Rzeź dzików 2.0? PSL-owskie Ministerstwo Rolnictwa idzie śladami Zjednoczonej Prawicy
Kierowane przez polityków PSL Ministerstwo Rolnictwa przedstawiło plan na rozwiązanie kwestii ASF. Miało być nowe otwarcie zgodne z opiniami naukowców i przyrodników, którzy od lat apelowali o zatrzymanie masowych odstrzałów, których skuteczność była bliska zeru i jak dotąd doprowadziły one tylko do rozprzestrzenienia się wirusa. Ich koszt w latach 2019-2023 wyniósł ponad pół miliarda złotych, z czego tylko niewielki procent pochodziło z funduszy unijnych. Reszta była na barkach polskiego podatnika. Tymczasem Ministerstwo Rolnictwa przedłożono dokument, który zapowiada wzmocnienie dotychczasowej szkodliwej strategii. Państwowa Rada Ochrony Przyrody (PROP) opublikowała właśnie miażdżącą analizę tego ministerialnego projektu.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska poprosiło Komisję ds. Ochrony Gatunków Państwowej Rady Ochrony Przyrody o opinię projektu dokumentu przygotowanego przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a zatytułowanego „Krajowy plan działania dotyczący zarządzania populacją dzików w ramach prewencji, kontroli i zwalczania afrykańskiego pomoru świń (ASF)”. Opinia PROP jest zdecydowanie negatywna. Naukowcy wskazują nie tylko na ogromne zagrożenie dla ekosystemów leśnych, ale także na błędy merytoryczne, brak oceny wpływu na środowisko oraz innych podstawowych danych jak choćby mierzalnych celów, uzasadnionych działań, efektywności kosztowej, oceny wykonalności, oceny ryzyka, weryfikacji efektów. Nie znajdziemy tam także niemal żadnych danych ilościowych. Słowem, projekt ten jest „oderwany od wiedzy o demografii populacji dzików i rozprzestrzenianiu się ASF” – czytamy w podsumowaniu opinii.
ASF (z ang. African Swine Fever, dosłownie: afrykańska gorączka świń), to wirus, który w 1921 r. zainfekował świnie sprowadzone z Europy do Kenii. Świnie ze starego kontynentu inaczej niż afrykańskie guźce nie były odporne na chorobę, której cząstki występują obficie w ślinie, kale, moczu i krwi zainfekowanego zwierzęcia. Od końca lat 50. XX w. wirus zbierał żniwo na Półwyspie Iberyjskim. Dopiero od 1998 r. w Portugalii, a od 1999 r. w Hiszpanii nie odnotowano nowych ognisk. Podstawową metodą była rygorystycznie stosowana bioasekuracja, czyli bezwzględne wprowadzenie zabezpieczeń w hodowlach: grodzeń chlewni, dezynfekcji, odzieży ochronnej, ograniczeń wstępu, zabezpieczeń przed gryzoniami.
Do Polski ASF trafił przez Rosję i Białoruś z Gruzji, dokąd z kolei przypłynął na statku ze wschodniej Afryki w 2007 r. Najprawdopodobniej w nielegalnie przewożonym, zamrożonym mięsie wieprzowym. Pierwszy polski przypadek ASF wykryto u świń w lutym 2014 r.
Dzik ofiarny
Mimo że doświadczenia innych krajów, jak i sugestie specjalistów co do środków zaradczych były jednoznaczne: przede wszystkim bioasekuracja, to w Polsce postanowiono wymyślić koło na nowo. Zabrano się za to lekceważąc głos naukowców i wbrew logice. Koło wyszło więc kanciaste, a zatem niefunkcjonalne, bezużyteczne i problematyczne. Choć przecież nawet na chłopski rozum, walka z wirusem przy pomocy strzelby, mogłaby wydać się irracjonalna.
Według polskich władz winny był dzik. Dlatego w ciągu czterech pierwszych lat odstrzelono 1,5 miliona tych zwierząt. Wirus na początku 2019 r. jeszcze nie przekroczył linii Wisły i był obecny tylko na wschodniej ścianie Polski. Dlatego polowania były kontynuowane również w strefach zagrożeń ASF z łamaniem zasad bioasekuracji. Efekt? Po kilku miesiącach wirus przekroczył linię Wisły i znalazł się pod zachodnią granicą Polski w województwie lubuskim. Bilans tych pierwszych czterech lat strzelania do dzików był przerażający. Z trzech ognisk ASF w 2015 r. zrobiło się 263.
Apele ekspertów, że masowe polowania z nagonką spowodują szybsze rozprzestrzenianie się wirusa, trafiały w próżnię. Tak samo jak wyjaśnienia, że dzik jest w stanie przenieść wirus nie dalej niż kilka kilometrów, a minimalizowanie tej odległości jest sprzeczne z organizowaniem zbiorowych łowów. Przede wszystkim zaś zbywane były, wydawałoby się oczywiste wnioski, że to jednak człowiek odpowiedzialny jest za przenoszenie ASF na znaczne odległości i do samych chlewni. Potwierdzały to nagrania z polowań, na których zasady bioasekuracji były łamane nagminnie – wnętrzności chorych dzików walały się po lasach, a wirus na kołach samochodów i butach myśliwych przemierzał setki kilometrów. 10 milionów wydano jak dotąd na odstrzał dzików, brakuje zaś pieniędzy na nadzór inspekcji weterynaryjnych. Wynik? Na skontrolowanych przez NIK gospodarstwach aż 74% nie posiadało wymaganych zabezpieczeń bioasekuracyjnych.
Przez Polskę przetoczyły się fale protestów. Przeciwna była też spora grupa samych myśliwych. Pod petycją przeciwko masowym odstrzałom znalazło się ponad 350 tysięcy podpisów, a apele do polityków wysłało ponad 180 tysięcy osób. Politycy, przynajmniej oficjalnie, zaczęli się wycofywać z przyjętych strategii. Ale polowania trwały nadal. Już wcześniej, za Jana Szyszki, zdjęty został okres ochronny dzików. Za rządów kolejnego ministra środowiska, Henryka Kowalczyka, pojawiały się nagrania z tajnych spotkań, na których podnoszono kwestię używania noktowizorów i tłumików. Polować więc można było na dziki cały rok. W dzień i w nocy.
Tymczasem naukowcy tacy jak dr hab. Krzysztof Szmidt z Instytutu Badań Ssaków PAN, prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, czy profesor nauk weterynaryjnych i autor książki o ASF, Zygmunt Pejsak, dowodzili wielokrotnie, że choć odstrzał redukcyjny bywa konieczny, to w bardzo konkretnych przypadkach i przy zachowaniu ściśle określonych zasad bioasekuracji, dlatego ważniejszy ich zdaniem jest nadzór bierny, czyli wyszukiwanie padłych dzików i ich jak najszybsza utylizacja. Tymczasem zgłaszane przypadki znalezienia dzika czekały czasem kilka, a nawet kilkanaście dni na podjęcie przez odpowiednie służby.
Ustawa naprawcza
W 2021 r. pojawił się projekt ustawy naprawczej przygotowany przez posłanki Koalicji Obywatelskiej, Małgorzatę Tracz z Partii Zieloni oraz Dorotę Niedzielę z Platformy Obywatelskiej.
Państwo polskie poniosło spektakularną porażkę w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa ASF (...). Musimy wypracować skuteczne, oparte na wiedzy naukowej, a nie populizmie i obiegowych opiniach, narzędzia radzenia sobie z chorobami zakaźnymi. Potrzebujemy realnych zmian systemowych, o kompleksowym charakterze, które pozwolą na skuteczne zapobieganie rozprzestrzeniania się takich epidemii w przyszłości. Nasz projekt ustawy naprawczej o ASF takim rozwiązaniem właśnie jest. Mam nadzieję, że marszałek Witek nie włoży go do sejmowej zamrażarki, a podda pod dyskusję na sejmowej komisji rolnictwa. To jest rozwiązanie dobre dla rolników i dla przyrody
– mówiła posłanka Małgorzata Tracz w maju 2021 r.
Projekt ten, wbrew nadziejom posłanki Tracz, trafił do sejmowej zamrażarki. Lecz obecnie, po zmianie władzy, wydawałoby się, że byłaby szansa wrócić do ustaleń ustawy naprawczej i je wdrożyć. Tymczasem otrzymaliśmy projekt znacznie pogarszający istniejące zapisy.
Bilans ostatnich czterech lat (marzec 2019 - luty 2023) to ponad 1 milion 316 tysięcy zabitych dzików. Jaka była skuteczność odstrzałów? Tylko 0,4% ze wszystkich zastrzelonych dzików była zarażona ASF. Z kolei strategia wyszukiwania padłych dzików, którą naukowcy wskazują jako najbardziej efektywną, daje ponad 46% skuteczności.
Nowy-stary projekt
Co zaproponowała nowa władza, a dokładniej minister rolnictwa, Czesław Siekierski z PSL? Kontynuację masowych odstrzałów na terenie całej Polski. 126 tysięcy myśliwych ma dokonać maksymalnej redukcji populacji dzików, bez względu na ich wiek czy płeć. Bez limitów. Ze sprzętem nokto- i termowizyjnym, by można było polować również w nocy. Odstrzał ma być prowadzony dopóty, dopóki „trwać będzie obecność dzików w obwodzie łowieckim”.
Zasięg terytorialny, intensywność, czas trwania i metody prowadzenia odstrzałów wskazują nie tylko na ogromny wpływ ww. planu na populację dzików, lecz także na wszystkie inne elementy ekosystemów, w których będą prowadzone. Tymczasem w planie brak jest jakichkolwiek analiz tego oddziaływania
– piszą w opinii naukowcy z PROP.
Nowy projekt walki z ASF nie podaje ani obecnej liczebności krajowej populacji dzika, ani choćby szacunkowej liczby zastrzelonych w ostatnich czterech latach osobników. Mowa jest jedynie o niesprecyzowanym wzroście populacji. Brak jest również oceny jakie rezultaty przyniosła dotychczasowa strategia, którą PSLowskie Ministerstwo Rolnictwa chce kontynuować. Nie ma więc żadnych przesłanek mówiących o tym, że masowy odstrzał ogranicza rozprzestrzenianie się ASF. Nie założono również mierzalnych celów propozycji projektu. Jak czytamy w opinii PROP:
Plan powinien formułować mierzalne cele odnoszące się do zagęszczeń (lub liczebności) populacji dzika, względnie do tempa wzrostu populacji, albo do wysokości pozyskania łowieckiego (której powinna towarzyszyć ocena aktualnej liczebności populacji). Brak ilościowych, mierzalnych, weryfikowalnych kryteriów realizacji celu Planu jest niezgodny z wymogiem dotyczącym zakresu takiego Planu zawartym w punkcie (g) Aneksu IV do rozporządzenia wykonawczego Komisji (UE) 2023/594”.
Inna rzecz, że wbrew temu, co piszą autorzy projektu, zgodnie ze wspomnianym rozporządzeniem – wszystkie państwa członkowskie UE mają obowiązek ustanowienia krajowego planu działania obejmującego populację dzików na swoim terytorium w celu uniknięcia rozprzestrzeniania się afrykańskiego pomoru świń w UE, ale plany te mogą (i to tylko w razie potrzeby), a nie muszą zawierać działań zmniejszających populację dzików.
Koszty
Projekt nie zawiera kosztów wybranej strategii. Zadanie to za polityków PSL, kierujących Ministerstwem Rolnictwa, odrobili członkowie PROP na podstawie danych z Ministerstwa Rolnictwa. Otóż w latach 2018-2023 średni ryczałt za zabitego dzika wynosił około 400 PLN. A zatem ze Skarbu Państwa za lata 2019-2023 wypłacono myśliwym ok. 526 milionów PLN za odstrzał dzików. Są to szacunki minimalne, które nie biorą pod uwagę konieczności opłacenia weekendowej pracy służb weterynaryjnych oraz wielomilionowych nakładów na zakup i funkcjonowanie chłodni, w których przetrzymywane są zabite zwierzęta do czasu przeprowadzenia badań. Biorąc zaś pod uwagę wspomnianą wyżej skuteczność odstrzału osobników zarażonych ASF (0,4%), wychodzi, że koszt odstrzelenia jednego chorego dzika to 119 tys. PLN.
Można zatem szacować, że realizacja projektu skutkować będzie tylko w 2024 r. odstrzałem ponad 161 tys. dzików w całej Polsce, za co zapłacimy blisko 55 milionów PLN (nie licząc kosztów badań laboratoryjnych, bioasekuracji i utylizacji), z czego tylko 4,5 miliona będzie refundowane z funduszy unijnych.
Brak analizy skuteczności prowadzonych dotąd działań w zestawieniu z ogromnymi kosztami, budzi poważne wątpliwości, co do zasadności wdrożenia zaproponowanego planu.
Plan prezentuje pozbawioną podstaw naukowych aprobatę dotychczasowych działań, połączoną z kolejnym rokiem wydawania publicznych pieniędzy w działania o nieznanej efektywności (...) Biorąc pod uwagę koszty wdrażania Planu oznacza to kontynuację polityki bezwarunkowego – tj. nie obwarowanego wymogiem uzyskania mierzalnego, weryfikowalnego efektu – transferu ogromnych środków publicznych do Polskiego Związku Łowieckiego i jego członków
– podkreśla w swojej opinii PROP.
Projekt, przygotowany przez Ministerstwo Rolnictwa, kierowane przez Czesława Siekierskiego z PSL, wygląda jak prezent dla myśliwych od wiceprezes tej partii, Urszuli Pasławskiej, która od lat związana jest ze środowiskiem łowieckim. Liczymy na to, że Minister Finansów nie pozwoli jednak na wydawanie pieniędzy podtaników na nieskuteczne działania
– komentuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
A może to jednak człowiek?
Nie trzeba być naukowcem, żeby rozumieć, że zdecydowana większość hodowli świń prowadzona jest w zamkniętych chlewniach. Według danych Głównego Inspektoratu Weterynarii, w latach 2019–2023 98% wykrytych ognisk dotyczyła właśnie dużych chlewni, gdzie bezpośrednie zarażenie się świń bezpośrednio od dzika jest niemal niemożliwe.
Mało tego, okazuje się, że transmisja wirusa do chlewni nie ma związku z obecnością czy zagęszczeniem dzików w najbliższej okolicy. Te dane dostępne są również na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii. Wystarczy analiza zamieszczonej tam mapy, żeby zobaczyć, że nowe ogniska ASF stwierdzane u trzody niejednokrotnie występowały w miejscach, wokół których liczba stwierdzeń ASF u dzików była znikoma (np. na północ od Poznania czy w okolicach Chełmna). I odwrotnie, w wielu regionach o stosunkowo dużym nagromadzeniu zarażonych dzików nie stwierdza się ognisk w chlewniach.
Wszystko wskazuje więc na to, że głównym wektorem jest człowiek, a dokładniej niestosowanie zasad bioasekuracji przez osoby, mające bezpośredni kontakt z trzodą chlewną. Równie dużym problemem są myśliwi, którzy, mając kontakt z ciałami chorych dzików, mogą roznosić wirusa na duże odległości.
Przy całej retoryce „wojny z ASF”, paradoksalnym wydaje się rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 8 maja 2023 r. (Dz.U. 2023 poz. 866), które zezwala na odstąpienie m.in. od bioasekuracji gospodarstwom posiadającym świnie w celu produkcji mięsa na własny użytek.
Odnotowano też liczne przypadki niedopełniania obowiązku utylizacji padłych zwierząt hodowlanych. Dane z badań nad dietą oraz badań telemetrycznych prowadzonych na wilkach w Polsce wykazały, że w wielu miejscach znajdowano zwłoki zwierząt hodowlanych porzucone w zagłębieniach terenów, czasem nawet w pobliżu cieków wodnych, czy na obrzeżach pól. Z kolei fragmenty zastrzelonych tusz dzików porzucane były często przez myśliwych w zadrzewieniach na skraju pól, gdzie – o ironio – hoduje się zboża na paszę dla inwentarza (także dla świń).
Kolejnym dowodem na to, że wirusa przenosi człowiek jest też blokada przejść dla zwierząt przeprowadzona przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad na autostradzie A1 w latach 2018-2020. Miało to zatrzymać przemieszczenie się dzików, a więc – zdaniem pomysłodawców – również wirusa do zachodniej Polski. Od tego czasu jednak liczne ogniska ASF pojawiły się także przy samej granicy z Niemcami. Dziki nie przeszły, wirus się przemieścił, ale zdaniem decydentów winny jest oczywiście dzik.
Koszty przyrodnicze
Naukowcy z PROP dowodzą też, że przygotowany projekt ze względu na metody polowań doprowadzi drastycznego spadku zagęszczeń dzików w lasach, gdzie pełnią one bardzo istotne funkcje ekosystemowe.
(...) ograniczenie populacji dzików może znacząco zmniejszyć a nawet wyeliminować zjawisko buchtowania (...), które jest istotnym czynnikiem funkcjonowania niektórych cennych i chronionych ekosystemów leśnych (np. wpływa na różnorodność florystyczną runa grądów, na kompozycję florystyczną i na mozaikę zbiorowisk roślinnych torfowisk alkalicznych, przejściowych i wysokich)
– czytamy w opinii PROP.
Zagrożone są też obszary chronione, ponieważ plan ministra Siekierskiego z PSL, zakłada odstrzał maksymalny, a zatem także w obwodach łowieckich, na których znajdują się obszary Natura 2000. Tym samym jest on niezgodny z minimalnymi wymogami określonymi w załączniku IV do Rozporządzenia 2023/594. Zgodnie z tymi wymogami, elementem planu musi być m.in. „ocena ewentualnego znaczącego negatywnego wpływu polowań na gatunki i siedliska chronione na mocy odpowiednich unijnych przepisów środowiskowych, w tym wymogów ochrony przyrody, określonych w dyrektywach 2009/147/WE i 92/43/EWG, oraz, w razie potrzeby, opis środków zapobiegawczych i łagodzących ograniczających negatywny wpływ na środowisko”. Jak się już możemy domyślać, projekt Ministerstwa Rolnictwa nie zawiera takiej oceny, co z kolei znów nie spełnia wymagań europejskich.
Zmniejszenie populacji dzika należałoby rozpatrywać w także kontekście wpływu na inne gatunki zwierząt. Dziki stanowią ponad 30% pokarmu dla wilków w Polsce, dlatego zaplanowane maksymalne ograniczenie populacji dzików najprawdopodobniej spowoduje zubożenie bazy pokarmowej drapieżników. Z drugiej strony dziki żywią się niektórymi gatunkami owadów, będących zagrożeniem dla drzewostanów leśnych. Redukcja populacji dzików może więc oznaczać większe ryzyko dla drzew.
Wreszcie tak intensywnie prowadzone polowania nie mogą nie pozostać bez wpływu na bezpieczeństwo ludzi. W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z kilkoma wypadkami w czasie polowań, w tym ze skutkami śmiertelnymi. W omawianym projekcie brak jest jednak analizy, w jakich obszarach i miejscach tego typu oddziaływania wystąpią i jaka może być ich skala. To kolejne poważne niedopatrzenie.
Projekt walki z ASF przygotowany przez środowisko PSL, zarządzającego obecnie Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, to powielanie, a nawet umacnianie błędów popełnionych przez poprzednie rządy Zjednoczonej Prawicy. Mamy do czynienia z dokumentem niespełniającym podstawowych kryteriów, jakiegokolwiek projektu. Brak analiz i skuteczności wybranej strategii, brak oceny wpływu na środowisko, w tym na tereny chronione, brak wreszcie kosztorysu masowych odstrzałów, za które zapłacimy my wszyscy. Nie mówiąc już o tym, że głos naukowców i przyrodników, od lat apelujących o zmianę strategii znów jest marginalizowany. A przecież projekt ustawy naprawczej jest gotowy od 2021 r.
– podsumowuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Kontakt dla mediów:
Radosław Ślusarczyk, Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, tel. 660 538 329, suchy@pracownia.org.pl