Przyroda Góry Radostowej w wykładni Stefana Żeromskiego
Radostowa (451 m n.p.m.) znajduje się na obszarze chronionego krajobrazu, poza granicami Świętokrzyskiego Parku Narodowego, co nie zmienia stanu rzeczy, że owa góra przyrodniczo miałaby się czym wyróżnić. Ale jej wyróżnieniu znacząco przysłużył się Stefan Żeromski, który swe młodzieńcze lata spędził u jej podnóża. Już w 1905 r. nawiązał on do Radostowej w swoim opowiadaniu „Puszcza jodłowa”, które niedługo po jego ukazaniu znalazło się w zbiorze obowiązkowych słowopism zakładów nauczania. Poszerzenie opisu Radostowej nastąpiło kilkanaście lat później w „Powieści o Udanym Walterze”. Jednak tym razem twórca wprowadził istotną zmianę do nazwy góry, która stała się Górą Radgostową. Ponieważ swoją dziejową powieść przeniósł do czasu głębokiego średniowiecza, potrzebował też nazwy, która wykazałaby związek z tamtym czasem. Ta nowa nazwa dała mu jeszcze jeden ważny powód do nakreślenia pradawnej przyrody tego miejsca: mógł ją wyrazić poprzez wierzenia dawnych Słowian, albowiem nazwa Radgostowej nawiązywała do pradawnego bóstwa Słowian, do Rad(e)gosta, który czynił tę górę świętą, a to na skutek tego, że ów bóg miał ją sobie wybrać na swoją ziemską siedzibę1.
Jak zrodziła się ta myśl u Żeromskiego? Nazwa Góry Radostowej najpewniej została utworzona w XIX w. i w moim przekonaniu nawiązywała do krakowskiego biskupa Radosta, sprawującego swój urząd w pierwszej połowie XII w.; tenże biskup miał wyróżnić się pomocą przy stawianiu klasztoru benedyktynów na Łysej Górze. Swoją drogą imię Radost, słowiańskie, piękne, było prawdopodobnie skrótowcem imienia Radogost; to zaś znaczyło rady gościć. Żeromski zapewne uświadamiał sobie tę złożoność nazwy i całkiem świadomie musiał ją odrzucić dla pradziejowego przekazu swej powieści. Zupełnie inaczej miała się sprawa z bóstwem Rad(o)gostem. Na początku XX w. był on przyjmowany przez naukę jako rzeczywisty bóg dawnych Słowian2, co znajdowało swe potwierdzenia w przekazach i nazwie góry Radhošť w czeskim Beskidzie3. Wikipedia przyjmuje, że właśnie ta czeska góra przekazała nazwę Radostowej, co oczywiście jest nieporozumieniem, ale może ta wiadomość została oparta właśnie na przekazie Żeromskiego, który rzeczywiście mógł czerpać natchnienie z bądź co bądź nieodległej kultowej góry.
Tak czy inaczej Żeromski całkiem świadomie związał górę z dawnym bóstwem, nadając jej kult(ur)owy wymiar. Ta nazwa była mu potrzebna do stworzenia nabożnej otoczki w powieści o Walterze. Słowiańska nabożyna (religia) ściśle wiązała się z przyrodniczymi zjawiskami, zatem umyślna zmiana nazwy góry pozwoliła twórcy na wprowadzenie określonego przyrodniczego ukształtowania góry, które miało swoje odniesienia do dziejowo znanych powiązań słowiańskich wierzeń z przenośnymi (symbolicznymi) znaczeniami zjawisk przyrody. W rozdziale II nakreślił on obraz tej góry tak:
(Nad jeziorzyskiem wielka i święta góra skręca się zboczem ku niebu) – Radgostowa.
Strumienie tam płyną z wąwozów leśnych dołami niskimi w kalinach, w cierniach, w głogach. Słońce ranne szuka tam gwaru wód w głębokich trawach. […] Nad brzegiem wody wznosiły się niezmierne pnie bez gałęzi. To czarne olchy patrzyły wiecznie w przeczystą wodę. Wielka woda leżała w miękkości pobrzeżnego sitowia, w zielonym łożu rozkoszy, które sama sobie stworzyła. Ku niej to biegły z gór parowy i dolinki. Smugi wysłane były cudnością traw, a w nich szemrały ciekoty leśnych strumieni i łąkowych poników. Białe wodne lilie otwierały to tu, to tam kielichy na płani jeziornej. Wyniosłe pędy sitowisk schylały się nad ciemnym nurtem rzeki [Lubrzanki, dopływu Czarnej Nidy], która w płaszczyznę stawiska wlewała bystre wody.
Opis Radostowej, tu przytoczony w wielkim skrócie, zasadniczo skupia uwagę na podnóżu góry, na miejscu, w pobliżu którego pisarz spędził swoje młodzieńcze lata (70. i 80. XIX w.) Przedstawił on stosunki wodne (hydrologię miejsca) oraz częściowo ukształtowanie powierzchni góry; podkreślił czystość wód oraz oznaczył roślinność występującą wokół nich. Natomiast niewiele szczegółów podał względem lesistości góry i jej leśnej szczególności. Te pojawiły się w dalszej części powieści (w rozdziale III), lecz czerpały już z okolic Łysicy i Łysej Góry. Zaś nabożyńskie wątki wprowadzone do powieści miały swą podstawę w dawnym kulcie na Łysej Górze4. Sama Radostowa nie wykazywała śladów dawnych wierzeń, zatem – jak wydaje się – nigdy nie była kultową górą, choć w ogóle Łysogóry były górami obrzędowymi, czcigodnymi, świętymi5. I właśnie owe nabożne właściwości, nadane górze przez pisarza, są istotnym wyznacznikiem przyrodniczego ukształtowania tego miejsca, osadzonego w X w., choć to naoczne doświadczenie przyrody pisarza stało się w znacznej mierze natchnieniem do jej nakreślenia:
Szli tedy […] we święte tęgobory, w puszczę Łysicy; brzegiem strumienia Czarnej Nidy, urodziwymi wądoły, wśród olch i świerków, po smugach mokrawi(z)ny, kędy się żywa woda w wysokich trawach kręgiem-kręgiem, wstęgą-wstęgą wije. […] Weszli … w pustosz, w ciemną i głuchą knieję. Cichy wiatr nucił tam samemu sobie, kołysząc się w spławach jedlin zielonych… Kiedy niekiedy sfrunął na trawy. A trawy tam mokre, wysokie, rubinowe spodem od ukrytej jagody a wielobarwne po wierzchu. […]
W nim [tj. głębokim borze] tramy przed czasy upadłe gniły w wieczystym pokoju. Zwalił je wicher z zachodu lecący […], gdy pędząc na wielkich koniach grzywiastych chmur z grzmotem pod kopytami a piorunem u lewego boku, deptał puszczę. Ponad zgniłymi truchłami jodeł pieniły się cudne bugaje młodocianych jodełek, chciwe na wodę. Wśród olbrzymich głazów, obleczonych w grube kożuchy mchów, szemrał ukryty głos strumyka.
Aż oto we dwie strony odchylił się zwarty jodłowy bór i ukazała się widnia polany. A na polanie buki niezmierne, buki głuche, buki piorunowe kępą samotną królowały. Głowy ich, co burz tysiącem wzgardziły, zawżdy we mgłach. Ramiona konarów krzyżowały się pomiędzy sobą. Plątały się twarde rózgi i dotykały liście.
Z dala tu płynęły podróżne chmury nocować na widłach konarów, owijać się o wielkie śniaty i śnić chłodnymi rankami o ziemi nisko rozległej. Z gałęzi buków rozchodziły się i zstępowały w różne strony na garbatą i płaską ziemię dzikie, srebrnosiwe pawęże gradowe, posępne białe kudły śnieżyc i bure, senne kądziele dżdżu. Tam się w stalowych gałęziach hodowały czerwone wstęgi piorunu. […]
W cieniu buków starych-prastarych […] kości [zwierza] […] w ziołach bielały. […] Starość je do snu wiekuistego śmiercią uśpiła. W owych ziołach, na puchach kwiatów pod bukami, układły się spać z dobrej woli na wieki. […] [Deszcz] kości białe, krew struchlałą, a ciało zgniłe połączył z ziemią i niewidzialnymi drogami poniósł do głębokich korzeni bukowych. […] [Wiatr zaś] osuszył, co się ostało, i prochem życie rodzącym rozniósł po puszczy, a rozdał kwiatom i mchom.
Rogi tam, kręgi, piszczele lotnych nóg świętych jeleni puszczańskich, które na dni ostatnie starości przyszły były paść się w [bukowym] ogrodzie – i strudzone długością żywota, zasnęły… Kości tam białe i kielce wygięte wieprza dzikiego, co bezpiecznie przychodził z pustyni leśnej… Kości tam wilka, co stary i zapadłoboki, z żelaznymi od głodu ślepiami, a pod okiścią zimową przemarzły, przywłóczył się na chwilę ostatnią...
Zdało się…, że głucha ziemia stęka od wielkich kroków, gdy szedł przez bory, asy wezwany wicher-bóg. Cięciwa jego łuku tęskny wydawała dźwięk, a kołczan pełnostrzały szeleścił nad kniejami. Padał na jedle, na modrzewie, na cisy i na sosny… Podała go knieja kniei.
A skoro buki, piastuny chmur, buki wzgardliwe, buki ponadleśne w harfiany głos uderzyły… zstąpił powiew […] z gałęzi … na wyniosłe, na liliowe, na białe, rumiane i żółte zioła. […] Westchnęła od wonnych szmerów, od łaskawych szelestów, zagrała ze wszech strun łąka…6
Żeromski posługuje się bardzo urozmaiconym nazewnictwem na określenie występujących na górze i wokół niej stanów przyrody; używa nazw: puszcza, pustosz, pustelnia, głusza. Źródłosłów tych nazw jasno określa ich znaczenie: brak ludzkiego piętna (pustość brakiem ludzi). Góra była porośnięta ciemnym lasem, zatem owa puszcza stanowiła głównie las jodłowy z iglastymi domieszkami, łącznie z cisem! Poza tym słowo puszcza wskazuje na pewną nieograniczoność, rozciągłość, ogromność; puszcza ciągnęła się aż po nieboskłon; taki był widok ze szczytu góry. W tym stwierdzeniu należy dopatrywać się nabożnego wątku. To miejsce miało budzić trwogę w człowieku, strach, było zapowiedzią czegoś wyjątkowego o wielkiej mocy. A do tego w tej niekończącej się puszczy żyły liczne i groźne zwierzęta: niedźwiedzie, wilki, rysie, dziki, które stwarzały niebezpieczeństwa czyhające na śmiałka chcącego zapuścić się w te strony. Ale właśnie dzika leśna przestrzeń była święta i żyjący w niej zwierz także takiż był.
Innym pojęciem używanym przez pisarza jest knieja. To słowo zdaje się znaczeniowo pewnym przeciwieństwem poprzednich; chodziłoby bowiem o przestrzeń zdatną do łowienia zwierzyny, przystępną łowcom, zatem już nie świętą, niechronioną przez bóstwo. Ta przestrzeń mogła rozciągać się jedynie poza samą górą; zapewne jakoś pokrywała się z ową puszczą czy głuszą, choć w kniei musiały już występować liściaste drzewa w znaczniejszej ilości, nasionami, owocami i gałązkami (liśćmi) których mogła sycić się dziczyzna.
Dalej pojawił się tęgobór. Tu z kolei jest położony nacisk na las szpilkowy, najpewniej jodłowy, z podkreśleniem jego tężyzny. Właśnie jodła jest tym drzewem, które osiąga znaczną wysokość (do 50 m) i rośnie w dużym zwarciu, tworząc ciemny las, przerażający.
Następnie występuje słowo bugaj i mogłoby się wydawać, że dotyczy ono liściastych drzew: gaj rozumiano jako tryskający zielenią las i to najczęściej dość młodocianych drzew; pomija się tu pojęcie świętego gaju, w którym występowały dorodne drzewa. Jednak pisarz nie skupia się na rodzajach drzew i określa nim raczej małe połacie młodych jodeł (choć także gdzie indziej brzózek – rozdział II), występujące w dolnym poziomie lasu, w podszycie. Natomiast przedrostek bu- w tym złożeniu wyrażałby podmokły obszar? Jednak w tym pojęciu kryje się jeszcze gęstość występowania podrostu, a tym samym podkreślenie nadzwyczajnej żywotności i płodności tych miejsc. Te właściwości również są wyrazem boskiej dziedziny, zarządzanej boskimi wyrokami.
Z kolei słowo zagaj jest pojęciem dotyczącym raczej przyrzecznych łąk, które odznaczają się gęstym płaszczem traw lub/i zarośli, obfitujących w liczne małe istoty. Zatem rozumienie Żeromskiego nieco odbiega od powszechnie przyjętego znaczenia zagajnika jako młodnika, zajmującego mniejszą połać. I w tym przypadku zostaje podkreślona życiowa siła tego miejsca, tyle że ta przestrzeń podlegała już bogini (bez nazwy). Widać, że bugaje i zagaje występują w dolinkach zboczy góry względnie u jej stóp (podnóża).
Na wierzchołku góry rosną buki, tworząc niejako większą leśną wyspę, właśnie one mogłyby stanowić gaj, i w wyobraźni pisarza właśnie one stanowią wyspę świętych drzew zwaną bukowym gajem, tyle że pisarz nie użył tego określenia.
Opowiadanie rozgrywa się w końcu lata, kiedy wiele krzów owocuje. Wymienione kaliny, głogi i inne owocują czerwoną jagodą, a że porastały one leśne parowy, tworzyły tam pewnego rodzaju ognistą smugę, zresztą wyznaczającą drogę na wierzchołek (duchowości). Właśnie tylko przez ten „ogień” można było się dostać na wierzchołek. Nadto tylko ta droga była bezpieczna, gdyż porośnięta ciernistymi roślinami, które skutecznie odpędzały złe duchy (dziwożony).
Pisarz opisał również siedzibę Walgierza (rozdział II), która znajdowała się u podnóża Radostwej, skąd wyruszył w tęgobory. W rzeczywistości opis siedziby dotyczy majątku rodziców pisarza, miejsce jego pobytu, lecz ten wątek jest tu bez znaczenia. Wokół chaty (kieży) rosły stare lipy, cenione drzewo przez Słowian i w dodatku pożyteczne; była też i stara grucha, zapewne ulęgałka (pirus communis), drzewo właściwe wiejskiemu krajobrazowi, był i modrzew; nie bardzo wiadomo, dlaczego właśnie modrzew; może pisarz umieścił go w opowiadaniu, chcąc wyróżnić modrzewia polskiego, występującego na łysogórskim podgórzu, którego w XX w. określono jako polską pododmianę (laxis subspecie Polonica). Przy drożynie biegnącej wzdłuż chaty i stawiska rosły przydrożne wierzby (salices albae), które były gospodarczo wykorzystywane (ogławiane).
Radostowa odznaczała się łagodnym stokiem, nie za wysoka, porośnięta dorodnym drzewostanem na zboczach i na łagodnym szczycie, czyli że nie była naga (łysa) w czubie, a w parowach okrywała ją „ognista” roślinność ocieniająca strumyki – właśnie taka góra zdawała się najwłaściwsza do spotkań sił przyrodzonych (człowieka) i nadprzyrodzonych (boga). Dokładniej rzecz ujmując, to ów bukowy las na jej wierzchołku, w którym dochodziło do wyładowań piorunów – głosu niebios, a buki w nim niezmierne, piorunowe, przyjmowały je i przekazywały jodłom, mchom, ale też staremu wróżowi.
Źródła, poniki, strumyki, kałuże, wodne zbiorniczki, stawisko, śniegi, deszcze wskazują na znaczną ilość wody (w ziemi czy/i powietrzu), stwarzającą korzystne warunki dla powstawania i wzrostu roślinności, a w nich woda czysta.
Kępa buków czy też raczej pewna ich wyspa była czymś wyjątkowym dla pisarza. Jesienno-zimową porą tworzyła widnię, natomiast poniżej niej występował ciemny jodłowy las (tęgobór). To przeciwieństwo jasności i ciemni (ćmy) stanowiło kolejny szczegół tego miejsca. Rozrosłe buki, mające olbrzymie głowy, zatem występujące w dość luźnym zwarciu, sięgały swymi gałęziami korzeni. Pioruny w nie bijące nie wyrządzały im większych szkód, a to dlatego, że zachowywały się one jak piorunochrony. W ich głowach nocowały pioruny, chmury, śniegi i deszcze, czyli właśnie tu występowała metafizyczna łączność (stan przejścia).
Jodły zaś tętniły całoroczną zielonością, wykazując dużą życiową siłę. Krótko: las (wraz z borem) jawił się jako żywa istota, nieskażona, nienaruszona (przez człowieka). Ale owa jodłowa puszcza wykazywała także leśne pustkowia – śródleśne łączki, bagienka; na zboczu Radostowej nie było skalnej rumoszy. Zróżnicowanie drzewostanu i podszycia przyciągało leśną zwierzynę. Bukiew służyła dzikom, zielenina – jeleniom, a te z kolei wygłodniałym wilkom. Zwierzęta miały tu swoje mateczniki i swoje pastwiska.
W takiej przestrzeni dzieją się nadzwyczajne rzeczy, cuda przyrody. Dzięki życiowej różnorodności oraz zachowanej czystości wód, powietrza, występowania licznych parowów i zwierząt las (bór) cieszył się pełnią zdrowia. Ni pioruny, ni deszcze, ni wiatry nie mogły mu zaszkodzić, rozmyć, utopić, wywrócić, przemóc, a jeśli już do tego dochodziło, to tylko wyrywkowo i to z pożytkiem dla tego środowiska, bowiem z obumarłych szczątków czerpały pozostałe istoty: grzyby, mchy, chrząszcze, ptaki, itd. Tak też i zwierzęta przychodziły tu, by złożyć obietynę swoich dni ostatnich, by pozostawić po sobie próchnicę szczątków, by korzenie żywych miały swoją korzyść, by życiodajne cząsteczki ostałe po kościach rozprowadzał wiatr po puszczy.
Taka to była Góra Radostowa.
Wojciech „Lutygozd” Wochna
Dno Wolbórki, 20 kwietnia 2023 r.
Wojciech „Lutygozd” Wochna – z wykształcenia leśnik, filozof i językoznawca, z zamiłowania przyrodnik, regionalista, znawca religii rodzimej, słowianolub, b. akademik, pisarz i naukowiec, zamieszkały na Dnie Wolbórki.
Przypisy:
1. Przyrodniczy i wierzeniowy wymiar Góry Radostowej, ujęty przez S. Żeromskiego w swej Powieści o Udałym Walterze ukazał się w: W. „Lutygozd” Wochna, De Radogosti terra venerabili. De causis religiosis naturalibusque Stephani Żeromski »Narrationis fabulatae de Valtero Robusto«, cz. I, „Vox Latina” 216/2019, s. 208–232, i cz. II, „Vox Latina” 217/2019, s. 382–391.
2. Współcześnie panuje przekonanie w świecie nauki, że Radogost był bogiem nierzeczywistym, wytworem naukowych nadwykładni i wysmakowanych wymysłów.
3. Bajeczny przekaz o pogańskim kulcie na górze Radhošť był znany już w XVIII w.
4. Co do kultu na Łysej Górze nie ma wątpliwości, zresztą ów kult przodków stał się powodem wybudowania benedyktyńskiego klasztoru, by zgładzić niechrześcijańską świętość tego miejsca.
5. Już sama nazwa góry jako łysej wskazuje na jej kultowość; bowiem łyse miejsca występujące zasadniczo na szczytach (nagich) gór były uważane ze święte, gdyż ich lśnienie w słonecznym czasie było odczytywane jako boskie złożenie.
6. Urywek z rozdziału III. W tym przytoczeniu został ujednolicony czas – sprowadzony do przeszłego, choć pisarz często posługiwał się czasem teraźniejszym, nadając wartkość opowiadaniu. Do opisu przyrody nie jest ten zabieg konieczny, a nawet zakłócający właściwy przekaz.