Na problemy ze środowiskiem naturalnym – Geniusze i Brzytwa Ockhama
Widziane z morza
W różnych mediach ukazała się informacja (choć lepiej określić – reklama) niewielkiej polskiej firmy, która obiecuje, że w bezpieczny sposób zniszczy broń chemiczną zalegającą na dnie Bałtyku oraz usunie z dna niebezpieczne ładunki ze wszystkich wraków. Inny wynalazca – tym razem ze Szwecji – ogłosił, że ma sposób na natlenienie głębi bałtyckich, za pomocą wiatraków tłoczących powietrze do dna. Parę lat temu w niewielkiej uczelni, nie wykazujący się specjalnymi sukcesami naukowiec, obiecał, że wyhoduje węgorze atlantyckie w sztucznych zbiornikach. Na innej polskiej uczelni ogłoszono, że w laboratorium uzyskano sztuczną fotosyntezę, która zapewni tanie źródło energii i pożywienia.
Wszystkie te i podobne doniesienia mają to do siebie, że proponują szybkie rozwiązanie trudnych problemów. Ich autorzy i zwolennicy mają w zanadrzu teksty o niedocenianych geniuszach, o tym że wszystkie wielkie wynalazki powstawały przez negację zastanej wiedzy i że naukowy „mainstream” zawsze zwalcza oryginalne rozwiązania.
Nie można zaprzeczyć, że geniusze istnieją i że ich nowatorskie pomysły z reguły spotykają się z krytyką i niedowierzaniem. Wystarczy przypomnieć, że teoria dryfu kontynentów – dziś uznana prawda naukowa, powstała w latach 30., a zaakceptowano ją dopiero w latach 60. XX w.
Warto jednak pamiętać, że geniusz z definicji jest „gatunkiem” bardzo rzadkim, i że zawsze warto zacząć od zastosowania Brzytwy Ockhama – czyli założenia, że najbardziej prawdopodobne jest najprostsze wyjaśnienie i nie ma po co ich mnożyć i komplikować. Komputer nie działa? Najpierw sprawdź, czy jest podłączony do zasilania.
Jeżeli jakieś problemy ze środowiskiem przyrodniczym od lat są nierozwiązane, to najpewniej oznacza to, że są naprawdę trudne i nie ma co zakładać, że dotychczas zajmowali się nimi ograniczeni umysłowo uczeni. Już co najmniej dwa razy ogłaszano, że kolejny wielki wynalazek rozwiąże problem mikroplastiku w morzach i znów okazało się, że cudowne urządzenie co prawda działa, ale tylko na małą skalę i w portowych warunkach. Obietnice, że ktoś zlikwiduje niesłychanie niebezpieczne ładunki broni chemicznej są groźne, bo albo ten ktoś weźmie duże pieniądze za niespełnialne obietnice i nic nie zrobi, albo co gorsza uaktywni zagrzebane w beztlenowym mule pociski z iperytem, do dziś śmiertelnie groźnym, jeżeli pokruszone kawałki wydostaną się na powierzchnię i ktoś ich dotknie. Od co najmniej 30 lat nad tym problemem pracują międzynarodowe zespoły naukowców – chemików, toksykologów, specjalistów od broni chemicznych i operacji morskich. Wszyscy ci ludzie, należący do „naukowego mainstreamu” komunikują się z sobą, wyniki ich doświadczeń są publicznie dostępne, krytycznie dyskutują i oceniają swoje pomysły. Wiara w to, że problem rozwiąże jeden oryginalny pomysłodawca, nie należący do uznanego grona zawodowców, jest co najmniej naiwna. Nie wspomnę już, że w obietnice masowego usuwania ładunku wraków z dna morza może uwierzyć tylko ten, kto nie ma pojęcia jak kosztowna i trudna jest to operacja.
Dzięki temu, że współczesna nauka opiera się na systemie sieci – nie musimy liczyć na pojedyncze genialne pomysły, bo jej siła polega na zbiorowej mądrości, pod warunkiem, że naukę tworzą wolni ludzie, nie poddani naciskom polityków czy finansistów.
Prof. Jan Marcin Węsławski