Dźwiękowy Szlak Odry
Pływałem kiedyś w Odrze we Wrocławiu. Znam też trochę jej górny bieg, zarówno po polskiej, jak i po czeskiej stronie. Jednak to wszystko za mało. Żeby poznać i zrozumieć rzekę trzeba poświęcić jej wiele czasu. Widziałem tylko odcinki uregulowane i skanalizowane, zostały mi jeszcze do zbadania dzikie miejsca, ale przede wszystkim potrzebowałem wiarygodnego przewodnika, który będzie mi mógł pokazać coś ciekawego i odpowiedzieć na pytania. Takim przewodnikiem stał się dla mnie Michał Zygmunt. Trafiłem na jego nagrania terenowe w internecie i wpadłem w zachwyt. Przyroda tworzyła sugestywne pejzaże dźwiękowe, gdzie oprócz wody i wiatru, można było słuchać muzyki w doskonałej jakości. Tę muzykę tworzą zwierzęta. Spójrzmy na opis jednego z nagrań: „Na rzece w oddali zawodzące głosy. Łabędzie krzykliwe kilkugłosowymi pieśniami żegnają długą zimową noc. Te melodie brzmią znajomo. Ponadczasowo. Pierwszy błysk światła budzi śpiące żurawie. Ich przeraźliwe krzyki odbijają się od wysokich brzegów. Głośno hałasują kaczki. Wody przybywa, wstaje dzień”.
Wyprawa nad rzekę
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem przez pustą Polskę z Katowic do Słubic, gdzie wtedy Michał pracował nad swoimi odrzańskimi nagraniami. Myślałem po drodze o francuskim kompozytorze Olivierze Messiaenie, dla którego inspiracją w pracy twórczej były harmonie i polifonie ptasich koncertów. Przez te rozmyślania przejechałem ostatni polski zjazd z autostrady i wylądowałem w Niemczech. Na szczęście, mimo obostrzeń i kontroli, pozwolono mi bez problemów wjechać z powrotem do Polski.
Michał w Słubicach czekał na małym, pożyczonym jachcie „Ursa”, którego przeznaczeniem było pływanie po oceanach, ale jeśli się wyciągnęło miecz, to łódka doskonale nadawała się do żeglugi rzecznej. Dzielna „Ursa” ma tylko 20 cm zanurzenia, co jest bardzo ważne przy poruszaniu się w dzikim toku Odry. Popłynęliśmy około 5 kilometrów w górę rzeki, w miejsce, gdzie rozpoczyna się kanał, którym można dopłynąć do pobliskiego Berlina. Tutaj, na niemieckim cyplu, znajduje się jedno z pięknych dzikich miejsc, gdzie można biwakować, rozpalić ogień, ale przede wszystkim posłuchać przyrody: łabędzi krzykliwych, niemych (tych drugich tylko łopotu skrzydeł), wielu ptaków drapieżnych, a także nadrzecznych ssaków. Dla pływaka, oczywiście ważne było wejście do wody i przepłynięcie kilkuset metrów. To, że ktoś kiedyś określił klasę czystości rzeki, może niewiele znaczyć. Trzeba sprawę zbadać organoleptycznie. Po kilku metrach wiedziałem już, że woda jest na tyle czysta, że nadaje się do pływania. Nie zostawia specyficznego słonawego posmaku, charakterystycznego dla obszarów przemysłowych. Nie czuć też zwykłych ścieków komunalnych, bo tutaj miast nad rzeką jest niewiele. Odra zdążyła się uporać ze ściekami. Nie znaczy to, że była bardzo czysta, lecz tylko, że poziom zanieczyszczenia jest do zaakceptowania dla korzystających z rzeki.
„Trzeba zrozumieć specyfikę i uwarunkowania Odry” – mówi Michał. Tutaj „mieszka ludność napływowa: przybysze ze wschodu, z centrum, Łemkowie, górale. Wszyscy przywieźli ze sobą swoje tradycje, nawet cerkwie przenieśli do niemieckich kościołów. Oni nie mają kulturowych związków z dużą rzeką. Żyją nad nią, ale mogą o niej niewiele wiedzieć i nie umieć jej zobaczyć. Trochę inaczej jest na Górnym Śląsku, gdzie ludzie wprost rodzili się na rzece, bo na barkach mieli swoje domy. Znali i czuli rzekę, bo z nią żyli od pokoleń. Ale musieli wyjechać. Zostało kilku, którym Polacy pozwolili zostać, ci do obsługi urządzeń hydrotechnicznych”.
Praca Michała-aktywisty polega na tym, aby pokazać Odrę, która jest przede wszystkim ekologicznym pasem, o największym potencjale w tej części Europy. Ponieważ projekty zakładają zamianę rzeki w autostradę dla barek przewożących towary wielkogabarytowe, rodzi się pytanie o przyszłość rzeki, ale i o naszą obecność nad nią. Jaka jest nasza rola i jaką funkcję powinna Odra spełniać w przyszłości? Czy powinna stać się częścią wielkich międzynarodowych inwestycji, zorientowanych na zysk? Czy też służyć ludziom, którzy mieliby gwarancję swobodnego dostępu do natury? A może da się przywrócić w pewnym stopniu stan równowagi nad rzeką? Jeśli zbudujemy rzeczne autostrady, to nie będzie miejsca na ekologiczną turystykę, białą flotę, wędkarzy i ochronę gatunków, w coraz większym stopniu powracających nad rzekę.
Trzeba pamiętać, że Odra to nie Ren, z jego zasobami wodnymi, związanymi z obecnością alpejskich dopływów. Odra nie jest porównywalna także z Wisłą, dużo większą rzeką, która jednak nie uciągnie regularnego transportu wielkogabarytowego. Pamiętajmy, że wody gruntowe opadają, Polska wysycha, i jeśli Odrę dalej będziemy kanalizować, to wydrenuje się wodę z okolicy, ale to i tak nie wystarczy, aby zapewnić płynność transportu w dużej skali.
Co w takim razie można zrobić z Odrą? „Sprawa jest złożona” – mówi Michał – „nie można jej tak po prostu zostawić. Przez setki lat zmieniono tu wiele, rzeka jest o 1/5 krótsza niż przed wiekami. Niemcy prostowali koryto, likwidując zakola. Nikt dzisiaj nie zgodzi się na rozbieranie tam. Tu wchodzimy mentalnie dopiero w wiek XX. Niedawno wielkim wysiłkiem dokończono, po 25 latach starań, budowę stopnia wodnego Malczyce w Brzegu Dolnym. Ponieważ poniżej progu zachodzi erozja i dno obniżyło się już o 3 metry, to rzeka nie wylewa i nie zasila łęgów, które ciągną się na tym odcinku w swym niezmienionym niemal naturalnym stanie. Tutaj ciągnie się ponad 100 kilometrów rzeki, pełnej bagnisk, starorzeczy, łąk zalewowych, przygotowanych do naturalnego magazynowania wody. Teraz przez obniżenie poziomu wody łęgi stoją suche. Wiemy też, że stawianie następnych stopni jest niekorzystne dla przyrody i degraduje rzekę. Decydując się na ich budowę, przesuwamy na kolejne pokolenia konieczność stawiania następnych”.
Najprawdopodobniej ludzie będą myśleć, że taka konieczność istnieje. Jedną z opcji według Michała jest stosowanie nowych technologii, ale i podpatrywanie lokalnych sposobów. Możliwe są np. progi spiętrzające, nie grodzące całej rzeki, niewidoczne, bez betonu, dużo bardziej przyjazne środowisku. Patrząc jednak na tempo prac i zmieniających się polityków, trudno uwierzyć, że w ogóle cokolwiek może w przeciągu następnych lat powstać. Możliwe są też sposoby lokalne, wykorzystujące istniejące miejsca i naturalne rozwiązania. Np. jeden z miejscowych wynalazców, mieszkający w Chobieni nad Odrą, wkopał na pewnej wysokości rurę w brzeg Odry. Kiedy stan wód się podnosi, woda może się przelewać przez rurę, na pobliskie łąki, pomimo erozji i obniżenia dna. A gdyby zrobić to na większym obszarze? Kto zna specyfikę wielu miejsc na rzece, wie że może to pomóc w magazynowaniu wody na dużą skalę. Żaden z rządowych programów tego nie uwzględnia, a rozwiązanie jest tanie i proste.
Z ludźmi trzeba rozmawiać
„Jeśli ja, jako zielony aktywista, będę chciał stworzyć projekt nawadniania łęgów, to mnie wszyscy wyśmieją. Jestem artystą, a nie hydrologiem. Ale mogę rozmawiać z kapitanami, inżynierami i przyrodnikami. Moim zadaniem jest inspirować i łączyć. Jeśli ma powstać jakaś inicjatywa, to musi to być nasz wspólny projekt. Moja droga to dobre nieformalne relacje, z kim tylko mogę. Jestem człowiekiem rzeki, tygodniami pozostaję w terenie i pracuję. To budzi pewne zaufanie i szacunek. Nie jestem kimś z zewnątrz, może jestem specyficzny ale swój, dla każdej ze stron” – mówi Michał.
Filozofia Michała to przyciąganie ludzi nad wodę: „jeden będzie na kajaku, drugi złowi rybę (wędkarze to silne lobby), trzeci wypije „małpkę” nad wodą. Tak ma być. Kłusownik? Trzeba zrozumieć. Jak odstrzeli raz na jakiś czas zwierzę i zje do kopyta, to może nie jest gorszy niż myśliwy, który strzela łamiąc prawo i marnując mięso. Z kolei myśliwi ze swoją długą tradycją, to nie jest grupa, którą aktywiści mogą łatwo „załatwić”. Trzeba się raczej decydować na kompromisy, poprawę prawa łowieckiego, w filozofii małych kroków. Rzeka należy do wszystkich, im więcej osób jest świadomych jej znaczenia, tym lepsza będzie jej przyszłość. Nie ma co oceniać i od razu potępiać wszystkich. Środowiska żeglugowe lub związane z Wodami Polskimi, to ludzie znający prawo wodne, którzy kochają i znają rzekę, ale widzą jej przyszłość inaczej. Mimo wszystko, trzeba rozmawiać. Bohumil Hrabal pisał z tej perspektywy o ludziach. „Są tacy trudni i wydają nam się czasem nieracjonalni, ale trzeba ich po prostu kochać” – mówi Michał.
Muzyka
Michał skończył studia na Akademii Muzycznej w Katowicach. „Zawsze byłem alternatywny, ale pomyślałem, że dla mnie, chłopaka z zapyziałej dziury nad Odrą, z Brzegu Dolnego, dobrze będzie pójść taką ścieżką, że będę miał formalne wykształcenie” – opowiada mi, gdy płyniemy dziką Odrą na „Ursie”. Potem była kariera muzyka. Nagrywanie płyt, podróżowanie po Polsce i spanie w hotelach, gdzie wspierał swoją gitarą wiele gwiazd muzyki rozrywkowej. Jednak, jak mówi, to nie było to, bo grał ciągle nieswoje rzeczy. Nawet czasem rano nie wiedział co jest w planie, ale jako sprawny muzyk grał, co mu dano. Lecz potem nie potrafił stworzyć nic własnego. Zapomniał o swoich melodiach, przez to ciągłe muzyczne pranie mózgu. Aż w końcu zaczęło się słuchanie i nagrywanie przyrody i to stało się formą odnowy. Okazuje się, że nie ma wielu dobrych nagrań terenowych natury. Przyrodnikom czasami brakuje cierpliwości i umiejętności technicznych, czasem idą na skróty, aktywnie wabiąc zwierzęta do nagrań, co powoduje, że dźwięki są stereotypowe. Wielu lubi też nagrywać pojedyncze odgłosy zwierząt, bez uwzględnienia szerszego kontekstu. W jego filozofii chodzi o to, by zaszyć się w trudno dostępnych miejscach, na dłuższy czas i znaleźć oraz nagrać te dźwięki, które są zwykle słyszalne dla nielicznych. Sprawy praktyczne mogą być dla wielu nie do przeskoczenia: zimno, samotność, brak umiejętności trapera. Bardzo istotny jest sprzęt i wiedza dźwiękowca. Michał jako profesjonalny muzyk, posiadający własne studio, ma tutaj ogromną przewagę nad innymi.
Dźwiękowy Szlak Odry
W tej chwili Michał pracuje nad niezwykłym albumem, który swą premierę będzie miał na początku czerwca. Album dźwiękowy, jak zaznacza, będzie czymś zupełnie nowym, złożonym wyłącznie z nagrań terenowych brzmień Odry, począwszy od jej potęgi przyrodniczej, po brzmienia industrialne, rejestrowane na styku współistnienia z człowiekiem. Będzie zawierał także dźwięki portów, stoczni i urządzeń hydrotechnicznych. Wszystko to realizowane jest z dużym rozmachem – zastosowano mikrofony kierunkowe, kontaktowe, hydrofon, do tego dochodzi ucho i wrażliwość kompozytora. Michał od początku grudnia prawie nie schodzi z rzeki, realizując nagrania w całym jej biegu, od źródeł znajdujących się w Górach Odrzańskich aż po ujście. Integralną częścią albumu będzie mapa, dzięki której będzie można samodzielnie odwiedzić najciekawsze dźwiękowo miejsca. Zaplanowane są także słuchowiska, które odbędą się w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, a szersza idea jest taka, aby przestrzenią do odsłuchiwania muzyki przyrody stały się sale kinowe, posiadające dobre warunki akustyczne.
Żegnam się z muzykiem i wsiadam do auta, aby przemierzyć wyludnioną Polskę i wrócić do Katowic. Mam wrażenie, że jakiś szczurołap wyprowadził za pomocą melodii fletu, wszystkich ludzi z miast i utopił w rzece. Pustka i cisza. Dość atrakcyjnie. Już pół wieku temu Witold Lutosławski mówił o ekologii dźwięków. Walczył, by z przestrzeni publicznej zniknął tzw. muzak, czyli muzyka z wind, sklepów i hoteli. Coś co zanieczyszcza nam przestrzeń. Michał mówił, że nie jest w stanie nagrać cięgiem więcej niż 15 minut dźwięków przyrody, nawet w środku Puszczy Białowieskiej. Dźwięki antropopochodne są wszechobecne. To też powoduje, że ludzie są zupełnie nieprzygotowani na odbiór dźwięków przyrody. Nie mają z takimi sprawami styczności i nie wiedzą, jak się za to zabrać. Nie potrafią usiąść w ciszy i słuchać. Jadąc z powrotem, włączam powstałą wcześniej płytę „Dzikie Rzeki” i mogę słuchać przyrody bez przerwy ponad godzinę. A potem puścić płytę jeszcze raz.
Leszek Naziemiec
Michał Zygmunt – gitarzysta i kompozytor zafascynowany odkrywaniem dawnych światów. Zbiera pojedyncze dźwięki i wykorzystuje w muzyce równorzędnie obok gitar i innych instrumentów. Chętnie sampluje z archiwalnych nagrań i przy ich pomocy ożywia duchy z przeszłości. Ciekawą cechą twórczości jest eklektyczne połączenie najlepszych cech różnych gatunków muzyki, „wsiowych” i światowych, awangardy z tradycją. Jest autorem 11 płyt, które nagrał zarówno solo, jak i we współpracy ze znakomitymi muzykami w najlepszych studiach nagrań. Doceniony przez słuchaczy w Polsce i za granicą. Autor profesjonalnych nagrań terenowych dźwięków natury (albumy Dzikie Rzeki, Harmonia Natury dla WWF Polska) Współpracował z takimi znakomitościami jak: Jan Bang, Erik Honoré, Nils Petter Molvær, Roli Mosimann, Arve Henriksen. Jest współautorem Festiwalu Punkt Eklektik Session, który połączył dwa innowacyjne, europejskie festiwale i wpisał się w ogólnopolski kalendarz wydarzeń muzycznych. Pomysłodawca serii Odra Guitars – instrumentów zbudowanych wyłącznie z drzew rosnących nad Odrą. Autor muzyki teatralnej, filmowej i ilustracyjnej, twórca słuchowisk. Laureat nagrody Emocje 2015 Radia Wrocław Kultura w kategorii muzyka, doceniony za muzyczną indywidualność i odkrywanie innych wymiarów muzyki.
Leszek Naziemiec – szef organizacji IISA w Polsce (International Ice Swimming Asociation), organizuje międzynarodowe zawody w zimowym pływaniu w Katowicach, które w 2021 r. będą miały rangę mistrzostw świata. Jako pierwszy człowiek po raz pierwszy w historii przepłynął na Spitsbergenie 1 milę. Był zastępcą kierownika wyprawy antarktycznej, podczas której grupa zawodników ścigała się na dystansie 1 km w wodzie o temperaturze minus 1,2 stopnia Celsjusza. Zorganizował pierwszą w historii sztafetę przez Bałtyk do Szwecji, przepłynął przez jezioro Titicaca. Fizjoterapeuta dziecięcy i psycholog, wykładowca AWF Katowice. Mąż, ojciec czwórki dzieci.