DZIKIE ŻYCIE

Przesuńmy się! O dekolonizacji wyobraźni i dewzroście jako strategii ochrony dzikiej przyrody

Krystyna Lewińska

To kapitalizm niszczy dziką przyrodę. Czy możemy sobie pozwolić na to, by ekologia nie była polityczna?

Do napisania tego artykułu skłoniły mnie przemyślenia Ryszarda Kulika przedstawione w felietonie „Ekologia polityczna socjalizmu, czyli przepis na totalną katastrofę” opublikowanym w kwietniowym wydaniu „Dzikiego Życia”. Autor wyraża w nim obawę przed zatraceniem potrzeb jednostki na rzecz myślenia kolektywnego i potencjalnie opresyjnym charakterem rozwiązań proponowanych przez aktywistki/-ów z nurtów radykalnie antykapitalistycznych. W zamian proponuje to, co nazywa „drogą środka” i wizję odpolitycznionych działań polegających na „robieniu tego, czego nie można nie robić” i kierowaniu się sercem. I choć na poziomie samych działań nasze postawy mogą być sobie całkiem bliskie, taka ucieczka od politycznych deklaracji może być niebezpiecznym rozmyciem intencji i kompromisem, na który trudno mi się zgodzić. Polityka to nie tylko to, co dzieje się w parlamencie, ale ogół procesów, które składają się na to jak kształtujemy życie społeczne i w tym sensie trudno mówić działaniach, które nie są ideologiczne ani polityczne. Wybór, że chcemy chronić las i decyzja, że będziemy to robić w określony sposób są wyborami politycznymi. Zmotywowana lekturą rozważań Kulika zdecydowałam się więc opisać znaczenie postawy jednoznacznie antykapitalistycznej dla ruchu walczącego o ochronę dzikiej przyrody. Zamiast klasycznej polemiki chciałabym pójść dalej, rozwinąć temat alternatyw dla kapitalizmu i jasnego diagnozowania przyczyn. Takie alternatywy pojawiają się pod wieloma nazwami, są integralną częścią ideologii anarchistycznej czy ekofeministycznej. Jednak pojęciem, wokół którego chciałabym osnuć niniejszy artykuł jest dewzrost (degrowth), który jako słowo-parasol odnoszące się do różnorodnego wewnętrznie zbioru postaw, ale i ruchu społecznego, obejmuje w sobie krytykę paradygmatu wzrostu i poszukiwanie nowych rozwiązań biorących pod uwagę dobrostan ludzi i nie-ludzi. W pierwszej kolejności zwrócę uwagę z jakich postaw wynika krytyka kapitalizmu, następnie przyjrzę się jego pragmatycznym wymiarom i omówię postulaty dewzrostu, wreszcie wyjaśnię ich znaczenie dla działań w obronie dzikiej przyrody oraz skontrastuję je z alternatywnymi strategiami. Podsumowując: chciałabym odnieść się do wspólnej lewicowej wizji świata, w którym dążenia ekologiczne są równie ważne co społeczne.

Antykapitalizm

„Tak, ta diagnoza się powtarza: źródłem wszelkiego zła jest system ekonomiczny a dokładniej kapitalizm z jego immanentną niesprawiedliwością społeczną, a dzisiaj także destrukcją środowiska” – pisze Kulik. Łatwo sprowadzić taką diagnozę do frazesu, jednak to właśnie zagłębienie się w antykapitalistyczną krytykę jest kluczowe dla zrozumienia układu sił, w którym dobrostan nigdy nie będzie priorytetem. Krytyka kapitalizmu, o której mówię nie jest powierzchownym sloganem nawiązującym do zmniejszenia (lub przekierowania) konsumpcji. Jest apelem o przebudowę sposobu myślenia czy – słowami Corneliusa Castoriadisa – dekolonizację wyobraźni. Jak pisze Joan Martinez-Alier, dla sprawiedliwości klimatycznej (a ta należy do kluczowych postulatów dewzrostu), niezbędne jest „usunięcie ogólnego systemu rynkowego z kolektywnej wyobraźni jako zasady organizacji społecznej, pokazując, że wiele osób na całym świecie broni swojego prawa dostępu do zasobów naturalnych w celu utrzymania się dzięki systemom zarządzania opartym na dobrach wspólnych” (Alier-Martinez 2020). Castoriadis ujmuje tę kwestię jeszcze dobitniej. „Idea, że jedynym celem w życiu jest, by więcej produkować i konsumować, jest absurdalną, upokarzającą ideą, którą należy porzucić. Kapitalistyczna wyobraźnia pseudoracjonalnego pseudopanowania i nieograniczonej ekspansji musi zostać porzucona” (za: Latouche 2020). Mamy więc do czynienia z krytyką skutków kapitalizmu, które przejawiają się w konkretnych działaniach i decyzjach, ale i krytyką podstaw filozoficznych, które kształtują kapitalistyczne społeczeństwo.

Dobrowolna prostota zamiast przymusu wzrostu

Zanim przejdę do omówienia założeń i akademicko-aktywistycznego kontekstu ruchu, któremu poświęcam ten artykuł, chciałabym poświęcić chwilę terminologii. Dewzrost jest nowym, niezbyt jeszcze rozpowszechnionym słowem. Do niedawna sama stosowałam termin postwzrost, który stanowił robocze tłumaczenie angielskiego degrowth, jednak po lekturze dyskusji zamieszczonej w „Czasie Kultury” (2020) i wstępu do książki „Dewzrost. Słownik nowej ery” przekonałam się do zmiany terminu. Zamiast słowa, które można interpretować jako rozwinięcie, kontynuację wzrostu w zmienionej formie (które tym samym zostawia pole na szukanie rozwiązań wewnątrz kapitalizmu), również skłaniam się ku temu określeniu, które zawiera idea zatrzymania i odwrócenia wzrostu, dlatego w tym artykule konsekwentnie będę używać słowa dewzrost.

Na czym jednak ma polegać to odwrócenie wzrostu? Skąd się wziął dewzrost i czym różni się od zrównoważonego rozwoju i innych krytycznych postulatów? Ten ruch społeczny obejmuje szereg pozornie odległych postulatów, które składają się na wizję życia w dobrostanie, a który nie wymaga nieustannego powiększania zasobów. Termin degrowth pojawił się na początku XXI wieku jako tłumaczenie francuskiego słowa decroissance, jednak krytyka wzrostu sięga dalej wstecz. Wiele badaczek i badaczy wymienia raport Klubu Rzymskiego „Granice Wzrostu” opublikowany w 1972 r., jednak do inspiracji zalicza się też takiego myśliciela jak Arturo Escobar, i (szerzej) nurt związany z ekologią polityczną.

Idea zatrzymania wzrostu jest z pewnością kontrowersyjna z perspektywy ekonomii głównego nurtu, dewzrost nie jest jednak tożsamy z recesją. Z drugiej strony, działaczki/-cze odżegnują się też od idei związanych ze zrównoważonym rozwojem czy zrównoważonym wzrostem, które stanowią w ich oczach próbę osłabienia rewolucyjnego charakteru na rzecz kontynuacji business as usual. W istocie, tak zwany „zielony kapitalizm” dobrze radzi sobie z zawłaszczaniem potencjału zmiany i wykorzystywaniem go do łagodzenia własnego wizerunku. Tymczasem postulaty dewzrostu nie mieszczą się w dotychczasowym paradygmacie i wymagają otwarcia się na nowe możliwości. Zamiast dychotomii recesja – rozwój proponują nową drogę, do której niezbędne jest radykalne ograniczenie produkcji i konsumpcji. Zamiast zwiększania PKB – zwiększanie dobrostanu, który można liczyć zupełnie innymi wskaźnikami, takimi jak zdrowie czy więzi społeczne. Postulaty nie ograniczają się jedynie do ekonomii. Praktyczki i praktycy dewzrostu kładą duży nacisk na oddolność i samoorganizację, tworzenie społeczności opartej na trosce i podziale pracy. Istotnym elementem nowej organizacji życia społecznego jest conviviality – to trudne do przetłumaczenia słowo odnosi się do pogodnego, wspólnego cieszenia się życiem i łączy dewzrost z innymi ruchami, jak na przykład buen vivir (czyli „dobre życie”) w Ameryce Południowej.

Teoria i praktyka dewzrostu dynamicznie rozwija się w różnych ośrodkach, nawet w Polsce pojawiają się tłumaczone lub oryginalne publikacje podejmujące ten temat. Jednak główny nurt dyskusji toczy się w zachodnich ośrodkach, wśród których przoduje kataloński Universitat Autonoma de Barcelona (UAB), na którym funkcjonuje ICTA – Instytut Nauk o Środowisku i Technologii gdzie powstał program studiów magisterskich w całości poświęcony temu zagadnieniu. Również w Katalonii znajduje się ośrodek Can Decreix, dom kolektywny założony przez Francois Schneidera, jednego z czołowych myślicieli dewzrostu. Tam (w powiązaniu z UAB) od lat odbywają się letnie szkoły, które stanowią przestrzeń spotkań osób ze środowisk akademickich i aktywistycznych. Z inicjatywy tego środowiska funkcjonuje też serwis degrowth.info, platforma wymiany wiedzy, publikująca artykuły naukowe i zapraszająca na konferencje.

Czy będzie trzeba z czegoś zrezygnować? Jak najbardziej!

Wróćmy jednak do samej praktyki dewzrostu. Definiując go, wspomniałam o radykalnym ograniczeniu. Zmniejszenie dostępności produktów, do których nas przyzwyczajono może budzić niepokój. To całkiem zrozumiała reakcja na zmiany, szczególnie te narzucone z zewnątrz. Ryszard Kulik w swojej krytyce bez ogródek łączy takie projekty z zagrożeniem totalitaryzmem a kolektywne myślenie określa jako jednocześnie odbierające sprawczość jednostce, ale i wysuwające człowieka na piedestał – to my, ludzie, mamy przecież decydować o wprowadzeniu zmian. Wpływ człowieka na środowisko jest trudny do podważenia, przyjrzyjmy się jednak przytoczonej dychotomii między jednostką a „systemem”. W innej wersji pojawia się ona w postawach uderzających w przenoszenie odpowiedzialności na jednostkę za czyny, które w dużej mierze są wynikiem decyzji podejmowanych na wysokich szczeblach, w kręgach o globalnym zasięgu. „Zmiana systemu a nie jednostkowe rozwiązania” – to często powtarzany slogan. Tak często, że może tracić swoje rewolucyjne znaczenie. Bywa nawet, że podobne słowa stanowią formę samousprawiedliwienia – wszak czym szkodliwym jest kolejny lot samolotem do Azji skoro wszyscy tam latają? Trzeba przecież zmienić „system”. A „system” to inni – nie mamy na niego wpływu. Tymczasem zmiana systemu musi wiązać się z radykalną zmianą stylu życia każdego z nas. I choć to prawda, że rezygnacja z plastikowej słomki do drinka nie zatrzyma zmian, które już wydarzyły się w oceanach, to w świecie, do którego powinnyśmy dążyć (jeśli chcemy mieć nadzieję na przyszłość naszego i innych gatunków), zwyczajnie nie ma przestrzeni na plastikowe słomki. Powiązania między stylem życia a śladem węglowym (które, choć nie są tożsame, można przenieść także na powiązania między poszczególnymi rozwiązaniami a stanem dzikiej przyrody – w obu przypadkach mamy bowiem do czynienia ze splotem wiążących decyzji na poziomie organów władzy z praktyką życia codziennego) celnie opisują Michał Czepkiewicz i Weronika Parfianowicz w artykule „Wzrost gospodarczy nie pomoże światu. Umiar mu nie zaszkodzi”. Nie zaprzeczając, że jednostkowe wybory niewiele pomogą, jeśli nie będą im towarzyszyć głębokie zmiany systemowe, podkreślają – zmiana systemu nieuchronnie oznacza zmianę stylu życia.

Kiedy więc oskarża się nas – aktywistki i aktywistów – ludzi sympatyzujących z dewzrostem – o próby narzucenia ograniczeń i uderzanie w dobrze ugruntowaną normę życia codziennego, odpowiadamy: tak, chcemy w nie uderzać. Tak, zmiany są niezbędne. Także te, przez które będziemy żyć mniej wygodniej, a niektóre czynności zajmą nam więcej czasu. To właśnie w tym tkwi robienie tego, czego nie można nie zrobić. Zmiany nie muszą jednak wiązać się z wyrzeczeniami. W przywołanym wyżej artykule Czepkiewicz i Parfianowicz opowiadają też o radości z życia pełnego umiaru, opartego na pewnym spowolnieniu, lokalności i bliskim więziach, których nie da się przeliczyć na PKB. Przesuńmy się więc tak, by zostawić przestrzeń „dobrego życia” dla siebie i innych istot zamieszkujących planetę.

Czyj i dla kogo jest postwzrost?

Romantyczna wizja dobrego życia w umiarze niesie jednak z sobą niebezpieczeństwo zawężenia obrazu. Kiedy mówimy o konieczności rezygnacji z pewnych udogodnień, łatwo zapomnieć o głębokich nierównościach, które są immanentną cechą systemu kapitalistycznego. Krytyka konsumpcjonizmu i wzrostu zawsze odnosi się do tych społeczeństw, które mają przywilej oddawania się konsumpcji czy rozszerzania gospodarek. Ważnym wątkiem w dewzroście jest więc to, że dotyczy jedynie części społeczeństwa – tej najbogatszej, która już teraz wykorzystuje zbyt wiele. Opowieść o granicach wzrostu nie jest bowiem pełna jeśli nie dodamy, że oprócz górnych granic, których przekroczenie stanowi nadużycie zasobów planetarnych, istnieją też dolne granice, które wyznaczają minimum niezbędne do komfortowego życia. Zgodnie z tym, co Kate Rawort zwizualizowała jako „ekonomię obwarzanka”, w każdym z aspektów życia możemy znaleźć zakres, który jest bezpieczny dla planety, ale i nie powoduje nadmiernych ograniczeń dla rozwoju społeczeństwa. Łatwo wtedy zauważyć, że dla części ludzi obie granice już dawno zostały przekroczone, zaś niektórzy ludzie nie dotarli nawet do pierwszej. Polityczna ekologia dewzrostu odrzuca więc obarczanie winą za nasilające się kryzysy ekologiczne całej ludzkości, skupiając się za to na mechanizmach, które prowadzą do tak drastycznych nierówności. W rozwiązaniach natomiast chodzi o to, by – jak w tytule – posunąć się, czyli zostawić miejsce, dzięki czemu te grupy społeczne, które wcześniej nie miały przestrzeni do rozwoju mogą rozwinąć swój potencjał. Co ważne, nie chodzi tu o powtarzanie tej samej drogi, ale o poszukiwanie alternatyw. Dopuszczenie ich do głosu wymaga realizacji dekolonizacji wyobraźni, czyli zauważenia, że droga, którą przeszliśmy nie jest jedyną możliwą jaka istnieje, ale istnieją alternatywne, które mogą wspierać ekosystem.

Politykowanie i dobrostan, czyli dewzrost w praktyce

Postulaty dewzrostu są ambitne. Są próbą przebudowy funkcjonowania całego społeczeństwa, zamiast jedynie reformistycznych prób czynienia obecnego systemu nieco bardziej przystępnym. Pomysłów praktycznych jest wiele – od szeroko zakrojonych wizji kolektywnego życia do konkretnych rozwiązań znajdujących zastosowanie w produkcji żywności, zdrowiu publicznym czy komunikacji (nawet gdy rozwiązania mają charakter reformistyczny, zakładają rozszerzanie wpływu przez tworzenie kolejnych, siostrzanych inicjatyw). Wnikliwa analiza całego wachlarza możliwości musiałaby obejmować wszystkie sfery życia społecznego. Osobom zainteresowanym zgłębianiem tego tematu polecam zamieszczoną pod artykułem literaturę oraz materiały dostępne na portalu degrowth.info. Sama zdecydowałam się zawęzić zakres tematu do tych wątków, które najszybciej mogą interesować czytelniczki i czytelników „Dzikiego Życia”, a mianowicie związków dewzrostu z ruchem ekologicznym. Choć nie można oddzielić wątków społeczno-ekonomicznych od tych bezpośrednio związanych z dziką przyrodą, to właśnie troska o nadmiernie eksploatowaną planetę leży u podstaw dążeń do zatrzymania wzrostu. Na łamach „Czasu Kultury” refleksję tę podejmuje Jakub Rok (2020), akademik i aktywista związany z Obozem dla Puszczy. Analizując postawy kierujące osobami broniącymi lasów przed zniszczeniem, przytacza koncepcję trzech nurtów globalnego ruchu ekologicznego, na które składają się kult dzikiej przyrody, ekoefektywność (zafascynowanie rozwiązaniami technologicznymi) i sprawiedliwość ekologiczna. Logika dewzrostu może – jego zdaniem – pomóc w pogodzeniu pozornie sprzecznych dążeń i odejść od wartościowania przyrody (prowadzącego do jej utowarowienia) na rzecz odwołań do emocji i wartości relacyjnej. Wracając do analizy konkretnej sytuacji w Puszczy Białowieskiej i do poziomu lokalnego, opisując las jako źródło materialnych (nie mówimy tu tylko o drewnie, ale o tych owocach lasu, których pozyskiwanie nie wpływa na jego trwanie) i niematerialnych korzyści dla ludzkich jak i nie-ludzkich mieszkanek i mieszkańców, i wpisując batalię o jego pozostawienie w splecioną, wielowątkową walkę o świat bez wzrostu i bez wyzysku istot żywych.

Żądanie niemożliwego

Do zrealizowania wizji świata bez wzrostu nie wystarczą indywidualne działania „z serca”. Konieczna jest zmiana paradygmatu, która pociąga za sobą konkretne działania i rozwiązania. Te z kolei nie mogą nie wpłynąć na naszą codzienność. Ucieczka od lewicy, prawicy i całego politycznego języka może być kusząca, uniemożliwia jednak pełne opisanie zachodzących procesów. Ryszard Kulik opisując polityczne dążenia do sprawiedliwości społecznej mówi o obawie przed totalitaryzmem. Zamiast jednak poddawać się niezasłużonym porównaniom z reżimami Chin czy Korei Północnej, wolę (za Josefem Patocką i Mikulasem Cernikiem) myśleć o dewzroście jako o politycznym żądaniu dobrostanu, czy też pohody dla wszystkich (Cernik, Patocka 2020). Pohodę określają jako „wizję organizacji społecznej, w której centrum znajduje się dostatnie, dobre i godne życie nie naruszające planetarnych granic”, i przytaczają odcinek programu telewizyjnego, w którym właśnie takie oczekiwanie zostało określone jako lewicowy ekstremizm. Takie postawienie sprawy czyni ekstremistycznym cały ruch ekologiczny. Może jednak wcale nie należy traktować tego jako obelgi? Od aktywistek klimatycznych zbyt długo oczekiwano umiarkowania, które miałoby zapewnić społeczną akceptację. Dziś nie mamy już czasu na małe kroki. Żądajmy niemożliwego i nie zgadzajmy się na kompromisy. Nie wprowadzamy totalitaryzmu, ale – powtórzę raz jeszcze za Ryszardem Kulikiem – właśnie w ten sposób „robimy to, czego nie da się nie robić”.

Krystyna Lewińska

Krystyna Lewińska (ona, jej) – aktywistka, badaczka, edukatorka.

Literatura:
- Michał Czepkiewicz, Weronika Parfianowicz,, Wzrost gospodarczy nie pomoże światu. Umiar mu nie zaszkodzi [polemika], „Krytyka Polityczna”, 10.09.2020, krytykapolityczna.pl/gospodarka/wzrost-gospodarczy-nie-pomoze-swiatu-umiar-mu-nie-zaszkodzi-polemika [dostęp: 17.05.2020].
- Mikulas Černík, Josef Patočka, Postwzrost jako pohoda dla wszystkich, „Czas Kultury”, 18.08.2020, czaskultury.pl/czytanki/postwzrost-jako-pohoda-dla-wszystkich [dostęp: 17.05.2021].
- Serge Latouche, 2020, Dekolonizacja wyobraźni, w: Giacomo d’Alisa, Federico Demaria, Giorgios Kallis, Dewzrost. Słownik nowej ery.
- Joan Martinez-Alier , 2020, Nurty globalnego ruchu ekologicznego, w: Giacomo d’Alisa, Federico Demaria, Giorgios Kallis, Dewzrost. Słownik nowej ery: 96-101.
- Kate Raworth, 2018. Doughnut Economics: Seven Ways to Think Like a 21st-Century Economist (Illustrated ed.). Chelsea Green Publishing.
Jakub Rok, 2020, Od dziewiczości do sprawiedliwości, czyli czego ruch ekologiczny może się nauczyć z lektury postwzrostu, w: Dewzrost: Polityka umiaru, „Czas Kultury”, nr 3/2020.