Co z Parkiem nad Wisłą?
Od lat system obszarów chronionych Polski stopniowo, choć coraz wolniej i z rosnącymi oporami samorządów lokalnych, wypełnia się kolejnymi rezerwatami, parkami krajobrazowymi i narodowymi. Obszary sieci Natura 2000 w znacznym, ale niewystarczającym stopniu uzupełnią część luk w tym systemie. Jedną z nich jest Dolina Środkowej Wisły, która weszła w skład sieci jako obszar ochrony specjalnej ptaków, ciągnący się od Puław do Płocka. Parę lat wcześniej na tym odcinku rzeki utworzono kilka rezerwatów przyrody. Istniało spore prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie ochrona południowego fragmentu wiślanej ostoi, znajdującego się między Puławami a ujściem Świdra pod Warszawą, zostanie wzmocniona poprzez utworzenie tam parku krajobrazowego.
Przyrodnicy liczyli, że Park Krajobrazowy Doliny Środkowej Wisły, bo takim mianem jest określany, powstanie jeszcze w roku 2005. Wojewodowie i wojewódzcy konserwatorzy przyrody w Warszawie i Lublinie podjęli wtedy decyzje o jego utworzeniu. Wszystkie wymagane w tej sprawie dokumenty zostały przygotowane, zaś latem 2005 r. do przejścia pozostał najtrudniejszy etap, czyli konsultacje z radami gmin. Te w myśl zapisów ustawy o ochronie przyrody muszą odpowiednimi uchwałami wyrazić zgodę na powstanie parku. Bez tego żaden park czy rezerwat przyrody nie powstanie w dzisiejszych realiach. Gdy w czerwcu rozmawialiśmy z Jackiem Engelem, koordynatorem programu „Wody śródlądowe”, realizowanego przez WWF, był on dobrej myśli co do opinii rad.
WWF już od kilku lat prowadzi prace, których rezultatem ma być efektywna ochrona nadwiślańskiej przyrody. W 2004 r. organizacja ta przeprowadziła pierwsze spotkania z samorządami i wynikało z nich, że zdecydowana większość samorządowców odniosła się do pomysłu pozytywnie. Być może dlatego, że WWF stara się pokazać dobre strony istnienia parku, czyli szanse na rozwój obszaru i przyciągnięcie turystów w ten rejon. Według Jacka Engela, istnienie obszaru chronionego nie tylko zwiększa atrakcyjność turystyczną, ale również ułatwia sprzedaż miejscowych produktów i przyczynia się do rozwoju lokalnej gospodarki. Zresztą dowody na to już istnieją gdzie indziej. Wystarczy wspomnieć o Biebrzy, Narwi, Puszczy Białowieskiej czy funkcjonującym od niedawna Parku Narodowym „Ujście Warty”. Istnienie obszarów chronionych jest faktyczną szansą zarówno dla tamtych miejsc, jak i dla środkowej Wisły, nad którą przemysł nie rozwinął się przez tyle dziesięcioleci, więc i teraz nie można na to liczyć.
Gminne dyskusje
Mimo wszystko, wiadomym było, że rozmowy z radami nie będą zadaniem łatwym, ponieważ projektowany park ma obejmować zasięgiem ponad 20 gmin w 8 powiatach, a sceptyczne głosy na jego temat pojawiały się od dawna. Dowodem na to dyskusja, która miała miejsce wiosną 2005 r. w gminie Sobienie-Jeziory (powiat otwocki), zanim do rady trafił projekt parku. W czasie sesji jeden z radnych opowiadających się za powstaniem prywatnego lotniska i kompleksu rekreacyjnego z polami golfowymi na obszarze chronionego krajobrazu i w projektowanej ostoi sieci Natura 2000 Bagno Całowanie i na terenie projektowanego Parku Krajobrazowego Doliny Środkowej Wisły zarazem, zapytał, jak mają żyć mieszkańcy gminy, skoro z jednej strony nad Wisłą, a z drugiej na Bagnie Całowanie istnieją lub mają powstać ostoje Natura 2000, poza tym od lat funkcjonuje już jeden park krajobrazowy (Mazowiecki), a planuje się drugi (nad Wisłą właśnie), a wszystkie pozostałe tereny w gminie to obszar chronionego krajobrazu. Do tego bobry i krety ryją wały przeciwpowodziowe, a na przedwiośniu woda wylewa z niekonserwowanych rowów melioracyjnych, zalewając ludziom piwnice. To, że ochrona przyrody stoi w konflikcie z codziennym życiem radnego i wszystkich pozostałych radnych tej gminy, było dla nich oczywiste. Oczywiste było również to, że nie kto inny, lecz właśnie oni, jako długoletni mieszkańcy tej nadwiślańskiej gminy, mają patent na wiedzę o tym, co trzeba zrobić z Wisłą (umacniać wały, przeganiać zwierzęta, regulować, pogłębiać, budować ostrogi itp.) i torfowiskami (odwodnić), by powodowały jak najmniej „problemów”.
W owej dyskusji argumenty przyrodników dotyczące retencji, ochrony przeciwpowodziowej itp., nie trafiały do radnych zupełnie. Dowiedli tego dobitnie, odrzucając jednogłośnie uwagi Stowarzyszenia Chrońmy Mokradła do zmiany „Studium uwarunkowań i kierunków rozwoju gminy Sobienie-Jeziory”, zapalając jednocześnie zielone światło inwestorowi, który nie ukrywa, że przy budowie lotniska i pól golfowych zamierza dokonać znacznego odwodnienia terenu, również na obszarze projektowanej ostoi Natura 2000 Bagno Całowanie, znajdującej się w pradolinie Wisły. Przywołany tu przykład jednej z gmin jest o tyle znamienny, że jeszcze dziesięć lat temu w podobnym (a jakże różnym zarazem) projekcie studium dla tej gminy, znalazł się zapis o konieczności powołania nad Wisłą parku narodowego (!), a w lasach wschodniej części gminy drugiego parku krajobrazowego (pierwszy istnieje od 1986 r.).
Nowe podejście do ochrony przeciwpowodziowej
O tym, że Wisła środkowa powinna być chroniona, mówi się od kilkudziesięciu lat. W latach 80. i na początku 90. minionego stulecia, postulaty przyrodników koncentrowały się na tworzeniu tu dwóch najwyższych form ochrony przyrody, a więc jak największej liczby rezerwatów, a docelowo parku narodowego. Ten ostatni został swego czasu zapisany w strategii rozwoju województwa mazowieckiego. Jednak mniej więcej przed dziesięciu laty administracja rządowa dość jasno dała do zrozumienia, że park narodowy nad Wisłą praktycznie nie ma szans na powstanie, przynajmniej nie w najbliższych latach. Oficjalnie mówiło się o braku na ten cel funduszy w budżecie państwa, a nieoficjalnie o zdecydowanym sprzeciwie lobby hydrotechnicznego.
Wersja nieoficjalna była zapewne bliższa prawdzie, bo po kilku kolejnych latach okazało się, że na inwestycje hydrotechniczne, a konkretnie na nową zaporę w Nieszawie, rząd potrafi znaleźć środki, i to nie małe, bo aż 150 mln zł. Koncepcja forsowana przez ówczesnego Ministra Środowiska, Antoniego Tokarczuka, miała być najlepszym lekarstwem na zagrożenia ze strony będącej w złym stanie technicznym zapory we Włocławku. Na szczęście posłowie odrzucili ten pomysł. Z pewnością duży na to wpływ miały protesty organizacji pozarządowych i przygotowany przez ekspertów, na zlecenie WWF, raport wskazujący, że istnieją dużo tańsze rozwiązania zmniejszające zagrożenie ze strony Włocławka, a przy tym znacznie bardziej przyjazne przyrodzie. Przy tej okazji, zainteresowani ochroną wiślanej przyrody w jaskrawy sposób przekonali się, że wielu naukowców-hydrotechników zdecydowanie opowiada się przeciw budowie nowych tam na rzece. Jednak ich zdanie nie miało, a w wielu przypadkach w dalszym ciągu nie ma, większego znaczenia dla hydrotechników-urzędników.
W tym miejscu dochodzimy do kwestii całościowego spojrzenia na sposób wykorzystania rzeki i ochronę przeciwpowodziową zurbanizowanych terenów wzdłuż niej. Funkcjonujący od dziesięcioleci pogląd, że jedyną ochroną przed wezbraniami rzeki jest regulacja i obwałowanie jej koryta, nie sprawdził się. Powtarzające się powodzie są tego najlepszym dowodem, tym bardziej, że dochodzi do nich również na silnie przekształconych odcinkach rzeki. Oczywiście przeciwnicy takiego spojrzenia na sprawę powiedzą, że gdyby uregulować Wisłę na całej długości i zrobić to samo z jej dopływami, zagrożenie zmniejszyłoby się znacznie. Może tak, a może nie, ale chyba ważniejszym argumentem jest w tym przypadku ten, że regulacja i zabudowa rzeki i jej dopływów w całości, jest nierealna ze względu na koszty (oczywiście pomijam w tym momencie straty przyrodnicze, jakie wówczas by powstały).
Dlatego nie ulega wątpliwości, że potrzebne jest nowe podejście do ochrony przeciwpowodziowej nad Wisłą i istnieje możliwość, by park krajobrazowy stał się polem do jego realizacji. Taką przynajmniej propozycję złożył WWF, który opracował koncepcję zrównoważonego rozwoju i ochrony rzeki. W skrócie mieści się ona w haśle „przestrzeń dla rzeki to bezpieczeństwo dla ludzi” i polega na odsuwaniu wałów od rzeki wszędzie tam, gdzie jest to możliwe oraz na rozbieraniu wałów i tworzeniu polderów zalewowych na niezurbanizowanych fragmentach doliny. Zresztą nie jest to propozycja autorska, lecz oparta na istniejącym, acz nie zrealizowanym pomyśle „Hydroprojektu”. Na odcinku planowanego parku krajobrazowego istnieje możliwość stworzenia 5 polderów, których łączna powierzchnia zajęłaby ok. 1640 ha. Ponadto przyrodnicy proponują odsunięcie od rzeki wałów na odcinku kilku kilometrów oraz stworzenie 60 km tzw. kanałów ulgi, które odprowadzałyby wody powodziowe w rejony mogące przyjąć jej nadmiar z Wisły bez większej, a może nawet żadnej szkody dla ludzi.
Połączyć wodę z ogniem
To nie wszystko. Rolą powstającego parku krajobrazowego powinno być, prócz ochrony przyrody, również łączenie lokalnych samorządów po obu brzegach rzeki. Mając na uwadze, że docelowo park powinien mieć powierzchnię ponad 100 tys. ha, nie będzie to łatwe zadanie, dlatego konieczne jest utworzenie sprawnej dyrekcji parku, która mogłaby w pełni zrealizować taki zamiar. Jednak obecnie w całym kraju dostrzegalna jest niebezpieczna tendencja przyłączania nowych parków do zarządów i dyrekcji parków już istniejących, bez odpowiedniego zwiększania liczby etatów i środków finansowych na ich działanie. W ten sposób nie jest możliwe skuteczne realizowanie nawet część zadań stawianych przed nowymi parkami. A w przypadku parku nad Wisłą będzie miało to szczególne znaczenie, ponieważ powstanie on na obszarze, na którym ściera się wiele interesów i racji. Z pewnością każde potknięcie służb i organów ochrony przyrody będzie tu skwapliwie wykorzystywane przez przeciwników, by pokazać, że koncepcja jakiejkolwiek ochrony wiślanego ekosystemu jest błędna.
Pytaniem już stawianym, ale na razie pozostającym bez odpowiedzi, jest również to, jak daleko możliwa będzie ingerencja w przyrodę lub jak duże będą możliwości korzystania z jej zasobów. Skoro park ma łączyć, a przy tym wpływać na rozwój skupionych w nim gmin, z pewnością konieczne staną się działania nie mieszczące się dla wielu osób w obecnych kanonach ochrony przyrody. Stąd niezmiernie trudne, ale i bardzo ważne dla powodzenia przedsięwzięcia będzie wyważenie potrzeb ochrony przyrody i lokalnych społeczności. Z całą pewnością przed przyszłą dyrekcją parku oraz wojewódzkimi konserwatorami przyrody w Warszawie i Lublinie, stanie problem budowy nowych mostów lub otwierania wodnych tras turystycznych (kajakowych i dla statków). Jacek Engel uważa, że jeśli takie inwestycje zostaną odpowiednio zaprojektowane, to powinno znaleźć się dla nich miejsce również w parku krajobrazowym. Według niego, ochrona przyrody musi służyć ludziom i jeśli dostrzegą walory przyrodnicze miejsca, w którym mieszkają i zaczną czerpać z nich korzyści, to zadbają również o to, by przyrodzie nie stała się krzywda, będą ją wspierać. Oczywiście istnieją granice ingerencji i trzeba od razu wyraźnie powiedzieć, że Wisła nie będzie rzeką żeglowną i nie można zrobić z niej kanału. Czym innym są małe statki turystyczne, których rejsy mogłyby odbywać się między Kozienicami a Kazimierzem, czym innym zaś duże barki transportowe. Poza tym jeśli Wisła ma przyciągać turystów, to musi być rzeką dziką, a nie uregulowaną. Nie wolno jednak zapomnieć o tym, że oparcie ochrony przyrody na samych „barierach” prowadzi do tego, iż ludzie stają się jej przeciwnikami.
Parkowe wartości
W tym miejscu warto powiedzieć kilka słów o walorach przyrodniczych i kulturowych przyszłego parku krajobrazowego. Jest ich tak wiele, że dałoby się nimi obdarzyć niejeden park krajobrazowy, a nawet narodowy. Środkowa Wisła jest rzeką unikalną w skali całego kontynentu. Stwierdzono tu aż 27 typów siedlisk chronionych, 85 gatunków roślin znajdujących się pod ochroną częściową bądź ścisłą i 150 lęgowych chronionych gatunków ptaków. Poza tym występuje tu 21 chronionych gatunków płazów i gadów oraz 46 (w tym 13 pod ochroną) gatunków ryb i minogów. Dla ich ochrony zaproponowano utworzenie w granicach parku krajobrazowego 12 nowych rezerwatów przyrody, 7 zespołów przyrodniczo-krajobrazowych i 20 użytków ekologicznych.
Przyroda nie jest jednak jedynym bogactwem tego obszaru. Na terenie lub w pobliżu projektowanego parku znajduje się duża liczba zabytkowych budowli, a niektóre z nich, jak np. kościół w Karczewie, są zabytkami klasy 0. Warto wymienić przynajmniej najważniejsze obiekty, które mogą stać się atrakcją i magnesem ściągającym turystów nad środkową Wisłę. Są nimi: pałac na wyspie w Otwocku Wielkim, kościół i stara zabudowa w Karczewie, zamek w Czersku, kościoły i klasztor w Górze Kalwarii, pałac w Sobieniach Szlacheckich, kościół w Mariańskim Porzeczu, ratusz w Maciejowicach, pałac i ruiny zamku w Podzamczu, pałac w Kozienicach, dwór w Czarnolesie, twierdza w Dęblinie czy pałac w Puławach. Na tym terenie zachowało się również wiele dworów oraz typowo mazowiecki krajobraz z wierzbami i stogami siana. Dla wielu mieszkańców miast, a to głównie oni stanowią dziś trzon turystów odwiedzających tereny chronione, wyeksponowanie wszystkich tych atrakcji w folderach, przewodnikach czy programach telewizyjnych z pewnością będzie wystarczającą zachętą do odwiedzenia Parku Krajobrazowego Wisły Środkowej.
Latem 2005 r., sprawa powołania parku nabrała rozmachu. Władze województwa mazowieckiego rozesłały do samorządów gminnych projekt rozporządzenia w sprawie utworzenia Parku Krajobrazowego Dolina Środkowej Wisły. Do rozporządzenia dołączono obszerne opracowanie, przygotowane na zlecenie WWF Polska przez zespół specjalistów. Stało się ono podstawą prac nad formalnym utworzeniem parku krajobrazowego między Warszawą a Puławami. Z opracowania jasno wynika, że obszar proponowany do ochrony to nie tylko dzika, doskonale zachowana przyroda, ale również tereny zamieszkane przez ludzi i licznie zachowane dobra kultury materialnej, które w większości przypadków wymagają większego wyeksponowania. Dokumentacje do uzgodnienia otrzymały wszystkie gminy i do końca września decyzje na „tak” lub „nie” dla parku podjęły cztery z nich. Za były Trojanów i Sieciechów, przeciw Osieck i Sobienie-Jeziory. W innych gminach trwały konsultacje, rozmowy i wyjaśnienia. Niestety ujawniły one, jak wiele jest do zrobienia, aby zmieniło się podejście urzędników i samorządowców do spraw ochrony przyrody. Dla części z nich dziedzina ta wciąż jest kulą u nogi, a obecność nieuregulowanych rzek, mokradeł i rzadkich gatunków jest jedynie dowodem zacofania. Niestety władze wojewódzkie niewiele robią, by to przekonanie zmienić. Być może dzieje się tak również dlatego, że zbyt wielu osobom odpowiedzialnym za ochronę przyrody na szczeblu krajowym i wojewódzkim brakuje serca do tego, co robią. Taką opinię ma w każdym razie o nich część przyrodników skupionych w organizacjach pozarządowych, które w znacznej mierze wyręczają organy państwa w ich obowiązkach. A według oczekiwań wielu z nich, od przynajmniej kilkunastu lat do takich obowiązków należało m.in. sporządzenie projektu i doprowadzenie do powstania jednego z najcenniejszych obszarów chronionych w Polsce, czyli parku nad Wisłą.
W 1993 r. prof. Romuald Olaczek, ówczesny Przewodniczący Państwowej Rady Ochrony Przyrody, zwracał się do ministra ochrony środowiska z prośbą o przyspieszenie realizacji parku krajobrazowego i 18 rezerwatów przyrody nad Wisłą oraz o wystąpienie o włączenie ich do obszarów konwencji Ramsar. Przyspieszenia nie było, a najważniejsze rezerwaty powstały dopiero pięć lat później, w znacznej mierze dzięki staraniom stołecznego konserwatora przyrody. Ich powstanie przeszło bez większego echa, podobnie jak wprowadzenie dla części z nich planów ochrony. Wspominam o tym nie bez kozery, ponieważ wydarzenia sprzed siedmiu już lat powinny – przynajmniej do pewnego stopnia – wyrobić wśród lokalnych samorządowców opinię o rzekomej „uciążliwości” ochrony nadwiślańskiej przyrody. Pozostawiam na marginesie realność niektórych zapisów znajdujących się w tych planach (np. całkowity zakaz wstępu). Niestety, wnioski, jakie radni i urzędnicy niektórych gmin wyciągnęli z kilkuletniego istnienia rezerwatów, są co najmniej zastanawiające.
Kolejne dyskusje
Pierwsze posiedzenia dwóch komisji rady gminy Karczew, na których opiniowano projekt parku, przyniosły np. tak kuriozalne stwierdzenia jak te, że gdy powstanie „rezerwat” (dla wielu radnych park krajobrazowy jest równoznaczny z rezerwatem), zostanie zlikwidowane całe rolnictwo i sadownictwo, które w gminie dominują. Podobne zarzuty padały w gminie Sobienie-Jeziory, w której dodatkowo uznano, że jeśli wojewoda chce zamknąć mieszkańców w rezerwacie, jak zamykano Indian w USA, to zgoda, ale pod warunkiem wypłacania każdej rodzinie miesięcznych rekompensat np. w wysokości 5 tys. euro. Wracając do Karczewa, można było tam usłyszeć, że powstanie parku uniemożliwi budowę kanalizacji, ponieważ jest to „inwestycja szkodliwa dla środowiska”. Dużo strachu napędził radnym również fakt, że w parku będzie obowiązywał zakaz wycinki drzew. Trudno uwierzyć, że ludzie odpowiedzialni za gminę nie mają pojęcia, iż zakaz ten istnieje od dawna na mocy zupełnie innych aktów prawnych. Niestety tak jest i to nie tylko w Karczewie, ale również w Klwowie, gdzie jeden z radnych obawiał się, że park stanie na przeszkodzie w wycinaniu tyczek do pomidorów. Bardzo dużo złego wyrządził list jednego z urzędników starostwa kozienickiego, rozesłany do wszystkich gmin powiatu. Przestrzegał on przed tworzeniem parku, który rzekomo ma zablokować wszelkie inwestycje w gminach, z budową kanalizacji i wodociągów włącznie.
Wśród poważniejszych zarzutów wobec projektowanego parku szczególnie istotne były dwa. Jeden dotyczył zakazu wznoszenia budowli w odległości mniejszej niż 100 m od linii brzegowej rzeki i zbiorników wodnych, drugi bezściółkowej hodowli zwierząt – podnoszony szczególnie w gminach powiatu kozienickiego. Właściwie obydwa można zrozumieć, bo mogą one dotyczyć wielu osób. W pierwszym przypadku właścicieli gruntów, w drugim właścicieli i pracowników dużych ferm zwierzęcych. Dlatego też Jacek Engel z WWF uważa, że zakazy te nie powinny dotyczyć całego obszaru projektowanego parku, a jedynie wybranych fragmentów. Podobnie z miejscowym dopuszczeniem do używania łodzi z napędem silnikowym, jednak tutaj ostateczne decyzje należą do urzędników wojewódzkich. Również do nich będzie należała korekta granic parku. Niektóre gminy zgadzają się bowiem na jego powstanie, ale pod warunkiem przesunięcia granic w kierunku koryta rzeki. Tak jest np. w Warce, gdzie radni chcą pozytywnie zaopiniować projekt rozporządzenia, ale po korekcie granic w ich gminie. Jest to dobry przykład na poszukiwanie kompromisu między władzą lokalną a wojewódzką. Jednak niestety nie wszędzie się go poszukuje, a argumenty przyrodników, choć zrozumiałe, nie przekonują radnych.
Przykładem takiej gminy są Sobienie-Jeziory, w których przedstawiciele WWF i Urzędu Wojewódzkiego prezentowali pozytywne strony ewentualnego powstania parku, a radni przytakiwali i zgadzali się z nimi, by zaraz potem jednogłośnie negatywnie zaopiniować projekt rozporządzenia. Jeszcze inaczej zachowały się władze Otwocka, gdzie przez półtora miesiąca praktycznie nikt nie wiedział, że projekt parku trafił do biura rady miasta. W końcu, gdy projekt ujrzał światło dzienne i pomimo, że w mieście park ma obejmować niewielki odcinek międzywala, w którym lokalne plany nie dopuszczają możliwości jakiejkolwiek inwestycji, bez zastanowienia i konsultacji przygotowano projekt negatywnej opinii. Mimo że od momentu zgłoszenia propozycji utworzenia parku mija już blisko rok, otwoccy radni nie mieli jeszcze okazji zająć się sprawą. I to chyba jeden z niewielu plusów wynikających z opieszałości organów decyzyjnych. W tym czasie rozmowy z radnymi podjęli bowiem przyrodnicy z Polskiego Klubu Ekologicznego Koło „Otwockie Sosny” i, jak się wydaje, przekonali radnych, by zechcieli spotkać się z przedstawicielami WWF i PKE oraz wysłuchać ich argumentów.
Szansa wciąż istnieje
Właściwie przykładów różnych zachowań, którymi wykazali się radni, rady lub urzędnicy, można podawać wiele. W okrutny dla przyrody sposób ujawniają one, jaką wiedzą i nastawieniem dysponują lokalni decydenci, ale również to, w jaki sposób rozumieją ideę samorządności. Dlatego słuszne wydaje mi się przedstawienie jeszcze dwóch przykładów postępowania. Pierwsze miało miejsc w gminie Wilga, która, mimo że w dużej mierze utrzymuje się z turystyki letniej, postanowiła negatywnie zaopiniować projekt rozporządzenia. W czasie sesji, na której miało do tego dojść, przewodniczący rady gminy zauważył, że właściwie głównym przeciwwskazaniem dla parku jest zapis dotyczący budownictwa. Może w związku z tym nie warto przekreślać całej idei i podjąć negocjacje w sprawie zmiany przebiegu granic. Rada wstrzymała się od głosu i rozpoczęła rozmowy. Niedługo potem przewodniczący rady twierdził, że istniało duże prawdopodobieństwo, iż park w gminie Wilga powstanie. Podobnie było w sąsiednich Maciejowicach, choć tu wójt poszedł jeszcze dalej. Stwierdził, że sprawa jest zbyt poważna, aby on sam proponował radzie jakieś rozstrzygnięcie. Dlatego postanowił przeprowadzić szerokie konsultacje ze społeczeństwem. Kwestia parku była tam omawiana na spotkaniach z nauczycielami i sołtysami z całej gminy.
Sprawa Parku Krajobrazowego Doliny Środkowej Wisły wciąż pozostaje otwarta, choć z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że kiedyś w końcu powstanie. Pytanie tylko, kiedy i jaki będzie miał kształt. Jednak przy okazji jego tworzenia, w sposób nadzwyczaj wyrazisty ujawniły się niedociągnięcia w wielu dziedzinach. Myślę, że po raz kolejny warto zadać pytanie, czy powoływanie nowych obszarów chronionych powinno być uzależnione od decyzji samorządów lokalnych. Oczywiście mamy demokrację, ale mamy też świadomość, że przyrody na dużych obszarach nie można chronić poprzez głosowanie. Zresztą tworzenie Europejskiej Sieci Ekologicznej Natura 2000 jest dobitnym przykładem, że w sposób niemal błyskawiczny można wprowadzać nowe formy ochrony. Być może bardziej opłacalnym dla wszystkich byłoby stworzenie jasnych mechanizmów promujących i ułatwiających pewne inwestycje w gminach położonych na terenach objętych ochroną. Jeśli argumenty przyrodnicze nie trafiają do samorządowców, może przekonają ich bodźce finansowe. Czy np. narodowy i wojewódzkie fundusze ochrony środowiska nie powinny przeznaczać pewnej puli środków na pomoc dla gmin chroniących przyrodę? Niewykluczone zresztą, że gdyby pojawiły się takie możliwości, gminy dużo częściej same występowałyby z propozycją utworzenia na ich terenie parku krajobrazowego, tak jak ma to miejsce w Mogielnicy, której burmistrz, Sławomir Chmielewski, członek Wojewódzkiej Rady Ochrony Przyrody w Warszawie, nie tylko stara się o powołanie w swej gminie Pilickiego Parku Krajobrazowego, ale również bardzo mocno angażuje się w przekonywanie samorządów nadwiślańskich do zgody na utworzenie Parku Krajobrazowego Doliny Środkowej Wisły. Zresztą burmistrz Chmielewski jest jednym z autorów tej koncepcji.
Istotną sprawą jest sposób przedstawiania swoich propozycji przez urzędy wojewódzkie. Czym innym jest przesłanie pisemnej informacji o zamiarze powołania parku krajobrazowego, wraz z projektem rozporządzenia i prośbą o zaopiniowanie, czym innym zaś osobiste zaangażowanie urzędników w proces przekonywania samorządów do słuszności takiego pomysłu. Wskazują na to reakcje samorządów, które nie brały udziału w spotkaniach organizowanych przez WWF, zanim Urząd Wojewódzki wysłał do gmin informacje. W powiecie otwockim, gdzie mało która gmina skorzystała z wcześniejszego zaproszenia WWF, niemal natychmiast odrzucono propozycję powołania parku. Dużo bardziej stonowana, a nierzadko przychylna idei parku była natomiast reakcja samorządowców z gmin, które poznały temat wcześniej i pełniej. Można więc zadać pytanie, czy urzędy wojewódzkie nie powinny zabiegać o spotkanie z radnymi zanim wysyłają projekty rozporządzenia? Wydaje się, że takie działanie powinno być normą i nie można zasłaniać się brakiem funduszy i ludzi.
Dziś, gdy większość mazowieckich nadwiślańskich gmin wypowiedziała się przeciw powołaniu parku, władze wojewódzkie coraz częściej zastanawiają się, czy nie uchylić przynajmniej części uchwał rad gmin i nie rozpocząć procedury od początku. Okazuje się bowiem, że niektóre uchwały nie spełniają stawianych im wymogów formalnych, takich jak choćby uzasadnienie decyzji zawartej w uchwale. Nie jest wykluczone, że park zostanie utworzony jedynie na niedużym odcinku lub kilku fragmentach rzeki, a później będą trwały rozmowy z samorządami o jego stopniowym poszerzaniu. Zatem sprawa Parku Krajobrazowego Doliny Środkowej Wisły wciąż pozostaje otwarta. Jednak w rozmowach z urzędnikami, tak warszawskimi, jak i lubelskimi, trudno dostrzec optymizm. Negatywne opinie gmin mazowieckich, z pewnością będą rzutować na, wciąż nie podjęte, decyzje na Lubelszczyźnie. Być może w tym wypadku słuszną jest taktyka, przyjęta przez obydwa urzędy wojewódzkie, nie ponaglania rad gminnych i próba dyskusji i wyjaśniania wątpliwości. Byle tylko nie doprowadziła ona do kolejnego wieloletniego odwlekania tematu, jakim jest ochrona Doliny Środkowej Wisły.
Wojciech Sobociński
Artykuł ten ukazał się pierwotnie na stronie serwisu bagna.pl.