DZIKIE ŻYCIE

Wieści ze świata

Tomasz Nakonieczny

Banki z Wall Street finansują niszczenie tubylczych ziem w Amazonii

Zamieszkiwany przez społeczności rdzenne obszar północno-peruwiańskiej Amazonii należy do jednych z najlepiej zachowanych i różnorodnych biologicznie obszarów na planecie o kluczowym znaczeniu dla ludzkości. Niestety w 1995 r. peruwiański rząd wyznaczył i sprzedał na aukcji znajdujący się na tych terenach naftowy „Blok 64” bez posiadania dobrowolnej, uprzedniej i świadomej zgody tubylczych gospodarzy. W ciągu niemal 30 lat z tych terenów udało się wypędzić co najmniej pięć firm wiertniczych, lecz ostatnio znowu pojawiły się plany eksploatacji.

W kwietniu 2024 r. delegacja Indian przybyła na Wall Street, aby wezwać kierownictwa największych banków do zaprzestania użyczania pożyczek pieniędzy Petroperú, państwowej spółce naftowej. Nieustanna pogoń firmy za ropą i gazem zagraża życiu i źródłom utrzymania lokalnych społeczności oraz niszczy trzeci co do wielkości leśny pochłaniacz dwutlenku węgla na świecie. Działania te zagrażają lasowi deszczowemu Amazonii i przybliżają go do nieodwracalnego punktu krytycznego.

Delegacja zwróciła się do czterech banków aktywnie finansujących wydobycie ropy i gazu w Amazonii. Jedynymi firmami, które spotkały się z delegacją były Citi i Goldman Sachs. JPMorgan Chase zgodził się na spotkanie, ale odwołał je na kilka dni przed terminem.

Według podanych informacji JPMorgan Chase rozważa wydanie nowej obligacji o wartości 1 miliarda dolarów dla Petroperú. Jednak wbrew zapewnieniom tej firmy, że potrzebuje jedynie wsparcia dla obsługi istniejących odwiertów, aby utrzymać swoją działalność, Petroperú zamierza zmaksymalizować wydobycie ropy naftowej i zapewnić sobie nowe finansowanie. Firma jest bowiem mocno zadłużona w innych bankach, od których otrzymała pożyczki, dlatego grozi jej załamanie finansowe. Kilka lat temu Petroperú zbudowało rafinerię Talara, która rozrosła się do jednej z największych rafinerii w regionie południowego Pacyfiku. Rafineria została sfinansowana kredytem konsorcjalnym oraz serią obligacji 10 największych i najpotężniejszych banków w Europie i USA. Ale ten dług trzeba spłacić.

Petroperú właśnie ogłosiła, że aby przetrwać, potrzebuje dodatkowych 2,2 miliarda dolarów, co stwarza ogromną presję na wiercenie większej ilości ropy. Firma ponownie zwraca się do kapitału prywatnego twierdząc, że w obecnych okolicznościach nieodpowiedzialne i niemoralne byłoby zwracanie się o dalsze finansowanie przez państwo, aby zdobyć pieniądze potrzebne na zwiększenie wydobycia ropy. Może to zrobić jedynie poprzez otwarcie nowych szybów naftowych w „Bloku 64” oraz w innych obszarach Amazonii i wybrzeża Peru. Ale nowe odwierty będą możliwe tylko wtedy, gdy zabezpieczy nowe finansowanie, zwykle w formie kolejnych pożyczek i nowego długu, na opłacenie tych odwiertów.

Taki model finansowania dłużnego przez banki uruchomił błędne koło: Petroperú jest zbyt zadłużona, aby była rentowna, chyba że może zwiększyć produkcję, co wymaga finansowania, które najłatwiej pozyskać w drodze nowych linii kredytowych i pokonania wszelkich sprzeciwów uniemożliwiających jej wydobywanie nowych rezerw ropy.

Obecnie społeczności indiańskie płacą ukryte koszty długów naftowych. Zapowiedź otwarcia „Bloku 64” wywołała nowe konflikty terytorialne, podsycane przez nieodpowiedzialne władze lokalne i grupy zainteresowane robieniem interesów kosztem lasu. Konfliktom tym towarzyszą groźby pod adresem rdzennych przywódców. Wzdłuż Rurociągu Północno-Peruwiańskiego, należącego do Petroperú, wycieki ropy skaziły źródła utrzymania rdzennych narodów. Wspieranie tej destrukcyjnej branży oznacza, że wielomiliardowe instytucje finansowe będą oczekiwać zwrotu pieniędzy kosztem dobrobytu i prawa samostanowienia Indian.

Przedstawiciele społeczności rdzennych, które ponoszą najwyższe koszty tego toksycznego biznesu, żądają od banków zakazu nowego finansowania Petroperú i uniemożliwienia jej klientom kontynuowania nowej ekspansji naftowej.

(Amazon Watch)

Sea Shepherd i rząd Tuvalu rozpoczynają patrole przeciwko nielegalnym połowom

Organizacja Sea Shepherd rozpoczęła wspólne patrole rybackie na wodach polinezyjskiego kraju Tuvalu po przyjęciu zaproszenia od tutejszego rządu. Stronę rządową zainspirowały sukcesy tej organizacji w zakresie ochrony życia morskiego wzdłuż wybrzeży Gabonu w środkowej Afryce, gdzie Sea Shepherd współpracuje z tamtejszymi władzami od ośmiu lat.

Oprócz Gabonu Sea Shepherd współpracuje także z siedmioma innymi krajami afrykańskimi. Od 2016 r. pomogła aresztować 98 statków za nielegalne połowy i inne przestępstwa związane z rybołówstwem. Tuvalu jest pierwszym krajem partnerskim Sea Shepherd na Pacyfiku.

Według Agencji Rybołówstwa Forum Wysp Pacyfiku (FFA) Pacyfik stał się miejscem nielegalnych, nieraportowanych i nieuregulowanych połowów (NNN), które kosztują kraje wyspiarskie Pacyfiku szacunkowo 600 milionów dolarów rocznie. Kluczem do rozwiązania problemu połowów NNN jest zdolność krajowych organów ścigania do przeprowadzania inspekcji na morzu. Lądowa powierzchnia Tuvalu wynosi zaledwie 26 km2 w porównaniu do 900 tysięcy km2 terytorium morskiego. Znaczna część tego oceanicznego kraju jest w praktyce poza zasięgiem służb policyjnych. Dlatego obecność Sea Shepherd na tych wodach jest nieoceniona.

Tuvalu to jeden z najbardziej dotkniętych krajów na świecie podnoszącym się poziomem morza w wyniku zmian klimatycznych. Najwyższy punkt w kraju znajduje się zaledwie 4,6 metrów (!) nad poziomem morza. Wielu mieszkańców Tuvalu przenosi się do Australii, Nowej Zelandii i Fidżi jako uchodźcy klimatyczni, a projekty rekultywacji gruntów mają na celu zwiększenie dostępności bezpiecznych terenów lądowych w kraju.

Ponad 50% gospodarki Tuvalu opiera się na rybołówstwie, a trzy na cztery tuvaluańskie gospodarstwa domowe zajmują się jakimś rodzajem rybołówstwa na własne potrzeby. Nielegalne połowy prowadzone przez zagraniczne przemysłowe statki rybackie stanowią zagrożenie dla chronionych gatunków (np. rekinów), wrażliwych obszarów morskich (np. rafy koralowe) oraz dla źródeł utrzymania mieszkańców.

„Losy ludu Tuvalu i ich kultury są i zawsze były splecione z losami oceanu. Kraj stoi obecnie w obliczu dwóch katastrof ekologicznych spowodowanych przez człowieka, z których żadna nie jest jego winą: zmian klimatycznych i nielegalnych połowów” – powiedział Peter Hammarstedt, dyrektor kampanii na rzecz Sea Shepherd.

(Sea Shepherd)

Aborygeni i działacze Climate Force przywracają korytarz ekologiczny do najstarszego lasu deszczowego na świecie

Na australijskim Cape Kimberley organizacja charytatywna zajmująca się ochroną środowiska Climate Force współpracuje z Aborygenami z plemienia Wschodnich Kuku Yalanji w tworzeniu korytarza ekologicznego biegnącego pomiędzy dwoma obiektami wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO: Lasem Deszczowym Daintree i Wielką Rafą Koralową. Aby tego dokonać, będą musieli posadzić 360 tysięcy drzew.

Siedliska dzikiej przyrody w tym regionie uległy fragmentacji. Obszar, na którym zostanie zasadzony nowy las, to działka o powierzchni 213 hektarów, która została wykarczowana dla bydła w latach 60. XX wieku, a następnie do lat 90. XX wieku wykorzystywana jako komercyjna plantacja bananów. Obszar ten w końcu zarósł inwazyjną trawą gwinejską i pokryły go porzucone maszyny rolnicze.

Fragmentacja lasów prowadzi do utraty różnorodności i zaniku gatunków. Jednak paski ziemi tworzące korytarze dla dzikich zwierząt mogą pomóc w łączeniu populacji. W grudniu 2022 r. w umowie ramowej ONZ dotyczącej różnorodności biologicznej uznano korytarze ekologiczne za ważny środek ochronny obok obszarów chronionych.

W przypadku Lasu Deszczowego Daintree ekolodzy twierdzą, że korytarz dla dzikich zwierząt pomoże chronić endemiczne kangury drzewiaste Bennetta (Dendrolagus bennettianus), latające lisy okularowe (Pteropus conspicillatus) i kazuary południowe (Casuarius casuarius), gatunki żyjące najbliżej czasów dinozaurów.

Barney Swan, działacz na rzecz ochrony przyrody, założyciel Climate Force, zebrał 2,5 miliona dolarów na zakup opuszczonych pól uprawnych w 2021 r. i uruchomienie projektu Tropical ReGen. „Wiele dzikich zwierząt wykorzystuje ten korytarz dzikiej przyrody jako autostradę, ale nie mogły się tam przedostać ze względu na trawę i płoty” – mówi Swan, i dodaje: „Jeśli dobrze to zrobimy, może obsłużyć setki tysięcy akrów ziemi w Lesie Deszczowym Daintree, ponieważ to tak znaczący korytarz”.

Liczący 180 milionów lat Las Deszczowy Daintree jest częścią ziem przodków plemienia Wschodnich Kuku Yalani, zwróconych mu przez rząd Australii w 2021 r. Ludność Wschodnich Kuku Yalanji była zaangażowana w projekt Tropical ReGen od samego początku i kontynuuje go aby poinstruować zespół Climate Force, jakie drzewa posadzić, aby pomóc w uzupełnieniu lasu deszczowego. Starsi podkreślali znaczenie sadzenia czerwonych cedrów (Toona ciliata), zwanych drzewami rodzącymi. Aborygeńskie kobiety przez wieki wykorzystywały „drzewa rodzące” jako miejsce schronienia i porodu.

„Starsi opowiadali o tym, kiedy ten obszar został po raz pierwszy skolonizowany i wylesiony w celu uzyskania dochodu” – mówi Crag Carttling, tubylczy koordynator turystyki w Jabalbina Yalanji Aboriginal Corporation, która zarządza Lasem Deszczowym Daintree i chroni go.

„Obejmowało to wycinanie »rodzących drzew«. Duża część czerwonego cedru, który ze względu na cenę, którą udało się uzyskać, nazywano »czerwonym złotem«, przyczyniła się do porodu naszych starszych, którzy już odeszli, i uważano, że te drzewa są członków rodziny”.

Rdzenni strażnicy z Jabalbina Yalanji Aboriginal Corporation zabrali także zespół Tropical ReGen składający się z ekologów, rolników i międzynarodowych wolontariuszy na spacery po lesie, aby zebrać rodzime nasiona. Członkowie zespołu Tropical ReGen spędzili miesiąc na sprzątaniu śmieci i usuwaniu ogrodzeń z dawnej plantacji bananów oraz przekształcaniu starej szklarni na tym terenie w działającą szkółkę roślin. Zainstalowali także wodę i energię słoneczną w swoim centrum badawczym. Zanim jednak mogli zacząć sadzić drzewa, musieli także zregenerować glebę w terenie. Przejście z systemu traw opartego na bakteriach do systemu leśnego bogatego w grzyby jest trudne. Wymaga mulczowania i rozkładu organicznego.

Obecnie, trzy lata później przy pomocy ponad 300 wolontariuszy hodowanych jest 25 tysięcy drzew ze 180 gatunków, w tym cedr czerwony, orzech Noego (Endiandra microneura) i palma czarna (Normanbya normanbyi), którymi mogą karmić kakadu i kazuary. Z tych drzew posadzono ponad 10765, a reszta rośnie w szkółce. Ważne jest wprowadzanie drzew owocowych przyciągających różne gatunki ptaków i ssaków, które się nimi żywią i rozsiewają je dalej.

Warunkiem sukcesu projektu jest ścisła współpraca w okresie sadzenia rdzennych strażników i zespołu Climate Force.

Niektóre drzewa uprawiane w szkółce Climate Force wykiełkowały z nasion zebranych wspólnie przez organizację i strażników. Na razie jest jeszcze za wcześnie, aby określić powodzenie projektu.

(Mongabay)

Stan Kolorado przywraca ochronę nad mokradłami i okresowymi strumieniami

Gubernator stanu Kolorado Jared Polis podpisał ustawę mającą na celu przywrócenie ochrony terenów podmokłych i sezonowych strumieni, które na skutek decyzji Sądu Najwyższego wiosną 2024 r. straciły prawne zabezpieczenie. W decyzji tej stwierdzono, wbrew dowodom naukowym, że wszelkie tereny podmokłe nieposiadające powierzchniowego połączenia z wodą chronioną, na poziomie federalnym nie gwarantują ochrony przed zniszczeniem i szkodami.

Kolorado jest pierwszym stanem, który przyjął przepisy dotyczące luki w ochronie wód stanowych stworzonej decyzją Sądu.

Mokradła w Kolorado to siedliska ponad 120 gatunków, od żurawi kanadyjskich z doliny San Luis po żaby leopardowe (Lithobates pipiens). Ponad połowę tych siedlisk utracono od XIX wieku w wyniku osuszania, zasypywania i kopania.

Chociaż tereny podmokłe stanowią mniej niż 3% powierzchni Kolorado, odgrywają ogromną rolę w utrzymaniu dzikiej przyrody zapewniając siedliska dla 26% ptaków, płazów, gadów i ssaków występujących w tym stanie. Znacznie więcej gatunków zależy od terenów podmokłych i okresowych strumieni podczas kluczowych etapów cykli życiowych.

Ponieważ zmiany klimatyczne pogłębiają megasuszę na rzece Kolorado, brak przywrócenia ochrony terenów podmokłych i sezonowych strumieni byłby wyrokiem śmierci dla wielu dzikich zwierząt zależnych od terenów podmokłych. Zasilane śniegiem strumienie, torfowiska i podmokłe łąki są niezbędne dla różnorodności biologicznej stanu Kolorado. Chronią również wodę pitną dla społeczności i pełnią rolę naturalnych zapór przeciwpożarowych. Dzięki temu ustawodawstwu Kolorado przewodzi w kraju, wdrażając politykę środowiskową opartą na nauce.

Na podstawie zbioru danych hydrograficznych Państwowej Służby Geologicznej Stanów Zjednoczonych szacuje się, że ponad dwie trzecie wód Kolorado ma charakter tymczasowy i nie przepływa przez cały rok. Wody te mają jednak kluczowe znaczenie dla jakości i ilości wody oraz stanu ekosystemu wodnego, ponieważ przyczyniają się do przepływów wody w dole rzek oraz przemieszczania składników odżywczych i osadów.

(Center for Biological Diversity)

Budowa drogi Ambler Road zablokowana, pasmo Brooks na Alasce ocalone

W następstwie pozwu złożonego przez organizację ekologiczną Center for Biological Diversity i jej sojuszników oraz prawie 20 tysięcy uwag zgłoszonych przez przeciwników projektu Amerykańskie Biuro Gospodarki Gruntami ogłosiło, że zablokuje przemysłową drogę górniczą, która zdewastowałaby ogromny obszar dzikich krajobrazów wzdłuż pasma Brooks Range w północnej Alasce.

Pospiesznie przeforsowany przez administrację Donalda Trumpa projekt Ambler Road o długości 330 km zostałby przebity buldożerami przez bramy Parku Narodowego i Rezerwatu Arktyki. To miejsce jest siedliskiem dla wilków, łosi, trzech największych stad karibu w Ameryce Północnej, pięciu gatunków łososia pacyficznego oraz ptaków, m.in. orłów przednich i pardw wierzbowych. Droga przecięłaby prawie 3 tysiące rzek i strumieni, zniszczyłaby delikatne mokradła tundry i zakłóciła tradycyjny sposób życia rdzennych mieszkańców Alaski.

Biuro Gospodarki Gruntami ogłosiło również rozwiązanie, które „zapewni maksymalną ochronę znaczących wartości zasobów” w zachodniej Arktyce. Jednak w rzeczywistości ponad połowa Rezerwatu Arktyki Zachodniej pozostaje otwarta na rozwój wydobycia paliw kopalnych, a Biuro nie robi nic, aby powstrzymać ogromny naftowy projekt wydobywczy Willow. Walka o ochronę całej Arktyki Zachodniej nadal trwa w sądach.

(Center for Biological Diversity, E&E NEWS)

Opracowanie: Tomasz Nakonieczny