Przez dezinformacje ofiarą staje się cała populacja wilka. Rozmowa z prof. Sabiną Nowak
Jak wilki widzą świat? Czy do wilków można podejść tak blisko, by je zaskoczyć? Jak wyglądają relacje między wilkami a psami? Dr hab. Sabina Nowak, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka dużych drapieżników, wiceprzewodnicząca Państwowej Rady Ochrony Przyrody i członkini Large Carnivore Initiative for Europe IUCN wyjaśnia, jak rozpoznać wilczą dezinformację.
Katarzyna Wiekiera: Pani Profesor, od kilku miesięcy media pełne są sensacyjnych artykułów dotyczących wilka, mowa nawet o atakach na ludzi – przyjrzymy się bliżej kilku doniesieniom. Ma Pani wiedzę dotyczącą zachowań dużych drapieżników i potrafi rozpoznać dezinformację. W marcu br. popularnością cieszyła się relacja z gminy Komańcza o ataku wilka na pracownika leśnego. „Pracownik leśny spacerował, spostrzegł leżące zwierzęta, kiedy zauważył, że podszedł do wilków, chciał je ominąć, ale było to niemożliwe, został otoczony przez cztery wilki, następnie te odsunęły się poza jednym” – tak zaczyna się ta relacja. Czy do wilków można podejść tak blisko, by je zaskoczyć?

Prof. Sabina Nowak: Znam treść notatki służbowej spisanej tego samego dnia przez urzędnika Urzędu Gminy Komańcza na podstawie relacji uczestnika zdarzenia i jej treść różni się znacząco od informacji medialnych. Wszystko wskazuje na to, że media bardzo nierzetelnie zrelacjonowały zdarzenie, zmieniając istotne fakty. Według notatki było tak: pod koniec lutego około 14:30 robotnik leśny wracał pieszo po pracy do wsi Smolnik i zauważył leżące na skraju lasu zwierzęta. Z oddali wydawało mu się, że to sarny, więc szedł dalej. W pewnym momencie, gdy jedno ze zwierząt wstało, zorientował się, że to wilk. Postanowił spłoszyć go głosem (brak informacji, jakie wydawał dźwięki). W reakcji na to podniosło się pięć kolejnych wilków, ten pierwszy zaczął podchodzić bliżej ze zjeżoną sierścią, a pozostałe spłoszone dźwiękami wydawanymi przez człowieka, schroniły się w lesie. Zatem uczestnik zdarzenia wcale nie został otoczony przez kilka wilków, które nie chciały ustąpić mu drogi, jak to sensacyjnie relacjonowały media, lecz zbliżył się do niego tylko jeden osobnik. Obserwacje wilków przechodzących lub żerujących na zdobyczach (sarnach, jeleniach czy dzikach) na terenach otwartych są częste, jednak w większości przypadków wilki nie są świadome, że my je widzimy. Wynika to z faktu, że wilki, podobnie jak ogromna większość ssaków, postrzegają świat innymi zmysłami niż ludzie. Podczas gdy my posługujemy się głównie wzrokiem, wilkom informacji o otoczeniu dostarcza głównie niezwykle czuły węch i słuch. Drapieżniki te widzą za dnia znacznie gorzej niż my. Jeśli się nie ruszamy, a nasz zapach nie dociera do wilczego nosa, bo wiatr wieje w innym kierunku, są nas w stanie zidentyfikować dopiero z odległości około 30-40 metrów. Na większy dystans widzą zaledwie zamazaną plamę.
Załóżmy, że między człowiekiem a wilkiem jest odległość 30-40 metrów, nasz zapach dociera tam, gdzie trzeba, i wilk może nas zidentyfikować, jak może przebiegać spotkanie?
W przeważającej liczbie przypadków – gdy mamy do czynienia z dzikim wilkiem – ucieknie. To nie będzie reakcja natychmiastowa, jak każde zwierzę, musi przeanalizować sytuację, ocenić ryzyko, po czym wycofa się. Reakcja wilka zależy od jego doświadczeń z ludźmi i jego wieku. Jak wskazują badania na wilkach z obrożami telemetrycznymi, młodociane osobniki uciekają mniej chyżo, bo z racji wieku są bardziej ciekawskie. Wilki dorosłe, które mają większe doświadczenie życiowe, są rodzicami, opiekują się potomstwem, są bardziej przezorne, wykazują szybsze reakcje ucieczkowe i na większy dystans.

Dlaczego większość wilków ucieka przed ludźmi?
Trudno tu mówić o instynktownym strachu przed ludźmi. Wilk to zwierzę socjalne, które od urodzenia uczy się od rodziców i starszego rodzeństwa, gromadzi też własne doświadczenia. Dorastając, w wyniku uczenia się i gromadzenia doświadczeń, staje się coraz bardziej nieufny w stosunku do ludzi. Ludzie generalnie są dla wilków dziwnymi istotami poruszającymi się na dwóch kończynach, pachnącymi obco, dziwnie i groźnie. Zdecydowanie różnią się pod względem zapachu od zwierząt, na które wilki nauczyły się polować od swoich rodziców i starszego rodzeństwa. Bezpośrednie spotkania z człowiekiem są zazwyczaj bardzo nieprzyjemne, a obdarzone kapitalną pamięcią wilki, zachowują o nich wspomnienia do końca życia. Zasadniczym jednak warunkiem tego uczenia się i zapamiętywania, jest pozostanie przy życiu.
Dlatego absurdalne jest rozpowszechniane przez niektórych twierdzenie, że zaprzestanie polowań na wilki spowodowało u nich utratę lęku przed ludźmi. Wystarczy spojrzeć na zachowania zwierząt należących do gatunków łownych, takich chociażby jak sarny, dziki czy lisy. Pomimo ogromnych, sięgających kilkaset tysięcy osobników, corocznych odstrzałów, żyją w bezpośrednim sąsiedztwie człowieka i nie są szczególnie bojaźliwe.
Wracając do historii z gminy Komańcza, jeden z wilków szykował się do ataku strosząc sierść, ale mężczyzna zdążył uciec na drzewo. Czy to brzmi wiarygodnie?
Mało wiarygodnie. Po pierwsze, trudno sobie wyobrazić, by wilk zamierzający zaatakować stojącego blisko człowieka, mógł mieć problem z jego dogonieniem. Wdrapanie się na drzewo wymaga czasu, a wilki są w stanie doskoczyć nawet na wysokość dwóch metrów. Jest to przecież drapieżnik wyspecjalizowany w polowaniu na zwierzęta szybsze i większe od siebie, i jednocześnie bardziej zwinne od ludzi. Zatem jeśli wilk faktycznie miałby zamiar ataku w opisanych okolicznościach, człowiek nie miałby szans na ucieczkę. Jeśli ten mężczyzna mówi prawdę i natknął się na wilki, a jeden z nich zamiast uciec zamierzał zaatakować, to mamy tu do czynienia z błędną interpretacją zachowania wilka, a nie z faktycznym zamiarem ataku. W mojej ocenie ten, który pozostał, najprawdopodobniej chciał sprawdzić z czym ma do czynienia.
„Nastroszył sierść i wyszczerzył zęby szykując się do ataku” – donosiły media.
Wilki identyfikują pojawiającego się intruza, w tym przypadku człowieka, przede wszystkim węchem, co wymaga wciągnięcia zapachu przybysza do nozdrzy oraz do tzw. organu Jacobsona – bardzo czułego narządu analizy intensywnych zapachów, który znajduje się u psowatych w komorze nosowej, ale jego wlot zlokalizowany jest na podniebieniu, tuż za górnymi siekaczami. Kiedy wilk, ale też pies, wciąga zapach dochodzący z oddali, unosi głowę, podciąga wargi i odsłania górne zęby, żeby wciągane powietrze przedostało się w odpowiednie miejsce. Jeśli zapach jest silny i niepokojący, charakterystycznie szczęka zębami, podobnie jak my, gdy jest nam zimno. Właściciele psów znają te zachowania, częste podczas spacerów z pupilami. Zjeżenie sierści było wyrazem strachu, jaki odczuwał wilk w sytuacji niespodziewanego spotkania z człowiekiem, który prawdopodobnie wydzielał ostry zapach. Zatem, jeśli cokolwiek się tam wydarzyło, to właśnie to – intensywne wywąchiwanie człowieka przez zaniepokojonego wilka.

Tymczasem, wyobraźnia autora relacji spowodowała, że zinterpretował sytuację jako bezpośrednie zagrożenie dla siebie i zareagował strachem oraz gwałtowną ucieczką. Nie można się mu dziwić, regularnie jesteśmy bombardowani przez media niezweryfikowanymi doniesieniami o atakach drapieżników na ludzi. Na stronach internetowych gmin pojawiają się alarmistyczne informacje o obserwacjach wilków w niedużej odległości od zabudowań, czy na polach i ostrzeżenia nieadekwatne do skali zagrożenia. Niektórzy myśliwi celowo podsycają budzący w ludziach strach, opowiadając z pozycji ekspertów, o bezpośrednim zagrożeniu dla ludzi, szczególnie dzieci i osób starszych.
A czy grupa rodzinna wilków mogła się rozdzielić? W relacji z Komańczy część wilków odchodzi a przy człowieku zostaje tylko jeden.
Z relacji nie wynika jaki był skład tej grupy, czy były to wyłącznie młodociane wilki z ubiegłego roku, a pozostał ten najbardziej ciekawski i najmniej przezorny, czy też para rodzicielska z młodymi, a pozostał dorosły osobnik, by sprawdzić jakie jest zagrożenie dla reszty. Poza naukowcami badającymi wilki, niewiele osób byłoby w stanie to ocenić. Wilki z jednej grupy rodzinnej późną zimą wyglądają bardzo podobnie, szczenięta są już sporej wielkości i na dodatek mają grubą zimową sierść. Autor tej relacji nie jest w stanie nic więcej powiedzieć niż to, że spotkał sześć wilków, z których pięć uciekło a jeden nie. W informacjach medialnych pojawiają się różne liczby wilków, cztery albo sześć, co wskazuje, że część dziennikarzy nie dotarła nawet do informacji źródłowej, zatem mamy do czynienia z ewidentnym nierzetelnym przekazem medialnym.
Historia z Komańczy kończy się wezwaniem pomocy telefonem, już z drzewa. Gdy kolega mężczyzny przyjechał na ciągniku, wilk uciekł. Dlaczego wilk uciekł przed drugim mężczyzną?
Nie sądzę, by była to prawda, że wilk tkwił pod drzewem do momentu przybycia pomocy. Przestraszonemu człowiekowi mogło się wprawdzie wydawać w stopniowo zapadającym zmroku, że wilk czyha gdzieś w pobliżu i dlatego bał się zejść z drzewa, ale jest to skrajnie nieprawdopodobne. Moim zdaniem wilki, które widział robotnik leśny były dziesięciomiesięcznymi szczeniętami, jeden z nich, ten najbardziej ciekawski podszedł bliżej, a potem, gdy człowiek wdrapał się na drzewo, dołączył do reszty. Tu raczej zadziałała wyobraźnia uczestnika zdarzenia, strach nie pozwalał mu zejść z drzewa i skłonił do wykonania telefonu do kolegi z prośbą o pomoc. Z taką wersją wydarzenia łatwiej też było uniknąć posądzenia o nadmierną, nieadekwatną do zagrożenia, reakcję.

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska potwierdziła, że w okolicy występują wilki.
I to jest prawda, w Bieszczadach wilki żyją od dziesięcioleci. Przetrwały tam nawet w okresie bezwzględnego zwalczania tego gatunku od połowy lat 50. do połowy lat 70 XX wieku. Opisywane zdarzenie miało miejsce w lutym, kiedy podrośnięte szczenięta często są zostawiane przy upolowanej przez dorosłe zdobyczy a para rodzicielska udaje się na kolejne polowanie. Młode czekając na powrót rodziców poznają okolicę, wychodzą na drogi, obserwują pracujących robotników leśnych, czy rolników – gromadzą w ten sposób doświadczenia na resztę życia, jeśli oczywiście dożyją do dorosłości. Takie zachowania powodują, że właśnie wśród najmłodszych wilków śmiertelność jest największa, giną na drogach, wpadają we wnyki, są ofiarami nielegalnych odstrzałów. To one też najczęściej pokazują się ludziom.
„W Gminie Komańcza odnotowano 12 podobnych incydentów” – kończy się tekst. Czy ma Pani wiedzę o 12 atakach wilków na ludzi? Ile naprawdę ich jest?
Inspektor ds. Obronnych, zarządzania kryzysowego i ochrony ludności gminy Komańcza od dwóch lat rejestruje informacje o interakcjach wilków i niedźwiedzi z ludźmi. W kwietniu br. gmina Komańcza wystąpiła do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska o zgodę na odstrzał interwencyjny wilków i otrzymała zgodę na zabicie trzech osobników. Jednak we wniosku gminy nie ma mowy o 12 podobnych incydentach, czyli o „zamiarach ataków na ludzi”, lecz o tym jednym. Ponadto wymieniono obserwacje wilków w pobliżu zabudowy oraz ataki na zwierzęta gospodarskie oraz psy, co nie stanowi zagrożenia dla ludzi. Zatem ktoś udzielił nieprawdziwej informacji.
Jedyne faktyczne ataki na ludzi, które miały miejsce w Polsce, dotyczą dwóch wilków w dwóch odległych miejscach kraju, mocno oswojonych i uzależnionych pokarmowo od ludzi, które pokąsały po nogach pięć osób w 2018 r. Oba zostały natychmiast odstrzelone za zgodą Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. W obu przypadkach współwinni są ludzie, którzy obserwując przez kilka miesięcy nieprawidłowe zachowania podrastających wilków nie alarmowali zawczasu regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, lecz nadal je dokarmiali i ignorowali niepokojące objawy habituacji u tych osobników.
Od 20 lat skrupulatnie analizujemy medialne doniesienia o „wilczych atakach”. To ulubiony temat mediów. Jeśli w tytule artykułu użyje się słowa „wilk”, w jakiejkolwiek odmianie i do tego dołoży się słowo „atak” wiadomo, że klikalność będzie wysoka, co przekłada się na dochody z reklam. To jest przepis na sukces także finansowy i portale używają go bezwzględnie, choć doskonale zdają sobie sprawę, że kreują w ten sposób fatalny, nieprawdziwy wizerunek wilka w społeczeństwie. Im więcej tego typu nierzetelnych relacji, tym gorzej dla drapieżników, bo ludzie zaczynają się coraz bardziej bać wilków i reagują paniką a także nienawiścią na ich obecność w pobliżu.
Od niedawna relacje ze spotkań z wilkiem trafiają do serwisu, prowadzonego przez myśliwych, który zlicza każdą relację powodując efekt przeskalowanego zagrożenia.
Ten serwis traktuje jako prawdziwą każdą niezweryfikowaną relację, zarówno te wygenerowane przez sztuczną inteligencję, jak i te nierzetelne, będące wynikiem nadmiernej wyobraźni lub strachu osoby, która opowiada o zdarzeniu. My zawsze, gdy to możliwe, staramy się przeprowadzić rozmowę z osobami, którzy relacjonują swoje spotkania z wilkami lub którym wydaje się, że spotkali wilka. Jeśli nie ma takiej możliwości, docieramy do urzędników gminnych lub regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, którzy rozmawiali z osobami zgłaszającymi takie przypadki, lub do notatek z takich rozmów. Pomaga nam to ocenić wiarygodność relacji, okoliczności zdarzenia, ale też prawdomówność danej osoby.
Taka szczegółowa ocena sytuacji wymaga jednak czasu. W przypadku wilków media spieszą się, by zdążyć z wypuszczeniem sensacyjnej informacji przed konkurencją, co uniemożliwia naukowcom i urzędnikom z regionalnych dyrekcji ochrony środowiska zbadać, co się stało. Prawda w takich sytuacjach nie ma znaczenia, liczy się news i jego zasięg. Następujące po jakimś czasie dementi dociera już tylko do garstki bardziej dociekliwych odbiorców.
Medialna nagonka na wilki powoduje, że ofiarą staje się cały gatunek.
Tak, cała populacja jest zagrożona, bo w wyniku zalewu nierzetelnych informacji rośnie akceptacja dla zmiany statusu prawnego wilków i powrotu tego drapieżnika na listę gatunków łownych. W związku z tym niektórym myśliwym bardzo zależy, by w mediach jak najczęściej pojawiały się takie sensacyjne doniesienia o atakach wilków na ludzi. Przez medialną nagonkę zwiększa się także akceptacja działań nielegalnych, takich jak zabijane wilków z broni palnej. Jest to widoczne nawet wśród przedstawicieli organów ścigania czy sędziów. Śledztwa w sprawach o kłusownictwo są najczęściej umarzane przez prokuratury, a tam, gdzie sprawcy są znani i dochodzi do rozprawy, nawet sędziowie wydają się podzielać pogląd, że wilk to gatunek nie zasługujący na ochronę.
Wskazuje na to chociażby przypadek zastrzelonego w zeszłym roku w Borach Tucholskich wilka Lego, który nosił obrożę telemetryczną założoną przez zespół naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego. Sędzia Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim już na pierwszej rozprawie usiłował zamknąć sprawę na korzyść myśliwego, który go zastrzelił i pomimo starań nie dopuścił naukowców z UG oraz ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, do udziału w rozprawie na prawach stron – to sytuacja niedopuszczalna.
Skazanie zaledwie ośmiu osób za zabicie wilków od 1998 r, kiedy wilk jest ściśle chroniony, przy ponad stu wilkach ginących rocznie od kul, sprzyja poczuciu całkowitej bezkarności wśród sprawców takich przestępstw.

Historię z Komańczy nagłośnił Instytut Analiz Środowiskowych, czyli think tank myśliwych. W kwietniu br. głośna była sprawa z Podlasia, w której wedle relacji mediów mężczyzna podczas spaceru z psem, spotkał dwa wilki i został zaatakowany przez jednego z nich. Czy to prawdopodobne, by wilk nie zaatakował psa? Jak wyglądają relacje między psami a wilkami?
W zdarzeniu z Podlasia, gdzie obecny był pies, to on powinien zostać zaatakowany w pierwszej kolejności, nie człowiek.
Psy są bezpośrednimi potomkami wilków i gdy biegają luzem w obrębie wilczych terytoriów, znakując teren moczem i odchodami, postrzegane są przez wilki jako intruzi i zagrożenie dla wilczych szczeniąt i zasobów pokarmowych. Dlatego podczas spotkań wilków z wałęsającymi się, lub biegającymi luzem psami, może dochodzić do agresywnych interakcji, pogryzienia a nawet śmierci psów. Psy, które regularnie wychodzą poza posesję i bez nadzoru człowieka penetrują środowisko, mogą sprowokować wilki do wizyty w gospodarstwie i do ataku, stwarzając też zagrożenie dla trzymanego tam inwentarza.
„Po psie został sam łańcuch” – to kolejny przykład informacji, która krąży po Internecie. Sumując je można by dojść do wniosku, że zginęło tysiące psów, a źródłem może być właśnie historia z Kaszub…
Faktycznie wilki w niektórych sytuacjach zabijają psy, ale jest to około 30 zwierząt rocznie, co przy ośmiu milionach psów w Polsce, kilkuset tysiącach psów wałęsających się w środowisku bez nadzoru właścicieli, i kilku tysiącach psów zabijanych przez pojazdy na drogach, nie jest liczbą wskazującą, że wilki stanowią istotne zagrożenie dla psów. Giną przede wszystkim psy, które pomimo obowiązujących w Polsce dość restrykcyjnych przepisów, nakładających na właścicieli obowiązek ścisłego nadzoru nad swoimi psami, są wypuszczane poza gospodarstwo celowo, lub wychodzą same przez nieszczelne ogrodzenia, ewentualnie są wiązane na łańcuchach na nieogrodzonych podwórkach. Właściciele ci, pomimo wiedzy o obecności wilków w sąsiedztwie, nie dbają o bezpieczeństwo swoich psów i ich dobrostan i dopiero wtedy, gdy zwierzę ginie, wszczynają alarm lub informują media.
W lutym br., na Kaszubach przechodzące polną drogą wilki zostały oszczekane przez uwiązanego na łańcuchu psa na posesji. Wilki, ewidentnie sprowokowane tym zachowaniem, weszły przez szeroko otwartą bramę na podwórko i zabiły nie mogącego uciekać psa. Jednak ataki na psy nie powinny być interpretowane jako wstęp do ataków na ludzi. Agresywne interakcje pomiędzy psami a wilkami wynikają głównie z tego, że dla wilków zachowanie psa jest prowokacyjnym naruszeniem ich terytorium i ważnych zasobów.

Czy widać jakieś typowe schematy w treści fake newsów?
Analizując przez wiele lat przypadki wilczej dezinformacji zauważyłam, że pojawiają się serie newsów o zaskakująco podobnym schemacie. Jakiś czas temu częste były doniesienia o atakach wilków na ludzi, którzy zajęci byli prowadzeniem jakiś prac. np. na cmentarzu, w ogródku, przy naprawie uli lub podczas schodzenia po drabinie z ambony. Wilk w tych relacjach zawsze atakował człowieka od tyłu i tylko plecak lub narzędzie, typu motyka trzymane w dłoni, ochroniło ofiarę ataku przed zranieniem. W tych relacjach nigdy nie było ran, bo człowiek zawsze dawał sobie radę – ten schemat pojawiał się w relacjach z całej Europy. W Large Carnivore Initiative for Europe, międzynarodowej grupie naukowców i ekspertów zajmujących się dużymi drapieżnikami w Europie, której jestem członkinią, porównujemy pojawiające się w mediach sensacyjne informacje o atakach wilków na ludzi, stąd widzimy te podobieństwa. Wszystko wskazuje na to, że twórcy takich informacji z różnych krajów, dzielą się pomysłami na fake newsy, a scenariusz zdarzenia jest adaptowany do lokalnych okoliczności. Niemiecka wersja ataku wilka od tyłu na człowieka czyszczącego grób rodzinny i broniącego się motyką, miała wkrótce wersję polską z człowiekiem remontującym ule w ogrodzie i broniącym się deską. Interesujące jest to, że w obu najnowszych przypadkach, czyli w Bieszczadach i na Podlasiu mamy relacje idących ludzi, którzy napotykają leżące wilki, reagujące na przybysza agresją.
W historii z Podlasia nieprawdopodobne jest to, że wilki nie zaatakowały psa, co budzi wątpliwości?
Tak, to jest bardzo mało prawdopodobne, by pies nie został jako pierwszy zaatakowany przez wilki. Rozmawiałam blisko godzinę z człowiekiem, którego historię, bez wcześniejszej weryfikacji, podały media. Dowiedziałam się, że jego pies – niewielki kundelek nie został nawet draśnięty. Zadałam mu szereg pytań, które pozwoliły mi ocenić, czy potrafi rozpoznać wilka i odróżnić go od psa. Jest to ważne, gdyż w Polsce co roku dochodzi do około 20 tysięcy ataków psów na ludzi, z czego w 5 tysiącach przypadków pogryzieni ludzie zgłaszają się do szpitali na szczepienia przeciwko wściekliźnie, co wskazuje, że nie znają właściciela psa, lub nie mają pewności czy pies był szczepiony. W blisko 4 tysiącach przypadków, pogryzienia są poważne. Zastanowiło mnie to, że poszkodowany zgłosił się do lekarza dopiero na trzeci dzień po zdarzeniu, a do szpitala na czwarty, a przecież w społeczeństwie rozpowszechnione jest przekonanie, że pogryzienie przez wilka grozi zarażeniem się wścieklizną.
Na podstawie uzyskanych odpowiedzi upewniłam się, że jeśli poszkodowany został faktycznie zaatakowany przez jakieś psowate, to nie były to wilki. Mimo to relacjonował z uporem, że po odparciu ataku jednego wilka, pogryzł go drugi wilk.
To, że na Podlasiu nie doszło do spotkania z wilkiem, potwierdził także Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska.
Niestety wersję z wilkami uwiarygodnił w mediach powiatowy lekarz weterynarii, który nie miał dostatecznej wiedzy o tym zdarzeniu, nie rozmawiał z poszkodowanym, nie widział ran. Byłam zaskoczona łatwością z jaką opinię o zdarzeniu wyraził ten urzędnik. Ja bym nie śmiała udzielać komentarzy w mediach, bez wcześniejszego zapoznania się z faktami i skonfrontowania ich z moją dotychczasową wiedzą, wynikająca z blisko 30 lat badań nad wilkami.
W tym przypadku pogryzienie przez wilka wykluczał także wygląd ran, które widziałam na dostarczonych mi zdjęciach. To były dwie rany wysoko na udzie, z czego jedna bardzo głęboka i mocno krwawiąca. Ich kształt, układ, ale też odległość nie wskazywały na ugryzienie przez zwierzę, które ma cztery duże kły i dwanaście siekaczy z przodu pyska. Na ciele nie było żadnych śladów po tych zębach, które musiałyby się odbić przy uchwycie na tyle silnym, by powstały tak głębokie rany, nawet przez spodnie. Rozległy bezkształtny siniec, który pojawił się w okolicy ran później, wskazywał raczej na upadek na coś ostrego i cienkiego, np. na wystające z ziemi zdrewniale pędy lub leżące gałęzie.
W ogóle nie doszło do pogryzienia?
Moim zdaniem nie, ponieważ wygląd ran i sińca na to nie wskazywał.
Szkoda, że nikt nie zdementował podanych informacji. Ani to nie był wilk, ani nawet pogryzienie. W tym samym artykule przeczytałam, że sołtyska widziała grupę rodziną wilków (padło słowa wataha) liczącą 44 osobniki, czy to możliwe?
Tę informację podała pani sołtys powołując się nie na osobiste doświadczenie, ale na relację znajomego z sąsiedniej wsi. To pokazuje tylko jak działa plotka.
Nie wierzy Pani, że ktoś szybko policzył grupę wilków liczącą dokładnie 44 osobniki?
Źródło o zaskakująco dużej liczbie wilków w grupie można znaleźć w rosyjskich serwisach, gdzie ta fake’owa informacja pojawiła się po raz pierwszy kilka lat temu. Od tej pory krąży w przestrzeni publicznej i świadomości ludzi tak, jak krążą nawet najmniej prawdopodobne plotki.
Ile tak naprawdę liczy typowa rodzina wilków w polskich lasach i z czego składa się taka grupa?
Mamy bardzo dużo danych z wielu lat i różnych terenów badań i wiemy, że średnio to jest około 6 osobników w zimie. Składa się na nią para rodzicielska, jedno-dwoje roczniaków, plus najmłodsze potomstwo. Grupa jest większa latem, po urodzeniu się szczeniąt i grupa powiększa się do 10, maksymalnie 12 osobników. Większa liczebność jest skrajnie rzadka i szybko ulega zmniejszeniu.
Czy wilcze rodziny toczą między sobą walki o teren i jak wygląda taka rywalizacja w praktyce?
Tak, bo wilcze grupy rodzime są ściśle terytorialne, co oznacza, że aktywnie bronią swoich terytoriów. Te sąsiedzkie interakcje bywają bardzo zażarte. Jeśli jedna grupa rodzinna zwiększy liczebność bardziej niż druga, będzie próbowała przejąć część zasobów sąsiada. Wojna między dwiema wilczymi rodzinami może być naprawdę ostra, to jeden z głównych czynników naturalnej śmiertelności dorosłych wilków. To jest rzecz ważna, o której trzeba pamiętać – liczba wilczych rodzin w obrębie danego kompleksu leśnego nie może zwiększać się nadmiernie, bo każda z nich potrzebuje bezpiecznego dystansu pomiędzy swoim miejscem rozrodu, a terytorium sąsiadów. Szczenięta są najważniejszym zasobem, który trzeba chronić przed wilczymi sąsiadami, ale też psami. W jednym kompleksie leśnym nie jest w stanie się zmieścić więcej niż adekwatna do powierzchni obszaru wielokrotność tych około 300 km2, które grupa potrzebuje do życia.
Czy wilki migrują z powodu zagęszczenia populacji?
Główny powód dyspersji, bo tak nazywamy wilcze wędrówki, to dojrzewanie. Migrują ptaki, bo co roku odlatują na zimowiska i wracają na miejsca rozrodu, wilki nie wracają. Kiedy wilki dorastają, mają 1,5-2 lata, zaczynają dojrzewać płciowo. Tymczasem w grupie rodzinnej, gdzie są tylko ich rodzice i rodzeństwo, nie mogą się rozmnażać, bo instynktownie unikają wsobnego krzyżowania, czyli pomiędzy blisko spokrewnionymi osobnikami. Dojrzały płciowo wilk, żeby znaleźć niespokrewnionego partnera odchodzi od rodziny, a jego dyspersja sięga od kilkudziesięciu do nawet 1000 kilometrów.
Wpływ człowieka na środowisko i powodowana przez nas śmiertelność jest tak duża, że wilkowi musi być ciężko przeżyć wędrówkę, znaleźć partnera i teren do życia. To nie jest świat dla wilków…
Wysoka śmiertelność wilków w Polsce nie jest tylko problem nielegalnych odstrzałów czy wnykarstwa, ale śmiertelności powodowanej przez ludzi przypadkowo. Sporo wilków podczas dyspersji ginie w wypadkach na drogach.
Ze znajomego świata 300 kilometrów kwadratowych rodzinnego terytorium młode wilki muszą ruszyć w obcy im świat, nie mając nawigacji satelitarnej, nie wiedząc gdzie są ludzkie miasta, gdzie i kiedy napotkają ruchliwą drogę. Nie zawsze po nocnej wędrówce udaje im się znaleźć bezpieczne ukrycie na dzień. Więc bywa, że są obserwowane przez ludzi za dnia. Idą zwykle w jednym kierunku, niechętnie zbaczają z obranego kursu, co powoduje, że trafiają na tereny zabudowane i wpadają w tarapaty, np. pojawiają się w środku miasta o poranku, co nie umyka wyśmienitemu ludzkiemu wzrokowi no i smartfonom. Wilki starają się jak najszybciej wydostać z takich miejsc, ale nie jest to łatwe dla przestraszonego zwierzęcia.
Dzięki ogromnej inteligencji i plastyczności wilki, podobnie jak wiele innych gatunków zwierząt, są w stanie przystosować się i przetrwać w środowisku zdominowanym przez człowieka, jednak pod warunkiem, że jest tam bezpieczne ukrycie dla szczeniąt i dostatecznie dużo jedzenia, szczególnie dzikich zwierząt kopytnych, a tych na polach sąsiadujących z lasami nie brakuje.

W mediach wiele jest także doniesień o zagryzieniu zwierząt hodowlanych przez wilki. Na ile wilki są zagrożeniem dla hodowców bydła czy owiec?
Jeśli chodzi o szkody w inwentarzu powodowane przez wilki, rzeczywistość nie wygląda tak dramatycznie jak to media i niektórzy politycy relacjonują. Politycy mocno wyolbrzymiają poziom drapieżnictwa wilków na inwentarzu, i nie jest to wyraz troski o hodowców, ale walka o głosy wyborców (przede wszystkim myśliwych i mieszkańców wsi), a także próba wykreowania tematu zastępczego w obliczu wielokrotnie większych zagrożeń dla hodowców inwentarza związanych z nasilającymi się epidemiami chorób inwentarza. W porównaniu z innymi czynnikami śmiertelności zwierząt hodowlanych, śmierć wskutek ataku wilków to 0,08% wszystkich upadków bydła w polskich gospodarstwach, około 0,24% padnięć cieląt oraz 2-3% śmiertelności owiec.
Bydło czy owce giną głównie z powodu chorób, czy złych warunków utrzymania. Dla przykładu, u owiec śmiertelność jagniąt z tych względów wynosi 10% urodzonych zwierząt, a spośród 2 milionów cieląt, które rodzą się co roku w polskich hodowlach bydła, około 140 tysięcy umiera powodując straty wielkości co najmniej 100 mln zł. U naszych najbliższych sąsiadów (Słowacja i Niemcy) pojawiła się w 2025 r. pryszczyca, najpoważniejsze zagrożenie dla bydła i owiec, a działania zapobiegawcze, w tym kontrole na przejściach granicznych pochłaniają miliony złotych.
Wilki zabijają rocznie 330-350 cieląt i jałówek, około 1400 owiec, 350-400 danieli i jeleni fermowych, kilkadziesiąt kóz, a suma odszkodowań za szkody powodowane przez wilki wśród wszystkich zwierząt hodowlanych, to około 3 mln zł.
W ostatnich latach narasta problem afrykańskiego pomoru świń (ASF), w jego wyniku uśmiercono w 2024 r. ponad 27 tysięcy świń w 44 hodowlach. Koszty jego zwalczania to około 200 mln zł rocznie, w tym ponad połowę pochłaniają środki wypłacane myśliwym za zabijanie setek tysięcy dzików, a spore są też kwoty na odszukiwanie dzików padłych na ASF i ich utylizacji. Ponadto na fermach drobiu szaleje ptasia grypa, która już w tym roku spowodowała śmierć ponad 8 mln drobiu, natomiast rzekomy pomór drobiu doprowadził do zabicia 3,5 mln ptaków hodowlanych.
W stosunku do strat w inwentarzu wywoływanych chorobami i zaniedbaniami, które dotyczą tysięcy sztuk bydła i świń oraz ponad 10 milionów ptactwa, czy też ogromnych środków wydawanych z budżetu państwa na zwalczanie chorób, szkody powodowane przez wilki są nieistotne zarówno pod kątem finansowym, jak i dla przetrwania hodowli inwentarza w Polsce. Jednak wilk w porównaniu do wirusa śmiertelnej choroby wydaje się mieć ogromną przewagę wizerunkową, ma spore zęby i nadaje się idealnie na wspólnego, jednoczącego różne środowiska wroga, z którym należy walczyć wszelkimi dostępnymi metodami.
Jakie możliwości mają hodowcy, by zadbać o swoje zwierzęta?
Metody, które są w stanie mocno zminimalizować zagrożenie dla inwentarza ze strony wilków, ale też psów, to pastuchy elektryczne, fladry i psy stróżujące. Nie polecamy ogrodzeń z siatki, bo wilki i psy dobrze się podkopują, wykorzystując każdą większą lukę pod ogrodzeniem, no i wysoko skaczą, a nawet wdrapują się po ogrodzeniu. Znacznie skuteczniejsze są pastuchy elektryczne, nawet najprostsze, ale w połączeniu z prawidłowo rozwieszonymi fladrami. Najlepiej przystosowany do ochrony zwierząt hodowlanych jest owczarek podhalański. Dorosły osobnik jest zazwyczaj większy i cięższy od wilków. Samiec może ważyć 60-70 kg, dorosły wilk maksymalnie 45 kilogramów. Wilków o większej masie nie zarejestrowaliśmy, a w bazie mamy parametry kilkuset osobników zabitych na drogach, ale też odłowionych do badań telemetrycznych. Owczarki podhalańskie wspaniale spełniają swoją rolę. Polecamy je i inne wyżej wymienione metody w naszym „Poradniku ochrony zwierząt hodowlanych przed wilkami” (Sabina Nowak, Robert W. Mysłajek, Stowarzyszenie dla Natury „Wilk, Twardorzeczka 2020).
Natomiast w poradniku „Po sąsiedzku z wilkami” (Sabina Nowak, Robert W. Mysłajek, Stowarzyszenie dla Natury „Wilk, Twardorzeczka 2024) radzimy jak unikać konfliktów z tymi dużymi drapieżnikami.
Również zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę publikację i do zdobywania wiedzy, która pomaga oswoić lęki. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Sabina Nowak – absolwentka biologii na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, doktor habilitowana nauk biologicznych. Interesuje się problemami ochrony dużych ssaków drapieżnych, a zwłaszcza wilka. Jest autorką wielu opracowań, artykułów naukowych i popularnych, a także kilku książek poświęconych drapieżnikom. Na początku lat 90. była pierwszą prezes Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, koordynowała ogólnopolską kampanię na rzecz ochrony wilka i rysia, a także kampanię na rzecz objęcia całej polskiej części Puszczy Białowieskiej ochroną w formie parku narodowego. W 1996 r. zainicjowała powstanie Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, jego wieloletnia prezeska. Członkini Species Survival Commission IUCN (Wolf Specialists Group IUCN oraz Large Carnivore Initiative for Europe), Państwowej Rady Ochrony Przyrody, polsko-niemieckiej grupy roboczej ds. wilka. Pracuje w Zakładzie Ekologii na Uniwersytecie Warszawskim. Za swoją działalność na rzecz ochrony przyrody była kilkakrotnie nagradzana.