Intersekcjonalność zasługuje na więcej
Budowa lepszego świata, o który walczy Kolektyw Wilczyce, wymaga przełamania schematów naszych zachowań. Bywa to trudne. Na tym poczuciu dyskomfortu koncentruje się tekst Ryszarda Kulika „Intersekcjonalność” z marcowego numeru „Dzikiego Życia”. Szkoda, bo intersekcjonalność to podejście coraz popularniejsze we współczesnym aktywizmie i zasługuje na głębszą refleksję.
Zamiast niej w tekście Kulika znajdujemy opowieść bazującą na tym, że niezbyt mu się podobało w obozie Wilczyc. Najbardziej doskwierał mu sposób komunikacji, gdyż przebywające tam osoby z zagranicy nie chciały mówić o swoim pochodzeniu. Szkoda, że przed napisaniem felietonu nie dowiedział się, co za tym stoi.
Mimo, że Wilczyce bronią dobra wspólnego jakim jest bieszczadzki pierwotny las, system państwowej opresji może je za to ukarać. Dobrze wiedzą to osoby z Obozu dla Puszczy, którym wytyczono setki spraw sądowych. Nie jest tajemnicą, że koncernowi Lasy Państwowe nie podoba się również „okupacja” lasu w Bieszczadach. Dlatego niektóre Wilczyce nie chcą być łatwo identyfikowane. Nie podają prawdziwych imion, a jeśli są z zagranicy, ukrywają narodowość. Publicyście z tym trudno, biedny publicysta.
Autor słusznie zauważa, że idea intersekcjonalności wyrosła ze sprzeciwu wobec różnego rodzaju dyskryminacji, w tym opartej na płci. Jednak nie dostrzega, że jego chęć swobodnego nazywania „dziewczyn” „dziewczynami” jest właśnie częścią tego mechanizmu dyskryminacji. Dla osób wychowanych w świecie, gdzie każda osoba wyglądająca na dziewczynę jest automatycznie uznawana za dziewczynę (czyli niemal dla wszystkich ludzi), wyjście poza ten schemat nie jest łatwe.
Jednak w polskiej przestrzeni publicznej w tej kwestii wiele się zmieniło w ostatnich latach. Posłanka Anna Grodzka wprowadziła kwestię transpłciowości na salony polityczne. W ostatnie wakacje Margot z kolektywu Stop Bzdurom stała się publiczną twarzą kolejnej odsłony tej walki.
Osoby te zabiegają o możliwość samodzielnego definiowania czy zwracamy się do nich per „on”, „ona” czy „ono” zgodnie z ich głębokimi potrzebami. To, że ktoś wygląda jak dziewczyna, nie oznacza, że na pewno jest dziewczyną czy kobietą. Są wśród nas ludzie, którzy nie identyfikują się ani jako mężczyzna, ani kobieta, lub są w procesie tranzycji i określają się jako osoby przeciwnej płci niż ta jaką nadano im przy urodzeniu. Są też osoby, które poszukują swojej tożsamości płciowej.
Kiedy dla kogoś jest to ważne, odnoszenie się do nich w niewłaściwej formie płciowej, czyli używając nieodpowiedniego rodzaju gramatycznego, może ranić. Niektórzy celowo zadają ból – takie transfobiczne praktyki wobec Margot czy Anny Grodzkiej podejmują prorządowe media, np. „Gazeta Polska” i TVP Info. Jednak w czasopiśmie, które promuje szacunek dla wszystkich istot ubolewanie nad tym, że „dziewczyny” nie można nazwać „dziewczyną” co najmniej zaskakuje.
W dalszej części tekstu Kulika czytamy o tym, że postulaty Wilczyc wychodzące poza ochronę okupowanego lasu, takie jak sprzeciw wobec faszyzmu, kapitalizmu czy patriarchatu są nie na miejscu. To zdecydowanie ciekawsza część artykułu, bo dylematy w tej kwestii to codzienność ruchów społecznych w Polsce. Coraz częściej rozstrzyga się je w stronę obcą autorowi, czyli na rzecz solidarnej walki z różnymi rodzajami opresji niszczącej zarówno człowieka, jak i resztę natury. W czasie jesiennych protestów w obronie praw kobiet wsparcie dla uczestniczek okazały, wcześniej ograniczające się do ochrony klimatu, takie ruchy jak: Extinction Rebellion i Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Greenpeace przy warszawskim Pałacu Kultury wywiesił olbrzymi transparent z czerwoną błyskawicą i napisem „Nie jesteśmy same”. Z kolei alarmy smogowe konsekwentnie trzymają się wyłącznie tematu czystego powietrza. Za tymi strategicznymi wyborami stoją silne przekonania i długie rozmowy. Szkoda, że autor o tym dorobku nie wspomniał.
Wbrew temu co twierdzi Ryszard Kulik nie jest to zjawisko nowe. Na zdjęciach z protestów przeciw budowie zapory w Czorsztynie na początku lat 90. (ważnym wydarzeniu dla polskiego ruchu ekologicznego) zobaczymy pacyfistyczną i anarchistyczną symbolikę. Ruchy społeczne, podobnie jak ludzie, opierają się na wielu wartościach. Nie jest tak, że dla osoby chroniącej przyrodę, wszystkie inne sprawy są nieistotne. I dobrze. Bo ten „dodatkowy” zestaw przekonań jest niezbędnym warunkiem, by opowiedzieć o co nam tak naprawdę chodzi. Na jego podstawie potrafimy wyjść poza ochronę danego kawałka przyrody i opowiedzieć o głębokich przyczynach zniszczenia środowiska naturalnego, a potem wyobrazić sobie i opowiedzieć lepszy świat, o który walczymy. Ta opowieść siłą rzeczy bazuje na naszych wartościach i wychodzi daleko poza ochronę przyrody.
Tej i innych refleksji w tekście zabrakło. Dostaliśmy zestaw krytycznych uwag w temacie, który autor ewidentnie słabo zgłębił. W końcu, jak sam przyznaje, z pojęciem intersekcjonalności zetknął się dopiero w obozie Wilczyc. Zamiast tekstu o intersekcjonalności we współczesnym aktywizmie dostaliśmy kilka wrażeń ze średnio udanej wycieczki.
Piotr Trzaskowski
Piotr Trzaskowski – działacz społeczny. Zainicjował powstanie Akcji Demokracji. Współtworzył Obóz dla Klimatu. Jest członkiem Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i Kooperatywy Spożywczej Dobrze.