DZIKIE ŻYCIE

Wymieranie!

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Z mieszanymi uczuciami przeczytałem felieton prof. Jana Marcina Węsławskiego w marcowym numerze „Dzikiego Życia” pt. „Znowu Szóste Wielkie Wymieranie?”. Autor zdaje się w nim bagatelizować fakt obecnego masowego wymierania gatunków oraz relatywizuje znaczenie różnorodności biologicznej dla stabilności ekosystemów. Pisze, że „różnorodność gatunkowa nie ma znaczenia dla stabilności ani produktywności ekosystemu. Są bardzo proste, niezwykle stabilne i produktywne ekosystemy oparte na niewielu gatunkach i inne, bardzo złożone, niesłychanie wrażliwe na czynniki stresowe”.

Dalej prof. Węsławski przekonuje, że „wystarczającym powodem do reagowania na kryzys środowiskowy jest obrona jakości naszego życia” i w związku z tym nie trzeba dodatkowych straszaków w postaci rzekomego obecnego wielkiego wymierania gatunków. Tym bardziej, że „nie zapowiada się, żeby miała wymrzeć jakaś wielka, charakterystyczna i liczna grupa gatunków”.

Nie jestem biologiem z wykształcenia, jednak jestem naukowcem i z tej perspektywy trudno mi się zgodzić z tezami, jakie stawia prof. Węsławski. Przede wszystkim twierdzenie, że różnorodność gatunkowa nie ma znaczenia dla stabilności ani produktywności ekosystemu, gdyż występują ekosystemy proste i stabilne oraz złożone i wrażliwe, ma wątpliwą wartość naukową. Nauka bowiem zajmuje się raczej prawidłowościami a nie wyjątkami. Jednostkowe przypadki są – jak mawiają naukowcy – niereprezentatywną próbą. Pytanie zatem brzmi: jak jest najczęściej? I tak w artykule opublikowanym w „Nature” w 2019 r. zespół pod kierunkiem Yongfan Wanga, podsumowując 20 lat badań nad wpływem różnorodności biologicznej na produktywność konkluduje, że ów wpływ „jest bardzo zmienny, choć najczęściej pozytywny”. Podobne wnioski płyną z wielu innych badań: jakkolwiek relacje między różnorodnością biologiczną, stabilnością i produktywnością są złożone, to zmniejszenie różnorodności biologicznej najczęściej zwiększa prawdopodobieństwo, że ekosystemy ulegną destabilizacji i upadną.

Z takim niebezpieczeństwem mamy obecnie do czynienia. Skąd to wiemy? W maju 2019 r. ukazał się raport Międzyrządowej Platformy ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu (IPBES), który przedstawia syntezę prawie 15 tys. badań naukowych oraz innych dokumentów dokonanych przez 145 ekspertów z 50 krajów. Wnioski z tego raportu są alarmujące: z szacowanej liczby prawie 9 mln gatunków zwierząt i roślin na Ziemi nawet milion jest obecnie zagrożonych wyginięciem. Grozi ono 40 proc. gatunków płazów, ponad 33 proc. gatunków ssaków morskich, oraz 10 proc. gatunków owadów. Średnio 25 proc. gatunków kręgowców lądowych, słodkowodnych i morskich, bezkręgowców i grup roślin, które zostały zbadane wystarczająco szczegółowo są zagrożone wyginięciem. Jednocześnie średnia liczebność gatunków rodzimych w większości głównych siedlisk lądowych zmniejszyła się od początku XX w. o co najmniej 20 proc.

No dobra, może nie jest to jeszcze Szóste Wielkie Wymieranie, ale jesteśmy na prostej drodze do niego, co podkreślają paleontolodzy pod kierunkiem Anthony Baranowskyego w artykule opublikowanym w „Nature” w 2011 r. Bo spór o wymieranie przypomina filozoficzny dylemat, kiedy człowiek staje się łysy. Czy jak wypadnie 100 włosów czy 1000, a może kolejny włos, który przekroczy jakąś magiczną granicę? Nie o ilość tutaj chodzi, tylko o proces, który ma swój przesądzony koniec.

Czy zatem jest to „kieszonkowa” – jak pisze prof. Węsławski – katastrofa? Czy intencją naukowców jest w tym przypadku straszenie, które jest zupełnie niepotrzebne?

Rolą nauki jest rzetelnie badać zjawiska, opisywać je, wyciągać wnioski co do ich przyczyn oraz formułować przewidywania na przyszłość. Jeśli mamy mocne dane na temat zaniku różnorodności biologicznej, jeśli w tym zakresie panuje konsensus naukowy, to dlaczego mamy unikać mówienia tego, co może nas spotkać, gdy kolejne gatunki będą wypadać z sieci życia? Wspomniany raport IPBES mówi o tym, że 14 z 18 usług ekosystemowych uległo pogorszeniu, co wprost odnosi się do zanikającej różnorodności biologicznej skutkującej mniejszą stabilnością i produktywnością ekosystemów.

W tym kontekście nie mogę zrozumieć negacjonistycznego tonu prof. Węsławskiego, tym bardziej, że autor wyraża troskę o przyszłość gatunku ludzkiego, który może nie dać sobie rady w adaptacji do niekorzystnych warunków środowiskowych, które sprowokowała ludzkość. My możemy sobie nie poradzić, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu to zagrożenie rzekomo nie dotyczy wielu innych gatunków.

Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, wszystkie istoty ludzkie i pozaludzkie razem z nieożywionymi elementami środowiska budują złożoną sieć życia, która obecnie jest degradowana na skalę bez precedensu. To nie jest spór o słowa, o to, czy to już jest Szóste Wielkie Wymieranie, czy jeszcze nie. To kwestia życia i przeżycia naszego oraz innych istot. Najwyższy czas uczciwie stanąć wobec tego faktu i podjąć odpowiednie kroki zaradcze.

Ryszard Kulik


Puszcza Białowieska. Głęboka ekologia mówi, że bogactwo i różnorodność form życia są wartościami same w sobie. Fot. Ryszard Kulik
Puszcza Białowieska. Głęboka ekologia mówi, że bogactwo i różnorodność form życia są wartościami same w sobie. Fot. Ryszard Kulik

 


Sprostowanie

W artykule „Gospodarka o obiegu zamkniętym” autorstwa Ryszarda Kulika, opublikowanym w wydaniu 3/2020, autor błędnie podał liczbę zakładów, w których w Polsce odzyskuje się celulozę z opakowań Tetra Pak. Odzysk realizowany jest w 4, a nie w 1 zakładzie. Ponadto nie jest prawdą – jak podał autor – że z kartonów tego typu, można odzyskać wyłącznie celulozę. Dzięki technologii rozwarstwiania w tzw. hydropulperze oddziela się papier, plastik i aluminium, pozyskując surowce wtórne, które można ponownie wykorzystać.

Przepraszamy Czytelników za wprowadzenie w błąd.

Redakcja.