DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Potrzebujemy lepiej rozumieć niedźwiedzie i wilki, aby skuteczniej je chronić. Rozmowa z Anną Maziuk

Grzegorz Bożek

Dlaczego wybrałaś studia dziennikarskie?

Anna Maziuk: Wychowałam się w małym mieście, w czasach przedinternetowych. Nie było co prawda wujka Googla, ale były książki. Trafiłam na te autorstwa Ryszarda Kapuścińskiego. Podróżował, pisał o tym, jak ludzie żyją w różnych miejscach świata, fotografował. Zafascynowało mnie to. Ja też od dziecka coś pisałam, lubiłam robić zdjęcia. Padło na dziennikarstwo z braku wyobrażenia, że można studiować coś innego, żeby się tym zajmować.

Anna Maziuk. Fot. Jan Dmyszewicz
Anna Maziuk. Fot. Jan Dmyszewicz

Czy wybierając studia interesowałaś się jakoś szczególnie przyrodą?

Ona towarzyszyła mi od zawsze, ukształtowała moją wrażliwość. Wychowałam się w małym mieście otoczonym jeziorami i lasami. Rodzice stale zabierali mnie i brata na grzyby, jagody, nad wodę, jeździliśmy z namiotem w góry i nad morze. Jako kilkulatka ratowałam różne zwierzęta, wszystkim chciałam pomagać. Marzyło mi się, żeby zostać weterynarką.

Jedną z pierwszych rzeczy, jakie odkryłam po przyjeździe do Warszawy, było animal studies. Nie był to jeszcze regularny kierunek studiów, jak dziś, tylko kursy.

Czy podczas studiów miałaś jakieś zajęcia dotykające tematyki związanej z przyrodą, klimatem lub środowiskiem?

Kiedy studiowałam (2005-2010) te tematy były jeszcze bardzo mało obecne w dyskursie publicznym. Na dziennikarstwie nic nie nawiązywało do etyki środowiskowej czy zmian klimatu. Jeśli cię to interesowało, musiałeś sam do tego dotrzeć.

Ten trend w mediach, żeby więcej i w sposób pogłębiony pisać o przyrodzie i klimacie jest zauważalny dopiero w ostatnich latach. Dawniej redakcje traktowały takie teksty jako drugorzędne, mniej istotne, czasem też gorzej płatne.

Trop tylnej łapy niedźwiedzia, Bieszczady. Fot. Anna Maziuk
Trop tylnej łapy niedźwiedzia, Bieszczady. Fot. Anna Maziuk

Kto inspirował Cię z dziennikarskiego światka?

Poza Kapuścińskim, Mariusz Szczygieł. Podoba mi się jego prosty i bezpośredni sposób komunikowania się z czytającymi.

No i Swiatłana Aleksijewicz za pełnokrwiste opowiadanie świata.

Ja również potrzebuję czuć, że moje pisanie ma potencjał zmieniania czegoś.

Media straszą wilkami i niedźwiedziami, często widać to w mediach lokalnych, powiatowych, gminnych. Skąd bierze się narracja przeciw tym zwierzętom?

Sensacja się klika, szczególnie w małych społecznościach, których może bezpośrednio dotyczyć to, o czym czytają. Zasięg tekstu będzie większy, jeśli napiszemy, że wilki zarżnęły jelenia niedaleko szkoły, i to na oczach dzieci. Dramatyzm potęguje sensacyjność, zasięgi rosną. Media przyzwyczaiły ludzi do tego rodzaju treści, ale w konsekwencji oni sami też takich informacji oczekują. Zwłaszcza, że praktykują to nie tylko redakcje lokalne czy tabloidy. Dziennikarki i dziennikarze mają zwykle bardzo mało czasu na przygotowanie artykułów, tworzą je więc na szybko. Także dlatego, że dostają za nie śmiesznie niskie wynagrodzenia. Nikt ich później nie redaguje, nie ma korekty. Chodzi o to, aby jak najszybciej je opublikować. Nie liczy się rzetelność czy ujęcie tematu z różnych perspektyw. Inną kwestią jest celowe wypuszczanie nieprawdziwych informacji, tak zwanych fake newsów. To służy konkretnym grupom interesów do osiągania celów takich jak np. przywrócenie możliwości polowań na gatunki chronione.

Ale tematy wilcze i niedźwiedziowe są nośne i nawet gdyby nie były robione z sensacją i tak będą miały dobre zasięgi.

Te duże, „seksowane”, tak zwane parasolowe gatunki wzbudzają w nas najwięcej emocji. Widzę to nawet w zainteresowaniu mediów moimi książkami. Sama też to wykorzystuję, żeby mówić o rzeczach według mnie ważnych, wychodzących poza te konkretne gatunki. Ponieważ są nośne, bardzo łatwo manipulować informacjami w mówieniu o nich. Zwłaszcza, że mediom chodzi o dostarczanie rozrywki, czegoś lekkiego w treści i krótkiego w formie. A jeśli chcesz wyjaśnić złożoność pewnych zagadnień, nie ma szans, że zrobisz to w dwóch akapitach. Stąd cała masa bzdur w sieci.

Grizzly, czyli niedźwiedź brunatny w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Fot. Anna Maziuk
Grizzly, czyli niedźwiedź brunatny w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Fot. Anna Maziuk

Pomimo dominującej rozrywki w mediach wciąż daje się przemycać treści przyrodnicze lub poradnikowe np. dotyczące, jak się zachować, gdy spotkamy wilka lub niedźwiedzia. Czy nie dlatego napisałaś obie książki?

No jasne. W przypadku „Instynktu” zależało mi, żeby wyjaśnić, skąd biorą się negatywne przekonania i wyobrażenia na temat wilków. Z czego wynika nienawiść do nich, albo przeciwnie, jakiś rodzaj „ukochania” tych zwierząt, który też może być niebezpieczny w skutkach, gdyż nie uwzględnia ich dzikości, odbiera pewnego rodzaju odrębność. Już wiele lat temu obawiałam się prób osłabienia ochrony, co obecnie ma miejsce. I o ile książka być może pomogła paru osobom lepiej zrozumieć ten temat, to, żeby zapobiec takim ruchom, potrzeba o wiele szerzej zakrojonych działań. Ja cały czas myślę, co zrobić, żeby to, czym się zajmuję, miało większe przełożenie na rzeczywistość samych zwierząt, przyrody.

Jeśli zaś chodzi o niedźwiedzie, my o nich bardzo niewiele wiemy. Nie rozumiemy różnych zależności, rosnącej presji na miejsca, gdzie żyją. A w kraju, w którym występują, ludzie powinni wiedzieć, jak z nimi funkcjonować. W książce opisałam też tematy dotyczące niewoli czy braku służb ochrony przyrody, skutki tego. Ten temat w dużej mierze dotyczy też wilków. I uwidacznia ignorancję ze strony państwa, brak wdrożonego planu ochrony oraz reakcji na apele różnych organizacji i osób o powołanie grup zajmujących się koegzystencją z dużymi drapieżnikami, monitorowaniem czy odpłaszaniem w razie potrzeby. Reagowaniem na te problemowe sytuacje na styku człowiek-dzikie zwierzęta, ale i próbami zapobiegania ich występowaniu. Z tego powodu w Bieszczadach tego typu problemy narastają. To wypadkowa złej gospodarki śmieciowej, wzrostu liczby turystów, coraz bardziej rozproszonej zabudowy, fragmentacji drogami, dokarmiania pod nęciskami myśliwskimi. Zwłaszcza w tej części kraju to „oswajanie się” tych drapieżników z ludźmi jest coraz bardziej widoczne. Kłopoty się piętrzą, a sensownej reakcji „z góry” brak.

Bo żeby takie odpłaszanie było skuteczne, musi być właściwie realizowane. Niedźwiedź powinien dostawać boleśnie w tyłek z pocisku gumowego wystrzelonego z regularnej broni gładkolufowej dokładnie w momencie, kiedy sięga np. po jabłko czy do śmietnika. Na ten moment nie ma ani finansowania, ani przepisów, które umożliwiałyby komukolwiek zajmowanie się tym.

Jaki jest Twój komentarz do sprawy Konwencji Berneńskiej?

Kiedy przez kilka miesięcy podróżowałam po Kolumbii Brytyjskiej, gdzie do wilków się strzela pod pretekstem ochrony karibu, z dumą mówiłam, że w Polsce sytuacja jest zdecydowanie lepsza. Że od wielu lat chronimy wilki, że te od nas zasiedlają nowe tereny na zachód kraju. Osoby z tamtejszych organizacji ekologicznych były pod wrażeniem. Czułam, że jesteśmy już na innym poziomie w sprawach ochrony drapieżników. Bo przecież osłabienie ochrony wilków może pociągnąć za sobą również osłabienie ochrony niedźwiedzi.

W Polsce politycy w tej sprawie zawiedli, tym bardziej że ponad rok temu w kampanii wyborczej prowadzonej przez ówczesną opozycję sprawy środowiskowe wymieniano jako bardzo ważne, wiele obiecywano. W grudniu, w czasie gdy ukaże się ten wywiad, dojdzie do ostatecznego głosowania w sprawie tej zmiany w Konwencji Berneńskiej. Polscy politycy mogą jeszcze zmienić stanowisko.

Jakie masz spostrzeżenia z wyprawy do Kanady?

Mogę mówić wyłącznie o Kolumbii Brytyjskiej, bo jedynie tę prowincję Kanady trochę poznałam. A już ona jedna ma trzykrotnie większą powierzchnię niż Polska, przy dwadzieścia pięć razy mniejszym zaludnieniu. Jest też jedną z bogatszych przyrodniczo, posiada najwięcej obszarów chronionych ze wszystkich prowincji w Kanadzie. I co ciekawe, w kwestiach ekologicznych Polska nie wypada najgorzej na jej tle. Panuje przekonanie, że to bardzo dzikie miejsce, a świadomość ekologiczna jest tam wyższa. W praktyce – skala wycinania drzew jest gigantyczna. Jadąc tam wiedziałam, że jest źle, ale to co zastałam na miejscu jest jeszcze bardziej porażające. Zwłaszcza, że pod piły idą ostatnie fragmenty prastarego i unikatowego lasu deszczowego – ponad tysiącletnich żywotników olbrzymich nazywanych tam cedrami czy parusetletnich świerków sitkańskich. Podobnie jest z wydobyciem różnego rodzaju surowców mineralnych, nadmiernymi połowami ryb, w tym łososi pacyficznych. Mówimy o kraju uważanym za wysoce cywilizowany. Dla mnie to powinno oznaczać, że dba o swoje zasoby przyrodnicze, bo zna ich wartość. Tę, którą nie zawsze, na pewno nie od razu, da się zmonetyzować.

Rozczarowało mnie też trochę podejście do ochrony środowiska pojedynczych Kanadyjczyków. Przeciętna osoba tam zużywa o wiele więcej różnego rodzaju zasobów niż w statystyczna osoba w Polsce. Poczynając od prowadzenia w przewadze wielkich samochodów z potężnymi silnikami, których nie mają w zwyczaju wyłączać nawet podczas kilkunastominutowego postoju. To chyba taka zaszłość z czasów, kiedy nie musieli się martwić o ceny paliwa. Mało kto używa własnego kubka w kawiarni, dba o oszczędzanie wody czy prądu. Z kolei wiedza o koegzystencji ze zwierzętami jest na wyższym poziomie niż w Polsce. Ludzie wiedzą, jak zachowywać się na szlaku, podczas biwakowania na dziko. Że w lesie nie zostawia się śmieci czy odpadków. Powszechne są tam antyniedźwiedziowe kontenery na odpady, zabezpieczone pojemniki na żywność na kempingach. A jak gdzieś ich nie ma, to turyści wiedzą, że muszą podwiesić jedzenie i w zasadzie wszystko, co pachnie wysoko na drzewie i w oddaleniu od namiotu, tak, aby nie dosięgły tego zwierzęta i żeby nie zwabiać ich w miejsce, gdzie się śpi.

Gawry w jodłach w Bieszczadach. Fot. Anna Maziuk
Gawry w jodłach w Bieszczadach. Fot. Anna Maziuk

Jak wygląda tam ochrona niedźwiedzi i wilków?

W samej Kolumbii Brytyjskiej niedźwiedzie brunatne, nazywane grizzly, są pod ochroną, ale już do niedźwiedzi czarnych można strzelać. Choć na szczęście nie wszędzie. Chronione są te, które żyją na wyspach i wzdłuż wybrzeża oceanu. To ze względu na występowanie tam najrzadszych na świecie niedźwiedzi duchów, czyli niedźwiedzi czarnych o jasnej, niemal białej sierści. Wilki z kolei można zabijać bez ograniczeń i jako jedyne zwierzę – bez jakiekolwiek zezwolenia. Strzela się do nich z helikopterów, jak wspomniałam, pod pretekstem ochrony renifera tundrowego. Tyle, że to nie wilki są przyczyną kryzysu populacji karibu. Do tego roku wolno było nawet truć wilki, niedźwiedzie, kojoty. Jeszcze inaczej wygląda to w przypadku mieszkańców rdzennych, którzy mogą polować także na gatunki chronione. To trudny i bardzo złożony temat. Poluje więcej ludzi niż w Polsce. Zwłaszcza na północy prowincji mięso, na przykład łosia, bardzo często trafia na stół tamtejszych rodzin. Mieszkający bliżej Pacyfiku częściej z kolei będą jedli łososie, owoce morza czy foki… Zabijanie zwierząt uważa się tam za prawo rdzennych.

Ze względu na to, że populacje obu gatunków niedźwiedzi są duże, ludzie przywykli do życia z nimi w sąsiedztwie. Choć to bardziej dotyczy baribali. Na temat grizzly wciąż panuje wiele mitów, także pośród pierwszych narodów.

Nęcisko myśliwskie, buraki cukrowe przed amboną, październik 2022 r. w Bieszczadach. Fot. Anna Maziuk
Nęcisko myśliwskie, buraki cukrowe przed amboną, październik 2022 r. w Bieszczadach. Fot. Anna Maziuk

Co w Polsce zmienia się na plus dla dużych drapieżników?

Świadomość. Coraz więcej osób interesuje się przyrodą, szuka z nią kontaktu. Chcą uczestniczyć w różnych warsztatach, choćby tropieniach. Dzięki temu, że to zielone za oknem staje się coraz mniej obce, lepiej rozumieją, że trzeba to chronić.

To właśnie w tych ludziach jest nadzieja, że przeciwstawią się negatywnym zmianom, jakie obserwujemy.

A co z łowiectwem, co myśliwi myślą o niedźwiedziach?

Rzadziej je widują, bo niedźwiedzi jest mniej niż wilków. Do tego one bardzo rzadko polują na zwierzęta kopytne, dlatego aspekt rywalizacji nie odgrywa tak dużej roli. Ale oczywiście są i tacy, którym się marzy, żeby upolować największego drapieżnika lądowego Europy. Niektórzy jeżdżą w tym celu za granicę, chociażby na Syberię, płacą za to duże pieniądze. Ci myśliwi chcieliby polować na niedźwiedzie na własnym podwórku. W Chorwacji mogą to robić, za to do wilków strzelać im nie wolno. I co? Wilki są tam przyczyną wszelkiego zła, a niedźwiedzi, choć powodują więcej szkód, za nic się nie wini. To zresztą od lat powtarzany argument przez wielu polujących: jeśli pozwoli się im zabijać zwierzęta chronione, tolerancja dla nich w środowisku wzrośnie. Zwykłym ludziom bardzo ciężko taką logikę zrozumieć. Na pewno o wiele mniej niedźwiedzi niż wilków jest zabijanych nielegalnie. Przyczyna jest prozaiczna – ciężko po cichu pozbyć się tak wielkiego zwierza.

Ślady niedźwiedzia w Magurskim Parku Narodowym. Fot. Anna Maziuk
Ślady niedźwiedzia w Magurskim Parku Narodowym. Fot. Anna Maziuk

Wiele niedźwiedzi jest zabijanych na Słowacji. Jakie są różnice między Polską a Słowacją w kwestiach ochrony niedźwiedzi?

W Słowacji jest mniej dużych miast, sporo gór, więcej przestrzeni niepociętej drogami, ale i potężne, nieogrodzone pola kukurydzy. Niedźwiedziom łatwiej tam o oddalone od ludzkiej aktywności kryjówki. Dlatego żyje ich tam nieco ponad tysiąc, co siłą rzeczy generuje więcej problemów. Po wygranej konserwatywnego rządu zeszłej jesieni wypracowywane wcześniej rozwiązania obecnie są niweczone. Dotyczy to zarówno niedźwiedzi, jak i wilków, które po latach starań organizacji pozarządowych poprzedni gabinet objął wreszcie pełną ochroną gatunkową. Wiosną 2024 r. na poświęconym niedźwiedziom panelu w Bratysławie poznałam czołowego badacza tych zwierząt Michala Haringa. Rezygnował właśnie z bycia członkiem ogólnokrajowej grupy interwencyjnej. Od nowej władzy wprost usłyszał, że zamierza zabijać więcej drapieżników, a on nie chciał przykładać do tego ręki, bo to nie rozwiązuje problemów, jedynie zamiata je pod dywan. W dodatku na chwilę. Brakuje tam eliminowania przyczyn konfliktów i prób odwracania niepożądanych zachowań niedźwiedzi. U nas jest jeszcze gorzej, bo oficjalnie tylko w rejonie polskich Tatr w ramach Tatrzańskiego Parku Narodowego działa grupa do spraw niedźwiedzi. Zajmuje się monitoringiem i odpłaszaniem tych problemowych. Do tego, środowisko myśliwskie zdaje się być w Słowacji bardzo wpływowe. Bardziej nawet niż u nas.

Jak ludzie powinni zachowywać się gdy niedźwiedzie pojawiają się w nowych miejscach?

Wszędzie, gdzie występują, mieszkający powinni dobrze zabezpieczać odpady – kompostowniki i pojemniki na śmieci. To dotyczy także niewyrzucania resztek żywności za płot. Konieczność zabezpieczania dotyczy też pasiek i drzewek owocowych. Wszystko to przywabia zwierzęta. Najbardziej skuteczne jest albo stosowanie pojemników antyniedźwiedziowych – odpowiednio szczelnych i zamykanych w taki sposób, żeby zwierzę nie mogło się do nich dostać lub grodzenie pastuchami elektrycznymi. Niedźwiedzie bardzo szybko się uczą. I kiedy raz, drugi i trzeci zostaną bardzo poleśnie popieszczone prądem po jednej z najwrażliwszych części swojego ciała – nosie, którym wszystko badają, zrozumieją, że w dane miejsce nie opłaca się przychodzić.

Anna Maziuk. Fot. Magda Starowieyska
Anna Maziuk. Fot. Magda Starowieyska

Powinni świadomie poruszać się po lesie. Szczególnie ostrożnie zachowywać się, kiedy idą przez gęsty młodnik albo widzą stare dziuplaste jodły i wykroty. Mogą tam hibernować niedźwiedzie. W takich miejscach lepiej ze sobą rozmawiać albo coś podśpiewywać, żeby zwierzęcia nie zaskoczyć, żeby ewentualnie zdążyło odejść. Najlepiej w ogóle się do nich zimą nie zbliżać, jeśli o nich wiemy.

Podobnie jak wilki, niedźwiedzie źle reagują na psy. Wędrowanie w ich towarzystwie może sprzyjać niebezpiecznym sytuacjom. Zwykle dla samych czworonogów, ale ich opiekunowie i opiekunki stając w ich obronie również mogą dostać po głowie. Badania naukowców z Kanady wskazują, że to właśnie obecność psów jest najczęstszą przyczyną ataków, dlatego jeśli muszą iść z nami do lasu, koniecznie na smyczy.

Mogą wreszcie protestować przeciwko nęciskom myśliwskim. One często usytuowane są blisko wsi. Niedźwiedź jest więc wabiony coraz bliżej ludzi, przyzwyczaja się do dostarczanego przez nich pokarmu oraz do faktu, że to oni go tam zostawiają. W kolejnym kroku przespaceruje się do najbliższej miejscowości. Tam zresztą trafi na więcej pokarmu. Przekonanie, że bliskość człowieka oznacza dostępność łatwej szamy i to przez cały rok tylko się wzmocni. Nęciska to samo zło. Zaburzają długodystansowe wędrówki niedźwiedzi, przyczyniają się do rozprzestrzeniania bakterii i pasożytów, których w takich miejscach jest przecież o wiele więcej. Gniazdujące w ich okolicy ptaki tracą większą część lęgów. Niedźwiedzie coraz częściej w ogóle nie zapadają w hibernację, ponieważ pożywienie jest dostępne przez cały rok, zwłaszcza, że zimy są lżejsze, mniej mroźne i śnieżne.

Czy w ostatnich latach w Polsce zmienił się sposób mówienia o niedźwiedziach?

Nie wydaje mi się, żeby było lepiej. Zmiany, jakie dostrzegam, zachodzą raczej oddolnie. Sporo ludzi zajmuje się ochroną niedźwiedzi. Na przykład Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze stara się wywalczyć bezpieczny dom dla nich w Bieszczadach na terenie dwóch wydzieleń, gdzie wstrzymano cięcia Lasów Państwowych. To jedno z miejsc największych koncentracji gawr. To właśnie dzięki takim działaniom do opinii publicznej docierają informacje np. o tym, że coraz mniej jest bezpiecznych miejsc, gdzie niedźwiedzie w spokoju i bez zakłóceń mogą gawrować, czy jak bezmyślnie prowadzona jest gospodarka leśna. Niestety, w dalszym ciągu, większość wiadomości, które się przebijają w mediach dotyczy skrajnych sytuacji, bo na przykład niedźwiedź kogoś zaatakował. Zwykle brakuje w nich kontekstu. Drugi przekaz to ciekawostki o miłych zwierzątkach nazywanych misiami, które na przykład wyrabiają sadło na zimę objadając się borówkami w górach. Rzadko słyszymy o realnych niedźwiedziach. Tych, które po prostu chcą żyć w lasach, których jeszcze nie zniszczyliśmy.

Okładka książki Anny Maziuk o niedźwiedziach
Okładka książki Anny Maziuk o niedźwiedziach

A czy w sprawie wilków widzisz jakąś zmianę?

Obserwuję coraz większy brak przyzwoitości w manipulowaniu informacjami, żeby nakręcać spiralę strachu wokół wilków. Środowisko myśliwskie wypuszcza nieprawdziwe informacje i opatruje je fotografiami przedstawiającymi ludzkie szczątki. Posądza wilki o zabijanie ludzi. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, ale takie bzdury idą w świat. Czasem docierają bardzo daleko, bo zdjęcia zwłok mężczyzny znalezionego na Pogórzu Przemyskim wykorzystali myśliwi w Bośni. Tak budowane fake newsy dotykają także rodzin osób zmarłych. To powinno być surowo karane. Zarówno ze względu na to, co robi niczemu niewinnym zwierzętom, jak i ludziom. Czas najwyższy, żeby ci drudzy na poważnie wstawili się za pierwszymi. Nie widzę innej drogi.

Anna Maziuk – absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała w „Wysokich Obcasach”, „Polityce”, „Newsweeku Psychologii”, „Tygodniku Powszechnym” i „Zwierciadle”. Związana z fundacją i pismem „Kosmos dla Dziewczynek”, w którym opowiada dzieciom o przyrodzie. Propagatorka wiedzy o przyrodzie, prowadzi autorskie warsztaty edukacyjne oraz związane z tworzeniem dla dzieci i dorosłych. Wiele z nich odbywa się w lesie, który nazywa niekończącym się placem zabaw. To tam czuje się najlepiej. Autorka książek „Instynkt. O wilkach w polskich lasach” i „Niedźwiedź szuka domu”.

Anna Maziuk, Niedźwiedź szuka domu, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024, czarne.com.pl