Terminal gazowy w Gdańsku – gazowa pułapka dla Polski i wyrok na klimat
Polska nie tylko nie planuje zastępować gazu kopalnego przyjaznymi klimatycznie alternatywami, ale dąży do rozbudowania swoich mocy gazowych, co radykalnie uzależni Polskę od importu. Planowany w Gdańsku terminal gazowy służy realizacji anachronicznej i szkodliwej wizji transformacji energetyki opartej na gazie. Czy nowy rząd zrewiduje plany wepchnięcia Polski w gazową pułapkę?
Nie byłoby dyskusji o FSRU (Floating Storage Regasification Unit), gdyby nie rozdmuchane plany rozwoju energetyki gazowej. Zamiast przechodzenia od razu na system oparty na efektywności i rozproszonych źródłach OZE, elektrownie węglowe są stopniowo zamieniane na elektrownie gazowe. Obecnie w Polsce w budowie jest kilka dużych bloków typu CCGT, czyli zaprojektowanych do pracy w podstawie systemu energetycznego, a nie do stabilizowania sieci, „gdy nie wieje i nie świeci”. Elektrownie gazowe planowane lub budowane w Polsce mają pracować ciągle, przez dekady i zużywać miliardy metrów sześciennych paliwa. Elektrownie: Ostrołęka C 745 MW, Rybnik 860 MW, Dolna Odra 1400 MW, Grudziądz 500 MW, Adamów 500 MW, Łagisza 500 MW czy gigantyczne Kozienice 2200 MW radykalnie zwiększą zapotrzebowanie Polski na importowany gaz i zablokują transformację. To właśnie pod te „potrzeby” Polska planuje zbudować drugi po Świnoujściu terminal do importu LNG czyli skroplonego gazu ziemnego, tym razem w formie pływającej jednostki typu FSRU. Terminal ten ma zostać otwarty w 2028 r. nie jest to więc projekt, który pomoże uzależnić się od dostaw z Rosji (to już zostało zrobione), ani który pomoże przeciwdziałać kryzysowi energetycznemu.
Polsce udało się zastąpić rosyjski gaz paliwem z innych kierunków. Rosyjski gaz, który stanowił około połowy zapotrzebowania gospodarki Polski zastępowany jest obecnie paliwem sprowadzanym gazociągiem Baltic Pipe oraz za pomocą rozbudowanego terminalu LNG w Świnoujściu. Świnoujście może ściągać 8,3 mld m3 gazu, Baltic Pipe sprowadzać 10 mld m3, a krajowe wydobycie wynosi 4 mld m3. Zużycie gazu w całej gospodarce wyniosło w 2022 r. 17 mld m3 (przed wybuchem ukraińsko-rosyjskiej wojny około 20 mld m3). Potrzeby gazowe całej naszej gospodarki są więc w pełni zaspokajane. Rzecz polega na tym, by ich nie zwiększać przez inwestycje w energetykę gazową czy pomysły zostania przez Polskę gazowym hubem handlującym gazem w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Na taki, iście diaboliczny, pomysł mógł wpaść jedynie rząd nie przestający snuć megalomańskich fantazji. Pomysł handlu gazem był też ubierany w narrację o konieczności „pomocy” w uniezależnieniu się od dostaw gazu z Rosji naszym sąsiadom. Ani Czesi, ani Słowacy nie są jednak projektem FSRU zainteresowani. Na to, że kolejny terminal w Europie nie jest potrzebny wskazuje raport Insitute for Energy Economics and Financial Analysis, który prognozuje, że do 2030 r. zapotrzebowanie na LNG w Europie będzie spadać w stosunku do zainstalowanych mocy regazyfikacyjnych. Już teraz europejskie wykorzystanie terminali LNG od stycznia do września 2023 r. wyniosło jedynie 53 procent. Po drugie, w realiach kryzysu klimatycznego, czy się to spółkom gazowym podoba czy nie, należy zaplanować odejście od paliw kopalnych. Cel dla sektora energetyki zgodny z nauką to rok 2035.
Są sektory odporne na dekarbonizację, takie jak produkcja nawozów. Polityka gazowa powinna uwzględniać długoterminowe potrzeby wszystkich sektorów gospodarki oraz rosnące zagrożenia związane z ograniczonymi możliwościami importu tego paliwa. Zamiast tego Polska za dobrą monetę przyjmuje rosnące scenariusze zużycia gazu pisane przez paliwowe spółki. Zamiast myśleć, jak i czym zastępować gaz, w oderwaniu od kryzysów: klimatycznego i energetycznego Polska jest gotowa zapłacić każdą cenę za realizację wizji kopalnianego lobby.
Inwestycje gazowe upadają na całym świecie. Dlaczego? Bo są obarczone szeregiem ryzyk, w tym są nieuzasadnione ekonomicznie. Inwestycje gazowe, takie jak terminal w Gdańsku nie tylko nie wzmacniają bezpieczeństwa energetycznego Polski, ale mu zagrażają. Nie chodzi o to, by zabezpieczyć bieżące i przyszłe zapotrzebowanie na energię za wszelką cenę, kosztem ludzi i środowiska. Bezpieczeństwo energetyczne kraju (co reguluje ustawa Prawo Energetyczne) musi być zapewnione w sposób uzasadniony technicznie i ekonomicznie, przy zachowaniu wymagań ochrony środowiska. Inwestycje w gaz ziemny nie spełniają żadnego z tych kryteriów. Łańcuch dostaw gazu zależny od wyjątkowych i nieprzewidywalnych wydarzeń, które prowadzą do niepowstrzymanego wzrostu cen, nie jest stabilny. Koszty energii pochodzącej z paliw kopalnych obarczonych rosnącą ilością opłat środowiskowych będą dalej napędzać inflację, aż staną się niemożliwe do poniesienia przez społeczeństwo. Analizując europejskie dane dotyczące inflacji i energii w latach 2021-2023 Reclaim Finanse i Ember pokazały, w jaki sposób uzależnienie Unii Europejskiej od gazu przyczyniło się do wyższej inflacji i zmienności cen. Analiza Cambridge Econometrics dla Polski pokazała, że paliwa kopalne odpowiadają za 40% rocznego wskaźnika naszej inflacji. Wpływ inwestycji gazowych na klimat i środowisko będzie tylko pogłębiał kryzys ekologiczny, którego skutki w postaci niedoborów wody, fal upałów i tornad, jakich Polska nie widziała będą coraz bardziej destabilizować życie ludzi. Opieranie energetyki na gazie nie ma więc nic wspólnego z bezpieczeństwem.
Rozwój gazowej infrastruktury to wyrok na klimat. Gaz ziemny to sam w sobie gaz cieplarniany – metan, który ucieka do atmosfery w całym łańcuchu produkcji i dostaw. Jeśli w całym łańcuchu dostaw ulatnia się około 3% metanu, twierdzenie, że zastąpienie węgla gazem jest korzystne dla klimatu, oznacza kłamstwo. Badania pokazują, że próg ten jest przekraczany wielokrotnie. Badanie opublikowane w tym roku w czasopiśmie „Environmental Research” wykazało, że nawet przy wycieku metanu na poziomie zaledwie 0,2%, emisja dwutlenku węgla z węgla i gazu pozostaje praktycznie taka sama w okresie 20 lat. A jeśli uwzględni się różne poziomy wycieków, całkowita emisja gazów cieplarnianych w całym cyklu życia z gazu ziemnego prawdopodobnie przewyższy emisję z węgla. Szczególnie duże emisje metanu są związane z wydobyciem gazu łupkowego metodą szczelinowania i z sektorem LNG. Badania wskazują, że emisje z całego łańcucha dostaw LNG transportowanego ze Stanów do Europy są o co najmniej 24% wyższe niż te powodowane przez wydobycie i spalanie węgla, a mogą przekroczyć 240% gdy transport odbywa się na dalsze odległości. Warto zwrócić też uwagę, że importowany gaz amerykański wydobywany jest za pomocą niezwykle szkodliwej środowiskowo metody szczelinowania hydraulicznego. Współodpowiedzialność za niszczenie życia tamtejszym mieszkańcom – ludzkim i pozaludzkim – również spoczywa na Polsce. Produkowanie energii z paliw kopalnych w latach 40. XXI wieku, co zakłada Polska, to po prostu kpina z zagrożenia, jakie stanowi zmiana klimatu.
Ze szkodliwości gazu zdaje sobie sprawę coraz większa liczba instytucji, których polityki śrubują wymagania dotyczące inwestycji gazowych lub je wykluczają. Również banki rewidują swoje podejście do wspierania inwestycji gazowych, a ten trend będzie się tylko nasilał i ograniczał ekspansje gazu. Zarówno UE, jak i USA zaczęły opracowywać rygorystyczne limity emisji metanu. Identyfikacja nadmiernych emisji podniesie koszty inwestycyjne projektów gazowych jeszcze bardziej osłabiając ich konkurencyjność. Projekty gazowe będą w coraz większym stopniu musiały ponosić dodatkowe zobowiązania środowiskowe, zanim te zostaną zatwierdzone. W miarę nasilenia się kryzysu klimatycznego i zaostrzania systemu regulacyjnego dotyczącego emisji gazów cieplarnianych obostrzenia i koszty będą tylko rosły a już są wysokie.
Osobna kwestia to koszt wytwarzania energii z gazu, który jest od dwóch do czterech razy większy niż w przypadku słońca i wiatru. Turbiny gazowe CCGT są jednym z najdroższych źródeł energii. Wahania cen paliwa, zwłaszcza LNG, niestabilność dostaw, zmienność kursów walut w wielu miejscach na świecie doprowadziły już do anulowania projektów gazowych. Żadna z planowanych w Polsce elektrowni nie jest rentowna – polskie społeczeństwo w swoich rachunkach dopłaci do elektrowni Dolna Odra, w Rybniku, Grudziądzu i Ostrołęce 18 mld zł. Te projekty spinają się finansowo wyłącznie w wyniku dopłat.
Mówiąc o gazie, najczęściej eksponuje się jego stabilność – można z niego stale produkować energię w przeciwieństwie do wiatru, który nie zawsze wieje i słońca, które nie zawsze świeci – co wie prawie każdy Kowalski. Jednak w przeciwieństwie do dostępnych w Polsce – wiatru i słońca, gaz ziemny musimy sprowadzać z odległych, często niedemokratycznych państw. Łańcuchy dostaw są narażone na akty sabotażu, co pokazał wybuch gazociągu Nord Stream w 2022 r. czy uszkodzenie gazociągu między Finlandią a Estonią w 2023 r. Infrastruktura gazowa to także ryzyko wypadków takich jak pożary (wybuch drugiego największego terminalu Freeport w USA w 2022 r. zablokował możliwość eksportu na 9 miesięcy) oraz ryzyko ataków terrorystycznych (spółka Qatar Energy ze względu na konflikty na Morzu Czerwonym musi albo podjąć ryzyko trasy przez Kanał Sueski albo wybrać drogę na około Afryki – dłuższą, zajmującą więc więcej czasu, droższą i związaną z wyższymi emisjami metanu). Tego typu zdarzenia natychmiast przekładają się na szoki cenowe na światowym rynku gazu. Przed przerwami w dostawach nie chronią nawet długoterminowe kontrakty, o czym przekonał się ostatnio Orlen, który mimo posiadania umowy na dostawy gazu, ich nie otrzymuje, bo spółka Venture Global Inc. nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań.
Niestabilne są nie tylko łańcuchy dostaw, ale także same elektrownie. Najnowsze badania udowadniają zawodność amerykańskich elektrowni gazowych w związku z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Eksperci piszą o nadmiernym uzależnieniu od tego źródła energii i zastraszającym tempie awarii powodowanych przez skutki zmiany klimatu. Elektrownie gazowe okazują się „nieproporcjonalnie podatne na awarie” w ekstremalnych temperaturach – zarówno wysokich, jak i niskich i odpowiadały za większość awarii mocy w pięciu ostatnich ekstremalnych zjawiskach pogodowych w USA.
Kraje wycofują się z inwestycji gazowych również z powodu protestów mieszkańców, rybaków i ekologów. Pływające terminale LNG szkodzą środowisku poprzez zrzut substancji służących do czyszczenia statków. Niemiecka organizacja Deutsche Umwelthilfe dąży do wprowadzenia zakazu zrzutu chloru, wystosowała także pozew przeciwko terminalowi w porcie Wilhelmshaven. Przeciwko terminalom protestowali mieszkańcy włoskiego miasta Piombino, łotewskiego Skulte, niemieckiej wyspy Rugia, chorwackiej wyspy Krk, amerykańskiej Luizjany czy słowackiej Bratysławy. Ze względu na ryzyko ataków infrastruktura gazowa to obiekty stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego i militarnego państwa. To dlatego wokół terminala w Świnoujściu powstała strefa zamknięta, co spotkało się z licznymi protestami ze strony mieszkańców. Czy Gdańszczanie są gotowi na podobne utrudnienia? Czy ktokolwiek pytał ich o zdanie? Czy ktokolwiek wziął pod uwagę, czy budowa lub awaria FSRU nie grozi uwolnieniem niebezpiecznych substancji zatopionych w Bałtyku w Zatoce Gdańskiej? Afera z „hiszpańskimi poławiaczami bursztynu” pokazała, że ochrona przed szpiegostwem to fikcja. W jaki sposób zostanie zapewnione bezpieczeństwo infrastruktury? Jak wpłynie na mieszkańców? Przy LNG wyjątkowo niebezpieczne są substancje chłodnicze, które mogą spowodować „wybuch wrzącej cieczy z rozprężeniem pary” (tzw. BLEVE). Jakie byłyby skutki potencjalnego wybuchu w gdańskim gazoporcie? Jaki jest wpływ terminala na morskie ssaki, ryby i ptaki, żyjące na sąsiednim obszarze Natura 2000?
Jeśli nie gaz to co? Jakie alternatywy wybierają inne kraje? Globalny katalog anulowanych i zamkniętych projektów gazowych wskazuje na szereg przeszkód – od czynników geopolitycznych po lokalny opór i wyzwania prawne. Według raportu Global Witness z 2021 r. UE zmarnowała prawie 440 mln euro na projekty infrastruktury gazowej, które albo się nie powiodły, albo mogą upaść – i nie jest to tylko problem UE, czego dowodem są nieudane projekty na całym świecie. Jest to wyzwanie dla całej branży gazowniczej.
Tylko w 2023 r. 68 projektów elektrowni gazowych zostało wstrzymane na rzecz inwestycji w magazyny energii. Gdyby polscy ministrowie i prezesi spółek energetycznych skupiali się na zielonej transformacji zamiast trzymać się anachronicznych technologii na paliwa kopalne, Polska miałaby dziś miliardy środków na transformację i przyszłość po węglu i gazie. Rozwój w kierunku elastycznych sieci, inwestycji w efektywność i OZE umożliwiają takie unijne polityki, jak pakiet Fit for 55 oraz wykorzystanie potencjału planu RePowerEU. Zamiast tego mamy pomysły niszczenia ujęć wody przez nowe odwierty gazu ziemnego i rosnące uzależnienia od importu.
W 2022 r. za sprowadzane paliwa kopalne zapłaciliśmy rekordowe 193 mld złotych. Kraje Zachodu nie chcąc takiego uzależnienia, inwestują w biometanownie. We Francji jest ich ponad 300, w Niemczech ponad 200. W Polsce nie ma ani jednej a to właśnie małe instalacje najlepiej nadają się do stabilizowania systemu, w którym coraz większą rolę odgrywają wiatr i słońce, mogą bowiem być włączane gdy nie wieje i nie świeci. Również inwestycje w energetykę słoneczną i wiatrową pomogłyby zaoszczędzić miliardy na imporcie gazu ziemnego, co policzyła Fundacja Instrat. Inwestując w gaz Polska działa wbrew trendom transformacji. W połowie grudnia 7 krajów (Austria, Belgia, Francja, Niemcy, Luksemburg, Holandia i Szwajcaria), które odpowiadają za prawie połowę energii w Europie, zobowiązało się do zamknięcia elektrowni węglowych i gazowych do roku 2035. To znaczy, że połowa europejskiego systemu energetycznego może stać się wolna od paliw kopalnych do 2035 r.!
Gdzie wtedy będzie Polska produkująca energię z paliw wysokoemisyjnych, a więc obciążonych szeregiem kosztów? Jest jeszcze czas wycofać się z planów zabetonowania naszej energetyki. Dekarbonizacja systemu energetycznego, czyli stopniowe wycofywanie się z węgla, gazu i ropy jest nie tylko kwestią uniknięcia najpoważniejszych konsekwencji zmiany klimatu i spowolnienia tempa globalnego ocieplenia. Dekarbonizacja jest polską racją stanu – szansą na sprawiedliwą transformację – oddanie energii w ręce ludzi, podniesienie standardu życia poprzez inwestycje w termomodernizację budynków i niskoemisyjne źródła ciepła, takie jak pompy ciepła, to szansa na zielone miejsca pracy, na tanią, przyjazną klimatycznie energię.
Większość argumentów na rzecz inwestycji w gaz opiera się na obronie status quo i niezrozumieniu, na czym polega transformacja systemu energetycznego. Tu nie chodzi o zamianę paliwa 1:1. A już na pewno nie chodzi o zastępowanie jednego paliwa kopalnego drugim. Transformacja polega na zmianie całego systemu. Uratuje nas tylko kompleksowe podejście do transformacji i inwestowanie w takie jej elementy, jak: efektywność, elektroprosumeryzm, OZE, elastyczne sieci, magazyny, zarządzanie stroną popytową, elektrolizery, interkonektory. Niezależność i bezpieczeństwo Polski nie leży w zagranicznych złożach paliw kopalnych, ale w transformacji energetycznej opartej na efektywności oraz energii produkowanej w Polsce z wiatru i słońca. Inwestycje w te źródła najszybciej dostarczą Polsce potrzebnych mocy. To, czego potrzebujemy to stabilny system energetyczny – obecny, scentralizowany przestaje spełniać swoją rolę.
Wielkie elektrownie (węglowe, gazowe, a także jądrowe, które Polska planuje) i sieci przesyłowe, które dystrybuują energię – generują coraz większą liczbę problemów. System oparty na paliwach kopalnych pogłębia kryzys klimatyczny i nie jest odporny na zmiany klimatu, które powoduje, stanowi też łatwy cel ataków. Coraz większym problemem jest też jego wodochłonność. Te przyrastające zagrożenia będą powodować coraz większe kłopoty z dostawami energii. System energetyczny przyszłości działa inaczej – jest rozproszony, tworzony oddolnie, energia jest w nim produkowana i używana przede wszystkim lokalnie. Ogromną rolę w tym systemie stanowią elektroprosumeci, czyli jednocześnie producenci i konsumenci energii. Polacy już tę rewolucję energetyczną zaczęli sami masowo instalując pompy ciepła i panele fotowoltaiczne. Żadna państwowa spółka nie zainwestowała tyle w transformację, co obywatele. Na polskich dachach są już dwie elektrownie Bełchatów.
System energetyczny przyszłości działa zgodnie z zasadą „efektywność przede wszystkim” oraz jest oparty na odnawialnych źródłach energii. Cały system jest stabilny dzięki magazynom energii, zarządzaniu stroną popytową energii oraz stabilizowany za pomocą małych jednostek gazowych zasilanych zrównoważonym biogazem lub biometanem. Jest to system wolny od paliw kopalnych, w którym energia produkowana jest lokalne głównie z wiatru i słońca. Pomysł budowania w Polsce gazowych molochów takich jak Ostrołęka C na importowane paliwa kopalne pochodzi z czasów myślenia o scentralizowanej energetyce i jest realizowany pod dyktat spółek, które mają interes w gazie kopalnym a nie pod trendy transformacji.
Co ważne, rozwiązaniem w tej transformacyjnej układance nie są elektrownie na wodór! Tezy inwestorów o ekologiczności gazowych elektrowni, ponieważ mają być „hydrogene ready”, czyli „gotowe na wodór”, można włożyć między bajki. Nowoczesne elektrownie gazowe mogą spalać mieszanki gazu z kilkoma procentami wodoru. Jednak 1-3% domieszki zielonego wodoru (produkowanego z rozpadu wody dzięki energii z OZE) nie zazieleni gazu i nie sprawi cudownie, że przestanie być emisyjny, za to zmarnuje bardzo drogi i trudno dostępny wodór. Naukowcy w raporcie „Future of gas” wskazują, że dodanie 10% zielonego wodoru do gazu zapewni zaledwie 1% redukcji emisji CO2, co nie jest dobrym wykorzystaniem cennego nośnika energii potrzebnego w innych sektorach (przemyśle czy transporcie ciężkim). Wodór bowiem faktycznie odegra ważną rolę w transformacji energetycznej, ale nie tak, jak chcą tego spółki paliwowe. Mówienie o zastępowaniu gazu wodorem w elektrowniach to ekościema, która ma przedłużyć naszą zależność od gazu kopalnego.
Polska energetyka ma ogromne zapóźnienia, a ich dalsze ignorowanie będzie kumulowało negatywne skutki: uzależnienie od importu, produkowanie drogiej, emisyjnej energii, ryzyko przerw w dostawach prądu, niszczenie rzek i pogłębianie problemu suszy. Zapóźnienie polskiej energetyki nie jest powodem do inwestowania w gaz, wręcz przeciwnie, jest powodem do mobilizacji i przyspieszenia inwestycji niskoemisyjnych gwarantujących nam bezpieczeństwo. Polska jak najszybciej powinna przygotować plan odejścia od paliw kopalnych i maksymalnego rozwoju energetyki opartej na efektywności, wietrze i słońcu.
Terminy takie jak „paliwo przejściowe” stosowane dla określenia gazu to PR-owe slogany, które mają zabezpieczyć wyłącznie interesy gazowego lobby. Gaz jest wyłącznie przejściem do katastrofy. Wpływ czynników geopolitycznych, wraz z nadrzędnym kierunkiem na transformację niskoemisyjną obejmującą regulacje klimatyczne i rozwój energii odnawialnej, podważa rentowność projektów gazowych do tego stopnia, że te mogą zostać anulowane lub okażą się osieroconymi kosztami. Biorąc pod uwagę katalog dotychczasowych nieudanych projektów i przewidywane ryzyko związane z tego typu inwestycjami, dalsze kontynuowanie polskich inwestycji gazowych powinno być jak najszybciej wstrzymane. Orlen chce sprowadzać do 2030 r. 14 mld m3 LNG rocznie. Czy mamy budować elektrownie i terminal tylko po to, by gazowe spółki mogły dalej sprzedawać nam drogą, brudną energię? Zamiast wciskać pedał gazu i gnać prosto w stronę katastrofy, możemy wcisnąć hamulec i zmienić kierunek transformacji.
Katarzyna Wiekiera
W piątek 26 stycznia Biały Dom wstrzymał zatwierdzenie nowych zezwoleń na eksport LNG pod presją obrońców klimatu, co oznacza kłopoty wszystkich nowych planowanych inwestycji, w tym 17 terminali. Ogłaszając swoją decyzję Biden wskazał, że kryzys klimatyczny jest „egzystencjalnym zagrożeniem naszych czasów”, a wspieranie rozwoju paliw kopalnych jest „zaprzeczeniem pilności kryzysu klimatycznego”. Polska zasługuje na podobne mądre decyzje.