Śródpolne kopce graniczne
Graniczne kopce jeszcze do nieodległych czasów stanowiły nierozerwalną składową krajobrazu wsi. Dziś zaś ich występowanie należy do rzadkości, a to że jeszcze gdziekolwiek zachowały się, zazwyczaj zawdzięczają spornej własności, którą rozgraniczają. Tam, gdzie istniał węgłowy kopiec, tworzono polne drożyny, które wraz z nim stanowiły miedzę, lecz wskutek powstawania miedz kopce w zasadzie stawały się zbędne, tym bardziej, że dla chłopów spragnionych ziemi liczyła się każda piędź, tak więc były one rozorywane i ginęły. Jednak kopce ostały się, w zagubionych okrajach pól, „na ziemi niczyjej” i tylko z rzadka w wystawnych miejscach.
Początki usypywania kopców sięgają podziału ziem. Dotyczyły one głównie zaznaczenia rozdziału między majątkami, pierwotnie należącymi do szlachty, być może niekiedy także do kmieci czy Kościoła: „granice… z Wyknem pp. Lubiatowskich [są naruszane] i tam wganiają [bydło] w grunt folwarkowy, [kopce] ponowić trzeba”, tak brzmi pewien zapis z Dna Wolbórki (środkowa Polska) z początku XVII w. Pierwotnie jednak kopce usypywano w miejscach szczególnie zapalnych, rozgraniczających trzy, a może nawet cztery majątki; te były kopcami węgłowymi (scopuli aciales parietales), poświadczone na Dnie Wolbórki już w XV w. i już wówczas określano je jako istniejące ab antiquo. I właśnie te kopce jako ciągle o znaczeniu, tzn. wyznaczające obowiązującą granicę, przynajmniej oglądowo, mogły się jeszcze ostać.
Na Dnie Wolbórki znane są przynajmniej dwa takie kopce, z których zwłaszcza jeden odznacza się złożonymi dziejami i jest kopcem wyjątkowym. Niegdyś znajdował się na rozstaju drożyn, co może dowodzić, że powstał on jeszcze nim utworzono drożyny (miedze), bowiem wtedy drożyny jako miedze mogły przejąć zadanie rozgraniczania dóbr, lub powstał przy rozwidleniach już istniejących drożyn (może XIII/XIV w.) jako miejsce pilnowane przez opiekuńcze bóstwo; wówczas byłby on kopcem ze słupem, a może był nawet kurhanem. Nie rozstrzygając jego znaczenia i pochodzenia, z czasem stał się granicznym kopcem, pozostającym przy rozwidleniu drożyn. Niemniej wydaje się, że jego przetrwaniu mogła się przysłużyć świętość tego miejsca, która czerpała z rodzimych wierzeń i pradawnego obyczaju. Kościół Katolicki przyswajając rodzime wierzenia i obracając je na swoje wyobrażenie świętości posadowił na kopcu modłę w postaci słupowego krzyża, czyniąc z tego miejsca swoją świętość. A ponieważ w połowie XVIII w. kopiec z modłą został „ochrzczony”, stał się nienaruszalny. I dzięki temu niegdyś węgłowy kopiec, który w międzyczasie stracił swoje graniczne znaczenie, przetrwał do dziś, i dziś znajduje się przy smołowej bitej drodze, zatem już nie wśród pól.
Dzieje drugiego węgłowego kopca, położonego na drugim skraju wykieńskich dóbr, są mniej porywające. Był (i jest) on kopcem rozdzielającym trzy dobra, powstałym przed końcem XVIII w. Położony z dala od wszelkich osad ludzkich zachował się, nikomu nie wadząc.
Z przyrodniczego spojrzenia należy stwierdzić: kopce były wytworem ludzkiej myśli i ludzkich rąk, nierzadko ponawiane, uzupełnianie, usypywane na nowo, ale być może niektóre z nich mogą być bardzo wiekowe, zwłaszcza te na uboczu, zagubione wśród pól. Wykonane są z tego, co znajdowało się w pobliżu; wzmacniano je kamieniami, jeśli tylko takowe dało się pozyskać, wszak kopiec miał trwale stać na straży granicy. Ich wielkość także musiała być odpowiednio duża, by jakiś złoczyńca nie porwał się na ich przemieszczenie w krótkim czasie i nie został przyłapany czy zauważony. Zatem dość okazałych rozmiarów kopce (sięgające może wyjątkowo do 2 m wysokości), zwłaszcza te węgłowe, nie miały stanowić jakiejś przyrodniczej okazałości. W dodatku pierwszy z wymienionych tu kupców był raczej zadbany z powodu czci i nabożnego jego znaczenia: chwały na wysokościach. Stąd też słup (krzyż), pierwotnie umiejscowiony na jego ciemieniu. Dość skąpy opis tego miejsca przekazał Władysław Reymont: „[Węgłowy kopiec] wielki był kiej usypisko; powiedali, że pod nim leżą pobite na wojnie. Krzyż stał na nim niski a struchlały całkiem…, zaś z boku tuliła się wypróchniała, rosochata wierzba…; kopiec był prawie nagi, odarte boki żółciły się piachami, że jeno rozchodniki, kiej te liszaje, czepiały się niegdzie i sterczały suche badyle dziewanny i szalejów łońskich”1.
Opis przyrody tego miejsca wiele wyjaśnia. Wzgórek jawi się tu z nawiezionego piasku, gdyż u jego podnóża czy boku rosła wierzba żądająca sobie żyźniejszego i wilgotnego siedliska. Na piasku zaś rozchodniki i dziewanny. Dziewanny bezwzględnie były ozdobą wzgórka, kwitną długo i są rośliną wiejskich krajobrazów. Kopiec był dość duży i niemal nieskalany, nikt nie ważył się usuwać sterczących badyli, które ku ozdobie miejsca już nie służyły.
Rosła też na kopcu cykuta (szalej jadowity), roślina powszechna, żadna ozdobna, która jednak odstraszała swym jadem chcących zakłócić spokój tego miejsca.
Kopce usypywano nie tylko z ziemi (piasku), lecz dokładano do nich polne kamienie, często dość duże, o ile zdołano je nanieść. Tak tworzył się niekiedy niezdobny skalniak (kamieniak) z samowysianymi chwastami. Zasadniczo był wystawiony na działanie słońca, zatem latem nagrzewał się, lecz nie był przez nie wypalony, nie tworzył żadnej (ruchomej) wydmy, utrwalony przez rozchodniki i zapewne turzyce oraz kamienie. Czasami usypywano je z nieco zasobniejszej ziemi, wówczas był porośnięty wszelakim zielskiem, o ile nie pielęgnowany, jednak musiał być widoczny jako taki, wszak był ważną styczną różnych dóbr, co dla kłótliwej szlachty było gwarantem zachowania spokoju, zatem koniecznie ponawiany.
Kopce bezwzględnie stanowiły urozmaicenie w krajobrazie wsi, zwłaszcza na równinach. Nie występowały w pobliżu rze(cze)k czy w ogóle cieków, gdyż wówczas to one przejmowały ich zadanie.
Te dwa nazwane kopce dziś stanowią obraz zaniedbania, wręcz rozpadu, słowem nie przyciągają wzroku, wszak nikomu już potrzebne nie są, wręcz zawadzają dużym rolniczym maszynom. Nie stanowią też miejsc wzbudzających zaciekawienie kogokolwiek, zresztą jeden z nich znajduje się z dala od utwardzonych dróg, tak że w istocie rzeczy jedynie rowerzyści mogliby dotrzeć do niego, o ile odnaleźliby to miejsce, bowiem żadne zapisy na papierze nie zaznaczają ich lokalizacji. Zapewne wyjątkiem jest ów pierwszy kopiec przy bitej smolnej drodze. Wprawdzie oba wymagają dogłębnej naprawy, to jednak ten pierwszy winien wprzódy zostać poddany wykopaliskoznawczym badaniom, gdyż zachodzi podejrzenie, że może on skrywać pod sobą szczątki poległych tu napoleończyków wracających spod Moskwy w 1812-1813 r.
Te dwa kopce są jednymi z ostatnich takich ziemnych budowli na Dnie Wolbórki. Dziś granice pól wyznaczają miedze, rowy, może drzewa (głównie dzikie grusze − ulęgałki, ciągle jeszcze), kamienie, słupki, drogi, cieki, rowy itd. A w razie wątpliwej prawidłowości istniejącej miedzy można kazać ją sprawdzić za pomocą satelitarnych przyrządów.
Zatem czy mają one jeszcze uzasadnienie swego istnienia? Na pewno dziejowe, krajobrazowe oraz, może najmniej, przyrodnicze. Tym bardziej, że na obszarach pozbawionych innych składowych krajobrazu oraz ubogich przyrodniczo, dziki kopiec, już nie graniczny, stanowi wartość dodaną dla przyrody.
Wojciech „Lutygozd” Wochna
Wojciech „Lutygozd” Wochna – z wykształcenia leśnik, filozof i językoznawca, z zamiłowania przyrodnik, regionalista, znawca religii rodzimej, słowianolub, b. akademik, pisarz i naukowiec, zamieszkały na Dnie Wolbórki.
Przypisy:
1. Władysław Reymont, „Chłopi”, Zwiesna VII. Tego, że Reymont miał na uwadze wskazany kopiec, jednoznacznie dowieść się nie da, jednak wiele przemawia za określeniem właśnie tego kopca. A podane przez pisarza występowanie krzyża nie należy odczytywać dosłownie, gdyż pod tą nazwą skrywały się także słupy z płycinami czy może także z podwieszonymi czy nasadzonymi skrzyneczkami, w których umieszczano obrazek świętej czy świętego.