DZIKIE ŻYCIE

Olga Tokarczuk albo (nie tylko) literacki aktywizm Noblistki

Alan Weiss

Rok 2005, może 2006. Stacja ekologiczna dolnośląskiego oddziału Pracowni na rzecz Wszystkich Istot pod Sokołowskiem. Zima i – co dzisiaj może mało oczywiste – tęgi mróz. A więc zgrabiałe dłonie i przemarznięte nogi w woderach po kolejnym dniu wieszania budek lęgowych dla pluszczy pod mostami na Pogórzu Sudeckim. Marzenie o cieple pieca i posiłku. Tymczasem wciąż nieodtajałe powieki przepuszczały widok, w który trudno było uwierzyć: za stołem siedziała Olga Tokarczuk. Wtedy nie wiedziałem, że była związana z Pracownią.

Przerzucałem więc szybko w głowie jakieś możliwie mądre tematy do zagajenia. Choć książki Tokarczuk nie porywały mnie, to jednak wiadomo było, że to czołówka literacka. Adept polonistyki wrocławskiej czuł się więc zdeterminowany do podjęcia rozmowy na poziomie. W końcu taka okazja nie trafia się co dzień. Poza wymamrotanym „dzień dobry” nie wydusiłem z siebie jednak wówczas nic więcej. Chwilę później Tokarczuk opuściła stację.


Podczas rozmowy dla „Dzikiego Życia” w grudniu 1999 r. Fot. Janusz Korbel
Podczas rozmowy dla „Dzikiego Życia” w grudniu 1999 r. Fot. Janusz Korbel

Po „Biegunach”, a szczególnie „Pługu” [„Prowadź swój pług po kościach umarłych”], ubolewałem, że ideowość książek Tokarczuk bierze górę nad walorami artystycznymi. Oczywiście pisarka o tak znakomitym warsztacie nie schodziła poniżej solidnego poziomu literackiego, ale było mi szkoda tych realistyczno-magicznych światów mocno związanych z Kotliną Kłodzką, w których fantasmagoria była wypierana pracą u podstaw w – bądź co bądź – słusznej sprawie budowania społeczeństwa obywatelskiego i wielokulturowego. Oczywiście z ideami zgadzałem się niemal zupełnie, ale uważałem, że ich miejsce jest w publicystyce i książkach eseistycznych, takich jak choćby świetny „Moment niedźwiedzia”. Toczyłem – jak wielu bohaterów Tokarczuk – wewnętrzną walkę. W moim przypadku był to konflikt artyzmu z aktywizmem. Studenci na zajęciach, które prowadziłem już jako doktorant, w zdecydowanej większości byli zachwyceni, a książki zmieniały ich postawy i przyzwyczajenia kulinarne. Zacząłem więc weryfikować i wracać do prozy Tokarczuk, którą pochłaniałem jeszcze w liceum.

Ku swojemu zdziwieniu odkryłem, że to nie tyle pisanie Tokarczuk się zmieniło, ile mój odbiór literatury. Że nawet w pierwszych książkach mógłbym dostrzec ten ideowy sznyt, społecznikostwo i pozytywistyczny kaganek oświaty. Wszak wielokulturowość pojawiła się już w „Domu dziennym, domu nocnym” wzmocniona transpłciowością Kummernis, legendarnej świętej z tradycji ludowych. Feminizm czy nawet ekofeminizm objawiał się w „Prawieku” nadreprezentacją pozytywnych postaci kobiecych, podczas gdy mężczyźni poza jedynym upośledzonym umysłowo Izydorem, byli złymi demiurgami, siłą destrukcyjną. W tej samej powieści symbolikę młynka – swoistej osi świata – którym kręciły kobiety kolejnych pokoleń, co nadawało rytm i porządek rzeczywistości, również mógłbym uznać za zbyt sztampową.

Można zatem mieć teoretycznoliterackie pretensje o to lub inne rozwiązanie fabularne, narracyjne czy też stylistyczne, ale trudno też sobie wyobrazić lepszą kandydatkę na laureatkę literackiej nagrody Nobla. Po dwóch polskich nagrodach Nike („Bieguni”, 2008; „Księgi Jakubowe”, 2015) , przez zeszłoroczne angielskie wyróżnienie (The Man Booker International Prize) za „Biegunów”, przyszedł czas na najbardziej prestiżową nagrodę dla pisarki, podejmującej najważniejsze obecnie kwestie praw kobiet czy szerzej – równości społecznej, także w kontekście uchodźców, praw zwierząt czy też katastrofy klimatycznej.

„Pisanie jest odkrywaniem w sobie zdolności do miłości. Albo inaczej: jest poszerzaniem obszaru, który miłości podlega”1 – mówiła Olga Tokarczuk 22 lata przed otrzymaniem literackiej nagrody Nobla. I ta dewiza przyświeca pisarce do dzisiaj, ale realizuje ją ona nie tylko w literackim aktywizmie.

Najprostsze skojarzenie z „poszerzaniem obszaru miłości” to przecież wykraczanie poza to, co znane: poznawanie, akceptowanie, a wreszcie afirmowanie. Zatem podróż. A słowo „podróż” pojawia się już w tytule pierwszej powieści – „Podróż ludzi księgi” (1993 r.), w której wędrówka przez Pireneje jest procesem dojrzewania bohaterki, czyli poznawania siebie. To samo słowo pojawia się również w podtytule wydanych pięć lat temu „Księgach Jakubowych albo Wielkiej podróży przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych”.

„Celem mojej pielgrzymki jest zawsze inny pielgrzym” – czytamy z kolei w „Biegunach”, opowiadaniach o istocie podróżowania, która wymusza otwarcie na inność. Stąd w twórczości Tokarczuk wielokulturowość pojawia się często, choć nie w wersji idealistycznej. Raczej trudnej, powodującej nierzadko konflikty, przede wszystkim jednak konflikty wewnętrzne. Z wielokulturową tradycją mierzą się bohaterki i bohaterowie „Prawieku i innych czasów”. Rozdarcie kulturowe, tożsamościowe, podkreślone podwójnością imion, przeżywają także postacie „Ksiąg Jakubowych”.

Parabolicznie motyw ten jest obecny w „Domu dziennym, domu nocnym” w historii człowieka wygnanego z własnego kraju za złamanie prawa, który nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości obcej mu kultury, a dzięki Kummernis, otwiera się na inność i znajduje szczęście.

Sama podróż nie jest jednak idealizowana. Sytuacja polityczna i społeczna rezonuje w twórczości Tokarczuk. Dlatego w eseistycznym „Momencie niedźwiedzia” podnosi problem uchodźców, a w wywiadzie w 2016 r. mówi nawet, że zakazałaby używania pięknego słowa „solidarność” społeczeństwu, które odmówiło pomocy uchodźcom2.

Nie pozostaje to bez wpływu na osobiste wybory autorki „Biegunów”, czego konsekwencją jest krytyczna analiza podróżowania:

Prawdę mówiąc, straciłam ochotę do podróżowania. I nie tylko ze strachu przed zamachami i wojnami. Straciłam ochotę do podróży zawstydzona własną wolnością, której nie mogę dać innym.

Nie chcę już być turystką w krajach globalnego Południa, bo bezradnie przyglądanie się biedzie ludzi i cierpieniu zwierząt stało się dla mnie nie do zniesienia.

Nie mam ochoty podróżować, od kiedy widziałam na Morzu Południowochińskim pływające wyspy składające się z plastikowych śmieci, a na plaży trzeba było najpierw uprzątnąć miejsce, w którym chciało się usiąść.

Nie chcę już podróżować samolotami, od kiedy służą one za taksówki międzymiastowe, spalając w ramach jednego tylko lotu tyle ropy, ile kilkadziesiąt autobusów na tej samej trasie. A także od tego dnia, kiedy w amerykańskim Memphis widziałam w czasie dorocznego świątecznego festynu setki tysięcy żywych rzecznych raków smażonych w ogromnych kadziach wrzącego oleju ku chwale tradycji.

(...) Czy można być dalej niewinnym podróżnikiem w świecie konfliktów, wybuchających bomb, porywanych samolotów, nieustannego strachu przed zamachem? Czy można cieszyć się wakacjami na plaży, do której nie mają dostępu miejscowi? Czy można wygodnie rozsiadać się w samolocie, wiedząc, że w drugą stronę podróżują ludzie stłoczeni w kontenerach?3

Refleksja ekologiczna w pisarstwie i życiu Olgi Tokarczuk nie jest kwestią ostatnich lat. Już w 2000 r. mówiła w wywiadzie udzielonemu naszemu Miesięcznikowi, że ekologia jest konsekwencją jedynej możliwej interpretacji przykazania „Nie zabijaj”, a więc ekologia jest etyką4. 14 lat później w rozmowie przeprowadzonej również dla „Dzikiego Życia” przypisze ekologii jeszcze szerszą rolę: To matka nauk. Ekologia mogłaby pokazywać dzieciom coś, czego tak bardzo brakuje współczesnej edukacji – ogólne spojrzenie na to, co nazywamy światem, jako wielki złożony organizm, którego wszystkie części składowe wpływają nieustannie na siebie i są od siebie zależne. Mogłaby więc dawać rodzaj wiedzy syntetycznej, ogólnej. Tworzyłaby ramy, które dopiero później wypełniałyby po kawałku poszczególne przedmioty. W ten sposób budowałaby w umysłach dzieci jakąś spójną i ogólną mapę świata, w którym żyją. A takiej mapy bardzo dzisiaj brakuje – ludzie doświadczają świata w urywkach, nieciągle; świat wydaje się bardziej chaosem pozbawionym praw i wektorów, wszystko wiruje, jak w ogromnym huczącym bąku5.

Olga Tokarczuk kilkukrotnie oficjalnie wsparła działania Pracowni, m.in. w czasie protestu w Dolinie Rospudy6 czy w kwestii Tatr7 (w tym wypadku z dwójką literackich noblistów – Wisławą Szymborską i Czesławem Miłoszem). Poparła także kampanię Stowarzyszenia Otwarte Klatki przeciwko hodowlom futrzarskim. Widywana jest regularnie na marszach równości.

W książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, niczym u Umberto Eco, dobór popularnego gatunku (kryminału) kontrastuje z tematyką. Znajdziemy tam właściwie cały katalog spraw ekologicznych: jest kwestia łowiectwa, wycinki i kornika, a także hodowli przemysłowych. Tu również bohaterką jest kobieta, Janina Duszejko, która – jakby powiedziała Tokarczuk – mając bardzo poszerzony obszar, podlegający miłości, niestety sprzeczny z normami społecznymi i prawnymi, przekracza te ostatnie. Efektywno-altruistyczny świat aktywistów nie był zadowolony, że Tokarczuk w tak radykalny sposób przedstawia działanie na rzecz zwierząt. Niemniej zarówno książka, jak i film „Pokot” w reżyserii Agnieszki Holland, który powstał na podstawie „Pługu”, zyskał ogromny rozgłos także poza granicami Polski (nagroda na festiwalu filmowym w Berlinie).


Olga Tokarczuk podczas wywiadu dla Dzikiego Życia. Fot. Marta Lelek
Olga Tokarczuk podczas wywiadu dla Dzikiego Życia. Fot. Marta Lelek

Można się zżymać na – dla niektórych – nachalnie sfeminizowany świat powieści Tokarczuk, ale trudno też nie dostrzec jego trafności i odzwierciedlenia w świecie realnym. W latach 90. nie było to jeszcze tak oczywiste, więc w pewien sposób noblistka przewidziała lub wręcz przyczyniła się do wykreowania nowej rzeczywistości, w której mężczyźni albo wciąż bawią się w wojny i agresję, albo zagubieni próbują odkryć na nowo swoją tożsamość. A kobiety? Kobiety zaczynają kręcić coraz bardziej zdecydowanie młynkiem wydarzeń światowych i stają się kreatorkami zmian, że wymienię tylko: Jane Goodall (badaczka i aktywistka na rzecz szympansów), Alexandrę Ocasio-Cortez (amerykańską polityczkę, zaangażowaną w sprawy społeczne i klimatyczne), Gretę Thunberg (szwedzką aktywistkę klimatyczną), Jo-Anne McArthur (kanadyjską reporterkę ukazującą cierpienie zwierząt, wykorzystywanych w hodowlach, laboratoriach i innych miejscach przez ludzi na całym świecie), a w Polsce: Janinę Ochojską (wieloletnią szefową Polskiej Akcji Humanitarnej), Sylwię Szczutkowską (walczącą o ochronę Puszczy Białowieskiej i całej dzikiej przyrody w Polsce, członkinię Pracowni), Karolinę Kuszlewicz (prawniczkę i Rzeczniczkę Praw Zwierząt), Dianę Maciągę (aktywistkę klimatyczną, która przyczyniła się do niepowstania węglowej Elektrowni Północ, a teraz robi wszystko, by nie powstał kolejny zabójca klimatu – Elektrownia Ostrołęka C), Katarzynę Jagiełło (twarz kampanii na rzecz ratowania pszczół i Puszczy Białowieskiej), Dobrosławę Gogłozę (założycielkę bodaj najprężniej działającej w ostatnich latach organizacji w Polsce – Otwartych Klatek), Annę Błachno (mózg i duch sprawczy Obozu dla Puszczy oraz Inicjatywy Dzikie Karpaty), Urszulę Zarosę (filozofkę i publicystkę kwestii statusu moralnego zwierząt), Sabinę Nowak (badaczkę i działaczkę na rzecz wilków) czy Sylwię Spurek (europosłankę, zaangażowaną w sprawy przyrody i równości społecznych). W ogóle w całym ruchu aktywistycznym na świecie zdecydowanie przeważają kobiety.

Jedną z nich, na gruncie literatury jest także Olga Tokarczuk, pisarka i aktywistka. Czasem widuję ją w najstarszej bezmięsnej restauracji w Polsce – wrocławskiej Vedze. Już nie szukam tematów do zagadania. Zerkam tylko ukradkiem i myślę, że jest niczym Jenta, bohaterka „Ksiąg Jakubowych”, która zawieszona między życiem i śmiercią opowiada nam świat, będąc wszechwiedzącą narratorką. Nie ustaje w kręceniu młynkiem niczym Adelka z „Prawieku” i jak Joanna Macy, filozofka ekologii głębokiej, uczy nas widzieć w ciemnościach pośród katastrofy8, dając nadzieję, że – jak sama pisze – „skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej”9.

Alan Weiss

Przypisy:
1. „Lekcja pisania”, red. Monika Sznajderman, Wydawnictwo Czarne, Czarne 1997, s. 170.
2. Gazeta Wyborcza, 8 czerwca, 2016 r.
3. Olga Tokarczuk, „Ćwiczenia z obcości”, Miesięcznik Znak, lipiec-sierpień 2017.
4. „O przyrodzie, literaturze, feminizmie, micie, życiu i śmierci” – z Olgą Tokarczuk rozmawiają Janusz Korbel i Marta Lelek, Miesięcznik Dzikie Życie, 4/2000.
5. „Jaki to cud, to życie” – z Olgą Tokarczuk rozmawiają Piotr Skubała, Anna Gierlińska i Ryszard Kulik, Miesięcznik Dzikie Życie, 3/2014.
6. Apel z 2007 roku: pracownia.org.pl/o-pracowni/rezultaty-naszych-dzialan/dolina-rospudy-apel-ludzi-kultury.
7. Apel z 1998 roku: pracownia.org.pl/o-pracowni/rezultaty-naszych-dzialan/antyolimpijski-apel-o-opamietanie-1998.
8. „Uczmy się widzieć w ciemnościach pośród katastrofy” – z Joanną Macy rozmawia Dahr Jamail, Miesięcznik Dzikie Życie, 12-1/2017-2018.
9. Olga Tokarczuk, „Moment niedźwiedzia”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012, s. 30.