje się jego potężniejszy oręż oraz rozmiar. Wskazanie na magnus sus (aper) i na zaznaczone dentes5 w przekazie mogą dowodzić właśnie odyńca. Ale na niego wskazuje i jego zachowanie, zwyczajowe w okresie rui (huczki), przypadającej na schyłek jesieni: dens e spumis lucescens (ząb pianą błyszczący), terribilis quassatio (straszliwe wstrząsy), in volutabro delectatus (błotną kąpielą upojony). Są to zachowania mające zrobić wrażenie na losze, pokazujące jego jurność i życiową siłę. Może jedynie owa błotna kąpiel jest właściwa dla obu płci, ale łącznie z dwoma poprzednimi zachowaniami również podnosi jakość zalotnika. Do tych „miękkich właściwości” zalotnika można by jeszcze dorzucić przegrzebywanie (rycie) i ocieranie się o pnie drzew, może także szczególne chrumkanie czy kwiczenie. Ale przekaz już o tym milczy, lecz nie ma też takiej potrzeby, by wszystkie zachowania odyńca wyszczególniać, gdyż najwyraźniej nie wszystkie one stanowiły wieszcze znaki. Toczona z pyska piana jest skutkiem przeżuwania gałązek przez odyńca i to tylko na okoliczność wywołania wrażenia na samicy, a wstrząsy mogą również być sposobem na odstraszenie możliwych współzalotników. Jedne i drugie mają straszyć i przerażać.

Należy zwrócić uwagę na przekaziciela opowieści o odyńcu, najpewniej wróża. Połabscy Słowianie dowodnie mieli swoich kapłanów już w X w. Thietmar mówi o chramowej służbie (ministri templi), będącej właśnie w riednym gozdzie. Wprawdzie ów chram – jak oceniają badacze dziejów – miał powstać w latach 60. X w., to jednak sami lutyccy wróżowie mogą wykazywać starsze pochodzenie. Byli oni ludźmi szczególnymi, nawet z powyższego przekazu można wnosić, że dobrze rozeznawali się w przyrodoznawstwie. Musieli posiadać wiedzę z zakresu przyrodniczych praw, by w końcu móc rozstrzygać o tym, które znaki są wieszcze i jak je należy wykładać. Ową pianę w pysku dzika skojarzono na sposób ludzki, jako wyraz złości/wściekłości, a to był zły znak. Również wstrząsy były złowrogim zachowaniem, wyrazem dzikości. Tarzanie się w błocie, a przede wszystkim rycie w świętej ziemi czy z niej wyjście (e mari exeat: dosł. wychodzi z morza, czyli z jeziora Dołeńskiego6), dowodzi, że był on zwierzem podziemnych mocy (mitolodzy powiedzieliby: podziemnego bóstwa). Wodne odmęty były częścią podziemnego świata, a wyłonienie się z nich dzika, jakby wynurzył się on z otchłani, wydaje się zjawiskiem dość nierzeczywistym dla tego zwierza, zatem w tej opowieści stworzonym dla zaznaczenia jego związków ze podziemnym światem; jest on tu niejako posłańcem podziemnego bóstwa, a to już napawało obawą, przerażało. Wyobrażenie wspólnoty dzika z podziemiem może dodatkowo wzmagać jego ciemne (czarne) ubarwienie. Thietmar donosi: „Szepcząc sobie wzajemnie tajemnicze wyrazy, [chramowi kapłani] kopią z drżeniem ziemię, ażeby na podstawie wyrzuconych losów zbadać sedno spraw wątpliwych” (tamże). Owo kopanie z przerażeniem świętej ziemi musiało także odnosić się dzika, wzmocnione przez jego tarzanie się w wolutabrum. Musi nieco dziwić, że owi multi (incolae) przyglądający się temu odyńcowi, nie wyrażali swego przerażenia grożącą im długą bratnią wojną (longa rebellio), ale ta okoliczność potwierdza tę prawdę, że nie potrafili oni odczytać tych złych znaków, nie byli wróżami. Zresztą wróżenie było tajemną dziedziną, przystępną jedynie kapłanom. Ponadto ażeby wróżba była ważna, musiało pojawić się kilka znaków wskazujących na to samo; tak już było w przypadku wcześniej prowadzonej wróżby przez chramową służbę: „Rzuciwszy następnie losy, przy których już przedtem badali sprawę, podejmują na nowo wróżbę przez to niejako boskie zwierzę” (tamże). To wyjaśnia brak przerażenia przyglądającego się ludu, czyli może nieco szczególne zachowanie odyńca jeszcze nie wzbudzało niepokoju ludu z Wustrowa7 i okolic riednego gozdu. Z drugiej strony zastanawia zupełnie obojętne zachowanie dzika wobec rzeszy gapiów. Dzik jest raczej płochego usposobienia i nie pozwala się łatwo podglądać. Ma świetny węch i słuch, które dość wcześnie ostrzegają go przed nieznanymi zagrożeniami. Ale właśnie w riednym gozdzie ów odyniec nie czuł się zagrożony, najwyraźniej był już oswojony z przyglądającymi mu się ludźmi, nie czyniącymi mu żadnej krzywdy. Można zatem sądzić, że podobne zdarzenia pojawiały się częściej, co jest zupełnie zrozumiałe.

Rycie dzika (jego tarzanie się oraz wyjście z jeziora, czyli otchłani) zdaje się być zupełnie zasadniczym rysem tego przekazu. Dzik zdaje się być zwiastunem podziemnego bóstwa, ryjąc i tarzając się w błocie w świętej ziemi wzbudza gniew podziemnego bóstwa, a to oznaczałoby, że nie należy dzika podglądać, by nie okazało się, że jest złym zwiastunem przyszłych rzeczy. Ale w istocie rzeczy dzika należy także unikać dla niego samego, gdyż jest on groźnym zwierzem, choć niezaczepiany czy niezagrożony nie naciera. Ten jedynie w riednym gozdzie (in silvā venerabili) mógł cieszyć się spokojem, bo był tu zwierzem spod znaku gniewnego boga; tu był wieszczym wyrazicielem boskich wyroków. Dla przesądnego ludu stanowił zagrożenie, lecz nie to rzeczywiste, a prorocze. W końcu jednak słusznie i zarazem kąśliwie zauważył Bruno z Kwerfurtu w odniesieniu do Lutyków: Jakież przyrównanie światła do ciemności? (Quae comparatio lucis ad tenebras?8), tyle że tym światłem dla Lutyków był ich bóg Swarog (bóg światła), a ciemnością bóg podziemi, którego przekazicielem był ów kiendroz. Zatem nie obawiano się dzika jako takiego i nie dziwiono się jego zachowaniom, a co do przyszłości, nie do ludu należało doszukiwanie się przepowiedni w zwykłych jego zachowaniach. A przecież dzik robił tylko swoje: paplał się w błocie i przegrzebywał ziemię za pędrakami, bukwiną czy żołędziną, spełniając tym samym zupełnie ważne zadanie w leśnym środowisku.

Należałoby jeszcze zwrócić uwagę na sam lud Lutyków. Thietmar twierdził, że tak nazywają oni samych siebie, a to wyraża w ich języku srogość (wściekłość, nielitościwość), no i poniekąd dzikość; w końcu byli oni czcicielami bałwanów, poganami w rozumieniu dziejopisa. To jednak dość luźne skojarzenie, choć mogło i ono być powodem przytoczenia zasłyszanego przekazu, by ukazać z jednej strony dzikość tego ludu, a z drugiej jego zabobonność. Dzik stał się w tym przedstawieniu jedynie narzędziem, choć dzięki tej opowieści można było dowiedzieć się całkiem sporo o jego przyrodzeniu, a także przekonać się o właściwych spostrzeżeniach dawnych Słowian. Thietmar, wróg słowiaństwa i pogaństwa, nie pomyślał przy tym, że właśnie tym przekazem ukaże całkiem przyzwoity poziom wiedzy połabsko-pomorskich Słowian o przyrodniczych zjawiskach.

Wojciech „Lutygozd” Wochna

Wojciech „Lutygozd” Wochna – z wykształcenia leśnik, filozof i językoznawca, z zamiłowania przyrodnik, regionalista, znawca religii rodzimej, słowianolub, akademik, pisarz i naukowiec, zamieszkały na Dnie Wolbórki.

Przypisy:
1. Thietmari episcopi Merseburgensis chronicon; przytoczenie w przekładzie Mariana Z. Jedlickiego: „Testatur idem antiquitas…, si quando his s(a)eva longae rebellionis assperitas immineat, ut e mari pr(a)edicto aper magnus et candido dente e spumis lucescente exeat, seque in volutabro delectatum terribili quassatione multis ostendat”. Lutycy tworzyli związek słowiańskich plemion, powstały w X w., z których wyróżniało się plemię Riedziarzy, na obszarze których przebywał ów wieszczy dzik.
2. Twórcy tych słów nie jest znany żaden rozbiór przyrodniczych względów myśli Słowian sprzed ponad 1000 lat.
3. Więcej o riednym gozdzie donosiło „Dzikie Życie” w artykule Buki dawnych Słowian, dzikiezycie.pl/archiwum/2016/pazdziernik-2016/buki-dawnych-slowian, nr 10/2016, s. 20-22.
4. W słowie riedny (występującym w wymarłym języku pomorsko-połabskich Słowian) upatruję współczesne słowo rędzinowy (czyli rędźny); rędzina to żyzna wapienna ziemia, choć niegdyś (XVI/XVII w.) miała po prostu znaczenie urodzajnej (i wilgotnej) ziemi, którą porastały właśnie gozdy.
5. W treści użyte słowo dens (ząb) oczywiście nie oznacza jednego zęba (kła), szabli czy fajki, lecz występuje ono w znaczeniu powszechnym (pars pro toto), co tłumacz właściwie odczytał.
6. W dawnych wierzeniach wodna przestrzeń, wodne głębiny stanowiły dziedzinę podziemnego bóstwa, które było postrzegane przez ministrów chramu (wróżów) złowrogo.
7. Wustrow (dosł. znaczy wyspa, por. polskie ostro i od niego Ostrów, Ostrowski itd.), już od dawna nieistniejąca miejscowość, niegdyś położona nad jeziorem Dołeńskim w pobliżu riednego gozdu.
8. Bruno z Kwerfurtu, Epistola Brunnonis ad Henricum regem, w: Monumenta Poloniae Historica, A. Bielowski (oprac.), t. I, Lwów 1864, s. 226; list spod 1008 r. W rzeczywistości przytoczone słowa Brunona odnosiły się do odwrotnych stanów rzeczy: dla niego światłem byli chrześcijańscy święci, a ciemnością czort Swarog (Zuarasiz diabolus).