Dlaczego właściwie chronimy mokradła. Perspektywa historyczna
Dlaczego właściwie chronimy mokradła? Dziś, gdy wiemy, że bagna regulują działanie systemów hydrologicznych, stanowią bogate siedliska roślin i zwierząt, a wreszcie – skutecznie akumulują gazy cieplarniane, pytanie takie może wydać się wręcz nie na miejscu. Jednak wiedza na temat różnorodnych funkcji, jakie w ekosystemie pełnią tereny podmokłe, powstawała dość powoli i z trudem przenikała do świadomości społecznej. Oto jak przebiegał ten proces.
Mokradło jest jak gąbka
Najwcześniej zaczęto sobie zdawać sprawę z roli, jaką podmokłe torfowiska odgrywają w systemach hydrologicznych. Przejmując nadmiar wód opadowych i roztopowych, zmniejszają ryzyko powodziowe, a stopniowo uwalniając zgromadzoną wodę w okresach suchych, stabilizują wielkość przepływu rzek i zapobiegają przesuszeniom na przyległych obszarach. Ich działanie można przyrównać do gąbki, na co już w 1855 r. zwrócił uwagę austriacki geolog Ferdinand Hochstetter. Podczas posiedzenia Cesarsko-Królewskiego Instytutu Geologicznego w Wiedniu powiedział, że torfowiska wywierają podobny wpływ na klimat jak lasy, „tylko silniejszy i bardziej skupiony”. Z tego powodu pytanie o to, jak daleko można posunąć się w odwadnianiu torfowisk, zdaniem Hochstettera, nabierało znaczenia „narodowo-ekonomicznego”. Z kolei we Francji wielkim przeciwnikiem „bardzo modnych” w tym czasie melioracji był astronom Jacques Babinet. Uważał, że korzyściom płynącym z osuszenia mokradeł zawsze towarzyszą straty wynikające z wyjałowienia sąsiadujących z nimi terenów.
Przed negatywnymi skutkami odwadniania mokradeł przestrzegał również George Marsh, autor wydanej w 1864 r. książki „Człowiek i natura”. Jako przykład podawał Holendrów i ich odwieczną walkę z morzem, twierdząc, że to konsekwencja ich własnych błędów, jakie przez wieki popełniali odwadniając mokradła. Marsh uważał, że za każdym razem gdy człowiek osusza torfowisko, wywiera szkodliwy wpływ na środowisko geograficzne. Twierdził bowiem, że melioracje w ogóle „zaburzają harmonię natury, ingerując w jej metody utrzymywania regularnej wymiany i cyrkulacji wilgoci między atmosferą, ziemią a morzem”.
Poglądy te długo nie znajdowały posłuchu, jednak, gdy końcu XIX wieku wahania poziomu wód w Dnieprze zagroziły ciągłości żeglugi na tej rzece, od razu powiązano to z trwającym od dwóch dekad osuszaniem poleskich bagien. Rosyjskie ministerstwo komunikacji powołało nawet specjalną komisję do zbadania tej sprawy. Kierujący nią hydrolog Aleksiej Tiłło nie był do końca przekonany, że prowadzone na Polesiu roboty mogły negatywnie wpływać na poziom wody w Dnieprze. Przyznawał jednak, że dopiero dokładne badania poleskich torfowisk mogły zweryfikować ten pogląd. Wątpliwości co do roli odgrywanej przez te naturalne rezerwuary w systemach hydrologicznych nie miał Hans Schreiber, który w tym samym okresie badał torfowiska w monarchii austro-węgierskiej. W opublikowanym w 1902 r. raporcie sugerował, że należałoby zaprzestać osuszania torfowisk przynajmniej na obszarach górskich.
Dziś wiemy, że torfowisko torfowisku nierówne. Torf wysoki może zgromadzić nawet pięciokrotnie więcej wody niż niski. Wynika to ze specyficznej budowy i trybu życia torfowców. Rozrastając się, zespół tych roślin tworzy rodzaj wypukłej kopuły, wznoszącej się ponad otaczający teren. Niemal aż do wierzchniej warstwy kopuła nasączona jest wodą, co szkocki torfoznawca Hugh Ingram określił mianem cechy „tyleż paradoksalnej, co fundamentalnej” dla zdolności magazynowania wody. Dziś ocenia się, że zajmujące około 3% powierzchni wszystkich lądów torfowiska wszystkich typów przechowują 10% światowych zasobów słodkiej wody.
Pierwsze rezerwaty bagienne
Mimo tak wyraźnych przesłanek, sygnalizowanych już od połowy XIX wieku, względy hydrologiczne okazały się niewystarczające, by spowodować zmianę podejścia ludzi do bagien. Sprawiło to dopiero uznanie ich znaczenia jako siedlisk ptaków wodnych. Wszystko zaczęło się w 1904 r., gdy władze miejskie Amsterdamu poszukiwały miejsca na nowe wysypisko śmieci. Wybór padł na liczące przeszło 700 hektarów mokradła wokół jeziora Naardermeer, znanego jako ostatnie duże siedlisko ptaków wodnych na tym obszarze. Dwaj miejscowi przyrodnicy, Jacobus Thijsse i Eli Heimans, początkowo lobbowali w radzie miasta przeciwko temu pomysłowi, a gdy przegrali w głosowaniu po prostu kupili ten teren od dotychczasowego właściciela. Specjalnie w tym celu powstało Towarzystwo Ochrony Zabytków Przyrody w Holandii. Nie dość zatem, że objęte w 1905 r. formalną ochroną Naardermeer stało się pierwszym holenderskim rezerwatem, to akcja związana z jego ratowaniem zapoczątkowała ruch ochrony przyrody w tym kraju. To również pierwszy w świecie przypadek objęcia ochroną obszaru bagiennego, a prawa do tego tytułu bynajmniej nie neguje fakt, że to rezerwat faunistyczny, w którym mokradła zachowano, by chronić zamieszkujące je ptaki.
Zupełnie inną genezę miał rezerwat powołany zaledwie dwa lata później na podmokłych terenach wokół jeziora Plagesee w Niemczech. Za namową Hugo Conwentza, założyciela Państwowej Agencji do spraw Ochrony Zabytków Przyrody, pruski minister rolnictwa polecił administracji leśnej wskazywanie terenów wartych ochrony. Na apel odpowiedział między innymi Max Kienitz, leśnik z Chorin, a zarazem kierownik tamtejszej szkółki myśliwskiej i wykładowca akademii leśnej w Eberswaldzie. Zaproponował objęcie ochroną bagien wokół leżącego w jego rewirze jeziora Plagesee, chcąc w ten sposób zachować dla przyszłych pokoleń miejsce, w którym „wędrowiec może cofnąć się do pradawnych czasów i wyobrazić sobie, jak wyglądał wówczas świat”. Jezioro ulegało stopniowemu zatorfieniu i Kienitz uważał to za świetną okazję do obserwacji tego zjawiska. Starając się przekonać władze do swojego pomysłu zapewniał, że powołanie rezerwatu nie zaszkodzi zbytnio wynikom gospodarczym w jego rewirze, bowiem podmokłe lasy, które w nim dominowały i tak nie należały do produktywnych. Liczący 177 hektarów rezerwat został powołany do życia w 1907 r., stając się pierwszym obszarem chronionym w północnych Niemczech, a w skali świata pierwszym rezerwatem bagiennym, którego podstawowym celem była ochrona krajobrazu wodno-błotnego jako formacji geograficznej.
Przez dość długi czas Plagesee było pod tym względem wyjątkiem, a zadaniem większości europejskich rezerwatów bagiennych powołanych w okresie międzywojennym była ochrona siedlisk zwierzęcych. Tak było w wypadku bagien Camargue w delcie Rodanu we Francji, gdzie w 1928 r. ochroną objęto przeszło 13 tysięcy hektarów słonych mokradeł będących jednym z największych siedlisk ptactwa wodnego w południowej Europie. Tak było również w przypadku rezerwatu „Czerwone Bagno” nad Biebrzą, powołanego w 1931 r. w celu ochrony tamtejszych łosi oraz rezerwatów bobrowych nad Żygulanką i Niemnem na ziemiach wschodnich, założonych jeszcze wcześniej, bo w latach dwudziestych. Zupełnym wyjątkiem na tej liście był rezerwat Circeo na południowym krańcu Bagien Pontyjskich we Włoszech. Jego powołanie w 1934 r. służyło głównie celom propagandowym. Faszystowski rząd Mussoliniego chciał w ten sposób podkreślić znaczenie melioracji prowadzonych w ramach kampanii znanej jako „bitwa o zboże”. W rzeczywistości park założono na obszarach zdegradowanych, już po zakończeniu robót melioracyjnych. Jak po latach stwierdził włoski dziennikarz i działacz środowiskowy Antonio Cederna, park Circeo „od urodzenia był martwy”.
Siedliska zwierzęce
Argument o konieczności zachowania siedlisk ptactwa wodnego okazał się decydujący w latach 60., gdy w społeczeństwach zachodnich zaczęła się rodzić nowa wrażliwość ekologiczna. W 1962 r. w stolicy regionu Camargue odbyła się konferencja MAR poświęcona sprawom ochrony przyrody na obszarach bagiennych półkuli północnej. Zainicjował jął Luc Hoffmann, szwajcarski ornitolog i działacz środowiskowy, a zorganizowały trzy międzynarodowe organizacje: Unia Ochrony Przyrody, Rada Ochrony Ptaków oraz Biuro Badania Dzikiego Ptactwa. To od tej inicjatywy rozpoczął się proces, który po 10 latach doprowadził do podpisania Konwencji Ramsarskiej, stawiającej sobie za cel ochronę i zrównoważone użytkowanie obszarów wodno-błotnych na całym świecie.
Hofmann powiedział w Camargue, że ludzkość nie dorosła jeszcze do tego, by chronić mokradła kierując się względami estetycznymi i etycznymi. Zauważył również, że w dyskusji nad przyszłością mokradeł wciąż górę brały argumenty ekonomiczne. Odpowiedział na to Kai Curry-Lindahl, szwedzki badacz i obrońca środowiska naturalnego, stwierdzając, że w takim razie potrzebę zachowania mokradeł należy uzasadniać względami społecznymi, bo tylko wtedy sprawa może nabrać wymiaru ekonomicznego. W tym czasie tezę o melioracji jako jedynej przyszłość mokradeł starał się zakwestionować również Jean Dorst, kurator Pracowni Ssaków i Ptaków z Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu. W wydanej w 1965 r. książce pod alarmującym tytułem „Zanim umrze przyroda” stwierdzał, że w wielu miejscach na świecie „walkę z bagnami” nadal uznawano „za powód do chwały”. Curry-Lindahl zgadzał się z tą obserwacją, dotychczasowe podejście społeczeństw zachodnich do terenów podmokłych określając mianem „obsesji osuszania”. Skutki tej obsesji okazały się szczególnie dotkliwe na południu Europy, ponieważ mokradła w ciepłym klimacie cechuje bardziej intensywne i różnorodne życie biologiczne niż w strefach chłodniejszych. Różnica ta jest szczególnie widoczna zimą, gdy na żerowiska w bagnistych deltach Gwadalkiwiru, Padu, Rodanu, Dunaju czy Wołgi docierają ptaki migrujące z północnej Eurazji.
Podobny proces zmiany podejścia do mokradeł zachodził w tym czasie w Ameryce Północnej. Tam skala zniszczeń dokonywanych na obszarach podmokłych była jeszcze większa. Głównie w wyniku zasypywania rozlewisk zamienianych na tereny budowlane i inwestycyjne, zagrożone były mokradła zarówno w północnej części kontynentu, jak i zimowiska ptaków na subtropikalnych bagnach delty Missisipi i Florydy. W Stanach Zjednoczonych inicjatywa zmierzająca do powstrzymania dewastacji terenów podmokłych wyszła ze strony federalnej Służby Połowu i Dzikiej Przyrody, zaniepokojonej kurczeniem się obszaru występowania ptactwa wodnego. Pierwszym krokiem była inwentaryzacja zachowanych mokradeł, podjęta już w 1953 r. we współpracy ze stanowymi Zarządami Rybołówstwa i Łowiectwa.
Od lat sześćdziesiątych agencje te zaczęto zamieniać w urzędy do spraw ochrony środowiska, do pewnego stopnia zdejmując z nich odium instytucji troszczących się w pierwszym rzędzie o interesy lobby myśliwskiego i wędkarskiego. Niemniej u podstaw amerykańskich działań na rzecz zachowania obszarów podmokłych legł kompromis z dużymi pieniędzmi w tle. Jak podczas wspomnianej konferencji MAR mówił Daniel Janzen, dyrektor Służby Połowu i Dzikiej Przyrody, jedynym wspólnym mianownikiem w sporze o przyszłość bagien był „wszechpotężny dolar”. Badania przeprowadzone w 1960 r. wykazały, że blisko 15 milionów amerykańskich myśliwych wydaje co roku miliard dolarów na swoje hobby. To oni oraz stojący za nimi producenci broni i sprzętu myśliwskiego stali się pierwszymi sojusznikami przyrodników w walce o zachowanie mokradeł. Natomiast gdy w wyniku postępów w badaniach biologii morza zrozumiano, że zarośla mangrowe i nadmorskie bagna stanowią kluczowy element cyklu życia krewetek i niektórych ryb morskich, idea ochrony tych terenów zyskała kolejnych sprzymierzeńców, tym razem w przemyśle połowowym.
Sekwestrator węgla
Pod koniec lat 70. obrońcy mokradeł uzyskali kolejny argument, gdy okazało się, że torfowiska skutecznie sekwestrują, czyli magazynują gazy cieplarniane, przede wszystkim dwutlenek węgla. Zajmując wspomniane 3% powierzchni lądów, zawierają aż jedną trzecią wszystkich zasobów węgla uwięzionego w ekosystemach glebowych, czyli około 550 miliardów ton – więcej niż wszystkie drzewa rosnące na Ziemi razem wzięte. Również i w tym przypadku najskuteczniejsze są torfowiska wysokie.
Zdolność torfowiska do akumulowania dwutlenku węgla zależy od wielu czynników, przede wszystkim od stopnia jego nasycenia wodą. W wyniku odwodnienia dochodzi do murszenia, czyli rozkładu torfu i uwolnienia uwięzionego w nim węgla do atmosfery. Już w końcu lat 20. XX wieku zauważono, że przesuszony torf zawiera mniej gazowego dwutlenku węgla niż wilgotny. Wówczas jednak, wychodząc z teorii mówiącej o szkodliwości nadmiaru tego gazu dla systemów korzeniowych roślin naczyniowych, dostrzegano w tym jedynie zagrożenie dla upraw rolnych i leśnych. Na to, że ten brakujący gaz musi się gdzieś podziać, zwrócono uwagę dopiero pół wieku później, gdy zaczęto zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw wynikających z postępującego ocieplenia klimatu i roli, jaką w tym procesie odgrywają gazy cieplarniane. Według szacunków Thomasa Armentano i Erica Mengesa z 1986 r., w wyniku osuszania mokradeł od początku XIX wieku do atmosfery trafiło blisko 6,5 miliarda ton węgla. Innymi słowy to nie podmokłe torfowiska stanowią problem, ale te osuszone.
Polacy a bagna
Informacje o powołaniu pierwszych rezerwatów bagiennych w Holandii i Niemczech dotarły do Polaków dość szybko. Już w 1913 r. pisał o tym nestor polskiego ruchu ochrony przyrody Jan Gwalbert Pawlikowski w swoim manifeście „Kultura a natura”. Stwierdził w nim, że mokradła, jak każda inna formacja geograficzna, zasługują na ochronę. Już w wolnej Polsce, oprócz wspomnianych rezerwatów łosia i bobra, dyskusja nad koniecznością objęcia ochroną obszarów wodno-błotnych nabrała wyjątkowego znaczenia w kontekście planowanego osuszenia Polesia. W ramach kreślonej z dużym rozmachem inwestycji zamierzano odwodnić około 1,5 miliona hektarów mokradeł, zamieniając je głównie w łąki i pastwiska, a częściowo również w grunty orne. Presja w tym kierunku była ogromna – spodziewano się, że pomoże to zaspokoić głód ziemi, ograniczyć emigrację za chlebem i poprawić zaopatrzenie w żywność. Przy okazji zamierzano zrealizować ważny cel polityczny – na osuszonych terenach planowano osiedlić etnicznych Polaków, co miało przyśpieszyć proces polonizacji ziem wschodnich. Nic dziwnego zatem, że tym, którzy w międzywojennej Polsce upominali się, aby w planach melioracji Polesia uwzględniać interes ochrony przyrody zarzucano brak patriotyzmu. Wyśmiewano ich ostrzeżenia, że z uwagi na swoją budowę geologiczną i panujące warunki klimatyczne Polesie narażone jest na zjawisko pustynnienia.
Obrońcy przyrody, skupieni głównie wokół Państwowej Rady Ochrony Przyrody kierowanej przez Władysława Szafera, nie zamierzali powstrzymać tej inwestycji. Ich celem było zachowanie dla potomności choćby fragmentu poleskich mokradeł, tyle że miał to być fragment nie byle jaki! Zdaniem współpracownika Szafera, a zarazem jego bliskiego przyjaciela Stanisława Kulczyńskiego, który na polecenie Biura Projektu Melioracji Polesia badał poleskie torfowiska, taki rezerwat powinien mieć nawet 300 tysięcy hektarów. Kulczyński uważał bowiem, że „przyroda poleska odarta z uroku przestrzeni, przestałaby być tym, czym jest”. Był jednak świadom, że wobec presji ekonomicznej i demograficznej zajęcie tak dużego obszaru na potrzeby rezerwatu nie znalazłby poparcia, toteż z czasem poprzestał na 100 tysiącach hektarów. Paradoksalnie, jak stwierdzał Kulczyński, dopiero „otwarcie błot poleskich dla kultury rolnej” czyniło ideę utworzenia parku w ogóle realną. Traktując natomiast zadanie ochrony poleskiej przyrody całościowo, Kulczyński stał się w zasadzie – i tu kolejny paradoks – wielkim zwolennikiem robót melioracyjnych. Rzecz w tym, że w osuszeniu bagien Kulczyński widział jedyną szansę na powstrzymanie dewastacji poleskich lasów, którą zarówno on jak i Szafer uważali za największe zagrożenie dla tamtejszego środowiska. Jak mówił Kulczyński „puszczę poleską uratować może jedynie skierowanie ekspansji gospodarczo-rolnej na błota i torfowiska”.
Pragmatyzm Kulczyńskiego widać szczególnie wyraźnie w sposobie, w jaki wytypował lokalizację Poleskiego Parku Natury, taką bowiem roboczą nazwę otrzymał planowany rezerwat. Opracowując mapę poleskich torfowisk mógł wskazać obszary występowania torfowisk wysokich, o których wiadomo było, że nie nadają się do zagospodarowania rolniczego. Drugim warunkiem było znalezienie obszaru, który stanowił osobny system hydrologiczny – chodziło o to, aby roboty melioracyjne prowadzone w sąsiedztwie nie wpłynęły na zmianę warunków panujących w rezerwacie. Trzecim warunkiem było występowanie na jednym obszarze możliwie jak największej liczby różnorodnych typów poleskiego krajobrazu. Wszystkie te warunki spełniały Bagna Olmańskie położone w pobliżu granicy sowieckiej pomiędzy rzeką Lwą a Stwigą, i to właśnie tu miał powstać Poleski Park Natury. Realizację planów melioracyjnych, a tym samym i ochronnych na Polesiu, przerwał wybuch II wojny światowej. Po jej zakończeniu meliorację tamtejszych mokradeł podjęły władze sowieckie, w efekcie czego już po dwudziestu latach Polesie zaczęły nawiedzać pożary przesuszonych torfowisk i burze piaskowe. „Obsesja osuszania” dała o sobie znać nie tylko tam, ale i w powojennej Polsce, czego skutki odczuwamy do dziś.
***
A zatem, dlaczego właściwie chronimy mokradła? Odpowiadając nieco przewrotnie – bo jesteśmy interesowni. Jak widać, potrzebę ochrony terenów podmokłych uzasadniano na ogół korzyściami dla człowieka. Niekiedy były to pobudki dość niskie, jak interes łowiectwa czy rybactwa. Ale nawet gdy argumentem jest sekwestracja dwutlenku węgla, to też chodzi o interes człowieka, choć tym razem inaczej postawiony jest akcent – nie chodzi o to, co zyskamy chroniąc mokradła, ale o to, co nam grozi, gdy tego zaniedbamy. Najwyraźniej zatem gorzka konstatacja Hofmana sprzed 60 lat, że ludzkość nie dorosła do tego, by chronić mokradła ze względów etycznych, nadal jest aktualna.
Sławomir Łotysz
Sławomir Łotysz – historyk w Instytucie Historii Nauki PAN. Autor książki „Pińskie Błota. Natura, wiedza i polityka na polskim Polesiu do 1945 roku” (Universitas 2022), która otrzymała Nagrodę Historyczną m.st. Warszawy im. Kazimierza Moczarskiego, Nagrodę Klio, Nagrodę „Przeglądu Wschodniego” oraz została nominowana do Nagrody Historycznej „Polityki”. Artykuł powstał na bazie wykładu wygłoszonego podczas konferencji „Pakt dla mokradeł” w lutym 2023 r.
Bibliografia:
- 100 Jahre Naturschutzgebiet Plagefenn, red. J. Engel, Eberswalde 2007.
- Armentano T.V., Menges E.S., Patterns of Change in the Carbon Balance of Organic Soil-Wetlands of the Temperate Zone, „Journal of Ecology” 1986, Vol. 74, No. 3.
- Babinet J., Études et lectures sur les sciences d’observation et leurs applications pratiques, Vol. 6, Paris 1858.
- Cederna A., Sulla distruzione della natura in Italia, Studi per il ventesimo anniversario dell’Assemblea costituente, Vol. 2, Le libertà civili e politiche, Firenze 1969.
- Curry-Lindahl K., Europe, a Natural History, New York 1964.
- Dorst J., Avant que nature meure: pour une écologie politique, Neuchâtel 1965.
- George P., Hugues C., Comment transformera-t-on la Camargue? „Les Études rhodaniennes” 1933, Vol. 9, No. 1.
- Ingram H.A.P., Size and Shape in Raised Mire Ecosystems: A Geophysical Model, „Nature” 1982, Vol. 297.
- Kulczyński S., Park natury na Polesiu i jego stosunek do planu melioracji, „Ochrona Przyrody” 1930.
- Łotysz S., Pomiędzy Lwą a Stwigą. Stanisław Kulczyński i jego projekt utworzenia poleskiego parku natury z 1932 roku, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, R. 65 nr 2 (2020), s. 29-48.
- Marsh G.P., Irrigation: Its Evils, the Remedies, and the Compensations, w: United States, Department of Agriculture, Report of the Commissioner of Agriculture for the year 1874, Washington 1875.
- Nienhuis P., Environmental History of the Rhine-Meuse Delta: An Ecological Story on Evolving Human–Environmental Relations Coping with Climate Change and Sea-level Rise, Dordrecht 2008.
- Oleszczuk R., Wielkość emisji gazów cieplarnianych i sposoby jej ograniczenia z torfowisk użytkowanych rolniczo, w: Wybrane problemy ochrony mokradeł, red. A. Łachacz, Olsztyn 2012.
- Pawlikowski J.G., Kultura a natura, Lwów 1913.
- Project MAR. The Conservation and Management of Temperate Marshes, Bogs and Other Wetlands. Proceedings of the MAR Conference Organized by IUCN, ICBP, and IWRB at Les Saintes-Maries-de-la-Mer, Nov. 12–16, 1962, red. L. Hoffmann, Neuchâtel 1964.
- Schreiber H., Sind die Moore Wasserregulatoren und soll deshalb der Anbau und Abbau der Moore in der Gebirgen unterbleiben?, „Österreichische Moorzeitschrift” 1902, Jhg. 3, Nr 8.
- Sitzung am 23. Jänner 1855, „Jahrbuch der Kaiserlich-Königlichen Geologischen Reichsanstalt” 1855, Jhg. 6.
- Trudy Komissii, uczrieżdiennoj pri Ministierstwie putiej soobszczenija, dla wyrabotki programmy gidrołogiczesko issledowanija Polesja, red. A. Tiłło, K. Aleksandrowicz, Petersburg 1895.