Podbój
Historia podboju Puszczy Białowieskiej jest znacznie dłuższa niż historia zmian w Planie Urządzenia Lasu, zmian w ustawie o ochronie przyrody czy funkcjonowania sieci Natura 2000. Nigdy jednak podbojowi Puszczy nie towarzyszył taki kontekst społeczny, przyrodniczy i prawny jak obecnie.
Wołanie na puszczy
Nigdy wcześniej nie rozumieliśmy tak dobrze jak dziś, jakiego rodzaju bogactwem przyrodniczym jest Puszcza Białowieska. Jest to obszar w różnym stopniu objęty ochroną w ramach parku narodowego, rezerwatów przyrody, sieci Natura 2000 (ostoja ptaków i obszar ochrony siedlisk), ale także ostoja roślin o znaczeniu europejskim i obszar UNESCO. Długo można wymieniać gatunki roślin i zwierząt występujące na tym obszarze, które uznaje się za reliktowe, wymierające, na granicy zasięgu geograficznego, endemiczne i chronione.
W dobie deprecjonowania tego rodzaju list gatunkowych i stawiania w opozycji zdrowia i życia ludzi wobec potrzeb ochrony tych ekstremów przyrodniczych, ważniejsze wydaje się eksponowanie wartości Puszczy jako unikalnego systemu, zespołu procesów przyrodniczych i sieci powiązań pomiędzy niezliczonymi organizmami. Ta gęsta, złożona i nie do końca poznana sieć zależności nie tworzy prostego wzoru ani nie ma charakteru przyczynowo skutkowego. Dlatego prawdopodobnie tak trudno zrozumieć czym w istocie jest ten „las”, nigdzie indziej nie występujący w takiej formie. Sposób postrzegania Puszczy jako lasu pociąga za sobą określone konsekwencje w postaci mechanicznego i instrumentalnego patrzenia na jej zasoby. No właśnie, zasoby. To kolejna kwestia. Czy Puszcza jest zasobem czy też wartością?
Jeśli przyjąć, że Puszcza to las, zasób, który podlega prawu przyczyny i skutku a nie złożony z niezliczonej ilości sieci powiązań organizm o historii wykraczającej poza naszą pamięć i możliwości wywierania wpływu o wartości nieprzeliczalnej na pieniądze (bo jak przeliczyć życie milionów organizmów, z których ogromna część znajduje tu swoją jedyną ostoję, jedyne miejsce do życia, jak przeliczyć na pieniądze unikalne procesy, które nigdzie indziej już nie mogą zachodzić wraz z wyjątkowym mikroklimatem i przeszłością prehistoryczną) to okaże się, że droga do planowania Puszczy zgodnie z naszymi, ludzkimi potrzebami wynikającymi z określonego momentu społecznego i historycznego stoi otworem. Taka oświeceniowa racjonalność wynikająca z głębokiego przekonania o tym, że znamy, wiemy i rozumiemy forsowana jest przez obecne Ministerstwo Środowiska, które już dawno utraciło, nawet nominalnie, swoją rolę jako instytucja chroniąca to środowisko.
Minister Szyszko stwierdził nawet wprost, że Puszcza została dokładnie zinwentaryzowana, co oznacza, że znamy ją całkowicie i rozumiemy całkowicie. Takie śmiałe twierdzenie na temat jakiegokolwiek lasu, nawet gospodarczego nigdy nie jest prawdziwe. Czy to oznacza, że minister kłamie? Albo, że jest głupi? Nie sądzę. Jest znacznie bardziej niebezpiecznie. Zaplecze intelektualne, czy raczej „intelektualne” ministra, jego wsparcie pochodzi ze środowiska zahaczającego o fanatyzm religijny, nad którym nikt nie panuje i nie ma odwagi zapanować. Siła Ojca Rydzyka bierze swoje źródło w głęboko zakorzenionej krzywdzie, magicznym myśleniu, nieznajomości świata, historii. To siła wykluczonych, którzy będą wspierać tego Ojca, który potwierdzi ich bezradność i wskaże winnego. To także siła biznesowych kreacji redemptorysty i jego wyjątkowa pozycja w krajowej polityce, jako tego, który namaszcza a następnie oddaje do dyspozycji 1/3 wyborców.
Ziemia niczyja
Remedium na nieprzewidywalność, dynamikę i brutalność dzisiejszego świata, w którym całe grupy społeczne zostają wykluczone i wpadają w pułapkę niemocy, może się wydawać bezkompromisowe, zdecydowane na przejęcie inicjatywy. To przejęcie inicjatywy polega na wprowadzenie nowych, prostych i jednoznacznie skutecznych zasad i metod. W Puszczy takim sposobem na uzyskanie wpływu jest oczywiście takie prowadzenie gospodarki leśnej, która upraszcza i schematyzuje. Dotąd Puszcza w dużym stopniu powszechnie była uznawana za niepodlegającą regułom zysku ekonomicznego. To było terytorium wspólne, którym zajmowali się zarówno politycy wchodzący w skład rządów, leśnicy, naukowcy-badacze, społeczności lokalne oraz reprezentanci społeczeństwa obywatelskiego czyli organizacje pozarządowe. Wydawało się, że taki wielostopniowy sposób opiekowania się Puszczą, choć czasem niełatwy, to jednak jest wystarczający i równoważy skrajne zapędy każdej ze stron. Ostatnio jednak zaszła poważna zmiana bo jeden z partnerów, ten być może wiodący, uznał Puszczę nie za terytorium wspólne, ale za terytorium niczyje. Niczyje – czyli do wzięcia, zajęcia, zagospodarowania, skolonizowania i przekształcenia zgodnie z jednym tylko z możliwych, choć dotąd nieprawdopodobnym, scenariuszem.
Koncepcja ziemi niczyjej, terra nullius, jest znana od Starożytności. W czasach Rzymu za ziemię niczyją uznawano te obszary, które nie podlegały władzy i wpływom Cesarstwa. To były terytoria dzikie, barbarzyńskie, nie respektujące prawa i siły Cesarza. We wczesnochrześcijańskiej Europie było podobnie. Dopiero postoświeceniowa, przedmodernistyczna, kolonialna Europa zmodyfikowała swoje podejście do ziemi niczyjej. Od teraz terra nullius to były ziemie jeszcze nie zajęte, nie podbite i nieskolonizowane. Ten kto był pierwszy, miał prawo na ziemi niczyjej zrobić wszystko, aby zaprowadzić nowy, własny porządek. Ważną przesłanką legitymizującą podbój i eksterminację wszystkiego co prymitywne, nienowoczesne i nieeuropejskie było przekonanie o konieczności moralnej, prawnej, ekonomicznej i cywilizacyjnej „czynienia sobie ziemi poddaną”. Ta biblijna zasada stała się kołem zamachowym kolonializmu europejskiego i pierwszą przyczyną europejskiego ludobójstwa w krajach czarnej Afryki oraz Australii, Ameryk a także wielu innych, mniejszych lądów zamieszkałych przez „dzikich” i ich przyrodę.
W XXI wieku wiele krajów nadal nie rozliczyło się ze swojej barbarzyńskiej aktywności w zamorskich krajach, ale już chyba nikt nigdzie otwarcie nie twierdzi, że kolonizacja, ludobójstwo i eksterminacja dzikiej przyrody to uzasadniony czymkolwiek sposób zdobywania wpływu i bogactwa. Wprawdzie dziś kolonializm ma twarz pozapaństwowego korporacjonizmu i w istocie trwa nadal, ale to temat na osobną dyskusję.
Tymczasem polski minister środowiska, część środowiska naukowego, leśnicy, część kleru i zwykłych obywateli głosi tę właśnie zasadę w odniesieniu do Puszczy Białowieskiej i innych w miarę naturalnych obszarów naszego kraju. Wypełnianie woli Boga poprzez czynienie sobie ziemi poddaną stało się częścią polityki i motywem napędzania gospodarki. Nie ma mądrych na sytuację, w której potrzeby ekonomicznego władania zasobami (nie wartościami) przyrody napędzane są religijnym fanatyzmem i siłą przypisywanej sobie misji odnowienia Narodu. W tym wypadku mariaż rozumu i wiary ma uwiarygodnić i uprawomocnić podbój ziemi niczyjej, prymitywnej, pełnej chaosu i nieprzewidywalności, pełnej rosnących bez wzoru olbrzymów i zasiedlających ich stworzeń w tym nikomu niepotrzebnych a wręcz wyłącznie szkodliwych, mitycznych już, korników.
Podbój ziemi niczyjej zawsze odbywał się w imię jednego Boga, ale przede wszystkim w imię rozumu i poczucia wyższości rasowej, cywilizacyjnej, ekonomicznej. Poczucie wyższości własnej rasy i cywilizacji pozwoliło zachodnim Europejczykom traktować obce ludy, kultury, religie i ich środowisko życia jako gorsze, prymitywne, dzikie. Zgodnie z darwinowskimi ustaleniami o doborze naturalnym i wypieraniu organizmów słabszych przez silniejsze zdewastowaliśmy cały znany świat, niezliczone, unikalne formy życia i kultury. Ostatnim znanym nam przejawem tego kolonializmu z nadania Boga był nazizm i holocaust.
Równowaga
W ostatnich kilkudziesięciu latach Zachód podjął unikalną próbę poradzenia sobie z tą spuścizną powołując rozmaite międzynarodowe inicjatywy i organy, które poprzez wielostopniowy i wieloetapowy system kontroli miał nigdy więcej do podobnych wynaturzeń nie doprowadzić. Z tego między innymi powodu oddzielono Kościół od Państwa i Wiarę od Rozumu. Ostrożność i przezorność stały się istotnymi wartościami zachodniej kultury. W przyrodniczej rzeczywistości znalazło to swój wyraz poprzez wpisanie do Traktatu Europejskiego tzw. zasady przezorności, zgodnie z którą należy zaniechać tych działań, co do których istnieje choćby prawdopodobieństwo ich wystąpienia. Podjęto też próbę zabezpieczenia potrzeb wszystkich podmiotów biorących udział w życiu społecznym, gospodarczym i przyrodniczym. Uznano, że przyroda jest nam wszystkim niezbędna do życia i aby móc się rozwijać należy respektować jej prawa. Bez zachowania środowiska w dobrym stanie nie może być mowy o rozwoju społecznym i gospodarczym. Pogląd ten nazwano zasadą zrównoważonego rozwoju gdzie różne grupy społeczne, instytucje, rządy muszą się tak dogadywać aby nie doszło do destabilizacji wątłej równowagi. Lub choćby starać się ze wszechsił, aby tę równowagę osiągnąć. Bo jest to ciągły proces, który nie ma końca i nigdy w pełni nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi.
Polska jakiś czas temu przyjęła te zasady jako swoje. Mamy w swojej historii doświadczenia unikalne, które rzeczywiście stawiają nas w szczególnej pozycji. Całe wieki traktowano nas jako dzikich a nasze ziemie jako terra nullius, nasz kraj pojawiał się i znikał, zmieniał nieustannie swoje granice. Mamy też doświadczenie bycia sprawcą ogromnej przemocy dokonywanej przez wieki u granic krain na wschodzie. Jednak kiedy się czyta o dokonaniach Polaków z ostatnich dwustu lat, zwraca uwagę zupełnie szczególny styl odkrywania obcych ziem, gatunków i ludów. Ten wyjątkowy charakter obecności naszych rodaków polegał na obserwacji, szacunku i asymilacji do nowych warunków. Polscy odkrywcy i badacze wypracowali szczególny sposób poznania Obcych, zwany obserwacją uczestniczącą. Metoda ta polega na nieocenianiu i niestawianiu wstępnych hipotez co do badanych zjawisk. Dzięki temu w wielu miejscach świata ulice, szczyty, rzeki noszą imiona Polaków i są one z sympatią i szacunkiem wymieniane do dziś. Ta laurka jest taka piękna do momentu, kiedy uświadomimy sobie, że Polska nigdy nie badała obcych kultur jako Państwo (przez co nigdy nie było tu celu ekonomicznego) oraz, że w znacznym stopniu odkrywcami byli więźniowie, emigranci, zesłańcy-ofiary pozbawione instytucjonalnego zaplecza i siły moralnej do czynienia zła nadanego przez państwową konieczność.
Niepoliczalne
Dzisiejsze próby budowania silnego Państwa i Narodu opartych na prostych zasadach prawa i sprawiedliwości w opozycji do międzynarodowego, złożonego, wielopiętrowego systemu przynoszą odwrotny do zamierzonego skutek. Zresztą odwracanie porządku to wspólna cecha wielu działań obecnego rządu. Stawianie na przeciwnych biegunach potrzeb i prawa ochrony środowiska i prawa ludzi do gospodarowania ziemią i zasobami to w istocie kolejna odsłona wszechobecnego antagonizmu. Wjeżdżanie do Puszczy w okresie lęgowym ciężkim sprzętem, wycinanie stuletnich drzew, pokazowe sadzenie Puszczy, kuriozalne wystąpienia w trakcie religijnych uroczystości – wszystko to ma znamiona prymitywnego, niegdysiejszego kolonializmu. Niechęć do zachowania spontanicznych, unikalnych i zagrożonych zanikiem procesów przyrodniczych jest tym samym co niechęć do spontanicznego formowania się, fluktuowania życia społecznego, w którym znajduje się miejsce i czas na wiele poglądów i stylów.
Sprawa Puszczy i innych kolonizowanych obszarów w Polsce ma jeszcze ten wymiar, że dzika przyroda, dotąd ochraniana jako wartość, jest bezwzględna. W tym znaczeniu, że z perspektywy swoich wielowiekowych procesów nie zwraca uwagi na przemiany polityczne i chwilowe potrzeby ludzi. Kiedy dzień i noc, w różnych warunkach atmosferycznych wędruje się przez Puszczę będąc kąsanym przez komary, omijając pasące się żubry, widując czmychające jelenie i wilki, pokonując mokradła i zwalone olbrzymy, doświadcza się wyłącznie swoich własnych słabości. Zachwyt nad dziką przyrodą dość szybko zamienia się w poczucie osamotnienia, słabości czy irytacji. Dopiero potem przychodzi refleksja, że nie jest się stąd. Nic się tu nie zrobiło i nie ma do zrobienia. W Puszczy można bywać, ale nie być. Można czasem w jej życiu uczestniczyć. Opisywać ją, badać, sprawdzać. To jest nasza rola w Puszczy. Inna niż dawniej. Bo wszystko wokół zmieniło się nie do poznania. Puszcza nie jest otoczona innymi puszczami. Każdy zabity wilk czy żubr nie jest jednym z „niezliczonych”. Dziś, jak mawia minister Szyszko, mamy policzone wszystkie wilki. I to jest powód do trwogi. Moment w którym twierdzimy, że umiemy policzyć Puszczę jest jej końcem.
Łukasz Misiuna
Artykuł został opublikowany w „Dzikim Życiu” w numerze 7-8/277-278 w lipcu-sierpniu 2017 roku.