DZIKIE ŻYCIE

Zabijanie znad klawiatury

Zenon Kruczyński

Robert Jurszo w pożegnalnym felietonie „Polska bez polowań?”, zamieszczonym w numerze 10/2021 „Dzikiego Życia”, podsumował swój publicystyczny cykl o łowiectwie w Polsce – zdaniem: „…przez te trzy lata nauczyłem się o polowaniach wystraczająco wiele (…)”. I zapewne z racji tych trzech lat czując się ekspertem, ex cathedra ogłosił: „Łowiectwo ma jeszcze do odegrania istotną rolę”. Robercie, czy w sprawie zabijania wystarcza wiedza znad klawiatury? W ilu polowaniach uczestniczyłeś czynnie? Byłeś dopuszczany w zaufaniu do roboczych spotkań Niech Żyją!. Czasami płynęły od ciebie jakieś niezamierzone sygnały, małe dzwonki ostrzegawcze, że chyba jednak nie gramy w jednej drużynie. Lecz dopiero gdy niedawno przeszedłeś do „Gazety Wyborczej”, wyraziłeś jasno, jaki model łowiectwa jest ci bliski i opisałeś to w „Dzikim Życiu”.

Jako swój pierwszy koronny argument za istnieniem łowiectwa, przywołujesz konieczność ochrony upraw rolnych przed jeleniami i dzikami. No cóż, jest to też główny argument myśliwych. Nie dotarł ani do ciebie, ani do myśliwych fakt o rzeczywistej wielkości szkód łowieckich – to 1,3 promila roślinnej produkcji rolnej w Polsce. To tak, jakby zwierzęta z jednej tony ziemniaków podjadły 1,3 kg, czyli 6-8 bulw. W kwotach to 1,60 zł/obywatela rocznie. Nie kupisz za to ulgowego biletu na autobus. Myśliwi nie dopuszczają do siebie faktów, które mogą być niewygodne w robieniu krwawego pif-paf. Jak widać, nie tylko oni. Wydajesz jeszcze opinię: „Drugi obszar, na którym łowiectwo ma zadania do wykonania to ochrona przyrody”. Myśliwi klaszczą w dłonie, ba!, robią ci owację na stojąco. Robercie Jurszo, jak to możliwe, że nie widzisz, iż krwawa „ochrona przyrody” z karabinem w ręku jest sprzecznością samą w sobie? Myśliwi nie są w stanie znacząco zmniejszyć populacji tak zwanych „gatunków inwazyjnych”, które tu przywołujesz. Chociaż przyznać trzeba, jeżeli chodzi o większe zwierzęta, są w stanie wymordować dziki prawie całkowicie, w końcu mają nad nimi monstrualną wręcz przewagę. To nie było jakieś tam polowanie – to był mord zbiorowy. Myśliwi mają rzeczywistą ochronę przyrody, tam gdzie mają. Poza tym, nie znają się na niej, interesuje ich wyłącznie trzydzieści gatunków – akurat tych, które mogą zastrzelić. Oddaliśmy w zarządzanie – czytaj zabijanie – przyrodę ożywioną ludziom, którzy nie mają do tego kompetencji. Powołujesz się na dwóch naukowców, z którymi przeprowadziłeś w „GW” „łowieckie” rozmowy1. Chociaż są raczej krytyczni w stosunku do łowiectwa, pierwsza z rozmów ma w leadzie wytłuszczonym drukiem: „Musimy strzelać do jeleni”, a druga „…nie możemy całkiem zrezygnować z polowań”. Myśliwi, dla „naukowego” podkreślenia ważności swojego specyficznego hobby – użyją wyłącznie tych zdań. Nauce, politykom, instytucjom i niektórym dziennikarzom, Robercie Jurszo, tragicznie brakuje argumentacji etycznej, humanistycznej jako „nienaukowej” i „nieracjonalnej”. Mam wrażenie, że instytucje i środowiska boją się jak ognia posądzenia o to, że mają ludzkie uczucia. Albert Camus napisał, że „Rozsądek wymiótł wszystko inne, całą tajemnicę, i teraz samotnie możemy rządzić na tej jałowej pustyni”. Zaś profesor neurologii behawioralnej Antonio Damasio w wybitnej książce „Dziwny porządek rzeczy. Życie, uczucia i tworzenie kultury” unaocznia to, że ewolucyjnie, od początków życia powstałego gdzieś w praoceanie, jesteśmy poddani działaniom uczuć. Życie jest emocjonalne, ponieważ urodziliśmy się jako ludzie. I tyle.

Współczesna nauka, politycy i płaskie dziennikarstwo wprowadziły wręcz jakiś terror „racjonalizmu” nie widząc, że w ten sposób kastrują się z podstawowego pierwiastka ludzkiego – humanistycznego właśnie. Czyż nie byłoby ze wszech miar logiczne gdybyś, Robercie, postępując za swoim ratio2, konsekwentnie poszedł za głoszonym poglądem: „Łowiectwo ma jeszcze do odegrania istotną rolę”, zaopatrzył się w strzelbę i zastrzelił jakąś łanię? Wypatrosz ją i wyciągnij pęcherz płodowy z wykształconym, małym cielaczkiem. I zastrzel też kilka inwazyjnych norek. No i nie zapomnij dla ochrony przyrody wygarnąć z ołowianego śrutu w małe ciałko szopa pracza. To nic, że nauka odnotowuje, iż ptaki uczą się istnienia tych drapieżników w przyrodzie i wyprowadzają udane lęgi. To nic, że myśliwi poprzez masywne dokarmiania i rokroczny odstrzał stabilizacyjny powodują, że mechanizmy rozrodcze populacji nienaturalnie pracują na najwyższych obrotach. To jest nieustanne potrząsanie przyrodą ożywioną – krwawe i bezwzględne.

Robercie, sądzę że myśliwi chętnie przyjmą cię do swojego grona, eksperckie zasługi już masz. Na ich miejscu przyznałbym ci też jakieś fajne odznaczenie – medal „Za zasługi dla łowiectwa”, który nadaje się osobom i instytucjom spoza Polskiego Związku Łowieckiego za popularyzację i upowszechnianie idei łowiectwa w społeczeństwie, jak najbardziej. Myśliwi, idąc za twoją jakże racjonalną radą, skreślą z listy wciąż zabijanych przez siebie biedaków: łyski, głowienki, czernice, cyraneczki, borsuki czy tchórze. I dorzucą jeszcze piżmaki i jarząbki, bo te także są w zaniku i już nie ma żadnego łowieckiego interesu, żeby bronić ich zabijania. To będzie super zagranie pijarowe PZŁ, przysporzy myśliwym zwolenników, bo oni tacy dobrzy i światli w ochronie przyrody. Sami z siebie! Gratulacje Robercie!

Pośród wszystkich zwierząt na Ziemi, tylko 4% z nich to zwierzęta dzikie. Myślistwo jest ciężką, przewlekłą chorobą przyrody ożywionej. Kto tego nie rozumie i znad klawiatury dopuszcza zabijanie dla hobby – chyba ma serce z kamienia.

Zenon Kruczyński

Zenon Kruczyński – pisarz, publicysta i aktywista ekologiczny, nauczyciel mindfulness. Mieszka w małej wsi na Kaszubach.

Przypisy:
1. wyborcza.pl/7,177851,27398315,debata-lowiecka-prof-borkowski-musimy-strzelac-do-jeleni.html, wyborcza.pl/7,177851,27366703,debata-o-lowiectwie-prof-kowalczyk-lowiectwo-trzeba-zreformowac.html.
2. Łac. ratio – rozum, kierunek filozoficzny, zakładający, że najdoskonalszym rodzajem poznania jest poznanie rozumowe.