Drzewa życia
Dzikie życie za oknem
„Cały świat jest serią cudów, ale tak się do nich przyzwyczailiśmy, że nazywamy je zwyczajnymi rzeczami” Hans Christian Andersen
Za moim balkonem rosną dwa wyjątkowe drzewa: wierzby płaczące. Są ogromne, majestatyczne, piękne. Mój dzień zaczyna się i kończy w cieniu cichej, kojącej obecności dwóch wierzb, które rano witają, a wieczorem żegnają cichym szeptem ukrytym wśród długich gałęzi. Szum wiatru grającego pomiędzy ich gałęziami towarzyszy mi przez cały czas. Nieświadomie stał się ścieżką dźwiękową mojej codzienności.

Moje wierzby tętnią życiem. W niektóre dni już o świcie rozlega się słodka pieśń kosa schowanego gdzieś w konarze. Z rana giętkie wierzbowe gałązki są huśtawkami dla sikorek i wróbli. Małe pierzaste kuleczki szaleją pomiędzy nimi skacząc hop-hop z witki na witkę, robiąc przy tym – w przypadku wróbli – ogromny harmider. Trochę później na samym czubku przysiada szpak i, machając słodko skrzydłami, zachwyca swoim niezrównanym śpiewem, zanim uda się na poszukiwanie pokarmu.
Około południa na wierzbach odbywają się głośne srocze debaty. W niektóre dni wynikają z tego nawet kłótnie, nierzadko kończące się dramatycznymi i hałaśliwymi bójkami z udziałem całego gangu srok, które – zaalarmowane – zlatują się z okolicy. To naprawdę wygląda jak wojna gangów: ptaki okrążają się wzajemnie, odskakują na bok, zbliżają się do siebie i znowu odlatują parę kroków, to podchodzą bliżej, to robią unik cały czas głośno na siebie krzycząc. Swady najczęściej kończą się nagłym zrywem do lotu, tak jakby szef gangu wydał takie polecenie.


Codziennie około godziny czternastej, wśród gęstego listowia rozlega się „kek kek” kawki, która przez dobre pół godziny rozmawia sama ze sobą. W niektóre dni mam wrażenie, że jest bardziej wzburzona i ma potrzebę wygadania się, a w inne zaś ten monolog jest jakby spokojnym komentowaniem rzeczywistości.
Wieczorną toaletę lubi na wierzbach odbywać gołąb grzywacz. Układa i przygładza piórka, rozprostowuje skrzydła, rozciąga nóżki, wpierw jedna, potem druga, zerka tu i tam co chwila wtrącając swoje łagodne „huhuhuuu huhuhuuuu”. Zdarza się, że postanawia przenocować na jednej z wygodniejszych gałęzi.
A jeżeli dopisze szczęście, ciszę letniej nocy przerwie przenikliwe nawoływanie młodych sówek uszatek, stworzeń równie niezwykłych jak drzewo, na którym przycupnęły.
Amanda Musch