DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Dajmy odetchnąć sobie i światu. Rozmowa Ryszardem Kulikiem

Barbara Ewa Wojtaszek

Skąd wziął się pomysł na tę książkę?

Ryszard Kulik: O jej napisanie zostałem poproszony przez osoby z wydawnictwa Natuli. W 2022 r. prowadziłem na temat wystarczająco dobrego życia cykl warsztatów na Slot Art Festival w Lubiążu i okazało się, że cieszyły się one dużym zainteresowaniem. Odebrałem to jako sygnał, że ludzie są zmęczeni życiem pod ciągłą presją osiągania coraz lepszych wyników, rezultatów i standardów. Że tęsknią za prostym, zwyczajnym życiem, które wprawdzie nie jest doskonałe, ale ma w sobie wszystko, co niezbędne, by się cieszyć tym, co jest. Kiedy otrzymałem propozycję napisania książki na ten temat, ucieszyłem się, że przekaz o życiu wystarczająco dobrym już „tu i teraz” może dotrzeć do większej liczby ludzi.

Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

Rozumiem, że dla Ciebie „wystarczająco dobre” oznacza „proste i zwyczajne”. Jednak dosłownie jest to tłumaczenie z angielskiego określenia „good enough”, które w ostatnich latach stało się modne i często używane.

Tak, pojęcie „wystarczająco dobre” pojawia się w wielu miejscach jako użyteczne i wartościowe hasło. Pierwszy raz spotkałem się z nim, studiując psychologię, a konkretnie temat macierzyństwa. Donald Winnicott – brytyjski psychoanalityk dziecięcy – jeszcze w latach 60. XX w. ukuł pojęcie „wystarczająco dobrej matki”, by podkreślić, że matki nie muszą być idealne; wystarczy, że będą adekwatnie reagować na potrzeby dziecka, jednocześnie dbając o siebie. Od tego czasu „wystarczająco dobre” stało się bardzo popularne i odnosi się do coraz szerszego kontekstu. Mamy więc wystarczająco dobrą pracę, związek, mieszkanie, a w końcu życie. Jednym z popularnych haseł w ruchu ekologicznym jest też „wystarcza to, co wystarcza”.

Co  właściwie oznacza „wystarczająco dobre”? Gdybyśmy mieli to pojęcie oznaczyć na skali od 1 do 10, czy to byłoby gdzieś w połowie? Jak rozpoznać w praktyce, czy moje życie jest wystarczająco dobre?

Ocena „wystarczająco dobrego” jest oczywiście subiektywna. Jeśli coś nie działa – trzeba to naprawić lub zmienić. Jeśli jednak działa wystarczająco dobrze, lepiej tego nie ruszać. Nawet jeśli może działać jeszcze lepiej. Dzisiaj właśnie z tym mamy kłopot, bo wielu z nas uwierzyło, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Poddajemy się tyranii pogoni za ideałem gubiąc gdzieś po drodze spokój umysłu i radość ze zwyczajnego życia. Chodzi o to, by choć trochę odpuścić, dać odetchnąć sobie i światu. Jak to rozpoznać w praktyce? Słuchając swojego ciała, obserwując uważnie, jakie koszty płacę ja sam i świat wokół mnie za szaleńczy pęd za lepszym, większym, szybszym, mocniejszym…

A zatem o czym piszesz w książce?

Z czytelnikami i czytelniczkami dzielę się przede wszystkim podstawowymi prawami rzeczywistości, które z definicji zapraszają nas do wystarczająco dobrego życia. Jeśli mamy kłopot z akceptacją tych praw, bo marzy się nam idealna rzeczywistość, to prowokujemy tym większe cierpienie. Wynika ono z oddzielania się od siebie, innych i przyrody. Robimy to, by nas mniej bolało, ale skutek jest niestety taki, że cierpienie rośnie, a skala zagrożeń niepokojąco powiększa się. Zatem naszym zadaniem jest przekroczenie tego oddzielenia i ponowne połączenie, czyli ostateczna zgoda na to, by życie było zaledwie i aż wystarczająco dobre.

Czy życie może być wystarczająco dobre na każdym etapie? Może to jest przywilej Twojego wieku, spełnienia i dojrzałości, które osiągnąłeś?

Może tak. Jednak wydaje mi się, że to określenie jest adekwatne dla każdego etapu i sytuacji. Nie zmienia to faktu, że motyw zmiany i poprawiania swojego losu jest ciągle obecny jako ewolucyjny mechanizm adaptacji. Chodzi o równowagę między akceptacją i zmianą, która w obecnych czasach w moim przekonaniu jest zaburzona.

Czy Twoja książka zawiera wiedzę ekopsychologiczną? Poleciłbyś ją jako podręcznik dla uczestników Szkoły Integralnej Ekopsychologii, którą prowadzisz?

Oczywiście! Książka jest pisana w duchu ekopsychologii. Ukazuję w niej człowieka w ścisłej zależności od świata przyrody. To właśnie ta zależność „ustawia” nasze życie w wymiarze wystarczająco dobrego. Mamy kłopot z tą zależnością i dlatego ciągle chcemy „poprawiać” rzeczywistość, by się w pełni uniezależnić. To zaś prowadzi do oddzielenia od siebie, innych i przyrody. Im bardziej to robimy, tym silniej nakręcamy coś, co obecnie nazywamy Wszechkryzysem. To nie tylko wielkie wymieranie gatunków i zmiany klimatu. To także potężne koszty zdrowotne i społeczne życia w kieracie ulepszania wszystkiego. Życie samo wie, jak o siebie zadbać, ale my nie ufamy temu naturalnemu procesowi. Wydaje się nam, że z poziomu głowy jesteśmy w stanie wszystkim zarządzać i naprawić świat, który ciągle jest niedoskonały. Same z tego są kłopoty.

Jak w ogóle można mówić o „dobrym życiu” w dobie katastrofy, „Wszechkryzysu”? Czy to nie jest iluzja wynikająca z naszego zachodniego uprzywilejowania?

Wszechkryzys jest naturalną odpowiedzią systemu życia na nadmiarowe działania (głównie związane kontrolowaniem rzeczywistości), które podejmujemy w świecie. W tym znaczeniu kryzysowa sytuacja jest dla nas wszystkich szansą na powrót do wystarczająco dobrego życia. Jeśli otworzymy się na ból świata, to dotrze do nas, że ścieżka, którą szliśmy prowadzi do katastrofy. Goniąc za przyjemnościami i nałogowo unikając bólu związanego z życiem doprowadziliśmy do sytuacji, w której przyszłość naszej cywilizacji, a nawet naszego gatunku stoi pod znakiem zapytania. Palą się na czerwono kontrolki na naszym pulpicie życia i to jest dla nas szansa, jeśli uczciwie dopuścimy do siebie cierpienie z tym związane.

Czy to jest uprzywilejowana pozycja? I tak, i nie. W naszym bogatym świecie mamy przywilej przyglądać się na spokojnie naszej relacji ze światem. Ale ostatecznie to przyglądanie się może doprowadzić do wycofania się z tego szaleńczego cywilizacyjnego pędu, rezygnacji z wielu „błyskotek” i powrotu do praktykowania skromnego, prostego i zwyczajnego życia ze zdecydowanie mniejszą presją na świat. To zadanie przede wszystkim dla nas – bogatych i uprzywilejowanych. I jednocześnie mamy pomóc tym nieuprzywilejowanym podnieść się z ubóstwa. Najlepiej, jeśli spotkamy się gdzieś w połowie drogi z takim poziomem i standardem życia, który Ziemia jest w stanie unieść.

„Wystarczająco dobre życie” Ryszarda Kulika
„Wystarczająco dobre życie” Ryszarda Kulika

A Ty sam uważasz swoje życie za „wystarczająco dobre” i jednocześnie za „wystarczająco złe”?

Oczywiście – moje życie, jak każde inne jest tylko i aż wystarczająco dobre. Czy to znaczy, że jednocześnie jest wystarczająco złe? To jest skrót myślowy, pod którym kryje się określona dawka bólu. Bo trzeba to powiedzieć wyraźnie: życie boli! Każda czująca istota cierpi, ponieważ ma ciało podatne na zranienie, choroby, starzenie się, a w końcu śmierć. Cierpimy również z tego powodu, że nie dostajemy tego, czego chcemy albo dostajemy to, czego nie chcemy. Nawet wtedy, gdy wszystko jest w najlepszym porządku, cierpimy, bo boimy się, że możemy to stracić. I ostatecznie tracimy, bo nic przecież nie jest stałe i wieczne. Nikt nie uniknie tego przeznaczenia: życie boli. To jest konieczność, ale cierpienie jest w dużym stopniu opcjonalne i zależy od tego, jak podejdziemy do faktu, że życie boli. Jeśli nie zgadzamy się na to, paradoksalnie prowokujemy jeszcze większe cierpienie. Zatem przyjęcie perspektywy „wystarczająco dobrego” jest zgodą na określoną dawkę bólu, co jednocześnie zabezpiecza przed nadmiarowym cierpieniem.

W jaki sposób zabezpiecza?

Jeśli uznaję fakt, że życie boli i nie oddzielam się od trudnych sytuacji, to cierpienia jest mniej. Problem ludzkiego cierpienia jest kwintesencją naszej ludzkiej kondycji. Opór przed bólem prowadzi do oddzielenia od życia, a to zwiększa cierpienie. Oddzielenie zatem jest źródłem naszych wszystkich problemów. To m.in. dlatego wymyśliliśmy religie, by uporać się z tym oddzieleniem. Wszystkie zaburzenia psychiczne i związane z nimi cierpienie mają przyczynę w oddzieleniu od jakiejś części siebie, która jest kłopotliwa.

W gabinetach psychoterapeutów leczenie polega na ponownej integracji tego, co oddzielone. Podobnie dzieje się w świątyniach związanych z różnymi tradycjami duchowymi na całym świecie. Praca nad ponownym połączeniem, czyli przyjęciem tego, że życie boli rozwiązuje problem ludzkiego cierpienia. Jednocześnie fakt, że się oddzielamy sam w sobie nie jest niczym nagannym. Opór przed bólem jest w tym znaczeniu czymś powszechnym i naturalnym. Radzenie sobie z tą sprzecznością i ambiwalencją jest treścią życia i paradoksalnie sprzyja osiąganiu pełni.

Kogo szczególnie zapraszasz, zachęcasz do przeczytania tej książki?

Ta książka jest swego rodzaju „bezradnikiem”. Zachęcam w niej raczej do tego, by odpuścić i robić nic niż starać się mozolnie naprawiać siebie i świat. Kieruję ją więc przede wszystkich do tych, którzy są katorżnikami ciągłego ulepszania wszystkiego. Znajdziemy w niej sposoby na to, by ponownie połączyć się z życiem. Już najwyższy czas, by pozwolić życiu żyć. Dajmy odetchnąć sobie, innym i światu. To bardzo proste, a jednocześnie chyba – najtrudniejsze.

Ryszard Kulik – doktor psychologii, trener, publicysta. Od 1992 r. zaangażowany w prowadzenie edukacji ekologicznej i działalność społeczną związaną z ochroną przyrody. Współzałożyciel Fundacji Klubu Myśli Ekologicznej. Autor książek i artykułów poświęconych relacji człowiek – przyroda, m.in. „Odkrywanie natury. Praktyka głębokiej ekologii”, „Jak kształtować postawy proekologiczne. Trening grupowy w edukacji ekologicznej”, czy „Człowiek wobec natury. Psychologia ochrony przyrody”. Członek redakcji miesięcznika „Dzikie Życie”; regularnie publikuje swoje eseje również w „Gazecie Wyborczej”.

Ryszard Kulik, Wystarczająco dobre życie. Przekraczając oddzielenie od siebie, innych i przyrody, Wydawnictwo Natuli, 2024, natuli.pl