Pociąg do zmian. Na peryferiach transformacji
Transformacja energetyczna i walka z kryzysem klimatycznym są jak podróż pociągiem w nieznane, a w Polsce ciągle stoimy na zapomnianym peronie, w oparach węgla. Pociąg w końcu nadjeżdża, ale nie wiadomo, dokąd zmierza, czy jest maszynista ani czy starczy miejsca dla wszystkich. Obsługa unika odpowiedzi, a jedyne, co słyszymy, to pilny nakaz wsiadania – dworzec zaraz zostanie zamknięty. Chaos, dezinformacja i brak długoterminowej strategii – tak często wygląda komunikacja wokół dużych projektów dekarbonizacyjnych w Polsce. Przykładem może być niedawne, niemiłe zaskoczenie, gdy nagle, bez uprzedniej strategii informacyjnej, zamknięto program „Czyste powietrze”. Gdybyśmy byli w podróży jako pasażerowie czulibyśmy się nagle wyrzuceni z tego klimatycznego pociągu!
Zacznijmy od początku. Faktem jest, że ta podróż, w którą wyruszamy, odbędzie się prędzej czy później – bez względu na to czy tego chcemy, czy nie. Nieuchronna, stopniowo (a niestety czasem skokowo) postępująca zmiana klimatu wymaga radykalnych zmian społeczno-ekonomicznych. One się już dzieją, wspomagane gigantycznymi inwestycjami państw oraz koncernów związanych z energią odnawialną. Żyjemy w czasach swego rodzaju rewolucji energetycznej, ale Polska jest ciągle na jej peryferiach. Wystarczy spojrzeć na dane z platform takich jak Electricity Map, która w czasie rzeczywistym pokazuje miks energetyczny różnych krajów.

Czy ktoś nas słyszy?
Mieszkam w Wielkiej Brytanii, która jest na dużo bardziej zaawansowanym etapie tej „podróży dekarbonizacyjnej”. Jesienią ubiegłego roku Brytyjczycy świętowali wyjątkowy moment – zamknięto ostatnią elektrownię węglową. To nie tylko symboliczny moment dla kraju, w którym rozpoczęła się rewolucja industrialna i powstała pierwsza elektrownia węglowa, to również symboliczny moment końca pewnej ery i początku nowych ambicji politycznych Brytyjczyków w przewodzeniu kolejnej rewolucji technologicznej. W kontekście polskiego uzależnienia od węgla warto zobaczyć, czy czegoś nie możemy się od nich nauczyć?
Zacznijmy od społecznego dialogu na temat zmian klimatycznych i transformacji energetycznej. Różnica pomiędzy Polską i Wielką Brytanią polega przede wszystkim na tym, że ten dialog w Polsce w zasadzie nie istnieje. Dyskurs polityczny skoncentrowany jest na tematach światopoglądowych lub gospodarczych, a transformacja energetyczna jest albo demonizowana, albo ideologizowana, albo ignorowana. W najlepszym przypadku ląduje jako jedna z wielu niespełnionych obietnic.
Oczywiście istnieją historyczne i gospodarcze przyczyny tego stanu rzeczy – np. Polska przez ostatnie dekady była uzależniona od węgla, a transformacja wymaga ogromnych nakładów finansowych, których brakowało w czasach transformacji ustrojowej. Ponadto polityka energetyczna kolejnych rządów była krótkowzroczna i nieodpowiedzialna. Jednak jednym z kluczowych problemów jest sposób, w jaki o transformacji energetycznej rozmawiamy z ludźmi od lat. Porównując znów oba państwa, świetnym symbolicznym przykładem może być organizacja dwóch szczytów klimatycznych COP (Katowice w 2018 r., Glasgow w 2021 r.). Brytyjskie media żyły organizacją COP przez wiele miesięcy, traktowano to jako kluczowy moment, szykowano się do roli światowego lidera w dekarbonizacji (inna sprawa czy to się im udało). Tymczasem podczas „swojego” COP-u Polacy eksponowali wszędzie węgiel, wywołując u niektórych delegatów konsternację.
Wszystko zaczyna się na naszym własnym podwórku
W krajach demokratycznych rządowe programy zmian – nawet te nieuchronne – wymagają społecznego poparcia. Bez niego grozi nam wzrost popularności sił sprzeciwiających się tym zmianom i odwrotny efekt. Zacznijmy zatem od zjawiska NIMBY (z ang. „Not In My Backyard” – „nie na moim podwórku”). W polskiej wersji możemy to zjawisko i jej przedstawicieli nazwać NUM – „Nie U Mnie”. Jest to popularny termin w krajach anglojęzycznych, który opisuje zjawisko sprzeciwu lokalnych społeczności wobec inwestycji w ich lokalizacji, w Wielkiej Brytanii zazwyczaj odnosi się do zabudowy pod domy jednorodzinne tzw. Green Belt – „Zielonego Pasa”, którym często nazywa się jakikolwiek teren poza miastem i niekoniecznie oznacza to troskę o środowisko naturalne, a o własną miejscowość. Ludzie nie chcą dodatkowych domów w swojej okolicy ze strachu przed korkami, o miejsca do parkowania czy brak infrastruktury (te obawy są często uzasadnione, ale to temat na zupełnie inny artykuł). W rzeczywistości oznacza to, że jedyne działki, na których można budować mają astronomiczną wartość, co doprowadziło do absurdalnych wzrostów cen nieruchomości i braku szans dla wielu ludzi na to, żeby kiedykolwiek mieć własny dom lub mieszkanie. Zasada NIMBY (czy polskie NUM-BY) jest prosta: nie obchodzi mnie nic poza własną okolicą. Niech sobie budują wszędzie indziej, ale nie u mnie. Gdy pomyśli tak 99% społeczeństwa, okazuje się, że nagle nie ma gdzie budować.
Zjawisko to ma realny wpływ na duże projekty dekarbonizacyjne: Brytyjczycy mają wysoką świadomość zmiany klimatu, ale na co dzień bardziej niż zagłady planety obawiają się wielkich stalowych konstrukcji obniżających wartość ich domów, wpływających na wygląd krajobrazu czy wręcz czasem stwarzających ryzyko dla lokalnej fauny i flory. Dlatego w tym miejscu trzeba mocno podkreślić, że społeczna niechęć do dużych projektów infrastruktury energetycznej nie jest zjawiskiem złym czy dobrym – to zależy od kontekstu. Dlatego trzeba ludzi najpierw słuchać. I chociaż przekonanie lokalnych społeczności do dużych projektów w ich okolicy jest zwykle trudne, to jednak Polska może się dużo nauczyć od Brytyjczyków w tych kwestiach. Temat energii „net-zero” jest jednym z priorytetów dla brytyjskiego społeczeństwa – wystarczy porównać niedawne kampanie polityczne obu krajów, gdzie narodowa modernizacja i dekarbonizacja infrastruktury energetycznej była jedną z pięciu głównych misji nowego, zwycięskiego rządu, tymczasem w Polsce plan transformacji energetycznej był jednym ze „100 konkretów” (!) zwycięzców w wyborach.
Jest wiele błędów które popełniają urzędnicy państwowi w sytuacjach wielkich projektów infrastruktury: zbyt późne informowanie ludzi o planach, które są już w zaawansowanych stadiach rozwoju, nieuwzględnianie większości uwag (to oczywiście zależy od sytuacji i możliwości), ale przede wszystkim brak partnerskiego traktowania społeczności lokalnych. Każdy przypadek jest inny i czasem dobro ogółu musi przeważyć nad lokalnymi interesami. To, co można zawsze zrobić, to przynajmniej informować o wszystkim na bieżąco – transparentnie, odpowiednio wcześnie i z uwzględnieniem potrzeb i preferencji komunikacyjnych swoich odbiorców. Dzięki temu nawet jeśli niektóre grupy będą niezadowolone z rezultatu, to przynajmniej będą czuły, że ich głos został wysłuchany, a możliwości wpływu wykorzystane. A bardzo często kreatywność, odpowiedni budżet oraz otwartość na dialog może sprawić, że uda się znaleźć dla niezadowolonej grupy jakiś rodzaj alternatywnego rozwiązania – każdy taki mały sukces staje się elementem szerszej świadomości społecznej i nie można tego lekceważyć. Wówczas mamy również szansę na efekt Service Recovery Paradox (SRP), czyli sytuację, w której czasem uprzedni przeciwnicy projektu stają się jego zagorzałymi zwolennikami dzięki temu, w jaki sposób ich problem został rozwiązany. Dzieje się to do tego stopnia, że ich entuzjazm może być nawet większy niż osób, które od początku wspierały projekt1.

Edukujmy społeczeństwo!
Komunikacja i uwzględnianie opinii zainteresowanych grup jest zwykle dialogiem prowadzonym pomiędzy organizacjami zajmującymi się tym na co dzień i reprezentującymi interesy poszczególnych grup. Jest to zrozumiałe i praktyczne, ale pomijając bezpośrednio w tym dialogu obywateli tracimy szansę na edukację społeczeństwa, które w konsekwencji staje się bierne, pasywne i nieświadome. Być może, gdyby większość Polaków była od lat edukowana na temat zmiany klimatu przez klasę polityczną, gdyby temat był dominujący a nie marginalizowany, gdyby więcej ludzi miało styczność z takimi wizualnymi formami edukacji jak wcześniej wspomniane interaktywne mapy miksów energetycznych, być może wtedy byłaby dużo większa presja społeczna na wcześniejsze odejście od węgla i znalezienie alternatywnych rozwiązań. Problem nie zniknął, koszty są coraz większe, a nasz wpływ na klimat, na tle Europejskich krajów, jest bardzo duży.
W Wielkiej Brytanii coraz popularniejsze staje się również powolne odchodzenie od tradycyjnych konsultacji społecznych na rzecz współtworzenia („codesign”) i budowania strategicznych relacji partnerskich. Budżety na komunikację z obywatelami rosną, większość dużych projektów zatrudnia dedykowane tylko i wyłącznie temu zadaniu zespoły, powstają ciekawe inicjatywy takie jak centra edukacyjne dla młodych ludzi przy okazji konsultacji społecznych, wirtualne wycieczki uwzględniające lokalne plany, gry planszowe dla interesariuszy, konferencje, wystawy i sponsorowanie lokalnych projektów czy na przykład wykorzystanie renowacji londyńskiego systemu ścieków jako tła do wielkiego projektu artystyczno-historyczno-ekologicznego2. Innymi formami zaangażowania lokalnego, które zasługują większą uwagę (i budżety) jest np. uwzględnianie lokalnych społeczności w strukturach własności / zysków problematycznych dla nich inwestycji czy sponsorowanie innych działań, które przyniosą lokalne korzyści. Takie działania powinny być również konsultowane, aby nie stały się jedynie martwym PR-em, a przyniosły ludziom realną korzyść. Najwięcej można zyskać, gdy mieszkańcy dostają realny wpływ na jakiś element związany z realizacją.
Pociąg do celu zerowych emisji
To wszystko nie zawsze jest możliwe, jednakże ambicja w tym kierunku rośnie z roku na rok. W tym roku w Wielkiej Brytanii planowana jest publikacja państwowej Strategii Partycypacji Publicznej, która będzie obejmować między innymi kwestie współpracy ze społecznościami lokalnymi i grupami marginalizowanymi przy projektach dekarbonizacji, wyzwania związane z siłą roboczą w kluczowych sektorach energii czy specjalne budżety wspierające adopcje nowych, ekologicznych technologii przez obywateli. Czy zawsze to się przełoży na poparcie dla dużych inwestycji wśród lokalnych społeczności? Niekoniecznie, ale każda akcja edukacja społeczeństwo na temat konieczności zmian w obliczu zmiany klimatu to mały krok w kierunku większej narodowej świadomości, która w końcu przełoży się na realną presję polityczną.
Skoro jesteśmy już w tym klimatycznym pociągu, musimy wiedzieć, gdzie i kiedy dojedziemy do celu. Informujmy ludzi o ważności dekarbonizacji, o ich przyszłości, o realnych kosztach, ale jeszcze bardziej realnych zyskach. Podróż klimatyczna to wyzwanie, ale im szybciej dojedziemy do celu, tym więcej zyskamy – lepsze środowisko, tańszą energię, większe bezpieczeństwo energetyczne i lepszą jakość życia dla nas i przyszłych pokoleń.
Olga Mullay
Olga Mullay – warszawianka mieszkająca na stałe na zielonych przedmieściach w Szkocji. Pracuje w biurze Rady Ministrów Wielkiej Brytanii, gdzie zajmuje się strategią, komunikacją i PR. Absolwentka nauk politycznych, interesuje się ekonomicznymi, społecznymi i politycznymi wyzwaniami związanymi z kryzysem klimatycznym.
Przypisy:
1. en.wikipedia.org/wiki/Service_recovery_paradox
2. tideway.london/media/1477/tideway-public-art-strategy-2017.pdf