DZIKIE ŻYCIE

Ochrona ścisła obnaża intencje Lasów Państwowych

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Próbowaliśmy już naprawdę wielu rozwiązań. Najpierw była ochrona gatunkowa, później ochrona siedlisk w postaci rezerwatów, parków narodowych czy ostatnio sieci obszarów Natura 2000. Podobno również gospodarka leśna jest zrównoważona i sprzyja przyrodzie. Wszystko to jednak nie działa. Różnorodność biologiczna zanika, gatunki wymierają, a naukowcy są właściwie zgodni co do faktu szóstej wielkiej katastrofy w historii Ziemi.

Unia Europejska świadoma poprzednich porażek zaproponowała więc do 2030 r. objęcie 10 proc. powierzchni wspólnoty ochroną ścisłą. Ma ona dotyczyć przede wszystkim lasów pierwotnych i starodrzewów. W związku z tym blady strach padł na Lasy Państwowe, które do tej pory „wykroiły” z zarządzanych przez siebie lasów zaledwie 0,7 proc., oddając je pod ochronę ścisłą. Obecnie niemal wszystkie próby objęcia ochroną cennych lasów ciągle poddanych presji gospodarki leśnej spotykają się ze sprzeciwem leśnej korporacji. Dotyczy to przede wszystkim Puszczy Białowieskiej i Puszczy Karpackiej, ale też wielu innych kompleksów leśnych. Nie ma się więc co dziwić leśnikom, że się przestraszyli. Prawdopodobnie będą musieli oddać wszystkie sporne lasy przyrodzie – powierzchniowo nawet kilkanaście razy więcej niż to, co wyłączyli z gospodarki do tej pory.


Puszcza Karpacka na Otrycie zasługuje na ochronę ścisła. Fot. Ryszard Kulik
Puszcza Karpacka na Otrycie zasługuje na ochronę ścisła. Fot. Ryszard Kulik

To jak nóż wbity w plecy – i nie chodzi tutaj tylko o pieniądze. Bo przypomnijmy, że większość nadleśnictw gospodarujących na spornych obszarach jest deficytowa i trzeba do nich dopłacać. Bardziej chodzi o prestiż i zamach na to, co leśnicy nazywają „trwale zrównoważoną gospodarką leśną”. Nagle okazuje się, że gospodarka w lasach szkodzi przyrodzie, choć przecież z definicji miała jej sprzyjać.

Leśnicy się więc zmobilizowali i wytoczyli ciężkie działa w postaci ekspertyz naukowych mających wykazać, że to ochrona ścisła jest dla lasów katastrofalna, a ich model gospodarowania może zahamować utratę różnorodności biologicznej.

Rzeczywiście część badań naukowych wskazuje, że ochrona ścisła nie gwarantuje zachowania różnorodności biologicznej na dotychczasowym poziomie. Tam, gdzie pozwalamy, by naturalna sukcesja przejęła kontrolę, zdarza się, że część gatunków wypada, np. storczyki, które nie przetrwają pod zwartymi koronami drzew.

Jednak, jak czytamy w dokumencie Komisji Europejskiej, „różnorodność biologiczna jest lepsza na obszarach chronionych”. Gdy skupiamy się na całym ekosystemie w długiej perspektywie czasowej, a nie na pojedynczych gatunkach tu i teraz, to okazuje się, że ochrona ścisła daje większe prawdopodobieństwo zachowania bogactwa życia niż ludzka ingerencja. Mimo iż takie naturalne ekosystemy mogą się czasowo załamywać pod wpływem czynników zewnętrznych, to ostatecznie spontaniczna sukcesja tworzy optymalny model adaptacyjny w danym czasie i miejscu. Jeśli zaś ten wariant przyrody nie odpowiada naszym wyobrażeniom o niej, to powinniśmy zapytać samych siebie, co tak naprawdę chcemy chronić: przyrodę czy nasze preferencje?

Lasy Państwowe mają bardzo jasno zdefiniowane dążenia, więc też nacisk na ingerencję jest wprost proporcjonalny do przywiązania się do tych wizji. Może nawet nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby owe preferencje odwoływały się do prawdziwie szerokiego obrazu przyrody. Jest na to nawet szansa, bo w dokumentach korporacji drzewnej jest mowa o wielofunkcyjnej gospodarce leśnej. Co z tego jednak, skoro w praktyce dominuje przede wszystkim funkcja produkcyjna. To właśnie przywiązanie do niej nie pozwala oddać przyrodzie pola.

Zapisany w strategii bioróżnorodności UE postulat objęcia 10 proc. obszarów ochroną ścisłą jest więc testem na wiarygodność Lasów Państwowych. Owe 10 proc. terenów będą pełniły wciąż wszystkie funkcje społeczne i ekologiczne z wyłączeniem tych produkcyjnych. Te zaś mają być realizowane na pozostałych 90 proc. powierzchni oczywiście razem z pozostałymi funkcjami w sposób zrównoważony. Czy naprawdę chcemy za dużo?

Nikt do tej pory nie postulował oddania przyrodzie więcej niż 50 proc. przestrzeni. Pół na pół proponowali Edward T. Wilson i wcześniej bracia Odum. Proporcja 10 do 90 proc. jest więc bardzo daleka od tego, co zwykliśmy nazywać równowagą lub sprawiedliwością. A mimo to plan ten spotyka się z dramatycznym oporem i traktowany jest jak zamach na wizerunkową i biznesową świętość Lasów Państwowych. Ta reakcja jest znamienna i obnaża rzeczywiste intencje drzewnej korporacji. Tu nie chodzi o przyrodę, chodzi najzwyczajniej o władzę, pozycję, wizerunek i potencjalne zyski ze sprzedaży drewna.

Ale wydaje się, że odwrotu już nie ma: na początek mamy oddać przyrodzie 10 proc. terenów. I zreformować Lasy Państwowe tak, by gospodarka na pozostałych 90 proc. była rzeczywiście wielofunkcyjna. Nie tylko na papierze.

Ryszard Kulik