Odstrzał wilków to ostateczność
Polska bez polowań
Od dłuższego czasu nie ma chyba dnia, bym w internecie nie natykał się na kolejne sensacyjne doniesienia o wilkach. Gazety piszą o wilkach zagryzających psy na oczach dzieci, podchodzących pod wsie albo nawet przegryzających siatki, by dostać się na posesję. Co jakiś czas w tym medialnym sosie pojawiają się fejkowe filmiki albo zdjęcia, które, jak się potem okazuje, pochodzą nie z Polski a np. z Rosji. Śledząc media coraz częściej mam wrażenie, że kreują one obraz jakiejś zalewającej nas wilczej inwazji, która coraz bardziej nam zagraża.
Nie wiem, ile jest w tym złej woli a ile po prostu zwyczajnej pogoni za zyskiem. Jeśli chodzi o to ostatnie, to mechanizm jest oczywiście prosty: sensacja nakręca portalom internetowym oglądalność. Oglądalność zaś przekłada się na zyski z reklam. I karuzela kręci się dalej. Ale niewątpliwie komuś też zależy na tym, by kształtować negatywny wizerunek wilka jako niebezpiecznej, krwiożerczej bestii. I myślę, że łatwo te grupy wskazać – to część środowiska myśliwskiego. Co interesujące, nemrodzi często nie mówią wprost o polowaniach, ale o tym, że trzeba wrócić do „zarządzania populacją”. Ale nie dajmy się zwieść – to techniczny łowiecki eufemizm, za którym kryje się po prostu odstrzał.
Chciałbym też postawić sprawę jasno, by uniknąć oskarżeń o uprawianie bezkrytycznego „wilczego kultu”: jestem świadomy konfliktów, jakie zachodzą na linii wilki – ludzie. Prawdą jest, że w bieszczadzkich wsiach wilki zagryzają trzymane na łańcuchach Burki a na podobne problemy skarżą się mieszkańcy peryferyjnych dzielnic Poznania. Albo to, że zdarza się wilkom zabić hodowlane daniele. Ale oburza mnie, gdy straszy się tym, że wilki będą zabijać ludzi, w tym dzieci, bo to uderzanie w wyjątkowo podłą nutę. Owszem, z lat 90. XX wieku z Indii znamy przypadki śmiertelnych wilczych ataków m.in. na dzieci, ale wiązały się one ze zniszczeniem bazy pokarmowej tych drapieżników. Po prostu nie miały co jeść, więc ludzi zaczęły traktować jak zwierzynę łowną. Ale wilki w Polsce są syte i w naszych lasach mają atrakcyjniejsze ofiary niż niedzielnych grzybiarzy. Poza tym, na świecie ataki wilków na ludzi są sporadyczne, nie wspominając o tym, że doniesienia o części z nich nie są wiarygodne. W Polsce po II wojnie światowej mieliśmy cztery udokumentowane przypadki pogryzień przez wilki, wszystkie z 2018 r., przez wilki, które były częściowo oswojone przez ludzi – w Bieszczadach i w Lubuskiem. Zaś normą jest – trzeba to podkreślić – że wilki trzymają się z dala od ludzi. Sianie histerii o jakimś rzekomym zagrożeniu ze strony tych zwierząt jest więc skrajnie nieodpowiedzialne. Tym bardziej, że polskie prawo zezwala na odstrzał wyjątkowo konfliktowych wilków albo takich, które sprawiają realne zagrożenie. Na marginesie warto tu wspomnieć, że problemem jest niekiedy zbyt wolne tempo przeprowadzenia takiej akcji. Wspomniany wilk z Bieszczad został zastrzelony po ponad dwóch tygodniach, bo na miejscu nie można było znaleźć chętnego myśliwego, który by się tego zadania podjął. W tym czasie mógł zrobić krzywdę jeszcze komuś. Takie sytuacje przekonują mnie, że łowiectwo w Polsce, przynajmniej częściowo, powinno zostać znacjonalizowane – by zawsze pod ręką był zawodowy, opłacany przez państwo lub samorząd myśliwy, który zrobi to, co należy zrobić, gdy już nie ma innego wyjścia1.
Niektórzy łowieccy publicyści podnoszą, że populacje wilków powinna zostać ograniczona do nielicznych i izolowanych terenów leśnych, np. Puszczy Białowieskiej i Bieszczadów. O czymś takim mówił niedawno również prof. Maciej Skorupski z Katedry Łowiectwa i Ochrony Lasu Uniwersytetu Przyrodniczego. Trafnie na tę uwagę odpowiedziała dr hab. Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” w wywiadzie dla „Głosu Wielkopolskiego”. Warto tę wypowiedź przytoczyć w całości: „Nie zgadzam się, że wilki powinny żyć tylko w Puszczy Białowieskiej. Tam mieszczą się terytoria zaledwie czterech wilczych rodzin, to około 30 osobników, a większość lasów w Polsce, ponad 90 procent, to lasy gospodarcze i wilki powinny też w nich żyć. Absurdem byłoby wykluczyć na tych ogromnych obszarach obecność dużego drapieżnika, zresztą bardzo pożyteczną i potrzebną dla gospodarki leśnej. To także niemożliwe w związku ze zobowiązaniami naszego kraju wynikającymi z dyrektywy siedliskowej”2.
Na koniec przypomnę, że wybranie odstrzału jako głównego narzędzia rozwiązywania konfliktów z wilkami może być kompletnie przeciwskuteczne. Adam Wajrak w książce „Wilki” przytacza wyniki badań hiszpańskich i amerykańskich, zgodnie z którymi strzelanie do wilczych grup rodzinnych prowadzi do zwiększenia intensywności ataków na zwierzęta domowe. Dlaczego? Bo odstrzał osłabia i rozbija grupy rodzinne. W pewnym momencie polowania na ulubione jeleniowate stają się niemożliwe, ale jeść trzeba. W takiej sytuacji wiejski kundelek albo świnka w zagrodzie mogą okazać się łakomym kąskiem. Dlatego odstrzał, i podkreślają to specjaliści, w przypadku wilków zawsze powinien być ostatecznością.
Robert Jurszo
Przypisy:
1. Na łamach „Dzikiego Życia” pisałem o tym tu: dzikiezycie.pl/archiwum/2020/lipiec-i-sierpien-2020/lowiectwo-trzeba-znacjonalizowac.
2. gloswielkopolski.pl/odstrzal-wilkow-pod-swarzedzem-dr-sabina-nowak-niestety-to-jedyne-wyjscie-podejrzewamy-ze-to-wilk-ktory-mial-kontakt-z/ar/c8-15462584