DZIKIE ŻYCIE

Trzy siostry

Krzysztof Mączkowski

Pewnie większość czytelniczek i czytelników „Dzikiego Życia” zajmuje się ochroną przyrody na co dzień. Pewnie wielu z nas zna więcej osób, których zainteresowania proekologiczne wykraczają poza sferę przyrody, a zajmują się innymi aspektami środowiska i klimatu. I zajmujemy się tym od dawna. Wielu pewnie już nie pamięta tego „pierwszego razu” albo też w odmętach pamięci sprawy przyrody jawią się jako te „od zawsze”. Nie trzeba więc nikomu z nas tłumaczyć sensu tej pracy, niełatwej, niekiedy niebezpiecznej, narażonej na drwiny. A jednocześnie nikomu z nas nie przyszło na myśl, by z takiej aktywności rezygnować, prawda? Bo widzimy sens, piękno i satysfakcję, że ratujemy coś nie dla siebie, a dla ogółu. To takie poczucie misji, bez względu jak bardzo będzie obśmiewane.

A jednocześnie – mam takie wrażenie wynikające ze swojego doświadczenia – coraz częściej natrafiamy na mur zobojętnienia albo na ścianę pogardliwego niezrozumienia, jakobyśmy zajmowali się „tylko ptaszkami, żabkami i pajączkami”. Ci ludzie nie wiedzą, nie chcą wiedzieć, że ochrona środowiska, ochrona przyrody to de facto ochrona nas samych, naszego domu (rozumianego nie tylko jako budynku, ale i bliższego i dalszego otoczenia), nas samych jako ludzkości.

Jezioro Berzyńskie koło Wolsztyna. Fot. Krzysztof Mączkowski
Jezioro Berzyńskie koło Wolsztyna. Fot. Krzysztof Mączkowski

Tak więc przed nami, poza faktyczną pracą na rzecz ochrony, znaczny wysiłek edukacyjny, można powiedzieć motywacyjny: co zrobić, by było nas więcej, by więcej nas rozumiało? By agresywnych antagonistów było jak najmniej, by tracili pole do popisu.

I z jednej strony mam na myśli edukację ekologiczną, edukację przyrodniczą jako taką, ale z drugiej taką pewną sferę nie do końca nazwaną, nie klasyfikowaną, coś co można określić „działalnością miękką”, a ja sam nazywam odwoływaniem się emocji, do wrażliwości, czyli tego, co każdy z nas ma – jedni je w sobie pielęgnują, inni o tym zapominają lub po prostu nie przywiązują żadnej wagi.

Edukacja ekologiczna, tak samo jako jak ochrona przyrody, potrzebuje emocji, ducha, bo bez tego popadnie w technokratyzm i proste skojarzenia w rodzaju: edukacja ekologiczna = segregacja odpadów = pokaz „mody ekologicznej” = ubieranie dzieci w gazetowe stroje, co jest antyedukacyjne.

Pojawia się pytanie, jak te emocje, te wrażliwości wydobyć u ludzi, wskrzesić u nich zachwyt, wzruszenia wynikające z faktu „bycia wśród przyrody”? Teraz przejdę do sedna mojego wywodu.

Papiernia koło Chodzieży. Fot. Krzysztof Mączkowski
Papiernia koło Chodzieży. Fot. Krzysztof Mączkowski

Jednym z najciekawszych aspektów mojej działalności publicznej w szeroko rozumianej ochronie środowiska jest poznawanie ludzi i uczenie się tego, co ich fascynuje, inspiruje, motywuje i zachwyca. Każde z tych spotkań jest jak otwarcie nowej książki i zachłyśnięcie się jej treścią. Dowiaduję się o sprawach, których dotąd nie znałem albo przypominam sobie to, o czym dawno zapomniałem i porządkuję to, co rozsypane w głowie. Podczas takich spotkań wielokrotnie zwracam uwagę na pojawiające się w ich życiu, w ich narracji wartości, do których ci ludzie przywiązują ogromne znaczenie i które mocno w swojej aktywności akcentują i pielęgnują. Wszystkie te wartości to wartości kobiece. Nazywam je Trzema Siostrami. To Uważność, Wrażliwość i Czułość. Jako kobiety, pisane z dużych liter. Są piękne i intrygujące osobno, a występując razem tworzą  przepiękne trio.

Uważność to umiejętność wychwytywania piękna w najmniejszych sprawach – we fragmencie przydomowego trawnika, w śpiewie ptaków w gęstwinie pobliskich krzewów; to umiejętność wychwytywania trwającego przez chwilę blasku słońca w opadającej kropli wody z igieł sosny.

Wrażliwość jest umiejętnością doceniania tego piękna, zachwytu nad nią: nad obrazami, dźwiękami, kontekstami – i to w miejscach, które „normalnie” z takimi zachwytami nie są kojarzone: miejskie parki, zadrzewienia śródpolne, osiedlowe kałuże, skwery pośród blokowisk.

Czułość z kolei to umiejętność czułego, łagodnego, nieagresywnego odnoszenia się do naszego otoczenia: ludzi, przyrody, krajobrazów. To umiejętność spoglądania na przyrodę trochę z jej perspektywy, postawienia się, nawet przez chwilę, w sytuacji innego człowieka i zrozumienia jego losu, nawet jeśli nie możemy mu pomóc, a zarazem bez nastawienia krytycznego wobec tego człowieka.

Nie trzeba być przyrodnikiem, dla którego krajobraz, jezioro, las czy łąka są miejscem pracy i w których przebywają codziennie, ale wystarczy być uważnym, wrażliwym i czułym i dzięki temu nasze postrzeganie świata przyrody może ulec radykalnej poprawie. Nasze i tych, którym o tym opowiadamy.

Dzięki temu może uważniej wszyscy spojrzymy na otoczenie naszej pracy, zaczniemy być wrażliwi na „małe piękno” widziane przez większą część dnia z okna biura lub szkoły, czulej spojrzymy na „trujące grzyby”, które są trujące dla ludzi, nie dla zwierząt – i ich po prostu nie zdepczemy.

Uważności można się nauczyć, można w sobie wypracować nawyk wrażliwości, a czułość przyjdzie jakby sama, niespodziewanie, i wówczas spojrzymy na „nasz” świat zupełnie inaczej.

Można być uważnym, wrażliwym i czułym, a dzięki temu zobaczyć i usłyszeć więcej.

W 2023 r. miałem okazję uczestniczyć w wielu spotkaniach, ale dwa zapamiętam na długo. W maju, na spotkaniu kręgu ekologii integralnej w Rzymie, podczas wędrowania po mieście stanęliśmy przy alei drzew w strasznie zatłoczonym miejscu – dookoła tylko drogi, chodniki i malutkie fragmenty zieleni – i wówczas o. Stanisław Jaromi OFMConv., pod przewodnictwem którego to spotkanie się odbywało, kładąc rękę na jednym z drzew wypowiedział słowa ni to modlitwy, ni to refleksji dziękczynnej za to, że te drzewa tu stoją i dają nam cień i ochłodę podczas upalnego dnia.

W czerwcu, pod Chodzieżą, miałem okazję spotkać się z Leonem Rattlerem, medicine manem z narodu Czarnych Stóp z Montany. Podczas jednej z ceremonii Leon, prosząc nas, byśmy na chwilę się rozejrzeli dookoła, zwrócił nam uwagę na bliskość ludzi ze światem przyrody, opowiedział o wartości wiatru, o wdzięczności drzew, które szumiały liśćmi w geście wdzięczności, o wartości i błogosławieństwie wody i przesłaniu Stwórcy, który nam to wszystko dał dla naszego dobra, zachęcając nas do codziennej wdzięczności za te dary.

Jeden i drugi uczyli uważności, wrażliwości i czułości, każdy na swój sposób, ale odwoływali się do tego samego.

Jeśli, generalizując rzecz jasna, zgodzimy się z tezą, że człowiek jest najbardziej ekspansywnym i destrukcyjnym gatunkiem na świecie, że jego pojawienie się gdziekolwiek niesie zniszczenie, to musimy pamiętać, że nie zawsze tak być musi. Jeśli prawdą jest, że człowiek niszczy środowisko, to prawdą jest też to, że człowiek środowisko chroni. Czyni to z bardzo różnych względów. Jedni sprawami przyrody zainteresowali się ze względów naukowych, innych ujął piękny krajobraz lub widok młodych fok na zdjęciu. Właśnie pokazując zdjęcie małej białej foczki na jednej z konferencji śp. prof. Krzysztof Skóra mówił o tym, że taka fotka i zachwyt na nią może być początkiem poważnych przyrodniczych aktywności. A potem powiedział już do mnie: „Pamiętaj, ludzi o wrażliwości proprzyrodniczej jest więcej niż kibiców piłki nożnej”. Nie wiem czy miał na myśli wszystkich kibiców na świecie czy tylko w Polsce, ale w sumie na jedno wychodzi.

Teraz pytanie do nas samych: ilu ludzi uda nam się przekonać do przyjaznego, wrażliwego, czułego i uważnego spojrzenia na przyrodę?

Krzysztof Mączkowski

Krzysztof Mączkowski – dyrektor Biegu Na Rzecz Ziemi i redaktor naczelny „Magazynu Wyspa Żółwia”. Publicysta i popularyzator kultur tubylczych Ameryki Północnej, edukator kulturowy i środowiskowy. Zawodowo zainteresowany sprawami ochrony zasobów wodnych, ochrony bioróżnorodności, zarządzania środowiskiem i relacji kultura-natura.