Słowa, słowa…
Bogusz Tworek w polemice z moim tekstem przywołuje zdanie: ,,Przywracanie przyrody do właściwego stanu leży w naszym wspólnym interesie” i konkluduje, że takie sformułowanie: „może przynieść dużo szkody”. Następnie argumentuje: „wcale nie mamy przepisu na »doskonałą« przyrodę, nikt też nie dał nam prawa określania co w przyrodzie jest »właściwe« lub nie […]. A na pewno nie możemy stwierdzić czym się charakteryzuje ten właściwy stan przyrody”.
Spieszę więc donieść, że sformułowanie „właściwy (dobry) stan przyrody” pojawia się wielokrotnie w przyjętym przez Parlament Europejski 12 lipca br. Prawie odbudowy zasobów przyrodniczych (Nature Restoration Law). Czytamy tam m.in.: „korzyści z przywrócenia zdegradowanych ekosystemów do dobrego stanu na wszystkich obszarach lądowych i morskich znacznie przewyższają koszty ich odbudowy”. Co w tym przypadku oznacza „dobry (właściwy) stan”? I kto o tym decyduje. W dokumencie czytamy: „Istnieją już ramy i wytyczne pozwalające ocenić, czy stan typów siedlisk chronionych na mocy dyrektywy 92/43/EWG jest dobry [...]. Na podstawie tych ram i wytycznych można określić cele w zakresie odbudowy dla tych typów siedlisk i siedlisk gatunków”. Jakie jest ostateczne kryterium „właściwego (dobrego) stanu siedlisk”? Jest nim różnorodność biologiczna. To jest cel strategiczny podejmowanych przez Unię Europejską działań w kontekście przyrody. Zmiany klimatu, o których w swojej polemice wciąż pisze Tworek są oczywiście ważnym kontekstem, jednak w sprawie, którą rozważamy to różnorodność biologiczna jest w centrum. W uchwale Parlamentu Europejskiego czytamy: „Dlatego też należy ustanowić dodatkowe obowiązki w oparciu o konkretne wskaźniki w celu zwiększenia różnorodności biologicznej w skali szerszych ekosystemów”.
Autorowi polemiki w związku z tym „zapaliła się czerwona lampka”. Bo niby kto ma decydować o tym, co jest „właściwym stanem przyrody”. To przejaw arogancji i megalomanii. Pełna zgoda. Ciągle się o to spieramy, a ten spór bardziej dotyczy wartości i wizji świata niż wyłącznie kwestii biologicznych. To temat na osobny, obszerny esej. Tak czy owak UE próbuje w tym tyglu sprzecznych interesów wypracować określone „ramy i wytyczne”. Jedną z nich jest propozycja objęcia 30 proc. terenów ochroną, w tym 10 proc. ścisłą. Mówiąc w pewnym uproszczeniu mamy zostawić przyrodzie więcej miejsca, na to, by rządziła się sama. Zakładamy, że wtedy naturalne procesy „przywrócą” przyrodę do „właściwego stanu”. Tam zaś, gdzie trzeba będzie podjąć jakieś działania, np. odtwarzając tereny podmokłe, pozwolimy sobie na to „przywrócenie stanu właściwego” ludzką ręką wypracowując wcześniej wizję tego, czym ów stan właściwy jest.
I na koniec o komunikowaniu tego całego procesu. Autor polemiki zwraca uwagę na słowa podkreślając, że: „argumenty naukowe w tym wypadku nie wystarczą. W dużym stopniu dialog opiera się tu na poziomie uczuć i intuicji”. No właśnie, prawdopodobnie większość ludzi nie będzie wchodzić w niuanse, naukowe argumenty i szczegółowe kwestie związane z prawnymi aspektami ochrony przyrody. Chcemy po prostu żyć w świecie, w którym środowisko naturalne jest w dobrym stanie: zdrowe, różnorodne i odporne na zakłócenia. Unijny ustawodawca prawdopodobnie uznał, że najlepiej będzie posługiwać się skrótem myślowym „właściwy (dobry) stan przyrody”. Wydaje się, że to najlepiej komunikuje nasze intencje, bo właśnie odwołuje się do intuicji i uczuć, jak chce Tworek.
Ryszard Kulik